29.05.2016

[BLEACH]My heart beats for you [5/X]


  Kobieta ziewnęła i przeciągnęła się. Zdawała sobie sprawę, że przespała znaczną część dnia. Powoli podniosła się. Momentalnie chwyciła się za głowę. Ból był nie do zniesienia.
- Nigdy...więcej – powiedziała do siebie i idąc w kierunku łazienki założyła szlafrok. Spojrzała w lustro. - Twarz zombie...klasyk. - i nabierając wody w dłonie obmyła szybko twarz chcąc się rozbudzić, w końcu dzisiaj miała OFICJALNIE powitać nowych Shinigami, którzy dołączyli do 2 Oddziału. Nieoficjalne przyjęcie powitalne zorganizowano jednak dzień wcześniej i wymknęło się ono nieco spod kontroli. Biorąc chłodny prysznic kobieta rozmyślała ilu rekrutów będzie w stanie stawić się na ceremonii. Delikatnie pocierając gąbką po szczupłych ramionach, udach oraz brzuszku starała się zmyć z siebie oznaki wczorajszej imprezy i stanu do jakiego się doprowadziła. Po raz kolejny, tym razem w myślach powtórzyła sobie, że „nigdy więcej” takich imprez, z których nie zapamięta się nic. Nie miała pojęcia nawet w jaki sposób znalazła się w domu. „Mam nadzieję, że nie obudziłam Yoruichi.” - pomyślała i uniosła brwi. Właśnie dotarło do niej, że Yoruichi była razem z nią przez cała imprezę, a przynajmniej do czasu aż przestała kontaktować. Zakręciła kurek i chwytając ręcznik rozmyślała dalej o wczorajszym dniu. Próbowała posklejać niektóre fakty do kupy, jednak na próżno, ponieważ od momentu w którym wnieśli dodatkowe porcje alkoholu i jedno, ciężkie dębowe krzesło nie pamiętała nic.

-Po co było im to krzesło? - powiedziała zamykając za sobą drzwi. - Hmmm... Może Yoru będzie coś wiedzieć, tylko gdzie ona... - drzwi wolno rozchyliły się i do środka wszedł kot czarnej maści, ze złotymi oczami, które przyglądały się kobiecie. Ta na widok kota zarumieniła się i odwróciła wzrok.
-H-HEJ! - krzyknęła i odskoczyła jak oparzona, gdy naprzeciwko niej pojawiła się fioletowowłosa kobieta, kompletnie naga. - Czy mo... - jednak przerwała, ponieważ Yoruichi wpiła się w jej usta. Soifon ujęła policzek swojej kochanki w dłoń i oddała się pocałunkowi, który trwał jeszcze przez kilka sekund. Gdy Yoruichi wyjęła język z ust drugiej dziewczyny, ta nadal stała oszołomiona z zamkniętymi oczami. „Tyle lat, a Ty nadal jesteś taka słodka, gdy jesteś zakłopotana.” - pomyślała Yoruichi i ubierając spodenki uśmiechnęła się w kierunku kobiety, która zdawała się dochodzić do siebie.
-Yoruichi. - powiedziała cichym głosem Soifon. - Co... co wczoraj się... co wczoraj się wydarzyło? - Fioletowowłosa kończyła ubieranie bluzy. Poprawiając sobie kaptur westchnęła i posłała jej mały uśmieszek. Obie udały się do sypialni, gdzie siadając na łóżku Yoruichi zaczęła swoją opowieść o tym co wydarzyło się wczoraj. Opowiadając to cieszyła się w głębi siebie, że nie piła razem z gośćmi.
- To jeszcze pamiętam. – wtrąciła Soifon – Bardziej zastanawia mnie skąd oni wytrzasnęli to krzesło. Miałam dziwne uczucie, jakbym je już gdzieś widziała. - Yoruichi uśmiechnęła się i ponownie przeszła do objaśniania. W pewnym momencie schowała twarz w dłoniach. Było jej coraz bardziej wstyd za wczorajszą imprezę integracyjną i za to, że Soifon, jako Kapitan 2 Oddziału upiła się jako pierwsza.
 -Nie ma tego złego. Twoi przyszli rekruci są całkiem zwinni wiesz, nikt was nie zauważył, gdy wch...
- JAK TO WAS?! - wtrąciła Soifon, mając też nadzieję, że Yoruichi tylko się przejęzyczyła.
- Hmmm...no was. W sensie Ciebie i czterech albo pięciu nowych, nie pamiętam ilu było ochotników. Z początku chcieli iść wszyscy, cała ferajna. Zrobiliby wszystko, żeby przypodobać się Pani Kapitan. - tutaj przerwała na chwilę, zbliżyła się do Soifon i dała jej całusa w policzek. Kobieta jednak nie zareagowała. Nie mogła uwierzyć, że to ona zorganizowała wyprawę do biura Kapitana Dowódcy, by ukraść krzesło, na którym zwykł przesiadywać.
- Co... co było dalej? - zapytała. Jednak to pytanie przypominało bardziej pytanie retoryczne. Nie chciała poznać odpowiedzi.
- Dalej? Hmmm... Po wybraniu swoich nowo poznanych towarzyszy poszłam z Wami, ale tylko pod pałac. Pocałowałaś mnie i powiedziałaś, że nie pozwolisz, by stało mi się coś złego i dla własnego dobra, powinnam zostać tutaj. - posłała uśmieszek w kierunku Soifon, której poziom rumieńca wykraczał poza wszelkie granice. - Czekałam za Wami jakieś dobre pół godziny. Myślałam, że zasnęliście tam, ale nie. Wrócili bohaterowie, wrócili z panią kapitan na czele, a właściwie to na krześle, na niesionym krześle. Muszę przyznać... miałaś pomysł. Naprawdę nic nie pamiętasz? - Soifon pokiwała przecząco głową i schowała twarz w kolanach. - W końcu wróciliśmy do tawerny. Poszły w ruch kolejne butelki, a Ciebie i Twoje krzesło ustawili na jednym ze stołów. Chciałaś skołować drugie krzesło, dla mnie. Potem poszłam oddzwonić do Urahary, a jak wróciłam po jakiś... nie wiem ile mi tam zeszło... to Ciebie nie było. Myślałam, że poszłaś gdzieś pić ze swoimi świeżo poznanymi towarzyszami misji. Jak oni mieli na imię? Czekaj... jeden miał chyba Tetsu... albo Eizō.
- W każdym razie kawał chłopa, prawie jak Ōmaeda. Przez moment myślałam, że postanowiłaś przekonać się do swojego zastępcy, ale nawet w takim stanie tego nie zrobiłaś. Na szczęście znalazłam Cię z R... - tu Yoruichi przerwała. Uśmiech zniknął z jej twarzy. Soifon natychmiast to zauważyła. Przestraszona spytała:
- Co się stało? Z kim tam byłam?
- Z Rukią. Byłaś z Rukią. - Yoruichi nie wiedziała w jaki sposób mogłaby przekazać swojej dziewczynie, wieść że Rukia została zaatakowana i poważnie ranna.
- To chyba dobrze. Kochanie, co się dzieje? - spytała Soifon patrząc prosto w złote oczy Yoruichi i przysuwając się do niej. Ta nic nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się smutno. Wzięła tylko głęboki wdech i po chwili zaczęła opowiadać to co usłyszała od Kukaku. O tym, że Rukie zaatakowali Łowcy oraz to że Kukaku ją uratowała i teraz ta leży u niej.
- Łowcy Shinigami? - zapytała zdziwiona, lekko trzęsącym się głosem. - Nie wiem o nich za dużo, słyszałam jedynie jak Kapitan Dowódca rozmawiał na temat jednego z nich z Kapitanem 7 Oddziału, Komamurą.
- Jak miał na imię ten Łowca?
- Bunta, ale nie jestem pewna, wiem tylko, że jest to potomek Króla Dusz. - Yoruichi otworzyła szeroko oczy. Nie sądziła, że o tym człowieku mówi nawet sam Kapitan Yamamoto.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Skończyłam trening o 20, jak zazwyczaj je kończę. Byłam padnięta po całym dniu. Marzyłam o prysznicu. Będąc już w połowie drogi do swojego mieszkania na jednej z ulic spotkałam Sasakibe' go. Pamiętasz go?
- Kapitan Soifon – zaczął bez powitania. - Wszechkapitan Cię wzywa. Sprawa pilna.- zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć Chōjirō zniknął. Westchnęłam i zawróciłam do pałacu. Nie uśmiechało mi się to, tym bardziej, że był to okres kiedy my... no wiesz.
Weszłam do przedpokoju Kapitana Dowódcy. Już miałam pukać, gdy nagle usłyszałam, że kapitan nie jest sam. Rozmawiał z kimś.
- … idealny kandydat na posadę kapitana. - oznajmił Kapitan Yamamoto.
- Zatem, dlaczego? Dlaczego wybrał akurat ich? - poznałam ten głos. To był Sajin Komamura. Nie dosłyszałam odpowiedzi Dowódcy. - Wszechkapitanie – ciągnął dalej – Zatem, co możemy zrobić? Jeśli Bunta zaa...
- Nie zrobi tego. - przerwał Kapitan Dowódca – Nie zrobi tego. - powtórzył. Przez chwilę panowała w pokoju cisza. Usłyszałam kilka kroków i ponowny głos Komamury.
- Skąd ta pewność? Bunty nie łączy nic z tym miejscem. Łowcy Shinigami to zwyczajni najemnicy, a nie nasi sprzymierzeńcy. Już samo ich wejście do Soul Society jest ogromnym ryzykiem. Z całym szacunkiem Wszechkapitanie, ale wydanie pozwolenia było bardzo nieprzemyślanym ruchem. Kto poręczy za Buntę, jeśli ktoś zap...?
- Ja poręczę – wzdrygnęłam się lekko kiedy usłyszałam kobiecy głos. To była Unohana. Ze spokojem powtórzyła raz jeszcze swoje słowa. - Nie masz się czego obawiać, mój drogi Komamura.
- Nie mam się czego obawiać? - odparł nieco podniesionym tonem lis. - Zaatakował dzisiaj czterech ludzi z mojego oddziału, łamiąc im kończyny. Nadal uważasz, że nie mam się czego obawiać? - znowu usłyszałam kilka przyśpieszonych kroków po pokoju, to z pewnością był Komamura.
- To jest niemożliwe. - odparła po chwili milczenia Retsu – Bunty nie było dzisiaj w Soul Society. - kroki ucichły i znowu dało się słyszeć zdenerwowany głos lisa:
- Skąd to wiesz, Kapitanie? Przec...
- Byłam razem z nim, Kapitanie Sajin. - dało się wyczuć, że jej ton był wyraźnie cieplejszy. Mimo, że stałam za drzwiami, usłyszałam jęknięcie Komamury.
- Wszech... Wszechkapitanie?
- To prawda, Kapitanie Sajin Komamura. - odpowiedział głos Dowódcy – Gdy Kapitan 4 Oddziału wróciła do pałacu, Łowca Shinigami towarzyszył jej. Kapitanie Unohana – zwrócił się do biorącej udział w rozmowie kobiety – Macie moje błogosławieństwo i zgodę. Mam nadzieję, że Bunta w niekrótkim czasie się tu stawi.
- Oczywiście. Chciałabym przedstawić Bunte na najbliższym zebraniu kapitanów, by każdy miał możliwość poznania Go i wyrażenia swojej opinii. - Komamura prychnął.
- Kapitanie Sajin. - odezwał się Dowódca. - Czy może teraz chciałbyś wyrazić swoją opinię na temat związku i planowanego małżeństwa Kapitana 4 Oddziału, Retsu Unohany z Buntą, Łowcą Shinigami, potomkiem Króla Dusz? - myślałam, że się przesłyszałam. Unohana miała poślubić jednego z Łowców? Jak już mówiłam, nie wiem o nich zbyt wiele, ale gdy tylko zobaczyłam w jakim stanie byli ludzie Komamury zaniemówiłam. Jednego z nich ledwo poznałam. Ale wracając do tematu. Na samym początku wydawało mi się, że ktoś zmusił Unohane do zamążpójścia. Jak to mawiają pozory mylą. Kapitan Komamura ostatecznie stwierdził, że jeśli będzie dzięki temu szczęśliwa to nie może się sprzeciwić. Ostatecznie spotkanie zostało zamknięte. Tydzień po tym wydarzeniu na zebraniu kapitanów Unohana przedstawiła swojego wybranka. Muszę przyznać, że zrobił na mnie wrażenie, czy pozytywne? Nie wiem. Nie potrafię tego określić, ale miał w sobie coś dzięki czemu sprawiał wrażenie człowieka szczęśliwego. Może to właśnie dzięki Unohanie? Nie wiem. W każdym razie... Mogę Ci powiedzieć, że był on bardzo wysokim i potężnym mężczyzną. Tylko Komamura go przewyższał o głowę. Unohana sięgała mu jakoś do łokcia, jeśli mnie pamięć nie myli. Kaptur i maska były jego nierozłączną częścią. Nie mam pojęcia jak wygląda, chyba tylko Unohana to wiedziała. Nosił pelerynę wzorowaną na nasze kapitańskie haori, tyle że była ona koloru brązowego. Złożył pokłon przed Kapitanem Dowódcą, a ten pobłogosławił parę i zgodził się na ich małżeństwo, oficjalnie. Żaden z Kapitanów nie sprzeciwił się. Teraz jak sobie tak myślę, to zastanawiam się czy każdy z nas tak bardzo pragnął szczęścia Unohany czy zwyczajnie nie miał odwagi by się sprzeciwić. Jego wygląd naprawdę wzbudzał respekt i pewną obawę. Wziął na ręce swoją ukochaną, a ta ściągnęła maskę zasłaniającą jego twarz i od razu pocałowała go. I wtedy coś zrozumiałam. Nikt Jej do tego nie zmusił, zwłaszcza, że już wtedy była w ciąży. Wiem, że bardzo chciała mieć chłopca i dziewczynkę. Szkoda... Naprawdę szkoda... Mimo, że Bunta jest bezlitosnym Łowcą to jestem pewna, że musiał to być dla Niego szok i mega cios.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kobieta obróciła ranną Shinigami delikatnie na brzuch, by zmienić jej bandaże na plecach. Zauważyła, że rany w wielu miejscach przestały już krwawić, a niektóre zaczęły już się goić. Uśmiechnęła się, a zarazem trochę zaniepokoiła, ponieważ Rukia w dalszym ciągu nie odzyskiwała przytomności. Jej oddech był cały czas spokojny, jednak w dalszym ciągu nie otwierała oczu. Kobieta ułożyła nieprzytomną wygodnie na boku i opuściła pokój. Zeszła do piwnicy. „Znowu gdzieś wybył.” pomyślała „Akurat gdy byłeś mi potrzebny. Nieważne. Dam sobie radę sama.” Chwytając starą, zakurzoną szafkę, obróciła ją. Mebel wydał z siebie długie, przeciągłe skrzypnięcie. Otworzyła drzwiczki, które pokryte kurzem, niemalże zlewały się z całą resztą. Kurz opadł na ziemię. Wyciągnęła stare dokumenty i pozwijane pergaminy. Kukaku poczuła zapach starości. „Nie wzięłam fajki” pomyślała i skrzywiła się lekko odwiązując sznurek, którym owinięty był stary pergamin. Obejrzała jego zawartość i delikatnie odłożyła. Zrobiła tak jeszcze parę razy, jednak nadal nie mogła znaleźć tego czego szukała. „Chociaż wzmianka, cokolwiek.” Chwyciła plik pożółkłych dokumentów, które razem związane tworzyły książkę. Kobieta zaczęła uważnie przyglądać się owym zapiskom i rysunkom. „To nie. Tu też nie. Tutaj o jakiejś klątwie cieni.” Westchnęła kiedy kolejne zapiski w żaden sposób nie pomogły jej. Zrezygnowana chwyciła kolejny plik. Miał on zaledwie trzy kartki. Na pierwszej stronie widniała twarz mężczyzny, w średnim wieku. Starość dokumentu pozbawiła niektórych detali na portrecie, ale można było śmiało stwierdzić, że był to czarnowłosy człowiek, z blizną na podbródku oraz widocznym zarostem. Spojrzała pod rysunek. „Takeshi Kurosaki znany wcześniej jako Takeshi Shiba. Głowa Głównej Gałęzi Rodu Shiba...”.
- Główna Gałąź? - powiedziała sama do siebie Kukaku poprawiając bandaż na głowie. - Nigdy nie słyszałam o innych rodach Shiba.
„ … objął rządy zaraz po śmierci swojego dziadka. Jego marzeniem było pojednanie się z Boczną Gałęzią Rodu Shiba. Już jako młodzian wykazywał zdolności dowódcze jak i strategiczny umysł. Miał dwóch synów i córkę, która zmarła jako dziecko. Starszy syn nie podzielał jednak entuzjazmu ojca i w nocy z... dokonał okrutnego mordu na członkach Bocznej Gałęzi. Nikt nie przeżył. Wiadomo też, że Takeshi Shiba na wieść o tym przyjął nazwisko Kurosaki i podjął próbę powstrzymania swojego starszego syna. Wyruszył wraz ze swym młodszym synem. Jego zwłoki znaleziono kilka dni później. Prawdopodobnie został zabity przez swojego starszego syna lub też zdradzony przez młodszego. Powiadano, że …” Kukaku zmrużyła oczy jednak nie była w stanie się rozczytać. Odrzuciła na bok kilkukartkową książkę i oparła się o ścianę. „A może mnie okłamał?” ta myśl ponownie przewinęła się przez jej głowę, „Ale z drugiej strony, po co miałby to robić?” Wstała z podłogi i chowając pliki kartek do szafki nakryła ją czymś w rodzaju dużego koca, który leżał w pobliżu. Kawałek starannie zaklejonej koperty wyleciał z niego, jednak Kukaku nie zwróciła na to uwagi i wyszła z piwnicy.
Jej przemyślenia na temat Kaito zostały przerwane delikatnym pukaniem w drzwi. Uniosła głowę i lekko przyspieszyła kroku.
- Cześć Soifon. - powiedziała otwierając drzwi.
- Hej. - odparła z lekkim uśmiechem. - Mogę wejść? - Kukaku zrobiła miejsce dla niższej kobiety. Wiedziała, że ona już wie. Zamknęła za Nią drzwi i sięgnęła fajkę, o której sobie przypomniała. Zaprowadziła dziewczynę Yoruichi na górę, do pokoju, w którym spała Rukia.
- A więc to prawda. - powiedziała półgłosem Soifon siadając na łóżku Rukii i głaskając ją po czarnych włosach. Ręka jej zadrżała. - Dla...dlaczego ona? - Kukaku odpowiedziała tylko milczeniem, a wzrok Soifon ponownie wrócił na nieprzytomną. Uśmiechnęła się delikatnie i przejechała dłonią po zdrowym policzku Rukii. - Odzyskała przytomność? - zapytała po dłuższej chwili milczenia Soifon.
- W nocy lunatykowała. To w-wszystko. - na policzki Kukaku znów wstąpiły rumieńce. Soifon spojrzała na nią i od razu to zauważyła. Kobieta starała się ukryć swoje zmieszanie wymownym kaszlem. - Do tej pory śpi. Soifon? - czarnowłosa kobieta ponownie skierowała wzrok na Kukaku. - Czy mo- możemy porozmawiać? Ale nie tutaj. - Soifon pochyliła się nad Rukią dając jej całusa w chłodne czoło. Wstała z łóżka i opuszczając pokój ostatni raz na nią spojrzała. Schodząc wraz z Kukaku doskonale wiedziała na jaki temat chce z nią rozmawiać.
Soifon skończyła swoją opowieść. Yoruichi oparła się na nodze swojej kochanki, zupełnie tak jak to zrobiła po raz pierwszy, gdy jej dziewczyna była zaledwie nastolatką.

- To prawda. - powiedziała z zamkniętymi oczami fioletowowłosa – Miał prawo być wściekłym. Ale kto mu pozwolił wyżywać się na wszystkich? Nie wydaje mi się, by Rukia mu coś zawiniła. - mówiąc to zacisnęła pięść, tak że syknęła z bólu. Soifon widząc to, od razu chwyciła zaciśniętą dłoń Yoruichi, a sama pochyliła się nad nią i pocałowała w usta. Wiedziała, że tylko w ten sposób jej ukochana się uspokoi.
-  Ciii... już dobrze. - szepnęła Soifon, gdy oderwała się od ust swojej kochanki, która mimowolnie uśmiechnęła się. Westchnęła i powiedziała:
- Kukaku chciała z Tobą porozmawiać. Pamiętasz gdzie mieszka? - Soifon kiwnęła twierdząco głową. Zamyśliła się na chwilę. Z zamyśleń wyrwała ją dopiero Yoruichi, która wykorzystując moment nieuwagi swojej kochanki zsunęła z niej szlafrok. Ta orientując się jak wygląda podskoczyła mocno się rumieniąc, jednak nie zasłaniała swoich małych piersi.
Fioletowowłosa posłała jej szelmowski uśmieszek.
- Dokończymy to jak wrócisz mała zboczona dziewczynko.

Soifon uśmiechnęła się i zarumieniła na tą myśl.
- Hej. Ziemia do Soifon. - z zamyśleń wyrwał ją dźwięczny głos Kukaku, której twarz znajdowała się naprzeciw niej. Krzyknęła i odskoczyła na kilka kroków.
- C-co co t-ty wypraw...wyprawiasz?! - czuła zażenowanie całą tą sytuacją. Kukaku podstawiła jej krzesło i wyjęła z szafki dwa kieliszki.
- Napijesz się? - spytała kobieta.
- NIE! - odpowiedziała szybko i dość głośno Soifon przypominając sobie całą opowieść Yoruichi, ze szczegółami. Kukaku uśmiechnęła się pod nosem i dodała:
- Mam nadzieję, że striptiz się udał.
- Słucham?
- Nie nic, to ja słucham. - mówiąc to nalała lampkę sake. - Zatem...jak to było? - Soifon westchnęła przeciągle.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Reka napieprzała mnie niemiłosiernie. Czy była połamana? Nie wiem. Byłam w takim szoku, że Rukia musiała mnie na siłę stamtąd zabierać. Weszłyśmy do mieszkania. Rukia przez cały ten czas trzymała mnie kurczowo. Dopiero w domu cała złość ze mnie wyparowała. Poczułam smutek, ogromny smutek przez to co zrobiłam. Nie chciałam by Rukia to widziała.
- Hej co powiesz na zakrapiany wieczór? Auuu... - zawyłam kiedy Rukia nastawiła mi ostatni palec u ręki. Nie patrzyła na mnie. Szybko owinęła mi dłoń bandażem, tym samym usztywniając ją. Chciałam TO zapić. To i przy okazji moją głupotę. Wytarłam łzę bólu i pokazałam Rukii gdzie trzymam alkohol.
- Tutaj? - stanęła przy szafce i wskazała na nią palcem. Kiwnęłam twierdząco głową i położyłam się na łóżku. Robiłam wszystko, żeby ból chociaż na chwilę ustał. - Gdzie kieliszki? - przerwała ciszę.
- W trzeciej szafce tam od góry, o tu tu. - odpowiedziałam kiedy Rukia znalazła dobrą szafkę. Kiedy już wszystko przyniosła rozpoczęłyśmy nasz... ekhem... babski wieczór. Sake było polewane na początku w miarę spokojnie. Jednak zauważyłam, że po kilku kieliszkach Rukia miała już lekko czerwone policzki i maślane oczy. Spoglądała cały czas na mnie i uśmiechała się. W sumie wtedy pierwszy raz widziałam jak się uśmiechnęła, a to naprawdę rzadki widok. Przechyliłam kieliszek. Bandaż zaczął powoli zsuwać się z mojej ręki.
- Ban...bandaż – wskazała Rukia i wypuszczając kieliszek z dłoni przysunęła się do mnie. Na szczęście był pusty i upadł na łóżko. Chwyciła delikatnie moją dłoń. Przyglądała się moim zakrwawionym kostkom. - Kochasz ją? - spytała nagle. Nie wiem nawet skąd wytrzasnęła to pytanie, ale zaskoczyła mnie. Wtedy też zdałam sobie sprawę, że alkohol w jakiś tam sposób zaczął działać. Moja lewa dłoń wylądowała na pasie Rukii. Przysunęła się do mnie i ponowiła pytanie. Jej twarz znajdowała się naprzeciw mojej.
- Nie odpowiedziałam jej wtedy, chociaż znałam odpowiedź. Czemu tego nie zrobiłam? Cóż...pewnie się domyślasz. Nie byłam w stanie. W każdym razie Rukia cały czas mi się przyglądała. Jej wzrok...praktycznie śpiący wzrok obserwował mnie, a twarz się śmiała. Przejechałam jej dłonią po plecach. Poczuła to. Jej dłoń powędrowała na ramię. Obliznęła wargi, zupełnie tak, jakby chciała mnie do tego sprowokować. I muszę Ci powiedzieć, że zadziałało.
- Rukia... - zdołałam wyszeptać, a moja dłoń wjechała już w jej włosy. Rukia tylko uśmiechnęła się. - N-nie... mogę. - Próbowałam się uwolnić, ale wtedy mnie zaskoczyła. Chwyciła mnie za nadgarstek i pociągnęła do siebie w taki sposób, że swoimi ustami przykleiłam się do jej. Rumieniec zalał cała moją twarz, zresztą...trochę mnie już poznałaś i pewnie nieraz Yoru o tym mówiła. Co było dalej? Próbowałam to przerwać. Naprawdę nie chciałam tego robić, szarpałam się. Aż w końcu uderzyłam prawą ręka w kolano Rukii. Ból był nie do opisania. Wydarłam się. Rukia podskoczyła i zdawało mi się, że na moment wytrzeźwiała.
- Prze- przeraszam – wydukała i dość nieudolnie chciała mi owinąć rękę bandażem. Widać było, że musiało to do niej dotrzeć. Też miała czerwone policzki i ten... no... przez strój były widoczne jej... Nieważne, w każdym razie po kilku minutach opatrzyła mi rękę i był mały problem, ponieważ miałam jedno łóżko, na którym piłyśmy, a nie chciałam puszczać jej w takim stanie do domu. Nalałam sobie ostatni kieliszek i zabrałam się za ścielenie łóżka. Wolałam to zrobić zanim ten ostatni kieliszek zacznie działać. W końcu się udało, progres. Rozglądam się po pokoju, a Rukia ubiera buty i chce wychodzić. Wtedy ja dałam popis, użyłam Shunpo... tak użyłam Shunpo, tylko po to by wyrżnąć w ścianę. Czego to człowiek nie wymyśli po alkoholu.
- W po-posssszzządku? - mówiąc to podeszła do mnie chwiejnym krokiem, z jej pomocą wstałam i udałam się do łóżka. Gdy już chciała iść to ja chwyciłam ją za rękę i zaproponowałam czy nie chce tu spać. Odwróciła wzrok. Pewnie znowu się zaczerwieniła. Jest podobna do mnie w tych sprawach, bez dyskusji.
- Obudziłam się. Nie pamiętam która była godzina, ale zauważyłam, że Rukii obok mnie już nie było. Miałam nadzieję, że spotkamy się w pałacu, ale nigdzie jej nie było. „Może wysłano ją na misję?” pomyślałam. Minęły trzy dni, a ona w dalszym ciągu się nie pokazywała. Przepadła. Może wtedy nie przyjaźniłyśmy się jakoś mocno, ale zaczęłam się martwić. Nie chciałam pytać pierwszego lepszego Shinigami, dlatego poszłam prosto do Byakuya' i. Zapukałam kilka razy. Bez odpowiedzi. Znowu. W końcu usłyszałam zbliżające się kroki i powolne otwarcie drzwi. Jak zwykle mu się nie spieszyło.
- Słucham. - nie znam drugiego tak „radosnego” człowieka. Czułam w sobie, że raczej niczego się nie dowiem.
- Szukam... szukam Twojej siostry, Kapitanie Kuchiki. Zastałam ją może? - Zamknął oczy i nic nie odpowiedział. Ta cisza mnie trochę krępowała.
- Tak. - odparł po dłuższej chwili. - Dlaczego chcesz ją zobaczyć? - to pytania mnie trochę zatkało. Byakuya sprawiał wrażenie jakby coś wiedział. Nie powiedziałam, że chce się z nią zobaczyć, a mimo wszystko od razu to zasugerował.
- Nie było jej od kilku dni w pałacu. - odparłam i chciałam, żeby nie brzmiało to dziwnie.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. - oczy Byakuya' i nadal pozostawały zamknięte. - Dlaczego chcesz się zobaczyć z Rukią? - wiercił mi cały czas dziurę w brzuchu, a ja nie wiedziałam co mu powiedzieć. „A wiesz, parę dni do tyłu tylko całowałam się z Twoją siostrą. Nic wielkiego.”
- Troszczę się o nią, jak o przyjaciółkę.
- Nie przypominam sobie, żebyście się przyjaźniły. Rukia nie ma przyjaciół. - Cholerny dupek, pomyślałam. Nie wiem czy czerpie z tego satysfakcję czy mu za to płacą.
- Będę mogła się z nią zobaczyć DZISIAJ? - nie wytrzymywałam już, swoim spokojem mógłby wyprowadzić każdego z równowagi. Nie odpowiedział nic, tylko zrobił przejście w drzwiach. Gdy go minęłam powiedział:
- Nie skrzywdź jej. To nie Yoruichi. - teraz miałam pewność, że wiedział. Wiedział o wszystkim, nie wiem skąd. Nie sądzę jednak, żeby Rukia się wygadała.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz. - odparłam Chciałam, żeby mój ton był tak samo pozbawiony emocji jak ton Byakua' i. Z tą odpowiedzią go zostawiłam i...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Soifon przerwała, gdy zorientowała się, że Kukaku śpi. Zirytowana westchnęła. „Cała Kukaku” pomyślała i robiąc „BUUU” spowodowała, że kobieta wylądowała na ziemi. Masując obolały tyłek wstała i z grymasem na twarzy powiedziała:
- Co Ty wyprawiasz?
- Przepraszam, że przeszkodziłam w drzemce, ale zdaje się, że chciałaś się coś o niej dowiedzieć. - odparła oburzonym tonem Soifon krzyżując ręce na piersiach. Kukaku poprawiła bandaż na głowie.
- No i mam już to co chciałam. Od tamtego momentu się z nią zaprzyjaźniłaś, prawda? - Soifon nic nie odpowiedziała, Kukaku miała rację. Wcześniej, nigdy nie rozmawiała z Rukią bez okazji, a jeśli już to robiła to było to w relacji Kapitan – Shinigami. Shiba uznała milczenie za zgodę. Podnosząc fotel i ustawiając go usiadła na nim, mocno zaciągając się fajką. „Czyli po alkoholu. Ciekawe.”
- Powiedz – zaczęła Kukaku nie patrząc na dziewczynę Yoruichi – Czy Rukia... ma kogoś? To znac...
- Tego nie wiem. Wydaje mi się, że nie, ale nie jestem pewna. Musisz się jej o to zapytać. - Soifon podeszła do okna. - Kukaku – kobieta spojrzała na nią. - Bądź ostrożna.
- Hmmm? - Kukaku była zaskoczona, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę co Pani Kapitan ma na myśli.
- Nie udawaj, że nie wiesz. Dlaczego akurat ona? Dlaczego Rukia? - mówiąc to spojrzała na czarnowłosą kobietę, która nalała sobie kieliszek sake.
- Zdrowie – powiedziała i przechyliła go. Z lekkim grymasem na twarzy oznajmiła:
- Mam cholerną słabość do niskich kobiet. - Soifon prychnęła z oburzeniem. „I to wszystko?” pomyślała. - To wszystko. - zdawać by się mogło, że kobieta odpowiedziała na myśl Soifon, która na zakończenie stwierdziła, że powiedziała jej wszystko co wie i nie ma zamiaru powtarzać opowieści, skoro Kukaku przy niej zasypia. Ta tylko roześmiała się i pożegnała kobietę. „Niestety Soifon, tego nie mogłam Ci powiedzieć.”pomyślała Kukaku idąc po schodach „ONA mi kogoś przypomina. Tak, jakbym już ją znała, a ONA znała mnie i była przy mnie. Ze mną. Szczęśliwa.” Drzwi z cichym skrzypnięciem uchyliły się. Kukaku wsunęła głowę do środka i zauważyła, że Rukia siedzi na łóżku. „W końcu” pomyślała Kukaku i uśmiechnęła się.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz