Kobieta ziewnęła i przeciągnęła
się. Zdawała sobie sprawę, że przespała znaczną część dnia.
Powoli podniosła się. Momentalnie chwyciła się za głowę. Ból
był nie do zniesienia.
- Nigdy...więcej – powiedziała
do siebie i idąc w kierunku łazienki założyła szlafrok.
Spojrzała w lustro. - Twarz zombie...klasyk. - i nabierając wody w
dłonie obmyła szybko twarz chcąc się rozbudzić, w końcu
dzisiaj miała OFICJALNIE powitać nowych Shinigami, którzy
dołączyli do 2 Oddziału. Nieoficjalne przyjęcie powitalne
zorganizowano jednak dzień wcześniej i wymknęło się ono nieco
spod kontroli. Biorąc chłodny prysznic kobieta rozmyślała ilu
rekrutów będzie w stanie stawić się na ceremonii. Delikatnie
pocierając gąbką po szczupłych ramionach, udach oraz brzuszku
starała się zmyć z siebie oznaki wczorajszej imprezy i stanu do
jakiego się doprowadziła. Po raz kolejny, tym razem w myślach
powtórzyła sobie, że „nigdy więcej” takich imprez, z których
nie zapamięta się nic. Nie miała pojęcia nawet w jaki sposób
znalazła się w domu. „Mam nadzieję, że nie obudziłam
Yoruichi.” - pomyślała i uniosła brwi. Właśnie dotarło do
niej, że Yoruichi była razem z nią przez cała imprezę, a
przynajmniej do czasu aż przestała kontaktować. Zakręciła kurek
i chwytając ręcznik rozmyślała dalej o wczorajszym dniu.
Próbowała posklejać niektóre fakty do kupy, jednak na próżno,
ponieważ od momentu w którym wnieśli dodatkowe porcje alkoholu i
jedno, ciężkie dębowe krzesło nie pamiętała nic.
-Po co było im to krzesło? -
powiedziała zamykając za sobą drzwi. - Hmmm... Może Yoru będzie
coś wiedzieć, tylko gdzie ona... - drzwi wolno rozchyliły się i
do środka wszedł kot czarnej maści, ze złotymi oczami, które
przyglądały się kobiecie. Ta na widok kota zarumieniła się i
odwróciła wzrok.
-H-HEJ! - krzyknęła i odskoczyła
jak oparzona, gdy naprzeciwko niej pojawiła się fioletowowłosa
kobieta, kompletnie naga. - Czy mo... - jednak przerwała, ponieważ
Yoruichi wpiła się w jej usta. Soifon ujęła policzek swojej
kochanki w dłoń i oddała się pocałunkowi, który trwał jeszcze
przez kilka sekund. Gdy Yoruichi wyjęła język z ust drugiej
dziewczyny, ta nadal stała oszołomiona z zamkniętymi oczami.
„Tyle lat, a Ty nadal jesteś taka słodka, gdy jesteś
zakłopotana.” - pomyślała Yoruichi i ubierając spodenki
uśmiechnęła się w kierunku kobiety, która zdawała się
dochodzić do siebie.
-Yoruichi. - powiedziała cichym
głosem Soifon. - Co... co wczoraj się... co wczoraj się
wydarzyło? - Fioletowowłosa kończyła ubieranie bluzy.
Poprawiając sobie kaptur westchnęła i posłała jej mały
uśmieszek. Obie udały się do sypialni, gdzie siadając na łóżku
Yoruichi zaczęła swoją opowieść o tym co wydarzyło się
wczoraj. Opowiadając to cieszyła się w głębi siebie, że nie
piła razem z gośćmi.
- To jeszcze pamiętam. – wtrąciła
Soifon – Bardziej zastanawia mnie skąd oni wytrzasnęli to
krzesło. Miałam dziwne uczucie, jakbym je już gdzieś widziała.
- Yoruichi uśmiechnęła się i ponownie przeszła do objaśniania.
W pewnym momencie schowała twarz w dłoniach. Było jej coraz
bardziej wstyd za wczorajszą imprezę integracyjną i za to, że
Soifon, jako Kapitan 2 Oddziału upiła się jako pierwsza.
-Nie ma tego złego. Twoi przyszli
rekruci są całkiem zwinni wiesz, nikt was nie zauważył, gdy
wch...
