1.05.2016

[BLEACH]My heart beats for you [1/X]





         Dziewczyna oparła się o olbrzymią ścianę oddzielającą miejsce pobytu Shinigami od całej Społeczności Dusz. Spojrzała w górę, na rozgwieżdżone niebo, na którym dumnie górował jasny, ogromny księżyc. Pomimo, że czarnowłosa dziewczyna nie lubiła się uśmiechać to widok ten spowodował, że rozmarzyła się i mimowolnie uśmiechnęła.
„Jest piękny” – pomyślała i opierając stopę o ścianę skrzyżowała dłonie na piersiach. Zamknęła oczy i westchnęła przeciągle. Chwilę potem gwałtownie otworzyła oczy, gdy w jej głowie znów zrodził się ten sam obraz. Obraz śmierci kapitana, który skonał z jej rąk. Jej oddech stał się nieco szybszy. Poprawiła swoje Zanpaktou i uszła kilka kroków wzdłuż piętrzącej się ściany. Zauważyła w oddali majaczące światła, które z sekundy na sekundę zbliżały się. Ze stuprocentową pewnością mogła stwierdzić, że były to dwie pochodnie.
„Ech…” – westchnęła na ten widok, ponieważ wiedziała co to oznacza.
- Pani wice kapitan – powiedział jeden z Shinigami zginając się w pasie – Zgodnie z rozkazem kapitana 13 oddziału Jush….
- Do rzeczy – przerwała wpół zdania zirytowana dziewczyna.
-Tak jest! Jest pani proszona o udanie się do wschodniej części Rukongai w pobliże świątyni Mimihagiego. Kapitan Ukitake nie podał szczególnych wytycznych odnośnie misji.
- Możesz odejść. – odpowiedziała sucho czarnowłosa i odwracając się podeszła do ogromnej bramy, która po chwili z wielkim skrzypem i dźwiękiem pracujących łańcuchów rozwarła się. Dziewczyna przebiegła przez nań i w mgnieniu oka wzbiła się w górę lądując na stromym dachu, z którego normalny człowiek by spadł, ona natomiast nie miała najmniejszych problemów z utrzymaniem równowagi i biegnięciu po nim. Szybko przeskoczyła z jednego dachu na drugi czując, że nabiera coraz to większej szybkości. Wiedziała, że czeka ją ponad godzina nieustannego biegu.

- Yoooł Rukia. – czarnowłosa drgnęła i natychmiast zsunęła się z dachu. Lądując bezszelestnie zaczęła rozglądać się wokół siebie. "Przesłyszałam się czy...?"- w jednej
z ciemnych uliczek dało się słyszeć dźwięk, jakby przewracania czegoś. Rukia spojrzała w owym kierunku, lekko mrużąc oczy.
- Soo tutaj robimy? - Shinigami wyprostowała się i lekko uśmiechnęła. Doskonale znała ten głos, zwłaszcza gdy jego właścicielka była we wskazującym stanie.
W końcu z ciemności wyłoniła się kobieta. Tak samo jak Rukia, była niska i drobna, a noszone haori, wskazywało że pełni ona funkcję kapitana jednego z 13 Oddziałów
Obronnych. Włosy, również koloru czarnego, miała związane w dwa długie warkocze. Bawiąc się jednym z nich zmierzała wolnym i chwiejnym krokiem w kierunku Rukii, nie
zważając na przedmioty leżące na drodze. Wicekapitan zakryła twarz dłońmi.
- Za moment cała Społeczność Dusz i połowa Hueco Mundo będzie wiedziała, że Kapitan 2 Oddziału, Soifon znowu przesadziła z alkoholem. - i spoglądając na nią przez małą
szparkę między palcami uśmiechnęła się. Kapitan bez odpowiedzi podeszła i jedną ręką oparła się o ścianę, a drugą położyła na Rukii. Po chwili ciszy uśmiechnęła się
jeszcze szerzej i powiedziała:
- Więs soo tu robimy? - jej haori zaczęło powoli zsuwać się z ramienia odkrywając czarną szatę. Rukia odruchowo chwyciła biały płaszcz, chcąc go ponownie nasunąć. Sofion widząc to, udała lekkie zmieszanie, spuściła wzrok i zaczęła nerwowo bawić się palcami.
