12.07.2016

[BLEACH]My heart beats for you [6/X]


           Kobieta odskoczyła gwałtowanie kilka metrów do tyłu. Jej przeciwnik w mgnieniu oka znalazł się za Nią chcąc zadać śmiertelny cios. Czarnowłosa w ostatniej chwili zablokowała to uderzenie powodując, że miecz rywala wbił się w ścianę. Tak, teraz ma szansę. Korzystając z Shunpo pojawiła się naprzeciwko napastnika, który był kilkukrotnie wyższy i potężniejszy od Niej. Jego pozbawiony emocji wzrok obserwował kobietę, która ustawiła swój miecz ostrzem w kierunku przeciwnika. Dzierżąc go oburącz gwałtownie pchnęła...
Ostrze czarnowłosej kobiety przebiło na wylot jej dwumetrowego przeciwnika, którego głowa bezwładnie opadła, a dłoń zsunęła się z wbitego głęboko w ścianę miecza. Oddech Shinigami był lekko przyspieszony. Poczuła ulgę.
- To koniec Bunta. - powiedziała spoglądając na opadniętą głowę mężczyzny. Stała tak jeszcze przez chwilę. To była jej chwila. Tylko jej. Nikogo innego. Byli tu tylko oni. Z końca ostrza Sode no Shirayuki spływała krew. Stuk...stuk...stuk...stuk. Brzmiała jak gdyby melodia, jak gdyby pieśń. Czy była to jednak pieśń zwycięzcy?

- Chciała wyjąć ostrze, gdy nagle poczuła jak potężna dłoń chwyta ją za rękę. Otworzyła gwałtownie oczy. Tak samo jak wtedy. Czyżby nic się nie zmieniło? Niezupełnie. Ten uścisk nie był w żaden sposób miażdżący. Zamaskowany mężczyzna uniósł głowę w taki sposób, że jego twarz znajdowała się naprzeciwko twarzy Rukii. Oddech kobiety przyspieszał z każdą sekundą, podczas gdy jej przeciwnika był powolny i spokojny.
- Koniec? - przerwał ciszę zamaskowany człowiek zaciskając dłoń na drobnej ręce Rukii. Syknęła. Próbowała się uwolnić. Bez skutku. - Kim jesteś? Bogiem by stwierdzać kiedy nadchodzi czyiś koniec? Czy może głupcem, który rzuca swoje słowa na wiatr, a nie wie nawet co oznaczają? - Rukia wpatrzona do tej pory w dłoń mężczyzny skierowała wzrok na jego zamaskowaną twarz. Nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Otworzyła usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Mężczyzna zaśmiał się.
- Tak myślałem. Czasem cisza jest najmądrzejszą z odpowiedzi. Bowiem nie da się zabić kogoś kto i tak jest już martwy, Kuchiki. - po tych słowach maska i kaptur wylądowały na ziemi...
Do oczu kobiety napłynęły łzy. W ułamku sekund zaczęły spływać obficie po policzkach. Lewą dłoń skierowała na twarz mężczyzny. Delikatnie dotknęła jego policzka. W odpowiedzi mężczyzna przetarł jej spływające łzy.
- Ka... Kaien – dono – wyszlochała. Mężczyzna uśmiechnął się czule, mimo że grymas bólu był zauważalny. Jego wzrok nie był już zimny, przeszywający, a taki jak przedtem. Ciepły, czuły. Przyglądał się płaczącej Shinigami w milczeniu, cały czas się uśmiechając.
- Kobieta pociągnęła nosem przerywając tym samym ciszę. Czarne włosy mężczyzny poruszyły się nieznacznie.
- Moja droga. - Rukia spojrzała na swojego dowódcę, którego dłoń zanurzyła się w jej włosach. „Jego dotyk – pomyślała - Identyczny... nie, taki sam jak kiedyś. Minęło tyle lat, a ja cały czas... cały czas go pamiętam. Nic się nie zmienił. Takiego go zapamiętałam. Kochałam Cię... nadal Cię kocham, Kaien-dono.” - Moja droga – powtórzył mężczyzna, a na jego twarzy ponownie zagościł uśmiech. Rukia odwzajemniła go. - Skoro mnie kochasz, to dlaczego mnie zabiłaś? - po tych słowach uśmiech z twarzy młodej Shinigami zniknął. „Powiedziałam to?!” przez głowę Rukii przebiegało tysiąc myśli, kłębiących się i przeplatających wzajemnie. Spojrzała na mężczyznę. W dalszym ciągu się uśmiechał. Jednak nie był to uśmiech wicekapitana Shiby. Ironia, drwina. Takimi słowami można było opisać wykręcone usta tego człowieka.
- Dlaczego mnie zabiłaś? - ponownie dało się usłyszeć to samo pytanie, które niosło się niczym echo. Głowa mężczyzny przybliżyła się do kobiety, tak że ich czoła stykały się ze sobą. Rukia próbowała się odsunąć, wiedziała, że ten mężczyzna nie jest prawdziwym Kaien'em. Powoli cofała swoją głowę do tyłu, jednak dłoń tego człowieka skutecznie jej to uniemożliwiła przyciągając z powrotem do siebie.
- Dlaczego mnie zabiłaś? - dało się słyszeć to samo pytanie. Tym razem Rukia jednak próbowała uwolnić się za wszelką cenę. Wtedy wydarzyło się coś czego kobieta się nie mogła spodziewać.
Mężczyzna wpił się w miękkie usta Rukii. Była w tak wielkim szoku, że nie mogła nawet drgnąć. „Co...co się dzieje?”. Zamknęła oczy mocno zaciskając powieki i nie przestając szarpać. Nie podobało jej się to. Nie chciała tego. Język mężczyzny wbijał się coraz mocniej w usta Shinigami. Jego dłoń w nachalny sposób wjechała za materiał stroju kobiety. Jęknęła przeciągle, kiedy poczuła dotyk na swoich małych piersiach.
- Mmmmm... - dało się słyszeć zduszone dźwięki Rukii. Nie chciała ulegać tej chorej rozkoszy. Otworzyła oczy...
Znajdowała się na polanie, ciągnącej, zdawać by się mogło, ku nieskończoności. Ostrożnie rozejrzała się wokół siebie. Była oszołomiona. Nie wiedziała co się z Nią dzieje i czemu tak się dzieje. Okolica, mimo panującej tam aury spokoju miała w sobie coś co budziło w kobiecie niepokój. Wstała. Chcąc dobyć swojego miecza zorientowała się, że go nie ma. Zrobiła kilka kroków przed siebie. Usłyszała za sobą cichy szmer i nagły chłód. Stała za nią postać kobiety odzianej w biały strój, odwrócona plecami do czarnowłosej kobiety, która na jej widok odetchnęła z ulgą.
- Sode no Shirayuki – zaczęła – Całe szczęście, już myślałam, że...
- Rukia-sama? - spytała, nadal odwrócona plecami, postać. Rukia zrobiła kilka kroków w kierunku jej zmaterializowanej formy miecza. Powoli wyciągnęła dłoń. Dotknęła chłodnego ramienia Sode. Kobieta uniosła lekko głowę i odwróciła się do Shinigami. Ta w przerażeniu odskoczyła od niej upadając na ziemię.
- S-Sode... - zaczęła zakrywając usta dłonią. Jej zmaterializowana forma miecza miała rozerwaną na szyi skórę odsłaniając część krtani, z pustych oczodołów wypływała czarna krew, a rozwarte szeroko usta ukazywały wyraźny brak języka.
- Rukia-sama... Daj mi się posmakować. - mówiąc to zrobiła kilka niezgrabnych kroków w kierunku leżącej. Wyciągnęła dłoń przed siebie, u której brakowało dwóch palców, i po omacku próbowała złapać Rukię, która podpierając się na barkach starała się cofać. Jej miecz sprawiał wrażenie kompletnie oślepionego, jednak ruchy wskazywały na to, że doskonale wiedział, gdzie znajduje się kobieta.
- Sode! To ja! Rukia! Słyszysz mnie?! - serce kobiety waliło niczym młot. Nie miała pojęcia kto mógł w tak krwiożerczy sposób potraktować jej miecz, ale to nadal był jej miecz; część niej samej. Sode no Shirayuki stanęła w miejscu i przekręciła głowę lekko w bok, jakby chciała o coś zapytać. Rukia szybko podniosła się z ziemi. Jednak nim coś zdążyła powiedzieć zauważyła jak jej ostrze chwyta swoją drugą rękę i zaczyna się w nią wgryzać. Oderwany kawałek skóry wraz z mięśniem przeszedł przez gardło Sode w widoczny sposób. Kobieta jęknęła odchylając lekko głowę do tyłu. Nie był to jęk bólu, lecz rozkoszy. Rukia cofnęła się kilka kroków do tyłu ponownie zakrywając usta. Czuła, że robi jej się niedobrze.
- Rukia-sama...Mam dość własnego ciała! Chce liznąć Ciebie! - dało się słyszeć złowieszczy chichot ze strony Sode. Postawiła krok w kierunku Rukii a potem kolejny. Shinigami cofnęła się za siebie i poczuła jak w coś uderza. Odwróciła się. Stała za nią... Sode no Shirayuki, która wydała z siebie przeciągły jęk. Kobieta była zdezorientowana. Ponownie skierowała wzrok w miejsce, w którym wcześniej była jej zmaterializowana dusza miecz, jednak tam nikogo nie było. Była bezradna. Nie miała bladego pojęcia co się dzieje. Chciała to zakończyć. „Czemu... czemu to mus...” z krótkich zamyśleń wyrwał ją dopiero jęk dobiegający zza jej pleców, znajomy jęk. Ostrożnie przekręciła się. Sode nie czekając długo rzuciła się na swoją właścicielkę z przeraźliwym rykiem.
Ocknęła się. W pierwszej chwili dotknęła swojej twarzy. Nie było na niej najmniejszego zadrapania. Odetchnęła z ulgą, gdy poczuła przy pasie swój miecz. Rozejrzała się wokół. Znała to miejsce. To tutaj stoczyła swoją walkę z Buntą. W pomieszczeniu – próżni panowała całkowita ciemność. Rukia próbowała po omacku wydostać się stąd, jednak bezskutecznie. W pewnej chwili owe pomieszczenie rozświetliło się oślepiającą bielą. Kobieta przewróciła się. Próbowała osłonić swoje oczy przed tym nienaturalnym, palącym światłem.
- Jednak głupiec. - usłyszała znajomy, męski głos, który niósł się echem po pomieszczeniu. - Boga takie światełko nie zwaliłoby z nóg. Nadal uważasz, że masz prawo decydować kto będzie żyć dalej , a kto nie? - Kobieta próbowała rozchylić lekko powieki. Oślepiające światło od razu wlało się do jej oczu. Syknęła z bólu. W pewnym momencie usłyszała dźwięk wyłącznika, który sugerował, że ktoś wyłączył naświetlenie. Powoli otworzyła oczy. Ku jej przerażeniu spostrzegła, że jest zawieszona głową do dołu oraz przykuta do czegoś co przypominało krzyż, a światło tworzyło okrąg wokół niej. Spojrzała na swoje dłonie, które były zakneblowane. Szarpnęła nimi. Raz, drugi, trzeci. Poczuła jak sznury się luzują. Nie przestawała. Tak, prawie się udało, jeszcze jedno mocniejsze pociągnięcie.
Po pomieszczeniu rozległo się echo kroków. Z początku były one bardzo słabe, z czasem jednak stawały się coraz wyraźniejsze. Kobieta dostrzegła majaczącą w ciemności postać, która wiedząc że jest obserwowana stanęła. Ostatni pogłos kroku rozniósł się po pomieszczeniu. Cisza. Głucha i bezkresna. Rukia słyszała przyspieszone bicie własnego serca, które zdawać by się mogło, że przypomina młot uderzający o ścianę. Czuła, jak ciśnienie wypycha jej bębenki i powoduje szum w uszach, które z sekundy na sekundę stawało się nie do zniesienia. Kobieta zacisnęła zęby. Ponowne szarpanie się powodowało pękający ból głowy. „Długo tak nie wytrzymam.” pomyślała, próbując wymyślić coś co sprawi, że się uwolni. Przypomniała sobie o postaci w ciemności, która dalej tam stała. Otworzyła usta...
Kobieta przeraziła się. Poczuła jakby niewidzialna siła chwytała ją za gardło. Z jej krtani nie wydobył się żaden dźwięk. Spróbowała ponownie. Znowu nic.
- Rukia – dało się słyszeć męski głos. Z ciemności wyłonił się rudowłosy mężczyzna. Kobieta na jego widok uśmiechnęła się. Jednak nie trwało to długo. Przed oczami pojawił się obraz Kaiena próbującego skrzywdzić młodą Shinigami.
Mężczyzna pokazał się w całości. Miał na sobie taki sam strój co Rukia. Zza pleców wystawał ogromny miecz, na którego rękojeści owinięte były bandaże. Widząc przykutą do krzyża Rukię natychmiast próbował coś zdziałać. Zrzucił miecz z pleców i klęknął przy niej chcąc oswobodzić jej drobne ręce.
- Wszystko będzie w p... - urwał, gdy miecz wbił się w jego klatkę piersiową. Krople krwi spłynęły po srebrzystym ostrzu miecza. „ICHIGO!” krzyknęła w myślach kobieta, a do oczu napłynęły łzy. Mimo świadomości, że to również mógł nie być jej przyjaciel, to czuła wewnętrzny ból. Ostrze wysunęło się z klatki piersiowej mężczyzny, którego twarz zamarła w ostatniej próbie krzyku. Z ust powoli wypływała krew, a oczy, kompletnie pozbawione blasku życia, obserwowały płaczącą Rukie. Ciało Ichigo pchnięte czyjąś stopą padło na bok.
Kobieta nie była w stanie ujrzeć twarzy mordercy jej przyjaciela. Widziała tylko bose stopy tkwiące w bezruchu. Nagle kobieta zauważyła jak niewidzialna siła puszcza jej gardło.
- K... kim jesteś?! Po-Pokaż się NATYCHMIAST! - wrzeszczała drżącym głosem. W odpowiedzi postać ukazała zakończenie ostrza, z którego nadal kapała krew Ichigo. Brzdęk upuszczanej stali rozległ się po całym pomieszczeniu. Stopy przesunęły się w kierunku światła, aż w końcu tajemnicza postać wyszła całkowicie z mroku.
Rukia zamarła. Nie mogła uwierzyć w to co widzi. Mrugnęła szybko kilka razy. Nie...to nie wyobraźnia.
- Kim... kim jesteś? - spytała widząc przed sobą... samą siebie. Strój jej odpowiedniczki był kompletnie zniszczony, odsłaniając zabandażowane piersi kobiety oraz płaski brzuszek. Jej twarz zakrywała częściowo maska Hollowa. W oczach panowała całkowita czerń, z żółtymi tęczówkami. Na twarzy malował się szeroki, psychopatyczny uśmiech.
- Jestem Rukia – odpowiedziała chrypliwym głosem. - Tak trudno się domyślić?
- Dlaczego zabiłaś Ichigo? DLACZEGO?! - wrzasnęła przerażona Shinigami szarpiąc się wściekle.
- Ja? To Ty go zabiłaś, moja droga. TY! I nikt inny. - po tych słowach mroczna wersja Rukii włożyła sobie dłoń w gardło. Rukia widząc to poruszyła głową na znak obrzydzenia. Potwór wyjął w końcu z nań krótki sztylet i ponownie uśmiechnął się szeroko oblizując wargi z zamiłowaniem. - Jesteś mną, Kuchiki Rukio, a ja jestem Tobą. Jesteśmy niemalże takie same.
- J-jak to? Co chc...niemalże?! - Kobieta błądziła w swoich pytaniach kompletnie zdezorientowana. W odpowiedzi usłyszała tylko maniakalny śmiech swojej odpowiedniczki.
- Tak...jesteśmy PRAWIE takie same. - potwór wystawił swoją rękę przed siebie. Sztylet przebił na wylot przedramię potwora, która syknęła, bardziej z podniecenia niż bólu. Rukia przez moment nie wiedziała co ma o tym myśleć. Jednak po chwili poczuła na lewej ręce ogromny, przeszywający ból. Próbowała nie krzyczeć, jednak to było silniejsze od niej. Z miejsca, w którym mroczna Rukia wbiła sobie sztylet, krew zaczęła wypływać u przygwożdżonej Shinigami. Krzyk przeplatający się ze śmiechem niesiony był przez całe pomieszczenie. Potwór poruszał sztyletem, nie przestając się śmiać, podczas gdy Rukia próbowała zwijać się w spazmach bólu. - Teraz... teraz rozumiesz, że jesteśmy PRAWIE takie same? - po tych słowach gwałtownie wyjęła sztylet z ramienia. Rukia oddychała ciężko. Ból był nadal piorunujący. Próbowała za wszelką cenę się opanować zdając sobie też sprawę, że jest to niemożliwe.
- Cz...cze-czemu? - mroczna Rukia spojrzała pytająco na swoją odpowiedniczkę tkwiącą w agonii. - Czemu... cze-mu się...?
- Czemu się tu pojawiłam? - uzupełnił potwór – Moja droga, ja zawsze przy Tobie byłam. Rozumiesz? Zawsze. Nie możemy bez siebie żyć. Jesteśmy nieodłącznymi częściami siebie a właściwie... Ty jesteś nieodłączną częścią mnie. - Rukia nie miała sił by mówić, dlatego spojrzała na swoje złe podobieństwo w pytający sposób. W odpowiedzi mroczna kobieta przewróciła oczami i podeszła bliżej do Rukii. - Nadal nie rozumiesz? Byakuya ma racje, Ty naprawdę jesteś tępa. - chwilę po tych słowach Hollow wbił sztylet w stopy Shinigami. Z ust Rukii ponownie wydobył się przeraźliwy krzyk bólu. Krew spływała po całym ciele zalewając uda, brzuch i twarz kobiety, która powoli traciła przytomność.
- Odczuwasz moją radość, mój gniew, a także mój ból. Ja jestem Tobą, Kuchiki Rukio, a Ty jesteś mną. Różnica polega na tym, że Ty nie możesz nic mi zrobić...– po tych słowach wyszarpnęła sztylet ze stóp Rukii – a ja mogę Cię w każdej chwili zabić. - chwytając twarz Rukii wymierzyła w jej stronę ostateczny cios.

========================================================================
Kobieta otworzyła oczy. Oddech był bardzo szybki, a z czoła spływały gęste krople
potu. Dotknęła ręką twarzy. Opuszkami palców wyczuła plaster na policzku. Gwałtownie poderwała się z łóżka, jednak poranione plecy natychmiast o sobie przypomniały. Syknęła z bólu powoli opadając na białą poduszkę. Uniosła w górę swoją zabandażowaną dłoń. Przypomniała sobie wszystko. Tamta noc, koszmarna noc. Myśl o ponownym spotkaniu Łowców przyprawiła Shinigami o gęsią skórkę. Zdawała sobie sprawę, że opór na nic się zda, nawet jeśli Łowcy poruszaliby się pojedynczo. „Cholerne potwory.” pomyślała spoglądając na okno, w które nieustannie pukały krople deszczu. „Skąd oni się tu wzięli? Może Nii-san będzie coś wiedzieć.” Rozejrzała się po pokoju. Zdawała sobie sprawę, że tamtej nocy ktoś ją uratował. Myślała, że był to Byakuya, jej brat, jednak to nie jego rezydencja. W pomieszczeniu panował lekki bałagan, krzesła ustawione były jeden na drugim, a na stole stało zakurzone, pożółkłe pudło z którego wystawały różne przedmioty, a o krawędź oparty był miecz Rukii, Sode no Shirayuki. Kobieta na widok swojej katany uśmiechnęła się, mimo że w pamięci nadal miała obraz potwornej wersji jej Zanpakuto. Ostrożnie uniosła się z łóżka, próbując usiąść. Ból nie był już tak doskwierający. Shinigami spojrzała przed siebie ponownie popadając w zamyślenie. Bawiąc się kawałkiem pościeli starała się ustalić, gdzie może się znajdować. Myśli te nieustannie przeplatały się to z Łowcami, to z koszmarem. Westchnęła, gdy po raz kolejny jej myśli zostały zagłuszone przez obraz jej odpowiedniczki pozostającej w psychopatycznym uśmiechu. „Ech...” westchnęła. Mimo wszystko w głębi serca czuła niepohamowaną radość na myśl, że jeden i drugi koszmar się skończył. Otarła resztki potu z czoła. Poczuła na sobie czyiś wzrok. Przekręciła głowę w kierunku drzwi, w których stałą kobieta.
- T-ty?! Co Ty tu robisz? - podskoczyła na widok Kukaku, która rozchylając drzwi do pokoju weszła.
- Dzięki Kukaku za ratunek, jestem Ci dozgonnie wdzięczna wiesz. - odparła ironicznym głosem. Rukia jęknęła.
- Jak...? To nie...Uratowałaś mnie? To znacz...
- A jak Ci się wydaje? Musiałam nadstawiać karku dla siostrzyczki Kuchiki Byakuya'i, która przez własną głupotę prawie się zabiła. - mówiąc to usiadła na krawędzi łóżka i palcem trąciła nos Rukii, który lekko poruszyła głową na znak niezadowolenia. Pocierając go odparła:
- Ale jak to możliwe? Wiesz kim byli ci ludzie? Zdaje...
- Łowcy Shinigami, wielkie mi halo. Od dawna patrolują całą Społeczność Dusz.
- Patrolują? Zaatakowali mnie! - podniosła głos Shinigami. - Ja nic nie zrobiłam! A te świnie się na mnie rzuciły. Poza tym... - mówiąc to na jej twarz wstąpił lekki rumieniec – dałabym sobie radę. - w odpowiedzi Kukaku wybuchła śmiechem, na co Rukia zacisnęła zdrową pięść.
- Nie rozśmieszaj mnie. Gdyby nie ja już dawno gryzłabyś piach albo co gorsza wylądowałabyś w Gulf, a wierz mi lub nie, to ostatnie miejsce, do którego chciałabyś zawitać. Ci ludzie to zawodowcy.
- Gulf? - spytała zdziwiona Rukia – Co to takiego? - Kukaku przewróciła oczami, zdając sobie sprawę z tego, że znów musi zacząć swoje wyjaśnienia.
- Wy arystokraci cierpicie na brak doinformowania co?
- Nie zgrywaj się, tylko mi wytłumacz, proszę.
- Ech... Gulf to nic innego jak więzienie, w którym przetrzymują schwytanych Shinigami. Oprócz tego, mieszkają tam wszyscy Łowcy.
- Gdzie znajduje się to więzienie?
- Hmmm... nie wiem dokładnie, ale gdzieś w Hueco Mundo. To miejsce to pieprzona twierdza. Gdyby Cię tam zatargali nie wyszłabyś stamtąd żywa, gwarantuje Ci to. Stamtąd nikt nie wraca, chyba że w worku. - po tych słowach Rukię przeszedł silny dreszcz. Dowiedziała się straszliwych rzeczy, jednak chciała wiedzieć wszystko na ich temat,a Kukaku wydawała się być dobrym źródłem na ten temat.
- Łowcy Shinigami mają za zadanie ścigać Shinigami, którzy dopuścili się poważnych przestępstw łamiących prawa Społeczności Dusz, a zwłaszcza prawa 13 Oddziałów Obronnych, mam rację?
- Masz rację, absolutną
- Więc dlaczego zaatakowali mnie? - Rukia spojrzała prosto w oczy Kukaku. Kobieta nie wiedziała co ma odpowiedzieć, sama chciałaby znać odpowiedź.
- Bo ja wiem... może się pomylili? Może mieli gorszy dzień? Któż to może wiedzieć – starała się rozładować atmosferę. Jednak to w żaden sposób nie usatysfakcjonowało Shinigami, która westchnęła. - Trafiłaś na Buntę, gorzej już nie mogłaś.
- Znasz tego człowieka?
- Emm... no cóż...słyszałam o nim... słyszałam o nim to i owo. - kobieta wolała przemilczeć część, w której ten sam Bunta chciał nocować pod jednym dachem z Shinigami, którą prawie zabił. - Miałaś duże szczęście, właściwie to obie miałyśmy CHOLERNIE DUŻE SZCZĘŚCIE. Przywołał swój miecz.
- Jak to? Bunta też jest Shinigami? Powiedział, że jego ojcem jest Yhwach, a Yhwach jest Quincy' m. Quincy posiadają swoje duchowe łuki i strzały. Nie znam żadnego Quincy, który walczyłby mieczem, tym bardziej Zanpakuto. - Kukaku poprawiła bandaż na głowie i oparła pięści na biodrach. - Na samym początku nie walczyłam z Buntą. Zaatakował mnie ktoś inny z jego oddziału. Nie potrafię sobie przypomnieć jego imienia. On posługiwał się łukiem, myślałam przez moment, że walczę z Quincy'm, ale on... on korzystał z najzwyklejszego łuku. Podczas walki aktywował, tak mi się wydaje, jego formę Shikai, która do złudzenia przypominała broń Quincy' ich. Poza tym posługiwał się zaklęciami, których uczyli nas w Akademii Shino, i to na bardzo wysokim poziomie.
- To prawda. Quincy posługują się swoimi krzyżami. Może Bunta specjalnie uformował swój łuk, tak by przypominał on Zanpakuto Shinigami? Nie... to bez sensu. - Kukaku wiedziała doskonale, dlaczego Bunta używał miecza, jednak nie mogła tego powiedzieć Rukii. Zdawała sobie sprawę, że w ten sposób pokazałaby, że zna Bunte lepiej niż tylko z pogłosek. Sam Łowca przyznał się, że jego matką była Shinigami, którą ojciec wziął do niewoli podczas napaści na oddział eskortujący jakąś ważną personę. Chciał syna. I gdy tylko się narodził zabił kobietę, a Buntę wychowała inna kobieta - Quincy. Nie dało jednak się ukryć tego, że Bunta w młodości nie wykazywał żadnego talentu jeśli chodziło o generowanie własnego łuku. W walce wręcz był natomiast niezastąpiony i będąc jeszcze dzieckiem, które nie ukończyło jeszcze dziesiątego roku życia został okrzyknięty wśród innych Wandenreichów Ostrzem Quincy' ch. - Przepraszam Rukia, ale powiedziałam Ci wszystko co wiem. Nie musisz się obawiać, oni już nie wrócą. - Shinigami kiwnęła twierdząco głową i uśmiechnęła się.
- Powinnaś odpocząć. - już chciała wstać, gdy poczuła na dłoni zabandażowaną rękę Shinigami. Spojrzała na kobietę.
- Dziękuję Kukaku. Dziękuję za wszystko. Uratowałaś mi życie. Gdybyś potrzeb... - urwała, gdy dłoń Kukaku powędrowała na usta rannej Shinigami. Na twarz Rukii ( jak i Kukaku ) wstąpił rumieniec.
- Prześpij się. Jeszcze zdążysz mi podziękować. - mówiąc to cały czas wpatrywała się w duże, fioletowe oczy Kuchiki. Kobieta kiwnęła lekko głową i wraz z pomocą Kukaku ułożyła się wygodnie na łóżku. Shiba wstała i podeszła do drzwi. Gdy już miała wychodzić ostatni raz spojrzała na leżącą w łóżku kobietę. Ta przyglądała się. Wpatrywała się w Kukaku, a jej oczy, podobnie jak usta, uśmiechały się. Odwzajemniła go i wyszła z pokoju. Rukia obróciła głowę i wpatrując się przez chwilę w szarawy sufit zasnęła, mając nadzieję na lepszy sen. I jutro.   

4 komentarze:

  1. Naprawdę ciekawie! Jedyne co mnie interesuje to co ile mniej więcej będą pojawiać się rozdziały?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki mam 3 miesięczną przerwę od studiów, myślę, że kilka części powinno się pojawić.

      Usuń
  2. 20 year old Community Outreach Specialist Harlie Baines, hailing from Shediac enjoys watching movies like ...tick... tick... tick... and Reading. Took a trip to Historic Centre (Old Town) of Tallinn and drives a Ferrari 333 SP. wejdz tutaj

    OdpowiedzUsuń