- JAK TO WAS?! - wtrąciła Soifon,
mając też nadzieję, że Yoruichi tylko się przejęzyczyła.
- Hmmm...no was. W sensie Ciebie i
czterech albo pięciu nowych, nie pamiętam ilu było ochotników. Z
początku chcieli iść wszyscy, cała ferajna. Zrobiliby wszystko,
żeby przypodobać się Pani Kapitan. - tutaj przerwała na chwilę,
zbliżyła się do Soifon i dała jej całusa w policzek. Kobieta
jednak nie zareagowała. Nie mogła uwierzyć, że to ona
zorganizowała wyprawę do biura Kapitana Dowódcy, by ukraść
krzesło, na którym zwykł przesiadywać.
- Co... co było dalej? - zapytała.
Jednak to pytanie przypominało bardziej pytanie retoryczne. Nie
chciała poznać odpowiedzi.
- Dalej? Hmmm... Po wybraniu swoich
nowo poznanych towarzyszy poszłam z Wami, ale tylko pod pałac.
Pocałowałaś mnie i powiedziałaś, że nie pozwolisz, by stało
mi się coś złego i dla własnego dobra, powinnam zostać tutaj. -
posłała uśmieszek w kierunku Soifon, której poziom rumieńca
wykraczał poza wszelkie granice. - Czekałam za Wami jakieś dobre
pół godziny. Myślałam, że zasnęliście tam, ale nie. Wrócili
bohaterowie, wrócili z panią kapitan na czele, a właściwie to na
krześle, na niesionym krześle. Muszę przyznać... miałaś
pomysł. Naprawdę nic nie pamiętasz? - Soifon pokiwała przecząco
głową i schowała twarz w kolanach. - W końcu wróciliśmy do
tawerny. Poszły w ruch kolejne butelki, a Ciebie i Twoje krzesło
ustawili na jednym ze stołów. Chciałaś skołować drugie
krzesło, dla mnie. Potem poszłam oddzwonić do Urahary, a jak
wróciłam po jakiś... nie wiem ile mi tam zeszło... to Ciebie nie
było. Myślałam, że poszłaś gdzieś pić ze swoimi świeżo
poznanymi towarzyszami misji. Jak oni mieli na imię? Czekaj...
jeden miał chyba Tetsu... albo Eizō.
- W każdym razie kawał chłopa, prawie
jak Ōmaeda. Przez moment myślałam, że postanowiłaś przekonać
się do swojego zastępcy, ale nawet w takim stanie tego nie
zrobiłaś. Na szczęście znalazłam Cię z R... - tu Yoruichi
przerwała. Uśmiech zniknął z jej twarzy. Soifon natychmiast to
zauważyła. Przestraszona spytała:
- Co się stało? Z kim tam byłam?
- Z Rukią. Byłaś z Rukią. -
Yoruichi nie wiedziała w jaki sposób mogłaby przekazać swojej
dziewczynie, wieść że Rukia została zaatakowana i poważnie
ranna.
- To chyba dobrze. Kochanie, co się
dzieje? - spytała Soifon patrząc prosto w złote oczy Yoruichi i
przysuwając się do niej. Ta nic nie odpowiedziała, tylko
uśmiechnęła się smutno. Wzięła tylko głęboki wdech i po
chwili zaczęła opowiadać to co usłyszała od Kukaku. O tym, że Rukie zaatakowali Łowcy
oraz to że Kukaku ją uratowała i teraz ta leży u niej.
- Łowcy Shinigami? - zapytała
zdziwiona, lekko trzęsącym się głosem. - Nie wiem o nich za
dużo, słyszałam jedynie jak Kapitan Dowódca rozmawiał na temat
jednego z nich z Kapitanem 7 Oddziału, Komamurą.
- Jak miał na imię ten Łowca?
- Bunta, ale nie jestem pewna, wiem tylko, że jest to potomek Króla
Dusz. - Yoruichi otworzyła szeroko oczy. Nie sądziła, że o tym
człowieku mówi nawet sam Kapitan Yamamoto.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Skończyłam trening o 20, jak
zazwyczaj je kończę. Byłam padnięta po całym dniu. Marzyłam o
prysznicu. Będąc już w połowie drogi do swojego mieszkania na
jednej z ulic spotkałam Sasakibe' go. Pamiętasz go?