-Wies....wiesz, że ja jesstem zajętaa. - Rukia zaczerwieniła się, puszczając hoari, które całkiem się zsunęło. Soifon od czasu do czasu spoglądała na nią, z trudem powstrzymując śmiech. Rukia biorąc głęboki oddech powiedziała:
- Prz... przestań się wygłupiać. - i zdecydowanym chwytem ponownie próbowała nasunąć szatę na ramiona koleżanki.
- Proszę, proszę, proszę. - zza pleców Rukii dało się słyszeć znajomy jej głos.
- Yo...Yoruichi! - krzyknęła jak oparzona i natychmiast zabrała ręce z ramion pijanej kapitan, która na widok fioletowowłosej próbowała nieudolnie posłać jej "całusa". Yoruichi natomiast spokojnie zeskoczyła z dachu i pochyliła się nad Rukią i dotykając czoła oznajmiła z udawaną powagą:
- Będe mieć Cię na oku, mała. - Wicekapitan miała pewność, że jej twarz przybierze bordowy kolor. Machając wymownie dłońmi odparła:
- To... to nie tak. Ja ja... - widząc jej zakłopotanie kobieta uśmiechnęła się i podeszła do Soifon, której alkohol dał się wyraźnie we znaki. Oparta o ścianę, kręciła lekko głową spoglądając, to na Yoruichi, to na Rukię, to na ściany. Fioletowowłosa przewróciła oczami i opierając dłonie na ścianie złożyła pocałunek na jej ustach. Sofion dopiero po kilku sekundach zaczęła odpowiadać. Jej dłonie od razu powędrowały na plecy kochanki, która z grymasem na twarzy przerwała pocałunek łapiąc z trudem oddech.
- Dziewczyno... napadłaś na sklep alkoholowy? Ile Ty tego wypiłaś. - Sofion jednak nie odpowiadając powędrowała dłońmi pod pomarańczową bluzę Yoruichi, która mimowolnie zaczęła się uśmiechać. "Chyba kompletnie o mnie zapomniały." pomyślała Rukia, która starała się odwrócić wzrok od zakochanych. Zdawała sobie sprawę, że kobiety są w już 5 -letnim związku. Mimo wszystko ich igraszki, zawsze ją krępowały i powodowały natychmiastowy wzrost temperatury. "Dobrze, że są razem. Cieszę się, że Yoruichi jest szczęsliwa. Chyba nigdy nie uśmiechała się tak często." pomyślała wicekapitan i bez słowa użyła Shunpo by znów znaleźć się na dachu i znów biec w kierunku świątyni.
Bieg ten nie trwał zbyt długo, ponieważ powietrze przecięło kilka strzał skierowanę prosto w Rukię, która w ostatniej chwili zdołała zrobić unik. Jedna ze strzał nieznacznie nadszarpnęła jej strój zostawiając na ramieniu kawałek odkrytej skóry. W ostatniej chwili obróciła się i chwyciła miecz, bo w jej kierunku leciała, tym razem, tylko jedna strzała. Bez problemu odbiła ją, jednak zauważyła, że odbita strzała poszybowała jeszcze kilkanaście metrów w górę. „Co to za siła” - pomyślała lekko zdezorientowana, starając się jednak nie tracić koncentracji. Nieznacznie poruszyła głową w poszukiwaniu swojego przeciwnika. Jednak nie mogła nikogo ani zauważyć, ani wyczuć. „Kimkolwiek jest, potrafi ukryć swoje reiatsu. Gdzie...”- z myślenia wyrwały ją kolejne strzały. Mimo, że nie były one tak mocne jak poprzedniczka, to jedna z nich i tak zdołała przelecieć nieznacznie obok policzka dziewczyny, która w ostatniej chwili zdołała wykonać lekki unik. Rukia poczuła cieknącą z policzka krew. Otworzyła szeroko oczy. „Jak?! Przecież udało mi się uniknąć tego cholerstwa.” - pomyślała i dotknęła draśniętego policzka.
Nie trać koncentracji, dziewczynko! - usłyszała męski głos, który zdawał się być o wiele dalej niż ona. Pochyliła się lekko i zauważyła, że na dachu z którego niedawno zeskakiwała majaczy postać. Chwilę po tym znów usłyszała świst mknącej w jej kierunku strzały. Ustawiła swoje zanpaktou ostrzem i po raz kolejny odbiła strzałę swojego przeciwnika. Strzał był na tyle potężny, że dziewczynę odepchnęło na kilka kroków. Z trudem utrzymała równowagę. „Jakim cudem?” - pomyślała z trudem łapiąc oddech - „Jakim cudem jego strzały są tak potężne? To niemożliwe...Jest tak daleko.” - spojrzała ponownie na dach, na którym w dalszym ciągu stała postać mężczyzny. Sprawiał wrażenie posągu, ponieważ w żaden sposób  nie poruszył się.
- Hej ty! - wrzasnęła dziewczyna, starając się by jej głos nie był roztrzęsiony. - Kim jesteś i czego chcesz! - mężczyzna nie odpowiedział. Zamiast tego dało się zauważyć jak wyciąga łuk i mówi.
- Przebijaj gardła, Rōhi-ka. - Rukia zauważyła jak uniesiony przez mężczyznę łuk rozbłyska czarno czerwonym światłem, przypominającym Getsugę Ichigo. „To...Shinigami? Nie...żaden Shinigami, nawet na poziomie kapitana nie jest w stanie tak idealnie ukryć swojego reiatsu. Kim w takim razie on jest... albo czym?” - jej przemyślenia przerwał świst kolejnej strzały, którą tym razem usłyszała...za sobą? Dziewczyna wykonała szybki skok w przód i tym samym uniknęła pocisku, który wbił się bardzo głęboko w ziemię. Spojrzała ponownie przed siebie i zamarła. Mężczyzna nadal stał w tym samym miejscu nieruchomo. Nie mogła uwierzyć jakim cudem strzała znalazła się za nią. Wiedziała jednak, że ten człowiek nie żartuje i jest naprawdę niebezpieczny. „Może jest ktoś tu jeszcze?”-szukała wyjaśnienia owej sytuacji. - „Nie, nie mogę wyczuć żadnego reiatsu, nawet... jego?” - wice kapitan powoli podniosła się z ziemi chwytając miecz oburącz. Nie miała pojęcia czy jej przeciwnikiem jest jakiś były Shinigami czy też Quincy. Jednak Quincy nie strzelają z drewnianych łuków jak i strzał.
Kim jesteś?!- znów się wydarła i starała się obserwować owego przeciwnika, który w dalszym ciągu milczał i nie odpowiadał na pytanie dziewczyny.
Kolejny świst strzały przeciął powietrze. Kolejny raz za nią. Rukia szybko wybiła się w powietrze i unosząc dłoń w górę i powiedziała:
- Zaklęcie destrukcyjne numer 4, Biała błyskawica! - potężne białe światło wystrzeliło z dłoni dziewczyny i poszybowało prosto w postać na dachu. Wybuch był duży, na tyle, że dało się widzieć odpadające szczebelki i ogromną chmurę dymu, która gęsto unosiła się w górę i ulatywała prosto w stronę księżyca, który powoli chował się na nieboskłonie. Zdawało się, że już niedługo będzie świtać.
Dziewczyna wylądowała na ziemi z twarzą skierowaną na kłębiącą się w dalszym ciągu chmurę dymu. Obserwując ją jeszcze przez kilka sekund, prostując się stwierdziła, że zdołała pokonać swojego bezimiennego przeciwnika. Chcąc schować swojego zanpaktou poczuła kujący ból z tyłu uda. Obejrzała się i zauważyła, że w jej nodze utkwiła strzała. Syknęła mocno i zgięła się. Z grymasem na twarzy spojrzała ponownie w kierunku, w którym wcześniej wypuściła swoje zaklęcie. Zauważyła, że jej przeciwnik w dalszym ciągu stoi nieruchomo w tym samym miejscu, tylko ma wyciągnięty łuk przed siebie emanujący białą powłoką. Dziewczyna była przerażona. Zawsze jej zaklęcie numer 4 było w stanie zadać przeciwnikom chociaż powierzchowne, nieuniknione rany. Ten jednak wyszedł z tego bez żadnego zadrapania.
- Cz-czym ty jesteś! - wrzasnęła dziewczyna nie ukrywając swojego przerażenia. Jej oddech stawał się z minuty na minutę coraz cięższy.
- Nie doceniasz mnie, dziewczynko. - odezwał się po chwili milczenia mężczyzna. Jego głos był bardzo spokojny. Nie dało się w nim wyczuć nawet kszty strachu. - Naprawdę sądziłaś, że pokonasz mnie tak słabym zaklęciem numer 4? Nie było w nim nawet grama prawdziwej mocy Białej Błyskawicy. - Rukia wstrzymała na chwilę oddech. Zdała sobie sprawę, że ten mężczyzna może coś wiedzieć na temat zaklęć, jakimi posługują się Shinigami.  - Pozwól, że pokażę Ci jak naprawdę wygląda Biała Błyskawica, dziewczynko. - Wicekapitan ze złością wyrwała strzałę z uda, zaciskając zęby i przymykając mocno oko.
- Nie nazywaj mnie dziewczynką, draniu! - wrzasnęła rozwścieczona i złowrogo spojrzała na swojego przeciwnika. Ponownie chwyciła miecz oburącz i ruszyła w jego kierunku. Mężczyzna jednak ze spokojem naciągnął cięciwę swojego błyszczącego łuku, którego blask stopniowo zaczął schodzić na strzałę zakrywając ją całą białą, mieniącą się powłoką, taką, która do złudzenia przypominała, to jakie ma Biała Błyskawica. „Zdaje się, że jego łuk absorbuje zaklęcia.” - pomyślała nabierając coraz to większej szybkości. „Jeszcze trochę...Dasz radę...dasz...”- w tym momencie biała strzała poszybowała z ogromną prędkością w kierunku Shinigami. Mknęła tak szybko, że trawa wylatywała grubymi kępami z ziemi. I w końcu doleciała do celu. Momentalnie zrobiło się jaśniej niż w dzień. Wybuchowi towarzyszyła unosząca się potężna chmura dymu. Mężczyzna ze spokojem przyglądał się miejscu, w którym przed momentem była dziewczyna. Nagle znad dymu wyskoczyła Rukia z mieczem uniesionym nad głową. Krzycząc leciała wprost na łucznika, który pierwszy raz wydawał się zaskoczony. Wygięła się jeszcze bardziej i...
„Nie...niemożliwe” - dziewczyna była zszokowana widząc, że jej przeciwnik powstrzymał jej miecz... strzałą. Spojrzała na swojego przeciwnika, którego oczy znów były spokojne. Był od niej o wiele wyższy. Na twarzy miał maskę, a na sobie skórzany pancerz z kapturem, spoczywającym na głowie. Zza pleców wystawał schowany już łuk a przy boku miał krótki miecz, z którego nawet nie zrobił użytku, ponieważ powstrzymał swój cel jedynie przy pomocy drewnianej strzały. Zauważyła też, że palec jego lewej dłoni skierowany jest na nią. Zdezorientowana szybko spojrzała na zamaskowaną twarz mężczyzny, który ze spokojem powiedział:
- Zaklęcie destrukcyjne numer 4, Biała Błyskawica. - dziewczyna wiedziała, że nie zdoła wykonać żadnego uniku. Potężna fala białego światła, potężniejszego nawet niż ta, którą owiana była jego poprzednia strzała wybuchła bardzo mocno. Rukia zdołała tylko poczuć jak otula ją owa biała poświata, która odpychała ją powoli do tyłu, jednak w rzeczywistości trwało to tylko ułamek sekundy. „Cz...czy to... kon...koniec?” - pomyślała, ledwo zbierając myśli.
- Zaklęcie destrukcyjne numer 4, dzieli się na 5 poziomów. - usłyszała ten sam męski głos, który zdawał się być coraz bliżej. Uniosła się nieznacznie i zauważyła, że jest bardzo daleko od miejsca, w którym zderzyła się ze swoim przeciwnikiem. - To był poziom 1. - dodał po chwili stając nad nią i celując łukiem prosto w twarz. Nagle jego oczy rozszerzyły się i odskoczył gwałtownie do tyłu. Dziewczyna wykorzystując ten moment zaczęła emanować niebieskim światłem, które ulatywało do góry.
- Nie.. niemożliwe. - powiedział zamaskowany mężczyzna. Dziewczyna stanęła na nogi podpierając się mieczem. Niebieska aura zaczęła ją coraz to bardziej otaczać. Widząc swojego przeciwnika zaskoczonego, użyła Shunpo by w ułamku sekundy znaleźć się za nim. Mężczyzna obejrzał się. Nie był w stanie wykonać żadnego ruchu.
- To niemożliwe. - powtórzył zszokowany. Gotowy na cios zamknął oczy. Szczęk stali spowodował, że natychmiast otworzył oczy. Dziewczyna nie wiedząc skąd została zablokowana. Przed nią stał kolejny mężczyzna, blokujący jej uderzenie przy pomocy miecza. Miał taki sam strój jak jego sojusznik, jednak w jego oczach można było dostrzec żądzę mordu i szaleństwa.  Odpychając w międzyczasie Rukię spojrzał się kątem oka na swojego druha i powiedział:
- Ależ Ty jesteś beznadziejny, Kaito. Jeszcze trochę i znowu byłbyś martwy! Beze mnie jesteś nikim! - dziewczyna była zdezorientowana. „Ilu ich tutaj jest i czego chcą.”- pomyślała przyglądając się całemu zajściu. Już sam fakt pojawienia się kolejnego zamaskowanego mężczyzny, był nie lada zaskoczeniem, jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że sojusznik człowieka o imieniu Kaito bez trudu zablokował jej wzmocnione uderzenie i teraz rozmawia ze swoim przyjacielem jakby się nic nie stało.
- Reiji...posłuchaj mnie. Ta..- jednak mężczyzna brutalnie popchnął swojego towarzysza nie dając mu dokończyć słowa.
- I pomyśleć, że jesteś moim bratem, tchórzu. Jak śmiesz nazywać się Łowcą Shinigami, skoro nie potrafiłeś nawet zabić tej małej kurwy. - mówiąc to wskazał na ciężko dyszącą dziewczynę, która wściekle spoglądała na człowieka o imieniu Reiji. Jednak po chwili dotarło do niej co powiedział wcześniej. „Ło..łowca Shinigami?” na samą myśl Rukia dostała gęsiej skórki. Zawsze myślała, że Łowcami Shinigami straszyło się małe dzieci, które nie były posłuszne,a okazało się, że oni naprawdę istnieją. W dodatku przed nią stoi aż dwóch Łowców. W pewnym momencie dotarło do niej, że Łowcy Shinigami atakują tylko Shinigami, którzy popełnili poważne przestępstwa.
- … zrobię to szybko. - powiedział zamaskowany mężczyzna o imieniu Reiji i dobył swojego miecza.
- Czekaj! - wrzasnęła dziewczyna. - Jesteście Łowcami Shinigami! - Reiji tylko posłał dziewczynie złowrogie spojrzenie.
- Dlaczego mnie atakujecie do cholery! Nic nie zrobiłam! - w odpowiedzi została zaatakowana od tyłu, z trudem blokując uderzenie. - Przestań, Reiji! - po tych słowach mężczyzna na chwilę zatrzymał się i przekręcił karkiem, wydając przy tym nieprzyjemny chrzęst.
- Jak śmiesz dziwko! Jak śmiesz! - ryknął wściekły i ruszył w stronę dziewczyny zasypując ją falą potężnych i bardzo szybkich ataków. Rukia czuła, że jeśli nie będzie atakować to zostanie zabita. Wiedziała też, że będzie to piekielnie trudne, ponieważ przerwa pomiędzy jego atakami trwa zaledwie ułamek sekundy. W pewnym momencie zauważyła, że Łowca wykonał serię obrotów dookoła własnej osi. Dziewczyna resztkami sił odskoczyła i w jednym momencie uwolniła całą swoją moc.
- To koniec. - powiedziała ze spokojem. - Bank... -nagle poczuła jak potężna siła miażdży jej drobną dłoń. Spojrzała nieco oszołomiona i zauważyła jak przed nią stoi odwrócony do niej plecami ogromny mężczyzna, o wiele wyższy od dwóch pozostałych napastników. Rukia wrzasnęła przeciągle kiedy ogromna dłoń mężczyzny boleśnie miażdżyła jej delikatną, drobną rączkę. W końcu nie wytrzymała i puściła miecz, chwyciła swoją drugą dłonią dłoń, zdawałoby się, olbrzyma i próbowała wyrwać się z bolesnego uścisku, który zaciskał się z sekundy na sekundę coraz bardziej i bardziej. Mimo bólu dziewczyna zdołała spojrzeć na potężne plecy mężczyzny i spytać się:
- Ki-kim jesteście i...i...czemu to...t-to robicie? - mężczyzna gwałtownie puścił dłoń Shinigami, która momentalnie upadła na kolana chwytając się za obolałą rękę i upewniając się również czy jest cała. Zamaskowany wielkolud powoli obrócił się w kierunku dziewczyny i bez ostrzeżenia chwycił pod gardło unosząc ją przy tym do góry. Rukia wydała z siebie niemy krzyk, ponieważ zaczęła się dusić pod wpływem potężnego, władczego uścisku.
- Aż tak bardzo chcesz poznać imię osoby, która Cię zabije? - głos tego mężczyzny był pozbawiony wszelkiego rodzaju emocji, a jego wzrok był niemalże taki sam jak jednego z Łowców. - Dobrze, powiem Ci zatem. Dowódca 1 Grupy Pościgowej Łowców Shinigami, Bunta, syn Yhwacha. A to są Reiji i Kaito.- jednak mimo uchodzącego z dziewczyny powietrza zdołała usłyszeć co powiedział owy mężczyzna.
- Ty...ty jesteś... t-to niemo...
- Tak. Jestem potomkiem Króla Dusz. - po tych słowach puścił dziewczynę i szybkim ruchem wymierzył potężne kopnięcie w brzuch. Dziewczyna krzyknęła jak oszalała, ponieważ ból był bardzo piorunujący. Splunęła na ziemię obficie krwią.
- Reiji, mój druhu. Zechcesz się zabawić? Ja natomiast porozmawiam z Twoim bratem. - oznajmił Bunta i wymierzył jeszcze jednego potężnego kopniaka w brzucha, po którym Rukia uniosła się lekko nad ziemią i opadła. Skuliła się z trudem łapiąc oddech. Czuła, że jak tak dalej pójdzie to może nie wyjść z tego żywa. Spojrzała tylko przed siebie i zauważyła jak dowódca Łowców odchodzi, a jego miejsce zajął inny Łowca. Podchodząc rozgrzał sobie pięść. Z całych sił Rukia próbowała się podnieść, jednak jej twarz spotkała się z otwartą dłonią oprawcy. Niestety uderzenie wylądowało na zranionym policzku dziewczyny powodując głębsze otwarcie rany. Ciepła krew zalała jedną czwartą twarzy wice kapitan. Wtedy też mężczyzna nie czekając wymierzył potężnego kopniaka w bok Shinigami. Dziewczyna wrzasnęła jak oszalała. Ból był niesamowity.
- Nie mam pomysłu. Chuj tam, kończę to. - powiedział mężczyzna znudzonym głosem i dobył miecza. Rukia przyglądała się mieniącej się klindze w blasku wczesnego słońca ze strachem. Przez głowę przebiegło jej tysiąc myśli, jakby świat się zatrzymał na ten moment dając Rukii czas na przypomnienie sobie wszystkich chwil z całego jej życia.  Poczuła się jakby znalazła się w próżni. Dookoła niej znajdowała się ciemnofioletowa pustka, która sprawiała wrażenie, jakby obracała się dookoła dziewczyny. W tej chwili przed jej oczami pojawił się Ichigo wraz z Inoue. Trzymali się za ręce będąc odwróceni od Rukii, która nie wiedziała co ma o tym myśleć.
- Ichigo?! Inoue?! -   zdawała się krzyczeć, jednak Ichigo i Inoue oddalali się nie zwracając na nią uwagi. Oddalali się, aż w końcu zniknęli. Rukia rozejrzała się i zauważyła, że za jej plecami stoi Byakuya, który zdawał się obserwować młodszą siostrę.
- B-braciszku, po-po-pomóż mi...proszę. - po policzku dziewczyny spłynęła łza, która zrobiła dróżkę w zaschniętej lekko krwi. Byakua zdawał się usłyszeć słowa Rukii, ponieważ skierował wzrok bezpośrednio w jej oczy.
- Jesteś beznadziejna, Rukia. Zawsze taka byłaś. - odpowiedział głosem pozbawionym emocji.  - Nie waż się mówić do mnie „bracie”. - po tych słowach dobył swojego zanpaktou i wycelował go w dziewczynę, która ze strachu zamknęła oczy.
- Reiji! - Rukia otworzyła oczy. Widziała przed sobą swojego oprawcę oraz Buntę, który trzymał go za nadgarstek powstrzymując tym samym zadanie śmiertelnego ciosu. Reiji'emu po kilku sekundach zaczęła trząść się ręka pod wpływem miażdżącego ścisku jego dowódcy. W końcu wypuścił oddech, co Bunta uznał za poddanie się i uwolnił jego rękę. Kładąc mu swoją ciężką dłoń na ramieniu zaczął szeptać mu coś do ucha.
- … co kurwa?! - wykrzyknął Reiji, na co Bunta odpowiedział natychmiastowym chwytem za kark. Niższy Łowca na znak pokory uciszył się. Rukia nie słyszała nic więcej, jednak resztkami sił zorientowała się, że Łowcy Shinigami nie zwracają na nią uwagi. Przewracając się na brzuch zaczęła powoli unosić się do góry stawiając przy tym kilka nierównych kroków. Do rozmowy dwóch Łowców przyłączył się jeszcze jeden, który przytakując swojemu, jak się okazało, bratu szeptał coś.
- Jak mogłeś tego nie zauważyć? - szepnął Reiji mierząc zimnym spojrzeniem Kaito, który dzierżąc łuk w dłoni nie przestawał nim delikatnie poruszać. Po chwili ciszy odpowiedział:
- Zauważyłem, gdy leżała na ziemi. A myślisz, że dlaczego jej nie zabiłem? - Reiji tylko prychnął, nie mogąc znaleźć żadnego kontrargumentu. Po chwili jednak, jego maska poruszyła się, co mogło świadczyć, że się uśmiechnął. Poklepał bez słowa brata po ramieniu i oznajmił:
- Bardzo dobrze, kochany braciszku. Zatem pokażmy tej kurwie, jak się bawią Łowcy. Ma nas za takich idiotów, że próbuje uciekać, myśląc, że tego nie zauważyliśmy. Toż to brak szacunku, prawda bracie? A brak szacunku należy ukarać. Czy się mylę? Jak to jest, szefie?- Bunta zamknął oczy i skrzyżował swoje potężne ręce na klatce piersiowej.
- Szefie! - wtrącił Kaito. - pozwólmy jej odejść. Nie zasł...
- Milcz Kaito! - wrzasnął Bunta, który gwałtownie otworzył oczy. Kaito wstrzymał oddech, wiedział już co to oznacza. Nie mógł jednak sprzeciwić się swojemu dowódcy. Zdawał sobie też sprawę, że na poparcie ze strony brata nie ma co liczyć, zwłaszcza w takiej sprawie. - Pora na zabawę. Muszę się rozerwać, a przy okazji kogoś. Ha ha ha!
Rukia kuśtykając oddaliła się na kilkanaście metrów od trzyosobowego oddziału Łowców Shinigami. Nie zważała nawet na to, że nie zabrała ze sobą swojego Zabójcy Dusz.
W pewnym momencie poczuła jak upada na ziemię nie mogąc poruszać nogami. Były oplątane. Próbowała je z całych sił zerwać. Szarpiąc się i krzycząc szarpała grube sznury. Widząc zbliżającą się do niej sylwetkę dowódcy zamarła. Przestała krzyczeć i ponownie chwyciła sznury chcąc się uwolnić.
- Dam Ci 10 sekund. Jeśli pokonasz moją bolę, jesteś wolna. - powiedział zamaskowany mężczyzna i usiadł niedaleko Rukii, która obserwowała go z przerażaniem. - Czas start. - po tych słowach lekko zaśmiał się. Dziewczyna bez namysłu chwyciła gołymi dłońmi sznurów chcąc je rozerwać, jednak one nie chciały nawet drgnąć.
- 5...4...3 – słyszała tylko i czuła, jak w jej sercu narastał coraz to większy strach, a w oczach stanęły łzy. Bunta wzdrygnął się i oznajmił ironicznym głosem:
- Ojoj... nie płacz, Shinigami. Zabawa dopiero przed nami. Dam Ci jeszcze 4 sekundy. - ten dodatkowy czas w żaden nie pocieszył Rukii, przeciwnie, spowodował, że zaczęła już łkać, desperacko szarpiąc przy tym sznury. Poczuła jak po policzkach zaczynają jej spływać łzy, które skapywały prosto na zakrwawione dłonie i kneble.
- Czas...minął. - Bunta ze spokojem uniósł się z ziemi i spojrzał na czarne włosy dziewczyny, która sparaliżowana nie szarpała już sznurów. Tylko łzy w dalszym ciągu spływały jej z twarzy. Bała się, bardzo się bała. Wiedziała, że ten mężczyzna jest wyszkolony w zabijaniu Shinigami, nawet tych ze stopniem kapitana. Na dodatek w Jego żyłach płynęła królewska krew. Bunta zrobił krok w stronę Rukii i kucając przy niej uniósł lekko jej brodę do góry. Jej cały policzek był we krwi pomieszanej ze łzami.
- Szkoda. Masz taką śliczną twarzyczkę. - po tych słowach otarł oczy dziewczyny z łez. Poczuła rosnącą w niej złość. Nie zastanawiając się długo opluła zamaskowanego mężczyznę, śliną, zmieszaną z krwią. Bunta poruszył się nieznacznie. Oddech Rukii stał się szybszy, a jej oczy płonęły nienawiścią do niego. W końcu oprawca kaszląc wymownie, bez słowa uderzył ją w twarz. Dziewczyna uderzyła głową o ziemię. Ból rozszedł się po całym jej ciele. Zawyła, czując rosnącą jak na drożdżach opuchliznę.
- Jak śmiesz, kurwo? - powiedział wściekły mężczyzna i dobywając sztyletu przeciął sznury oplątujące nogi dziewczyny. Chwytając cieńszą część sznura wymierzył kilka potężnych batów. Ciosy wylądowały to na brzuchu, to na rękach. Rukia wydawała z siebie krzyk dławiony łzami i duszeniem się. Zaczęła przewracać się z boku na bok wykręcając się z bólu. Mężczyzna wpadł w furie i zaczął bić jak oszalały gdzie popadło, trafiając kilka razy w ziemię. Strój Rukii, mimo trwałego materiału zmieniał się w poszarpaną szmatę, brudną od ziemi i krwi.
Bunta przestał na moment biczowanie dziewczyny i spojrzał na nią. Jego oddech mimo, tak szybkich i potężnych ciosów był nader spokojny. Rukia osłaniała w dalszym ciągu głowę. Poruszyła się lekko. Nogi bardzo jej się trzęsły, a z oczu gęsto płynęły łzy.
- P...p...pro...prze....przes...tań – wydyszała roztrzęsionym głosem. Na jej twarzy malowało się przerażenie i olbrzymi strach. W odpowiedzi usłyszała tylko szyderczy śmiech jej kata. To spowodowało, że Shinigami zaniosła się płaczem. Mężczyzna uniósł sznur do góry. Rukia szybko zasłoniła głowę i zamknęła oczy. Czuła nadchodzący koniec. W pewnym momencie usłyszała wystrzał  i huk. Gdy otworzyła swoje zapuchnięte oczy zauważyła, że spowija ją gęsty dym. Sądziła, że już umarła, jednak po chwili słysząc wrzaski jej oprawcy porzuciła tą myśl.
- Alarm! Alarm! Wyrywaj serca, Sonshitsu! - jednak Rukii zdawało się, że ten głos się oddala. Widziała tylko przesuwające się nad nią drzewa, które od czasu do czasu ukazywały żółto-czerwone niebo. Poczuła jak ktoś ją unosi. Uniosła głowę. Nim straciła przytomność zauważyła, że niesie ją kobieta.
Kobieta przeskakiwała z gałęzi na gałąź mając nadzieję, że zdoła zgubić Łowców. Zeskoczyła z drzew i szybko przebiegła przez olbrzymi korzeń drzewa, który zdawał się przypominać tunel. Gdy z niego wyszła drogę zablokowały jej trzy strzały. „Kurwa.” pomyślała kobieta i odwróciła się. Na drzewie stał ten sam zamaskowany mężczyzna, z którym Rukia stoczyła walkę jako pierwszym.
-Mało Wam?! Prawie ją zabiliście!- ryknęła wściekle dziewczyna przyciskając nieprzytomną Rukię do siebie. Łucznik zeskoczył z drzewa wykonując salto w powietrzu i lądując naprzeciwko nich.
- Zamknij się. - odpowiedział spokojnie – Chyba, że naprawdę chcesz by Cię usłyszeli. - po tych słowach wyjął miecz. Dziewczyna pochyliła się lekko do przodu, jakby chciała z całą mocą przebiec przez Łowcę. - Ten miecz należał chyba do niej. Weź go. - dziewczyna poruszyła brwiami.
- Co masz na myśli? - spytała z wrogością w głosie, z góry zakładając, że to podstęp.
- Złapaliśmy niewłaściwą osobę. - odpowiedział mężczyzna spuszczając głowę w dół. - Ja...ja nie mogłem na to patrzeć. Weź ten miecz i uciekaj stąd. - mężczyzna podszedł i wbił miecz przed dziewczyną. Widząc, że gotuje się do odejścia spytała:
- Jak Ci na imię?
- … Kaito. Kaito Kurosaki. - dziewczyna otworzyła usta z niedowierzania. Jednak zanim zdołała wydusić z siebie jeszcze coś, mężczyzna wyskoczył do góry i zniknął w gęstych gałęziach drzew. „Niemożliwe.” pomyślała. „On jest moim...”. Biorąc miecz i nieprzytomną ruszyła w kierunku swojego domu.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz