Kobieta odskoczyła gwałtowanie kilka
metrów do tyłu. Jej przeciwnik w mgnieniu oka znalazł się za Nią
chcąc zadać śmiertelny cios. Czarnowłosa w ostatniej chwili
zablokowała to uderzenie powodując, że miecz rywala wbił się w
ścianę. Tak, teraz ma szansę. Korzystając z Shunpo pojawiła się
naprzeciwko napastnika, który był kilkukrotnie wyższy i
potężniejszy od Niej. Jego pozbawiony emocji wzrok obserwował
kobietę, która ustawiła swój miecz ostrzem w kierunku
przeciwnika. Dzierżąc go oburącz gwałtownie pchnęła...
Ostrze czarnowłosej kobiety przebiło
na wylot jej dwumetrowego przeciwnika, którego głowa bezwładnie
opadła, a dłoń zsunęła się z wbitego głęboko w ścianę
miecza. Oddech Shinigami był lekko przyspieszony. Poczuła ulgę.
- To koniec Bunta. - powiedziała
spoglądając na opadniętą głowę mężczyzny. Stała tak jeszcze
przez chwilę. To była jej chwila. Tylko jej. Nikogo innego. Byli
tu tylko oni. Z końca ostrza Sode no Shirayuki spływała krew.
Stuk...stuk...stuk...stuk. Brzmiała jak gdyby melodia, jak gdyby
pieśń. Czy była to jednak pieśń zwycięzcy?
- Chciała wyjąć ostrze, gdy nagle
poczuła jak potężna dłoń chwyta ją za rękę. Otworzyła
gwałtownie oczy. Tak samo jak wtedy. Czyżby nic się nie zmieniło?
Niezupełnie. Ten uścisk nie był w żaden sposób miażdżący.
Zamaskowany mężczyzna uniósł głowę w taki sposób, że jego
twarz znajdowała się naprzeciwko twarzy Rukii. Oddech kobiety
przyspieszał z każdą sekundą, podczas gdy jej przeciwnika był
powolny i spokojny.
- Koniec? - przerwał ciszę
zamaskowany człowiek zaciskając dłoń na drobnej ręce Rukii.
Syknęła. Próbowała się uwolnić. Bez skutku. - Kim jesteś?
Bogiem by stwierdzać kiedy nadchodzi czyiś koniec? Czy może
głupcem, który rzuca swoje słowa na wiatr, a nie wie nawet co
oznaczają? - Rukia wpatrzona do tej pory w dłoń mężczyzny
skierowała wzrok na jego zamaskowaną twarz. Nie wiedziała co ma
odpowiedzieć. Otworzyła usta, jednak nie wydobył się z nich
żaden dźwięk. Mężczyzna zaśmiał się.
- Tak myślałem. Czasem cisza jest
najmądrzejszą z odpowiedzi. Bowiem nie da się zabić kogoś kto i
tak jest już martwy, Kuchiki. - po tych słowach maska i kaptur
wylądowały na ziemi...
Do oczu kobiety napłynęły łzy. W
ułamku sekund zaczęły spływać obficie po policzkach. Lewą dłoń
skierowała na twarz mężczyzny. Delikatnie dotknęła jego
policzka. W odpowiedzi mężczyzna przetarł jej spływające łzy.
- Ka... Kaien – dono –
wyszlochała. Mężczyzna uśmiechnął się czule, mimo że grymas
bólu był zauważalny. Jego wzrok nie był już zimny,
przeszywający, a taki jak przedtem. Ciepły, czuły. Przyglądał
się płaczącej Shinigami w milczeniu, cały czas się uśmiechając.
- Kobieta pociągnęła nosem
przerywając tym samym ciszę. Czarne włosy mężczyzny poruszyły
się nieznacznie.
- Moja droga. - Rukia spojrzała na
swojego dowódcę, którego dłoń zanurzyła się w jej włosach.
„Jego dotyk – pomyślała - Identyczny... nie, taki sam jak
kiedyś. Minęło tyle lat, a ja cały czas... cały czas go
pamiętam. Nic się nie zmienił. Takiego go zapamiętałam.
Kochałam Cię... nadal Cię kocham, Kaien-dono.” - Moja droga –
powtórzył mężczyzna, a na jego twarzy ponownie zagościł
uśmiech. Rukia odwzajemniła go. - Skoro mnie kochasz, to dlaczego
mnie zabiłaś? - po tych słowach uśmiech z twarzy młodej
Shinigami zniknął. „Powiedziałam to?!” przez głowę Rukii
przebiegało tysiąc myśli, kłębiących się i przeplatających
wzajemnie. Spojrzała na mężczyznę. W dalszym ciągu się
uśmiechał. Jednak nie był to uśmiech wicekapitana Shiby. Ironia,
drwina. Takimi słowami można było opisać wykręcone usta tego
człowieka.
- Dlaczego mnie zabiłaś? -
ponownie dało się usłyszeć to samo pytanie, które niosło się
niczym echo. Głowa mężczyzny przybliżyła się do kobiety, tak
że ich czoła stykały się ze sobą. Rukia próbowała się
odsunąć, wiedziała, że ten mężczyzna nie jest prawdziwym
Kaien'em. Powoli cofała swoją głowę do tyłu, jednak dłoń tego
człowieka skutecznie jej to uniemożliwiła przyciągając z
powrotem do siebie.
- Dlaczego mnie zabiłaś? - dało
się słyszeć to samo pytanie. Tym razem Rukia jednak próbowała
uwolnić się za wszelką cenę. Wtedy wydarzyło się coś czego
kobieta się nie mogła spodziewać.
Mężczyzna wpił się w miękkie usta
Rukii. Była w tak wielkim szoku, że nie mogła nawet drgnąć.
„Co...co się dzieje?”. Zamknęła oczy mocno zaciskając powieki
i nie przestając szarpać. Nie podobało jej się to. Nie chciała
tego. Język mężczyzny wbijał się coraz mocniej w usta Shinigami.
Jego dłoń w nachalny sposób wjechała za materiał stroju kobiety.
Jęknęła przeciągle, kiedy poczuła dotyk na swoich małych
piersiach.
- Mmmmm... - dało się słyszeć
zduszone dźwięki Rukii. Nie chciała ulegać tej chorej rozkoszy.
Otworzyła oczy...
Znajdowała się na polanie, ciągnącej,
zdawać by się mogło, ku nieskończoności. Ostrożnie rozejrzała
się wokół siebie. Była oszołomiona. Nie wiedziała co się z Nią
dzieje i czemu tak się dzieje. Okolica, mimo panującej tam aury
spokoju miała w sobie coś co budziło w kobiecie niepokój. Wstała.
Chcąc dobyć swojego miecza zorientowała się, że go nie ma.
Zrobiła kilka kroków przed siebie. Usłyszała za sobą cichy szmer
i nagły chłód. Stała za nią postać kobiety odzianej w biały
strój, odwrócona plecami do czarnowłosej kobiety, która na jej
widok odetchnęła z ulgą.
- Sode no Shirayuki – zaczęła –
Całe szczęście, już myślałam, że...
- Rukia-sama? - spytała, nadal
odwrócona plecami, postać. Rukia zrobiła kilka kroków w kierunku
jej zmaterializowanej formy miecza. Powoli wyciągnęła dłoń.
Dotknęła chłodnego ramienia Sode. Kobieta uniosła lekko głowę
i odwróciła się do Shinigami. Ta w przerażeniu odskoczyła od
niej upadając na ziemię.
- S-Sode... - zaczęła zakrywając
usta dłonią. Jej zmaterializowana forma miecza miała rozerwaną
na szyi skórę odsłaniając część krtani, z pustych oczodołów
wypływała czarna krew, a rozwarte szeroko usta ukazywały wyraźny
brak języka.
- Rukia-sama... Daj mi się
posmakować. - mówiąc to zrobiła kilka niezgrabnych kroków w
kierunku leżącej. Wyciągnęła dłoń przed siebie, u której
brakowało dwóch palców, i po omacku próbowała złapać Rukię,
która podpierając się na barkach starała się cofać. Jej miecz
sprawiał wrażenie kompletnie oślepionego, jednak ruchy wskazywały
na to, że doskonale wiedział, gdzie znajduje się kobieta.
- Sode! To ja! Rukia! Słyszysz
mnie?! - serce kobiety waliło niczym młot. Nie miała pojęcia kto
mógł w tak krwiożerczy sposób potraktować jej miecz, ale to
nadal był jej miecz; część niej samej. Sode no Shirayuki stanęła
w miejscu i przekręciła głowę lekko w bok, jakby chciała o coś
zapytać. Rukia szybko podniosła się z ziemi. Jednak nim coś
zdążyła powiedzieć zauważyła jak jej ostrze chwyta swoją
drugą rękę i zaczyna się w nią wgryzać. Oderwany kawałek
skóry wraz z mięśniem przeszedł przez gardło Sode w widoczny
sposób. Kobieta jęknęła odchylając lekko głowę do tyłu. Nie
był to jęk bólu, lecz rozkoszy. Rukia cofnęła się kilka kroków
do tyłu ponownie zakrywając usta. Czuła, że robi jej się niedobrze.
- Rukia-sama...Mam dość własnego
ciała! Chce liznąć Ciebie! - dało się słyszeć złowieszczy
chichot ze strony Sode. Postawiła krok w kierunku Rukii a potem
kolejny. Shinigami cofnęła się za siebie i poczuła jak w coś
uderza. Odwróciła się. Stała za nią... Sode no Shirayuki, która
wydała z siebie przeciągły jęk. Kobieta była zdezorientowana.
Ponownie skierowała wzrok w miejsce, w którym wcześniej była jej
zmaterializowana dusza miecz, jednak tam nikogo nie było. Była
bezradna. Nie miała bladego pojęcia co się dzieje. Chciała to
zakończyć. „Czemu... czemu to mus...” z krótkich zamyśleń
wyrwał ją dopiero jęk dobiegający zza jej pleców, znajomy jęk.
Ostrożnie przekręciła się. Sode nie czekając długo rzuciła
się na swoją właścicielkę z przeraźliwym rykiem.
Ocknęła się. W pierwszej chwili
dotknęła swojej twarzy. Nie było na niej najmniejszego zadrapania.
Odetchnęła z ulgą, gdy poczuła przy pasie swój miecz. Rozejrzała
się wokół. Znała to miejsce. To tutaj stoczyła swoją walkę z
Buntą. W pomieszczeniu – próżni panowała całkowita ciemność.
Rukia próbowała po omacku wydostać się stąd, jednak
bezskutecznie. W pewnej chwili owe pomieszczenie rozświetliło się
oślepiającą bielą. Kobieta przewróciła się. Próbowała
osłonić swoje oczy przed tym nienaturalnym, palącym światłem.
- Jednak głupiec. - usłyszała
znajomy, męski głos, który niósł się echem po pomieszczeniu. -
Boga takie światełko nie zwaliłoby z nóg. Nadal uważasz, że
masz prawo decydować kto będzie żyć dalej , a kto nie? - Kobieta
próbowała rozchylić lekko powieki. Oślepiające światło od
razu wlało się do jej oczu. Syknęła z bólu. W pewnym momencie
usłyszała dźwięk wyłącznika, który sugerował, że ktoś
wyłączył naświetlenie. Powoli otworzyła oczy. Ku jej
przerażeniu spostrzegła, że jest zawieszona głową do dołu oraz
przykuta do czegoś co przypominało krzyż, a światło tworzyło
okrąg wokół niej. Spojrzała na swoje dłonie, które były
zakneblowane. Szarpnęła nimi. Raz, drugi, trzeci. Poczuła jak
sznury się luzują. Nie przestawała. Tak, prawie się udało,
jeszcze jedno mocniejsze pociągnięcie.
Po pomieszczeniu rozległo się echo
kroków. Z początku były one bardzo słabe, z czasem jednak stawały
się coraz wyraźniejsze. Kobieta dostrzegła majaczącą w ciemności
postać, która wiedząc że jest obserwowana stanęła. Ostatni
pogłos kroku rozniósł się po pomieszczeniu. Cisza. Głucha i
bezkresna. Rukia słyszała przyspieszone bicie własnego serca,
które zdawać by się mogło, że przypomina młot uderzający o
ścianę. Czuła, jak ciśnienie wypycha jej bębenki i powoduje szum
w uszach, które z sekundy na sekundę stawało się nie do
zniesienia. Kobieta zacisnęła zęby. Ponowne szarpanie się
powodowało pękający ból głowy. „Długo tak nie wytrzymam.”
pomyślała, próbując wymyślić coś co sprawi, że się uwolni.
Przypomniała sobie o postaci w ciemności, która dalej tam stała.
Otworzyła usta...
Kobieta przeraziła się. Poczuła
jakby niewidzialna siła chwytała ją za gardło. Z jej krtani nie
wydobył się żaden dźwięk. Spróbowała ponownie. Znowu nic.
- Rukia – dało się słyszeć
męski głos. Z ciemności wyłonił się rudowłosy mężczyzna.
Kobieta na jego widok uśmiechnęła się. Jednak nie trwało to
długo. Przed oczami pojawił się obraz Kaiena próbującego
skrzywdzić młodą Shinigami.
Mężczyzna pokazał się w całości.
Miał na sobie taki sam strój co Rukia. Zza pleców wystawał
ogromny miecz, na którego rękojeści owinięte były bandaże.
Widząc przykutą do krzyża Rukię natychmiast próbował coś
zdziałać. Zrzucił miecz z pleców i klęknął przy niej chcąc
oswobodzić jej drobne ręce.
- Wszystko będzie w p... - urwał,
gdy miecz wbił się w jego klatkę piersiową. Krople
krwi spłynęły po srebrzystym ostrzu miecza. „ICHIGO!”
krzyknęła w myślach kobieta, a do oczu napłynęły łzy. Mimo
świadomości, że to również mógł nie być jej przyjaciel, to
czuła wewnętrzny ból. Ostrze wysunęło się z klatki piersiowej
mężczyzny, którego twarz zamarła w ostatniej próbie krzyku. Z
ust powoli wypływała krew, a oczy, kompletnie pozbawione blasku
życia, obserwowały płaczącą Rukie. Ciało Ichigo pchnięte
czyjąś stopą padło na bok.
Kobieta nie była w stanie ujrzeć
twarzy mordercy jej przyjaciela. Widziała tylko bose stopy tkwiące
w bezruchu. Nagle kobieta zauważyła jak niewidzialna siła puszcza
jej gardło.
- K... kim jesteś?! Po-Pokaż się
NATYCHMIAST! - wrzeszczała drżącym głosem. W odpowiedzi postać
ukazała zakończenie ostrza, z którego nadal kapała krew Ichigo.
Brzdęk upuszczanej stali rozległ się po całym pomieszczeniu.
Stopy przesunęły się w kierunku światła, aż w końcu
tajemnicza postać wyszła całkowicie z mroku.
Rukia zamarła. Nie mogła uwierzyć w
to co widzi. Mrugnęła szybko kilka razy. Nie...to nie wyobraźnia.
- Kim... kim jesteś? - spytała
widząc przed sobą... samą siebie. Strój jej odpowiedniczki był
kompletnie zniszczony, odsłaniając zabandażowane piersi kobiety
oraz płaski brzuszek. Jej twarz zakrywała częściowo maska
Hollowa. W oczach panowała całkowita czerń, z żółtymi
tęczówkami. Na twarzy malował się szeroki, psychopatyczny
uśmiech.
- Jestem Rukia – odpowiedziała
chrypliwym głosem. - Tak trudno się domyślić?
- Dlaczego zabiłaś Ichigo?
DLACZEGO?! - wrzasnęła przerażona Shinigami szarpiąc się
wściekle.
- Ja? To Ty go zabiłaś, moja
droga. TY! I nikt inny. - po tych słowach mroczna wersja Rukii
włożyła sobie dłoń w gardło. Rukia widząc to poruszyła głową
na znak obrzydzenia. Potwór wyjął w końcu z nań krótki sztylet
i ponownie uśmiechnął się szeroko oblizując wargi z
zamiłowaniem. - Jesteś mną, Kuchiki Rukio, a ja jestem Tobą.
Jesteśmy niemalże takie same.
- J-jak to? Co chc...niemalże?! -
Kobieta błądziła w swoich pytaniach kompletnie zdezorientowana. W
odpowiedzi usłyszała tylko maniakalny śmiech swojej
odpowiedniczki.
- Tak...jesteśmy PRAWIE takie same.
- potwór wystawił swoją rękę przed siebie. Sztylet przebił na
wylot przedramię potwora, która syknęła, bardziej z podniecenia
niż bólu. Rukia przez moment nie wiedziała co ma o tym myśleć.
Jednak po chwili poczuła na lewej ręce ogromny, przeszywający
ból. Próbowała nie krzyczeć, jednak to było silniejsze od niej.
Z miejsca, w którym mroczna Rukia wbiła sobie sztylet, krew
zaczęła wypływać u przygwożdżonej Shinigami. Krzyk
przeplatający się ze śmiechem niesiony był przez całe
pomieszczenie. Potwór poruszał sztyletem, nie przestając się
śmiać, podczas gdy Rukia próbowała zwijać się w spazmach bólu.
- Teraz... teraz rozumiesz, że jesteśmy PRAWIE takie same? - po
tych słowach gwałtownie wyjęła sztylet z ramienia. Rukia
oddychała ciężko. Ból był nadal piorunujący. Próbowała za
wszelką cenę się opanować zdając sobie też sprawę, że jest
to niemożliwe.
- Cz...cze-czemu? - mroczna Rukia
spojrzała pytająco na swoją odpowiedniczkę tkwiącą w agonii. -
Czemu... cze-mu się...?
- Czemu się tu pojawiłam? -
uzupełnił potwór – Moja droga, ja zawsze przy Tobie byłam.
Rozumiesz? Zawsze. Nie możemy bez siebie żyć. Jesteśmy
nieodłącznymi częściami siebie a właściwie... Ty jesteś
nieodłączną częścią mnie. - Rukia nie miała sił by mówić,
dlatego spojrzała na swoje złe podobieństwo w pytający sposób.
W odpowiedzi mroczna kobieta przewróciła oczami i podeszła
bliżej do Rukii. - Nadal nie rozumiesz? Byakuya ma racje, Ty
naprawdę jesteś tępa. - chwilę po tych słowach Hollow wbił
sztylet w stopy Shinigami. Z ust Rukii ponownie wydobył się
przeraźliwy krzyk bólu. Krew spływała po całym ciele zalewając
uda, brzuch i twarz kobiety, która powoli traciła przytomność.
- Odczuwasz moją radość, mój
gniew, a także mój ból. Ja jestem Tobą, Kuchiki Rukio, a Ty
jesteś mną. Różnica polega na tym, że Ty nie możesz nic mi
zrobić...– po tych słowach wyszarpnęła sztylet ze stóp Rukii
– a ja mogę Cię w każdej chwili zabić. - chwytając twarz
Rukii wymierzyła w jej stronę ostateczny cios.
========================================================================
Kobieta otworzyła oczy. Oddech był
bardzo szybki, a z czoła spływały gęste krople
potu. Dotknęła ręką twarzy.
Opuszkami palców wyczuła plaster na policzku. Gwałtownie poderwała
się z łóżka, jednak poranione plecy natychmiast o sobie
przypomniały. Syknęła z bólu powoli opadając na białą
poduszkę. Uniosła w górę swoją zabandażowaną dłoń.
Przypomniała sobie wszystko. Tamta noc, koszmarna noc. Myśl o
ponownym spotkaniu Łowców przyprawiła Shinigami o gęsią skórkę.
Zdawała sobie sprawę, że opór na nic się zda, nawet jeśli Łowcy
poruszaliby się pojedynczo. „Cholerne potwory.” pomyślała
spoglądając na okno, w które nieustannie pukały krople deszczu.
„Skąd oni się tu wzięli? Może Nii-san będzie coś wiedzieć.”
Rozejrzała się po pokoju. Zdawała sobie sprawę, że tamtej nocy
ktoś ją uratował. Myślała, że był to Byakuya, jej brat, jednak
to nie jego rezydencja. W pomieszczeniu panował lekki bałagan,
krzesła ustawione były jeden na drugim, a na stole stało
zakurzone, pożółkłe pudło z którego wystawały różne
przedmioty, a o krawędź oparty był miecz Rukii, Sode no Shirayuki.
Kobieta na widok swojej katany uśmiechnęła się, mimo że w
pamięci nadal miała obraz potwornej wersji jej Zanpakuto. Ostrożnie
uniosła się z łóżka, próbując usiąść. Ból nie był już
tak doskwierający. Shinigami spojrzała przed siebie ponownie
popadając w zamyślenie. Bawiąc się kawałkiem pościeli starała
się ustalić, gdzie może się znajdować. Myśli te nieustannie
przeplatały się to z Łowcami, to z koszmarem. Westchnęła, gdy po
raz kolejny jej myśli zostały zagłuszone przez obraz jej
odpowiedniczki pozostającej w psychopatycznym uśmiechu. „Ech...”
westchnęła. Mimo wszystko w głębi serca czuła niepohamowaną
radość na myśl, że jeden i drugi koszmar się skończył. Otarła
resztki potu z czoła. Poczuła na sobie czyiś wzrok. Przekręciła
głowę w kierunku drzwi, w których stałą kobieta.
- T-ty?! Co Ty tu robisz? -
podskoczyła na widok Kukaku, która rozchylając drzwi do pokoju
weszła.
- Dzięki Kukaku za ratunek, jestem
Ci dozgonnie wdzięczna wiesz. - odparła ironicznym głosem. Rukia
jęknęła.
- Jak...? To nie...Uratowałaś
mnie? To znacz...
- A jak Ci się wydaje? Musiałam
nadstawiać karku dla siostrzyczki Kuchiki Byakuya'i, która przez własną
głupotę prawie się zabiła. - mówiąc to usiadła na krawędzi
łóżka i palcem trąciła nos Rukii, który lekko poruszyła głową
na znak niezadowolenia. Pocierając go odparła:
- Ale jak to możliwe? Wiesz kim
byli ci ludzie? Zdaje...
- Łowcy Shinigami, wielkie mi halo.
Od dawna patrolują całą Społeczność Dusz.
- Patrolują? Zaatakowali mnie! -
podniosła głos Shinigami. - Ja nic nie zrobiłam! A te świnie się
na mnie rzuciły. Poza tym... - mówiąc to na jej twarz wstąpił
lekki rumieniec – dałabym sobie radę. - w odpowiedzi Kukaku
wybuchła śmiechem, na co Rukia zacisnęła zdrową pięść.
- Nie rozśmieszaj mnie. Gdyby nie
ja już dawno gryzłabyś piach albo co gorsza wylądowałabyś w
Gulf, a wierz mi lub nie, to ostatnie miejsce, do którego
chciałabyś zawitać. Ci ludzie to zawodowcy.
- Gulf? - spytała zdziwiona Rukia –
Co to takiego? - Kukaku przewróciła oczami, zdając sobie sprawę
z tego, że znów musi zacząć swoje wyjaśnienia.
- Wy arystokraci cierpicie na brak
doinformowania co?
- Nie zgrywaj się, tylko mi
wytłumacz, proszę.
- Ech... Gulf to nic innego jak
więzienie, w którym przetrzymują schwytanych Shinigami. Oprócz
tego, mieszkają tam wszyscy Łowcy.
- Gdzie znajduje się to więzienie?
- Hmmm... nie wiem dokładnie, ale
gdzieś w Hueco Mundo. To miejsce to pieprzona twierdza. Gdyby Cię
tam zatargali nie wyszłabyś stamtąd żywa, gwarantuje Ci to.
Stamtąd nikt nie wraca, chyba że w worku. - po tych słowach Rukię
przeszedł silny dreszcz. Dowiedziała się straszliwych rzeczy,
jednak chciała wiedzieć wszystko na ich temat,a Kukaku wydawała
się być dobrym źródłem na ten temat.
- Łowcy Shinigami mają za zadanie
ścigać Shinigami, którzy dopuścili się poważnych przestępstw
łamiących prawa Społeczności Dusz, a zwłaszcza prawa 13
Oddziałów Obronnych, mam rację?
- Masz rację, absolutną
- Więc dlaczego zaatakowali mnie? -
Rukia spojrzała prosto w oczy Kukaku. Kobieta nie wiedziała co ma
odpowiedzieć, sama chciałaby znać odpowiedź.
- Bo ja wiem... może się
pomylili? Może mieli gorszy dzień? Któż to może wiedzieć –
starała się rozładować atmosferę. Jednak to w żaden sposób
nie usatysfakcjonowało Shinigami, która westchnęła. - Trafiłaś
na Buntę, gorzej już nie mogłaś.
- Znasz tego człowieka?
- Emm... no cóż...słyszałam o
nim... słyszałam o nim to i owo. - kobieta wolała przemilczeć
część, w której ten sam Bunta chciał nocować pod jednym dachem
z Shinigami, którą prawie zabił. - Miałaś duże szczęście,
właściwie to obie miałyśmy CHOLERNIE DUŻE SZCZĘŚCIE.
Przywołał swój miecz.
- Jak to? Bunta też jest Shinigami?
Powiedział, że jego ojcem jest Yhwach, a Yhwach jest Quincy' m.
Quincy posiadają swoje duchowe łuki i strzały. Nie znam żadnego
Quincy, który walczyłby mieczem, tym bardziej Zanpakuto. - Kukaku
poprawiła bandaż na głowie i oparła pięści na biodrach. - Na
samym początku nie walczyłam z Buntą. Zaatakował mnie ktoś inny
z jego oddziału. Nie potrafię sobie przypomnieć jego imienia. On
posługiwał się łukiem, myślałam przez moment, że walczę z
Quincy'm, ale on... on korzystał z najzwyklejszego łuku. Podczas
walki aktywował, tak mi się wydaje, jego formę Shikai, która do
złudzenia przypominała broń Quincy' ich. Poza tym posługiwał
się zaklęciami, których uczyli nas w Akademii Shino, i to na
bardzo wysokim poziomie.
- To prawda. Quincy posługują się
swoimi krzyżami. Może Bunta specjalnie uformował swój łuk, tak
by przypominał on Zanpakuto Shinigami? Nie... to bez sensu. -
Kukaku wiedziała doskonale, dlaczego Bunta używał miecza, jednak
nie mogła tego powiedzieć Rukii. Zdawała sobie sprawę, że
w ten sposób pokazałaby, że zna Bunte lepiej niż tylko z
pogłosek. Sam Łowca przyznał się, że jego matką była
Shinigami, którą ojciec wziął do niewoli podczas napaści na
oddział eskortujący jakąś ważną personę. Chciał syna. I gdy
tylko się narodził zabił kobietę, a Buntę wychowała inna
kobieta - Quincy. Nie dało jednak się ukryć tego, że Bunta w
młodości nie wykazywał żadnego talentu jeśli chodziło o
generowanie własnego łuku. W walce wręcz był natomiast
niezastąpiony i będąc jeszcze dzieckiem, które nie ukończyło
jeszcze dziesiątego roku życia został okrzyknięty wśród innych
Wandenreichów Ostrzem Quincy' ch. - Przepraszam Rukia, ale
powiedziałam Ci wszystko co wiem. Nie musisz się obawiać, oni już
nie wrócą. - Shinigami kiwnęła twierdząco głową i uśmiechnęła
się.
- Powinnaś odpocząć. - już
chciała wstać, gdy poczuła na dłoni zabandażowaną rękę
Shinigami. Spojrzała na kobietę.
- Dziękuję Kukaku. Dziękuję za
wszystko. Uratowałaś mi życie. Gdybyś potrzeb... - urwała, gdy
dłoń Kukaku powędrowała na usta rannej Shinigami. Na twarz Rukii
( jak i Kukaku ) wstąpił rumieniec.
- Prześpij się. Jeszcze zdążysz
mi podziękować. - mówiąc to cały czas wpatrywała się w duże,
fioletowe oczy Kuchiki. Kobieta kiwnęła lekko głową i wraz z
pomocą Kukaku ułożyła się wygodnie na łóżku. Shiba wstała i
podeszła do drzwi. Gdy już miała wychodzić ostatni raz spojrzała
na leżącą w łóżku kobietę. Ta przyglądała się. Wpatrywała
się w Kukaku, a jej oczy, podobnie jak usta, uśmiechały się.
Odwzajemniła go i wyszła z pokoju. Rukia obróciła głowę i
wpatrując się przez chwilę w szarawy sufit zasnęła, mając
nadzieję na lepszy sen. I jutro.
Naprawdę ciekawie! Jedyne co mnie interesuje to co ile mniej więcej będą pojawiać się rozdziały?
OdpowiedzUsuńPóki mam 3 miesięczną przerwę od studiów, myślę, że kilka części powinno się pojawić.
Usuńdlo raey 02
OdpowiedzUsuń20 year old Community Outreach Specialist Harlie Baines, hailing from Shediac enjoys watching movies like ...tick... tick... tick... and Reading. Took a trip to Historic Centre (Old Town) of Tallinn and drives a Ferrari 333 SP. wejdz tutaj
OdpowiedzUsuń