- Kapitan Soifon – zaczął bez
powitania. - Wszechkapitan Cię wzywa. Sprawa pilna.- zanim zdążyłam
cokolwiek powiedzieć Chōjirō zniknął. Westchnęłam i
zawróciłam do pałacu. Nie uśmiechało mi się to, tym bardziej,
że był to okres kiedy my... no wiesz.
Weszłam do przedpokoju Kapitana
Dowódcy. Już miałam pukać, gdy nagle usłyszałam, że kapitan
nie jest sam. Rozmawiał z kimś.
- … idealny kandydat na posadę
kapitana. - oznajmił Kapitan Yamamoto.
- Zatem, dlaczego? Dlaczego wybrał
akurat ich? - poznałam ten głos. To był Sajin Komamura. Nie
dosłyszałam odpowiedzi Dowódcy. - Wszechkapitanie – ciągnął
dalej – Zatem, co możemy zrobić? Jeśli Bunta zaa...
- Nie zrobi tego. - przerwał
Kapitan Dowódca – Nie zrobi tego. - powtórzył. Przez chwilę
panowała w pokoju cisza. Usłyszałam kilka kroków i ponowny głos
Komamury.
- Skąd ta pewność? Bunty nie
łączy nic z tym miejscem. Łowcy Shinigami to zwyczajni najemnicy,
a nie nasi sprzymierzeńcy. Już samo ich wejście do Soul Society
jest ogromnym ryzykiem. Z całym szacunkiem Wszechkapitanie, ale
wydanie pozwolenia było bardzo nieprzemyślanym ruchem. Kto poręczy
za Buntę, jeśli ktoś zap...?
- Ja poręczę – wzdrygnęłam się
lekko kiedy usłyszałam kobiecy głos. To była Unohana. Ze
spokojem powtórzyła raz jeszcze swoje słowa. - Nie masz się
czego obawiać, mój drogi Komamura.
- Nie mam się czego obawiać? -
odparł nieco podniesionym tonem lis. - Zaatakował dzisiaj czterech
ludzi z mojego oddziału, łamiąc im kończyny. Nadal uważasz, że
nie mam się czego obawiać? - znowu usłyszałam kilka
przyśpieszonych kroków po pokoju, to z pewnością był Komamura.
- To jest niemożliwe. - odparła po
chwili milczenia Retsu – Bunty nie było dzisiaj w Soul Society. -
kroki ucichły i znowu dało się słyszeć zdenerwowany głos lisa:- Skąd to wiesz, Kapitanie? Przec...
- Byłam razem z nim, Kapitanie Sajin. - dało się wyczuć, że jej ton był wyraźnie cieplejszy. Mimo, że stałam za drzwiami, usłyszałam jęknięcie Komamury.
- Wszech... Wszechkapitanie?
- To prawda, Kapitanie Sajin Komamura. - odpowiedział głos Dowódcy – Gdy Kapitan 4 Oddziału wróciła do pałacu, Łowca Shinigami towarzyszył jej. Kapitanie Unohana – zwrócił się do biorącej udział w rozmowie kobiety – Macie moje błogosławieństwo i zgodę. Mam nadzieję, że Bunta w niekrótkim czasie się tu stawi.
- Oczywiście. Chciałabym przedstawić Bunte na najbliższym zebraniu kapitanów, by każdy miał możliwość poznania Go i wyrażenia swojej opinii. - Komamura prychnął.
- Kapitanie Sajin. - odezwał się
Dowódca. - Czy może teraz chciałbyś wyrazić swoją opinię na
temat związku i planowanego małżeństwa Kapitana 4 Oddziału,
Retsu Unohany z Buntą, Łowcą Shinigami, potomkiem Króla Dusz? -
myślałam, że się przesłyszałam. Unohana miała poślubić
jednego z Łowców? Jak już mówiłam, nie wiem o nich zbyt wiele,
ale gdy tylko zobaczyłam w jakim stanie byli ludzie Komamury
zaniemówiłam. Jednego z nich ledwo poznałam. Ale wracając do
tematu. Na samym początku wydawało mi się, że ktoś zmusił
Unohane do zamążpójścia. Jak to mawiają pozory mylą. Kapitan
Komamura ostatecznie stwierdził, że jeśli będzie dzięki temu
szczęśliwa to nie może się sprzeciwić. Ostatecznie spotkanie
zostało zamknięte. Tydzień po tym wydarzeniu na zebraniu
kapitanów Unohana przedstawiła swojego wybranka. Muszę przyznać,
że zrobił na mnie wrażenie, czy pozytywne? Nie wiem. Nie potrafię
tego określić, ale miał w sobie coś dzięki czemu sprawiał
wrażenie człowieka szczęśliwego. Może to właśnie dzięki
Unohanie? Nie wiem. W każdym razie... Mogę Ci powiedzieć, że był on bardzo wysokim
i potężnym mężczyzną. Tylko Komamura go przewyższał o głowę.
Unohana sięgała mu jakoś do łokcia, jeśli mnie pamięć nie
myli. Kaptur i maska były jego nierozłączną częścią. Nie mam
pojęcia jak wygląda, chyba tylko Unohana to wiedziała. Nosił
pelerynę wzorowaną na nasze kapitańskie haori, tyle że była ona
koloru brązowego. Złożył pokłon przed Kapitanem Dowódcą, a
ten pobłogosławił parę i zgodził się na ich małżeństwo,
oficjalnie. Żaden z Kapitanów nie sprzeciwił się. Teraz jak
sobie tak myślę, to zastanawiam się czy każdy z nas tak bardzo
pragnął szczęścia Unohany czy zwyczajnie nie miał odwagi by się
sprzeciwić. Jego wygląd naprawdę wzbudzał respekt i pewną
obawę. Wziął na ręce swoją ukochaną, a ta ściągnęła maskę
zasłaniającą jego twarz i od razu pocałowała go. I wtedy coś
zrozumiałam. Nikt Jej do tego nie zmusił, zwłaszcza, że już
wtedy była w ciąży. Wiem, że bardzo chciała mieć chłopca i
dziewczynkę. Szkoda... Naprawdę szkoda... Mimo, że Bunta jest
bezlitosnym Łowcą to jestem pewna, że musiał to być dla Niego
szok i mega cios.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kobieta obróciła ranną Shinigami
delikatnie na brzuch, by zmienić jej bandaże na plecach. Zauważyła,
że rany w wielu miejscach przestały już krwawić, a niektóre
zaczęły już się goić. Uśmiechnęła się, a zarazem trochę
zaniepokoiła, ponieważ Rukia w dalszym ciągu nie odzyskiwała
przytomności. Jej oddech był cały czas spokojny, jednak w dalszym
ciągu nie otwierała oczu. Kobieta ułożyła nieprzytomną wygodnie
na boku i opuściła pokój. Zeszła do piwnicy. „Znowu gdzieś
wybył.” pomyślała „Akurat gdy byłeś mi potrzebny. Nieważne.
Dam sobie radę sama.” Chwytając starą, zakurzoną szafkę,
obróciła ją. Mebel wydał z siebie długie, przeciągłe
skrzypnięcie. Otworzyła drzwiczki, które pokryte kurzem, niemalże
zlewały się z całą resztą. Kurz opadł na ziemię. Wyciągnęła
stare dokumenty i pozwijane pergaminy. Kukaku poczuła zapach
starości. „Nie wzięłam fajki” pomyślała i skrzywiła się
lekko odwiązując sznurek, którym owinięty był stary pergamin.
Obejrzała jego zawartość i delikatnie odłożyła. Zrobiła tak
jeszcze parę razy, jednak nadal nie mogła znaleźć tego czego
szukała. „Chociaż wzmianka, cokolwiek.” Chwyciła plik
pożółkłych dokumentów, które razem związane tworzyły książkę.
Kobieta zaczęła uważnie przyglądać się owym zapiskom i
rysunkom. „To nie. Tu też nie. Tutaj o jakiejś klątwie cieni.”
Westchnęła kiedy kolejne zapiski w żaden sposób nie pomogły jej.
Zrezygnowana chwyciła kolejny plik. Miał on zaledwie trzy kartki.
Na pierwszej stronie widniała twarz mężczyzny, w średnim wieku.
Starość dokumentu pozbawiła niektórych detali na portrecie, ale
można było śmiało stwierdzić, że był to czarnowłosy człowiek,
z blizną na podbródku oraz widocznym zarostem. Spojrzała pod
rysunek. „Takeshi Kurosaki znany wcześniej jako Takeshi Shiba.
Głowa Głównej Gałęzi Rodu Shiba...”.
- Główna Gałąź? - powiedziała
sama do siebie Kukaku poprawiając bandaż na głowie. - Nigdy nie słyszałam o innych
rodach Shiba.
„ … objął rządy zaraz po śmierci
swojego dziadka. Jego marzeniem było pojednanie się z Boczną
Gałęzią Rodu Shiba. Już jako młodzian wykazywał zdolności
dowódcze jak i strategiczny umysł. Miał dwóch synów i córkę,
która zmarła jako dziecko. Starszy syn nie podzielał jednak
entuzjazmu ojca i w nocy z... dokonał okrutnego mordu na członkach
Bocznej Gałęzi. Nikt nie przeżył. Wiadomo też, że Takeshi Shiba
na wieść o tym przyjął nazwisko Kurosaki i podjął próbę
powstrzymania swojego starszego syna. Wyruszył wraz ze swym młodszym
synem. Jego zwłoki znaleziono kilka dni później. Prawdopodobnie
został zabity przez swojego starszego syna lub też zdradzony przez
młodszego. Powiadano, że …” Kukaku zmrużyła oczy jednak nie
była w stanie się rozczytać. Odrzuciła na bok kilkukartkową
książkę i oparła się o ścianę. „A może mnie okłamał?”
ta myśl ponownie przewinęła się przez jej głowę, „Ale z
drugiej strony, po co miałby to robić?” Wstała z podłogi i
chowając pliki kartek do szafki nakryła ją czymś w rodzaju dużego
koca, który leżał w pobliżu. Kawałek starannie zaklejonej
koperty wyleciał z niego, jednak Kukaku nie zwróciła na to uwagi i
wyszła z piwnicy.
Jej przemyślenia na temat Kaito
zostały przerwane delikatnym pukaniem w drzwi. Uniosła głowę i
lekko przyspieszyła kroku.
- Cześć Soifon. - powiedziała
otwierając drzwi.
- Hej. - odparła z lekkim
uśmiechem. - Mogę wejść? - Kukaku zrobiła miejsce dla niższej
kobiety. Wiedziała, że ona już wie. Zamknęła za Nią drzwi i
sięgnęła fajkę, o której sobie przypomniała. Zaprowadziła
dziewczynę Yoruichi na górę, do pokoju, w którym spała Rukia.
- A więc to prawda. - powiedziała
półgłosem Soifon siadając na łóżku Rukii i głaskając ją po
czarnych włosach. Ręka jej zadrżała. - Dla...dlaczego ona? -
Kukaku odpowiedziała tylko milczeniem, a wzrok Soifon ponownie
wrócił na nieprzytomną. Uśmiechnęła się delikatnie i
przejechała dłonią po zdrowym policzku Rukii. - Odzyskała
przytomność? - zapytała po dłuższej chwili milczenia Soifon.
- W nocy lunatykowała. To
w-wszystko. - na policzki Kukaku znów wstąpiły rumieńce. Soifon
spojrzała na nią i od razu to zauważyła. Kobieta starała się
ukryć swoje zmieszanie wymownym kaszlem. - Do tej pory śpi.
Soifon? - czarnowłosa kobieta ponownie skierowała wzrok na Kukaku.
- Czy mo- możemy porozmawiać? Ale nie tutaj. - Soifon pochyliła
się nad Rukią dając jej całusa w chłodne czoło. Wstała z
łóżka i opuszczając pokój ostatni raz na nią spojrzała.
Schodząc wraz z Kukaku doskonale wiedziała na jaki temat chce z
nią rozmawiać.
Soifon skończyła swoją opowieść.
Yoruichi oparła się na nodze swojej kochanki, zupełnie tak jak to
zrobiła po raz pierwszy, gdy jej dziewczyna była zaledwie
nastolatką.
- To prawda. - powiedziała z
zamkniętymi oczami fioletowowłosa – Miał prawo być wściekłym.
Ale kto mu pozwolił wyżywać się na wszystkich? Nie wydaje mi
się, by Rukia mu coś zawiniła. - mówiąc to zacisnęła pięść,
tak że syknęła z bólu. Soifon widząc to, od razu chwyciła
zaciśniętą dłoń Yoruichi, a sama pochyliła się nad nią i
pocałowała w usta. Wiedziała, że tylko w ten sposób jej
ukochana się uspokoi.
- Ciii... już dobrze. - szepnęła
Soifon, gdy oderwała się od ust swojej kochanki, która mimowolnie
uśmiechnęła się. Westchnęła i powiedziała:
- Kukaku chciała z Tobą
porozmawiać. Pamiętasz gdzie mieszka? - Soifon kiwnęła
twierdząco głową. Zamyśliła się na chwilę. Z zamyśleń
wyrwała ją dopiero Yoruichi, która wykorzystując moment nieuwagi
swojej kochanki zsunęła z niej szlafrok. Ta orientując się jak
wygląda podskoczyła mocno się rumieniąc, jednak nie zasłaniała
swoich małych piersi.
Fioletowowłosa posłała jej
szelmowski uśmieszek.
- Dokończymy to jak wrócisz mała
zboczona dziewczynko.
Soifon uśmiechnęła się i
zarumieniła na tą myśl.
- Hej. Ziemia do Soifon. - z
zamyśleń wyrwał ją dźwięczny głos Kukaku, której twarz
znajdowała się naprzeciw niej. Krzyknęła i odskoczyła na kilka
kroków.
- C-co co t-ty wypraw...wyprawiasz?!
- czuła zażenowanie całą tą sytuacją. Kukaku podstawiła jej
krzesło i wyjęła z szafki dwa kieliszki.
- Napijesz się? - spytała kobieta.
- NIE! - odpowiedziała szybko i
dość głośno Soifon przypominając sobie całą opowieść
Yoruichi, ze szczegółami. Kukaku uśmiechnęła się pod nosem i
dodała:
- Mam nadzieję, że striptiz się
udał.
- Słucham?
- Nie nic, to ja słucham. - mówiąc to nalała lampkę sake. -
Zatem...jak to było? - Soifon westchnęła przeciągle.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Reka napieprzała mnie niemiłosiernie.
Czy była połamana? Nie wiem. Byłam w takim szoku, że Rukia
musiała mnie na siłę stamtąd zabierać. Weszłyśmy do
mieszkania. Rukia przez cały ten czas trzymała mnie kurczowo.
Dopiero w domu cała złość ze mnie wyparowała. Poczułam smutek,
ogromny smutek przez to co zrobiłam. Nie chciałam by Rukia to
widziała.
- Hej co powiesz na zakrapiany
wieczór? Auuu... - zawyłam kiedy Rukia nastawiła mi ostatni palec
u ręki. Nie patrzyła na mnie. Szybko owinęła mi dłoń bandażem,
tym samym usztywniając ją. Chciałam TO zapić. To i przy okazji
moją głupotę. Wytarłam łzę bólu i pokazałam Rukii gdzie
trzymam alkohol.
- Tutaj? - stanęła przy szafce i
wskazała na nią palcem. Kiwnęłam twierdząco głową i położyłam
się na łóżku. Robiłam wszystko, żeby ból chociaż na chwilę
ustał. - Gdzie kieliszki? - przerwała ciszę.
- W trzeciej szafce tam od góry, o
tu tu. - odpowiedziałam kiedy Rukia znalazła dobrą szafkę. Kiedy
już wszystko przyniosła rozpoczęłyśmy nasz... ekhem... babski
wieczór. Sake było polewane na początku w miarę spokojnie.
Jednak zauważyłam, że po kilku kieliszkach Rukia miała już
lekko czerwone policzki i maślane oczy. Spoglądała cały czas na
mnie i uśmiechała się. W sumie wtedy pierwszy raz widziałam jak
się uśmiechnęła, a to naprawdę rzadki widok. Przechyliłam
kieliszek. Bandaż zaczął powoli zsuwać się z mojej ręki.
- Ban...bandaż – wskazała Rukia
i wypuszczając kieliszek z dłoni przysunęła się do mnie. Na
szczęście był pusty i upadł na łóżko. Chwyciła delikatnie
moją dłoń. Przyglądała się moim zakrwawionym kostkom. -
Kochasz ją? - spytała nagle. Nie wiem nawet skąd wytrzasnęła to
pytanie, ale zaskoczyła mnie. Wtedy też zdałam sobie sprawę, że
alkohol w jakiś tam sposób zaczął działać. Moja lewa dłoń
wylądowała na pasie Rukii. Przysunęła się do mnie i ponowiła
pytanie. Jej twarz znajdowała się naprzeciw mojej.
- Nie odpowiedziałam jej wtedy, chociaż
znałam odpowiedź. Czemu tego nie zrobiłam? Cóż...pewnie się
domyślasz. Nie byłam w stanie. W każdym razie Rukia cały czas mi
się przyglądała. Jej wzrok...praktycznie śpiący wzrok
obserwował mnie, a twarz się śmiała. Przejechałam jej dłonią
po plecach. Poczuła to. Jej dłoń powędrowała na ramię.
Obliznęła wargi, zupełnie tak, jakby chciała mnie do tego
sprowokować. I muszę Ci powiedzieć, że zadziałało.
- Rukia... - zdołałam wyszeptać,
a moja dłoń wjechała już w jej włosy. Rukia tylko uśmiechnęła
się. - N-nie... mogę. - Próbowałam się uwolnić, ale wtedy mnie
zaskoczyła. Chwyciła mnie za nadgarstek i pociągnęła do siebie
w taki sposób, że swoimi ustami przykleiłam się do jej.
Rumieniec zalał cała moją twarz, zresztą...trochę mnie już
poznałaś i pewnie nieraz Yoru o tym mówiła. Co było dalej?
Próbowałam to przerwać. Naprawdę nie chciałam tego robić,
szarpałam się. Aż w końcu uderzyłam prawą ręka w kolano
Rukii. Ból był nie do opisania. Wydarłam się. Rukia podskoczyła
i zdawało mi się, że na moment wytrzeźwiała.
- Prze- przeraszam – wydukała i
dość nieudolnie chciała mi owinąć rękę bandażem. Widać
było, że musiało to do niej dotrzeć. Też miała czerwone
policzki i ten... no... przez strój były widoczne jej... Nieważne,
w każdym razie po kilku minutach opatrzyła mi rękę i był mały
problem, ponieważ miałam jedno łóżko, na którym piłyśmy, a
nie chciałam puszczać jej w takim stanie do domu. Nalałam sobie
ostatni kieliszek i zabrałam się za ścielenie łóżka. Wolałam
to zrobić zanim ten ostatni kieliszek zacznie działać. W końcu
się udało, progres. Rozglądam się po pokoju, a Rukia ubiera buty
i chce wychodzić. Wtedy ja dałam popis, użyłam Shunpo... tak
użyłam Shunpo, tylko po to by wyrżnąć w ścianę. Czego to
człowiek nie wymyśli po alkoholu.
- W po-posssszzządku? - mówiąc to
podeszła do mnie chwiejnym krokiem, z jej pomocą wstałam i udałam
się do łóżka. Gdy już chciała iść to ja chwyciłam ją za
rękę i zaproponowałam czy nie chce tu spać. Odwróciła wzrok.
Pewnie znowu się zaczerwieniła. Jest podobna do mnie w tych
sprawach, bez dyskusji.
- Obudziłam się. Nie pamiętam która
była godzina, ale zauważyłam, że Rukii obok mnie już nie było.
Miałam nadzieję, że spotkamy się w pałacu, ale nigdzie jej nie
było. „Może wysłano ją na misję?” pomyślałam. Minęły
trzy dni, a ona w dalszym ciągu się nie pokazywała. Przepadła.
Może wtedy nie przyjaźniłyśmy się jakoś mocno, ale zaczęłam
się martwić. Nie chciałam pytać pierwszego lepszego Shinigami,
dlatego poszłam prosto do Byakuya' i. Zapukałam kilka razy. Bez
odpowiedzi. Znowu. W końcu usłyszałam zbliżające się kroki i
powolne otwarcie drzwi. Jak zwykle mu się nie spieszyło.
- Słucham. - nie znam drugiego tak
„radosnego” człowieka. Czułam w sobie, że raczej niczego się
nie dowiem.
- Szukam... szukam Twojej siostry,
Kapitanie Kuchiki. Zastałam ją może? - Zamknął oczy i nic nie
odpowiedział. Ta cisza mnie trochę krępowała.
- Tak. - odparł po dłuższej
chwili. - Dlaczego chcesz ją zobaczyć? - to pytania mnie trochę
zatkało. Byakuya sprawiał wrażenie jakby coś wiedział. Nie
powiedziałam, że chce się z nią zobaczyć, a mimo wszystko od
razu to zasugerował.
- Nie było jej od kilku dni w
pałacu. - odparłam i chciałam, żeby nie brzmiało to dziwnie.
- Nie odpowiedziałaś na moje
pytanie. - oczy Byakuya' i nadal pozostawały zamknięte. - Dlaczego
chcesz się zobaczyć z Rukią? - wiercił mi cały czas dziurę w
brzuchu, a ja nie wiedziałam co mu powiedzieć. „A wiesz, parę
dni do tyłu tylko całowałam się z Twoją siostrą. Nic
wielkiego.”
- Troszczę się o nią, jak o
przyjaciółkę.
- Nie przypominam sobie, żebyście
się przyjaźniły. Rukia nie ma przyjaciół. - Cholerny dupek,
pomyślałam. Nie wiem czy czerpie z tego satysfakcję czy mu za to
płacą.
- Będę mogła się z nią zobaczyć
DZISIAJ? - nie wytrzymywałam już, swoim spokojem mógłby
wyprowadzić każdego z równowagi. Nie odpowiedział nic, tylko
zrobił przejście w drzwiach. Gdy go minęłam powiedział:
- Nie skrzywdź jej. To nie
Yoruichi. - teraz miałam pewność, że wiedział. Wiedział o
wszystkim, nie wiem skąd. Nie sądzę jednak, żeby Rukia się
wygadała.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz. - odparłam Chciałam, żeby mój
ton był tak samo pozbawiony emocji jak ton Byakua' i. Z tą
odpowiedzią go zostawiłam i...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Soifon przerwała, gdy zorientowała
się, że Kukaku śpi. Zirytowana westchnęła. „Cała Kukaku”
pomyślała i robiąc „BUUU” spowodowała, że kobieta wylądowała
na ziemi. Masując obolały tyłek wstała i z grymasem na twarzy
powiedziała:
- Co Ty wyprawiasz?
- Przepraszam, że przeszkodziłam w
drzemce, ale zdaje się, że chciałaś się coś o niej dowiedzieć.
- odparła oburzonym tonem Soifon krzyżując ręce na piersiach.
Kukaku poprawiła bandaż na głowie.
- No i mam już to co chciałam. Od
tamtego momentu się z nią zaprzyjaźniłaś, prawda? - Soifon nic
nie odpowiedziała, Kukaku miała rację. Wcześniej, nigdy nie
rozmawiała z Rukią bez okazji, a jeśli już to robiła to było
to w relacji Kapitan – Shinigami. Shiba uznała milczenie za
zgodę. Podnosząc fotel i ustawiając go usiadła na nim, mocno
zaciągając się fajką. „Czyli po alkoholu. Ciekawe.”
- Powiedz – zaczęła Kukaku nie
patrząc na dziewczynę Yoruichi – Czy Rukia... ma kogoś? To
znac...
- Tego nie wiem. Wydaje mi się, że
nie, ale nie jestem pewna. Musisz się jej o to zapytać. - Soifon
podeszła do okna. - Kukaku – kobieta spojrzała na nią. - Bądź
ostrożna.
- Hmmm? - Kukaku była zaskoczona,
chociaż doskonale zdawała sobie sprawę co Pani Kapitan ma na
myśli.
- Nie udawaj, że nie wiesz.
Dlaczego akurat ona? Dlaczego Rukia? - mówiąc to spojrzała na
czarnowłosą kobietę, która nalała sobie kieliszek sake.
- Zdrowie – powiedziała i
przechyliła go. Z lekkim grymasem na twarzy oznajmiła:
- Mam cholerną słabość do
niskich kobiet. - Soifon prychnęła z oburzeniem. „I to
wszystko?” pomyślała. - To wszystko. - zdawać by się mogło,
że kobieta odpowiedziała na myśl Soifon, która na zakończenie
stwierdziła, że powiedziała jej wszystko co wie i nie ma zamiaru
powtarzać opowieści, skoro Kukaku przy niej zasypia. Ta tylko
roześmiała się i pożegnała kobietę. „Niestety Soifon, tego
nie mogłam Ci powiedzieć.”pomyślała Kukaku idąc po schodach
„ONA mi kogoś przypomina. Tak, jakbym już ją znała, a ONA
znała mnie i była przy mnie. Ze mną. Szczęśliwa.” Drzwi z
cichym skrzypnięciem uchyliły się. Kukaku wsunęła głowę do
środka i zauważyła, że Rukia siedzi na łóżku. „W końcu”
pomyślała Kukaku i uśmiechnęła się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz