15.08.2016

[BLEACH]My heart beats for you: I Cannot Stop [2/X]



            Przez zakratowane okienko wpadał strumyczek światła. Przebijał się przez gęste blond włosy próbując dotrzeć do twarzy, twarzy na której kilka godzin wcześniej jawił się smutek i rozgoryczenie, pierwszy raz. Lekko opuszczona głowa poruszała się w rytmie spokojnego, sennego oddechu. Od czasu do czasu dało się słyszeć mimowolne załkanie. Płacz ją zmęczył, a płakała niemalże całą noc. Wylała z siebie mnóstwo łez uwalniając tym samym cały kłębiący się żal, gniew, rozpacz.
W otworze usiadł mały brązowoszary ptaszek. Zaczepił się kurczowo kratki trzepocząc skrzydłami. Gdy już wreszcie znalazł dogodną pozycję zaświergotał, jakby chciał coś powiedzieć. Powtórzył to jeszcze raz. Tym razem szczebiot był znacznie głośniejszy.
Kobieta z trudem otworzyła oczy. Cały obraz przez moment tkwił w niewyraźnym zarysie. Mrugnęła kilka razy. Gdy już wszystko wróciło do normy uniosła lekko głowę. Syknęła czując gwałtowny ból w karku. Spojrzała kątem oka na kajdany i westchnęła.

Ptak po raz kolejny wydał z siebie śpiewny świergot zwracając tym samym uwagę Tier. Przyglądała się zwierzęciu z zaciekawieniem. To był pierwszy raz, gdy miała okazję ujrzeć coś innego niż wrogo nastawionych ludzi czy innych Hollowów. Ptaszek zatrzepotał drobnymi skrzydełkami rdzawego koloru. Przekręcił główkę tak, że jego prawe oko przyglądało się zniewolonej blondynce.”Kim jesteś?” pytała w myślach. Ptak zaświergotał przeciągle poruszając się przy tym niezgrabnie. Kobieta z zaciekawieniem przyglądała się brązowoszarej istocie. Nigdy przedtem nie miała okazji ujrzeć takiej istoty. Dotąd dane było jej widzieć tylko Hollowy pozbawione własnej świadomości oraz ostrza Shinigamich, a teraz jeszcze Wandenreichów.
- Czy Tobie też doskwiera samotność? - szepnęła w kierunku ptaka, który zdawał się usłyszeć jej szept. Zwierzę zaprzestało świergotu i ponownie przyglądało się Tier. - Nie... Ty... jesteś wolny... wolny. Co to znaczy? Czy ja... kiedykolwiek byłam wolna...? - westchnęła zdając sobie sprawę, że nie wie do końca co to oznacza. Ponownie przed oczyma pojawił się obraz Tier składającej pokłon Aizenowi. Temu samemu, któremu tak bardzo zaufała. Temu samemu, któremu chciała ofiarować swoje życie...miłość. Temu samemu, dla którego gotowa była stanąć do walki przeciwko wrogom oraz poświęcić się w imię jego idei.
Znów poczuła bezsilność i rozpacz. Nie miała już sił na ponowny płacz. Nie chciała tego. Chciała zapomnieć o Aizenie...o wszystkim. Jej wzrok ponownie utkwił na istocie w kratce. Na twarzy kobiety pojawił się lekki uśmiech. „Chciałabym stać się Tobą...chociaż na chwilę. Chociaż na chwilę, abym mogła zrozumieć co oznacza bycie wolnym...” W pewnym momencie ptaszek gwałtowanie poderwał się i w ułamku sekundy odleciał. Tier poruszyła brwiami, również koloru blond. Drzwi do celi uchyliły się. Do środka weszła młoda kobieta. Była to brunetka z włosami uwiązanymi w długi warkocz, średniego wzrostu ubrana w prostą, szarą sukienkę kończącą się na połowie ud opięta grubym skórzanym pasem, do którego przyczepione były różne medykamenty. Jej strój wyraźnie odbiegał od uniformów noszonych przez wszystkich Wandenreichów.
Tier spojrzała na kobietę. Cień padał jej na twarz osłaniając też część stroju. Blondynka próbowała dostrzec chociażby najmniejszy szczegół. Bez skutku. Kobieta poruszyła lekko głową wyłaniając się powoli z cienia. Najpierw strój i część czarnej grzywki, aż w końcu doszło do twarzy. Tier jęknęła na widok dziewczyny.
- L...- Lisa – szepnęła zaskoczona.
===================================================================

Kobieta z wściekłością przebiła mężczyznę, który otwierając szeroko usta nie ukrywał swojego zaskoczenia. Odetchnęła z ulgą, jednak nie trwała ona długo. Zakrztusiła się spluwając po chwili krwią.
- To koniec, Aizen- sama. - oznajmiła ze spokojem, lecz nieukrywanym triumfem w głosie. Mężczyzna resztkami sił próbował obrócić się w kierunku Arrancara. Na twarzy Tier pojawił się pot, a rana na brzuchu coraz bardziej krwawiła. Zacisnęła zęby starając się nie okazywać żadnego grymasu bólu. W pewnym momencie usłyszała śmiech. Śmiech mężczyzny, którego przed momentem zdołała przebić na wylot. Wiedziała co to oznacza. Uniosła głowę, by po chwili znów ją opuścić. Jej Zanpakuto nikogo nie przebił. Nikogo prócz powietrza. Po raz kolejny poczuła się oszukana. Po raz kolejny.
Ponownie dało się słyszeć ten sam śmiech tego samego człowieka. Człowieka, któremu kobieta tak bardzo zaufała. Teraz jednak musiała unieść przeciw niemu miecz. Nie dlatego, by się zemścić czy też w akcie desperacji, lecz z żalu. Z żalu, że po raz kolejny dała się wykorzystać. Że pozwoliła sobą dyrygować, niczym marionetka ciągnięta za sznurki.
- Tier Harribel. - usłyszała głos za sobą – Istoty Twojego pokroju nie mają prawa podnosić na mnie swojego miecza. Nigdy Ci tego nie wybaczę. - Zanpakuto Aizena przecięło plecy kobiety, która spluwając krwią poczuła jak traci resztki sił. Cały świat zaczął wirować. Widziała wszystkie osoby tam zgromadzone, których wzrok skierowany był na nią. Spadała. Zauważyła zbliżające się chmury, kolejne i kolejne, aż w końcu wleciała w mlecznego koloru obłoki, by po chwili przez nie przelecieć. Sztuczne miasto przybliżało się coraz to szybciej. To jednak nie miało znaczenia. Nic już nie miało znaczenia. Nie chciała żyć. Nie miała już dla kogo. Chciała umrzeć. Bardzo chciała.

Dlaczego? Aizen-sama...
Aizen-sama...Ufałam Ci...
Nie...mam...
Kochałam...Kochałam Cię...
Czy naprawdę to zrobiłeś?
Czy to tylko sen...Aizen-sama...
Oddałam Ci serce...
Więc...Jeśli to sen to...
Dlaczego?... Mam...
Mam serce?
Aizen-sama...Sosuke Aizen...

Blondynka poczuła jak ktoś ją chwyta. Poczuła spoczywające dłonie na plecach oraz okolicach kolan. Nie spadała na dół, lecz była tam powoli niesiona.
- Ai-Aiz... - nie dokończyła dusząc się krwią.
- Nic nie mów – poważny kobiecy głos rozległ się w uszach Arrancara. Nie miała sił by odwrócić głowę i spojrzeć na swoją wybawicielkę. - Zaraz będziemy na dole. - Ranna kobieta mrugnęła z trudem. Jej odwrócona głowa i wzrok obserwowały zbliżające się miasto Karakura. Dało się już dostrzec pewne szczegóły, jednak oczy Tier odmawiały powoli posłuszeństwa chcąc się zamknąć. Mimo tego oraz powoli odchodzących zmysłów jedna rzecz nie dawała kobiecie spokoju: Kto jej pomógł i dlaczego to zrobił.
Wybawicielka ułożyła ranną na ziemi, tak że jej głowa skierowana była w górę. Oddech Tier powoli zanikał, a powieki z każdym mrugnięciem stawały się coraz cięższe. Przed jej oczyma pojawiła się głowa wybawicielki. Czarne włosy, niezgrabnie ułożona grzywka oraz okulary z oprawkami koloru czerwonego. Arrancar już wiedział kto ją ocalił.
- D-Dlacz...- Tier próbowała się jeszcze unieść zaciskając przy tym zęby. Poczuła dłoń naciskającą lekko na ramię. Druga natomiast zakryła usta. Blondynka posłała pytające spojrzenie w kierunku czarnowłosej kobiety.
- Spokojnie. - jej dłoń odgarnęła z twarzy Tier kosmyki blond włosów. - Cholera – szepnęła szukając czegoś gorączkowo po kieszeniach. - Ah. Mam – delikatnym ruchem zaczęła ocierać twarz rannej. Obraz Tier lekko zyskał na ostrości. Czarnowłosa kobieta dotknęła lewą dłonią brzucha Arrancara, z którego cały czas płynęła jasnoczerwona krew. Tier jęknęła głośno, na co kobieta pospiesznie zabrała dłoń opierając obok.
- Przep... - Tym razem to czarnowłosa wydawała się być zaskoczona, gdy Harribel chwyciła jej dłoń. Uścisk był słaby, niemal niewyczuwalny. Brunetka uśmiechnęła się lekko ściskając dłoń rannej. Tier poczuła coś. Nie potrafiła tego nazwać, to odepchnęło na moment wszystkie negatywne myśli i sprawiło, że przestała myśleć o śmierci czy też Aizenie. Jej myśli skupiły się teraz na czarnowłosej kobiecie. Na jej oczach, na ich wspólnym uścisku oraz uśmiechu, który nie był ani wymuszony, ani fałszywy, lecz czuły i ciepły.
- Lisa... - szepnęła Tier – Dziękuję Ci... - oczy blondynki zamknęły się a ostatnią rzeczą jaką widziały były usta kobiety o imieniu Lisa.

Co to za uczucie?
Nie chciałam już...Mimo to...
Dlaczego? Lisa Yadomaru...
Żyć...
Dlaczego mnie uratowałaś?
Byłaś moim wrogiem...
Byłaś byłaś byłaś...
Twoje oczy...usta...
Czemu...
Czemu tak na mnie działają?
Co się ze mną dzieje?
Co to za uczucie?
Uczucie...Uczucie...
Dziękuję...Lisa Yadomaru...
Jeśli możesz...
Uratuj...mnie...
Ten...Uratuj mnie...
Ten...ostatni...raz
===================================================================

Prze-przepraszam – powiedziała dziewczyna uśmiechając się szeroko. Tier podskoczyła. Znów wróciła myślami do celi. Ponownie przyjrzała się brunetce, która pospiesznie rozkładała różnego rodzaju suplementy. Mała buteleczka spadła na kamienną podłogę roztrzaskując się, a drobne fragmenty szkła rozprysnęły się po okolicy. Dziewczyna zarumieniła się ze wstydu.
- Przepraszam – powtórzyła i wykonała pewnego rodzaju ukłon przed blondynką, która obojętnym wzrokiem obserwowała zakłopotaną dziewczynę. - Straszna niezdara ze mnie. - brunetka uśmiechnęła się i wymownie podrapała po głowie chcąc ukryć swoje zmieszanie. Harribel milczała, a jej wzrok przeniósł się tym razem na rozstawione rzeczy. Bandaże, fiolki z kolorowymi substancjami oraz kilka czerwonych irch sprawiły, że Tier poczuła wewnętrzny niepokój. Przypomniała sobie Wandenreicha z zeszłej nocy, który był wobec niej bardzo brutalny. Nie wiedziała też kim jest ta dziewczyna i jakie ma zamiary. Mimo swojego uderzającego podobieństwa do Lisy, wciąż była Wandenreichem, podobnie jak tamten mężczyzna.
Dziewczyna klęknęła obok Arrancara chcąc upewnić się nie ma w jej pobliżu żadnych odłamków. Spojrzała na twarz Tier, która również przyglądała się brunetce. Ich spojrzenia spotkały się. Dziewczyna chciała uciec od obojętnego wzroku Harribel, gdy nagle zauważyła coś co przykuło jej uwagę.
- Czy... - próbowała zacząć przyglądając się czerwonym oczom Tier. - Czy Pani płakała? - Blondynka w odpowiedzi próbowała uniknąć spojrzenia. „Skąd ona o tym wie?” pomyślała. „Czy to widać? Czy można tego dotknąć?”.
Dziewczyna widząc, że nie doczeka się odpowiedzi westchnęła. Chwyciła zwilżoną irchę zbliżając się do Tier chcąc przemyć zadrapania oraz siniaki. Głowa blondynki drgnęła, a jej wzrok ponownie skupił się na obserwowaniu młodej Wandenreich. Dziewczyna widząc srogie spojrzenie Arrancara odskoczyła gwałtownie do tyłu przewracając się o własną torbę. „Ta kobieta... Czy ona się mnie boi?” pomyślała Harribel patrząc na dziewczynę masującą obolały tyłek.
- Przepraszam. - szepnęła Tier. Brunetka posłała pytające spojrzenie powoli podnosząc się z ziemi. - Nie chciałam...
- Nic się nie stało. - odparła dziewczyna uśmiechając się szeroko. - Ja...no cóż...zawsze można mnie było łatwo nastraszyć. A Pani spojrzenie jest... Mogę? - mówiąc to powoli zbliżyła mokry ręcznik do twarzy kobiety – To tylko woda. Chciałam zająć się Pani siniakami. Słyszałam co tu się wczoraj wydarzyło. Strasznie mi przykro. Bunta -sensei powiedzia...
- Bunta – Tier wtrąciła zaskoczona – Czy Bunta Cię tu przysłał? - dziewczyna zabrała dłoń z twarzy Arrancara i kiwnęła twierdząco głową.
- Bunta – sensei nie kazał mi o tym mówić, ale on naprawdę się martwi. Martwi o Panią. - Tier syknęła, gdy brunetka przemywała rozcięcie na twarzy. - Zazwyczaj nic nie chce po sobie poznać, ale gdy wrócił...zauważyłam, że jest bardzo smutny. Za dwa dni wyrusza do Hueco Mundo i nie chce zostawiać tu Pani samej.... - w korytarzu dało się słyszeć dźwięk ciągniętego metalu. Obie kobiety spojrzały w kierunku drzwi oczekując na ich otwarcie. Jednak dźwięk ten zaczął zanikać w oddali. Brunetka odetchnęła i ponownie zajęła się opatrywaniem ran Harribel. Ta jednak ponownie utonęła we własnych myślach. „Znów to uczucie” pomyślała czując, że znów może powtórzyć się sytuacja z zeszłej nocy. Jednak z niewiadomych przyczyn nie chciała tego okazywać w czyjejś obecności. W ogóle nie chciała tego okazywać. Jednak myślenie o tym wcale nie sprawiało, że blondynka poczuła się lepiej. „Nie rób tego.” mówiła sama do siebie. „Czy to z powodu Bunty? Dlaczego ten Wandenreich to powoduje? Czy to jego wina? Czy moja?”
- Emm... Jak ma Pani na imię? - spytała dziewczyna widząc pogrążoną w myślach kobietę. Właśnie kończyła zakładać ostatni bandaż na ramieniu blondynki. Nie spodziewając się odpowiedzi ciągnęła dalej: No. Gotowe. Na szczęście to były tylko powierzchowne r...
- Harribel. Tier – odparł Arrancar w międzyczasie spoglądając na owiniętą rękę.
- Jestem Cyan. Miło mi, Harribel-sama. - dziewczyna o imieniu Cyan uśmiechnęła się szeroko. Jednak nie trwało to długo, gdy natknęła się na ponowne spojrzenie Tier. Nie było ono tak zimne jak na początku, ale nadal miało w sobie coś co sprawiało, że brunetka czuła wewnętrzny niepokój.
- Pewna...-zaczęła Tier – Pewna bliska mi osoba miała tak samo na imię.
- Miała? Czy chcesz powiedzieć, że...
- Nie...może...nie wiem. - Harribel spuściła głowę. Nie miała pojęcia gdzie jest jej Fraccion i czy nadal żyją. „Zawsze dzielnie walczyłyście.” pomyślała „Wielokrotnie poświęcałyście się dla mnie. A ja...co ja zrobiłam dla Was? Obiecałam, że będę Was chronić. A sama poświęciłam się dla czyjej idei? Dla czyjej idei byłam gotowa oddać własne życie, a co za tym idzie Wasze? Dla Shinigami, dla którego moje istnienie było niczym innym niż tylko nic nie wartą śmiercią...Sung Sun, Apacci, Mila Rose przepraszam Was. Bardzo przepraszam. Gdybym nie była taką egoistką...gdybym tylko nie była. Sung Sun, Apacci nie miałam Wam tego za złe, chociaż...nie wiedziałam do końca co to znaczyło. Czemu znowu to robię...Tier...To przeszłość...Zostaw ją...Zostaw.” Wróciła do rzeczywistości. Duże niebieskie oczy przyglądały się zamyślonej kobiecie z bardzo bliskiej odległości. Harribel nie ukrywała swojego zaskoczenia, podobnie było z Cyan. Mimowolnie na policzkach Arrancara pojawiły się lekkie rumieńce. Czujny wzrok czarnowłosej od razu to zauważył.
- Przepraszam – powiedziała zawstydzona Cyan wymownie bawiąc się palcami. - Myślałam, że zasnęłaś, Harribel – sama. Nie chciałam przeszkadzać.
- Nie...Myślałam o... - kobieta wzięła głęboki oddech. Znowu to uczucie. Uczucie smutku. „Nie...teraz”. Uniosła głowę spoglądając na swoją rozmówczynię. Czarnowłosa jęknęła widząc łzy w oczach Harribel, których nie mogła ukryć.
- To nic złego. - odpowiedziała Cyan uśmiechając się czule. - Też czasem płaczę. Każda istota duchowa uroniła w swoim życiu choć jedną łzę.
- Nie mam duszy. - odpowiedziała Tier patrząc w oczy dziewczyny. Łza popłynęła po policzku, jednak zatrzymała się na palcu czarnowłosej.
- Ktoś Ci to wmówił, prawda? - Cyan otarła kolejną łzę z policzka Harribel. - Byłaś Hollowem. A istoty te powstają z innych ludzkich dusz. Nie możesz tak o sobie mówić. Masz dusze jak każdy człowiek. Nawet jeśli chcesz temu zaprzeczyć to Twój płacz mówi sam za siebie.
- Dlaczego? Dlaczego to się dzieje? Czuję się taka słaba, bezsilna. Jestem... byłam Vasto Lorde. Byłam najpotęż... - przerwała, gdy zauważyła jak dłoń Cyan wylądowała na jej klatce piersiowej. Jęknęła.
- To nic dziwnego, że tak się czujesz. Człowiek płacze najczęściej, gdy nie może sobie poradzić z przytłaczającymi go problemami. Tutaj...- mówiąc to lekko nacisnęła na klatkę piersiową Arrancara. - To tutaj powstają wszystkie emocje. Radość, uczucie szczęścia, dobroć, a także smutek, bezsilność, gniew i rozpacz. Gdy jesteś szczęśliwa najczęściej pokazujesz to uśmiechając się. Cała Twoja osoba to pokazuje. Gdy czujesz żal Twoje oczy i usta są smutne. Możesz to jedynie zamaskować, ale nigdy się nie pozbędziesz Niektórzy starają się zastąpić agresją, a jeszcze inni obojętnością. - Oczy Tier nadal przyglądały się dłoni Cyan spoczywającej na klatce piersiowej. Czuła ciepło jej dłoni. Mimo, że nie do końca wszystko rozumiała to zdawała sobie sprawę, że słowa dziewczyny mają sens.
- Wszyscy co chcą, by postrzegano ich jako ludzi obojętnych mają najtrudniej, ponieważ wszystkie emocje kłębią w sobie. Nie chcą, by ktokolwiek je wiedział, a gdy będzie ich za dużo...wtedy pojawia się to. - mówiąc to otarła oczy blondynki. - To naprawdę nic złego, Harribel-sama. Pozbyłaś się tylko negatywnych emocji.
- Zeszłej nocy...- zaczęła niepewnie Tier. Nie chciała tego mówić, ale zdawała sobie sprawę, że ta dziewczyna może jej pomóc. Opowiedziała Cyan wydarzenia, które miały miejsce w nocy. Powiedziała o mężczyźnie, który zniszczył jej cały pancerz oraz o Buncie, który ją ocalił. Przyznała, że to po rozmowie z nim jej emocje wzięły górę nad rozsądkiem. Cyan usiadła naprzeciwko blondynki.
- Bunta – sensei nigdy nie był zły. - oznajmiła brunetka w międzyczasie chowając wszystkie medykamenty. - Mimo swojej maski i gigantycznego ciała.
- Czy Bunta kiedykolwiek pokazał swoją twarz? - spytała Tier czując, że jej policzki znów zalewają rumieńce.
- Hmmm...nie widziałam jeszcze twarzy mistrza...Dlaczego jesteś ciekawa? - mówiąc to uśmiechnęła się lekko wprowadzając Tier w kolejne zakłopotanie. - Chyba go polubiłaś, Harribel-sama. I on Ciebie z pewnością też polubił. Zazwyczaj nie rozmawia z nikim dłużej niż minutę. Nawet z Cesarzem Wandenreich. Harribel-sama musi mieć w sobie coś co sprawiło, że się przełamał. - na twarzy blondynki pojawił się uśmiech, co nie umknęło uwadze Cyan.
- To dobry znak Ha... - przerwała słysząc jak ktoś woła jej imię. - Muszę już iść. Do zobaczenia, Harribel – sama. - Tier skinęła głową odprowadzając młodą kobietę wzrokiem. - Jeśli Bunta – sensei obiecał, że Cię stąd wyciągnie... z pewnością to zrobi. Zawsze poświęci się dla kogoś, kto naprawdę tego potrzebuje. - ciężkie drewniane drzwi zamknęły się z głuchym trzaskiem zostawiając Harribel w całkowitej ciszy. Spojrzała na klatkę piersiową uśmiechając się.
- Cyan – powiedziała do siebie – Nie tylko Buntę darzę sympatią. Nie tylko Buntę...

===================================================================

- Dzień dobry, Harribel-sama. - powiedziała radośnie Cyan niosąc ze sobą dużą tacę, na której były różnego rodzaju smakołyki. Tier uniosła głowę. Widok brunetki sprawił, że mimowolnie się uśmiechnęła. - Nie mogłam wczoraj przyjść. Przepraszam. Nie jesteś zła, Harribel-sama?
- Nie jestem - odpowiedziała blondynka poruszając lekko rękami, które stały się zdrętwiałe.- Co to jest? - spytała wskazując głową na srebrną tacę ze znakiem Wandenreich na środku.
- Pomyślałam, że możesz być głodna. Bunta – sensei chyba nie będzie zły o to, że zje dziś trochę mniejsze śniadanie. - mówiąc to na twarzy dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech. - Całymi dniami ciężko trenuje przez co musi dużo jeść, żeby nie stracić sił.
- Nie jestem głodna. - mówiąc to brzuch Tier zaburczał, jakby chciał zaprzeczyć. Cyan spojrzała na płaski brzuszek kobiety po czym spoglądając na twarz odparła:
- Czyżby? Spróbuj, to jest naprawdę dobre. - mówiąc to wzięła w dłoń ciemnego koloru chleb, na którym spoczywał cienko pokrojony kawałek żółtego sera z dżemem porzeczkowym w formie polewy. - Chyba będę musiała Cię nakarmić, Harribel-sama. - dodała po chwili nie kryjąc swojego zmieszania. Pierwszy raz przyszło jej karmić dorosłą osobę. Tier kiwnęła twierdząco głową. Cyan nieudolnie podawała do ust Arrancara posiłek będąc od czasu do czasu ugryzioną w palec. Dla Harribel była to nowość. Nigdy przedtem nie jadła tego typu rzeczy. Nie ukrywała też, że bardzo jej smakowało. Brunetka co pewien czas ocierała usta kobiety z pozostałości po jedzeniu. - Może masz ochotę się napić? To podgrzewane mleko. Nasz kucharz czasem dodaje do niego odrobinę sake, ale w przypadku Bunty – sensei tego nie robi. Wie, że on nie przepada za alkoholem, a przy tym... ma dość słabą głowę. - to ostatnie dodała z lekkim uśmiechem na twarzy. Tier tylko raz miała okazję spożyć alkohol, na który zaprosił ją sam, swojego czasu, Primera Espada, Coyote Starrk. O ile jej Fraccion nie miały nic przeciwko trunkowi najpotężniejszego z Armii Aizena, to Harribel po pierwszym łyku dosłownie opluła nim samego Starrka oraz Lilynette Gingerbuck, jego drugą połowę. Wściekłość Lilynette nie miała końca obrzucając Tier najgorszymi wyzwiskami, natomiast Coyote stwierdzając, że nic złego się nie stało postanowił pić dalej z Fraccion Tier przyznając też, że w takim stanie może słuchać swojej drugiej połowy. Po dłuższych namowach Emilou Appachi , jedenej z jej Fraccion uległa i przyłączyła się do gromadki, która była już dość wskazującym stanie widząc też jak Sung Sun cały czas wtulała się w Appachi z wzajemnością. Przypomniała sobie jak ona i Starrk udała się na nadzwyczajnie zebranie Espady chwiejąc się i omal nie wywracając wszystkich krzeseł w pałacu, a sam Starrk stał się wtedy nadzwyczaj elokwentny i chętny do dyskutowania na każdy temat. Baraggan natomiast nazwał dwójkę nieodpowiedzialnymi szczeniakami, wytykając też Tier, że „damie w tym wieku nie wypada zachowywać się jak jego wnuczka”, co Harribel odebrała jako obelgę nazywając byłego Króla Hueco Mundo skostniałym dziadem. Postanowiła jednak, że nie będzie dzielić się tym wspomnieniem ze służką Bunty.
         Do nalania mleka Cyan postanowiła wykorzystać swoją zdolność telekinezy. Lewitująca szklanka oraz butelka z białą substancją uniosły się nad głowę Tier, która spokojnie obserwowała poczynania czarnowłosej, która widząc, że jest obserwowana delikatnym ruchem dłoni sprawiła, że butelka przechyliła się. Niestety cała zawartość wylądowała na włosach Arrancara, a sama Cyan widząc to pospiesznie ruszyła do Tier. Lewitująca szklanka spadła prosto na głowę dziewczyny, powodując, że ta przewróciła się niemiłosiernie przy tym stękając.
- Przepraszam, Harribel-sama. Przepraszam, przepraszam, przepraszam. - mówiła szybko podnosząc się z ziemi. Spojrzała na obojętny wzrok Tier. Ta w odpowiedzi po chwili się uśmiechnęła, co sprawiło nie lada zaskoczenie dla brunetki.
- Nie szkodzi. - dodała po chwili czując jak krople mleka spływają jej w okolice ust. - Faktycznie dobre. - Cyan raz jeszcze przeprosiła Arrancara po czym stanęła za nią i zaczęła delikatnie wycierać włosy kobiety. Jęknęła. Znów to uczucie. To samo, które towarzyszyło jej dwa dni temu, gdy ich twarze znalazły się niebezpiecznie blisko siebie. Poczuła jak jej policzki zaczynają się robić coraz cieplejsze. „Dlaczego tak się dzieje?” pomyślała. Dłoń Cyan delikatnie zanurzyła się w gęste włosy blondynki i poruszyła kilka razy. Kobieta odchyliła lekko głowę do tyłu zamykając oczy. Nie wiedziała czemu, ale sprawiało jej to dużą przyjemność. Oddech lekko przyspieszył, gdy dłoń czarnowłosej ponownie zanurzyła się w jej włosach, a delikatny ruch irchą sprawiał, że przypominał on głaskanie. W pewnym momencie dziewczyna przerwała biorąc w dłoń kosmyk włosów zaplecionych w cienki warkocz.
- Śliczne. - szepnęła bardziej do siebie niż Tier. Obracając nim chwilę w dłoni puściła go i przeszła do przodu, by otrzeć twarz kobiety. Położyła delikatnie rękę na opalonym ramieniu. Tier spojrzała na nią, a później na Cyan, która widząc jej wzrok przestała ocierać jej twarz. Nie było to obojętne spojrzenie. Teraz mogła zauważyć, że policzki czarnowłosej są lekko zaczerwienione. Dziewczyna zmierzwiła grzywkę blondynki nadając jej ponownie bujny kształt, jednak nie zabierając dłoni z twarzy. Kciukiem otarła pozostałości mleka z ust. Tier cały czas wpatrywała się w oczy Cyan. „Appachi, Sung Sun... miałyście wtedy taki sam wzrok.” pomyślała Tier przypominając sobie pewną sytuację. „Co robiłyście dalej? Jak się to nazywało?” Ponownie wróciła myślami do celi. Zauważyła jak twarz brunetki lekko przybliżyła się, a jej oczy zaczęły stopniowo się zamykać. Czuła ciepły, powolny oddech owiewający twarz kobiety. Harribel mimowolnie zbliżyła się do twarzy Cyan, której dłoń opierająca się do tej pory na ramieniu zjechała teraz na pas. Powieki Tier również zaczęły się zamykać i …
- Drugi Oddział Stern Ritter formować szyk! - dało się słyszeć męski głos dochodzący z zewnątrz. Obie kobiety podskoczyły. Tier wypuściła powietrze, a Cyan zabierając dłoń z pasa blondynki spojrzała w kierunku okna. Widać było, że jest zawiedziona.
- To już dziś. – powiedziała po chwili, pierwszy raz jej głos wydawał się być o wiele bardziej poważny niż zazwyczaj. Tier nic nie odpowiedziała. Nadal była oszołomiona całą sytuacją. Po dłuższej chwili słowa Cyan dotarły do niej uświadamiając, że dzisiaj Bunta wyrusza do Hueco Mundo. Miała wyrzuty sumienia, że tak go potraktowała.
- Cyan – powiedziała cicho Tier – Czy mogłabyś... poprosić Buntę, żeby się tu pojawił?
- Hmmm? O-oczywiście, Harribel-sama! - mówiąc to szybko poderwała się i wybiegła z celi zostawiając otwarte drzwi. Myśli Tier kłębiły się. Z jednej strony bardzo chciała zobaczyć mężczyznę, a z drugiej strony żałowała tego, że sytuacja z Cyan została przerwana. Choć nie umiała tego nazwać, czuła że Cyan, podobnie jak Tier chce tego samego. Były tak blisko. Poruszyła lekko nogami czując między nimi lekkie pulsowanie. Czuła już je wcześniej. Gdy Cyan dotykała jej włosów oraz gdy była tak blisko jej. Mimo wszystko to nie był pierwszy raz, gdy to poczuła. „Nie wiem czy wtedy mnie widziałyście. Ale chciałabym...chciałbym, żebyście mi o tym powiedziały. Sung Sun... wiem jak pierwszy raz spojrzałaś na Appachi, gdy ją dopiero poznałaś. To było inne spojrzenie niż to, którym patrzyłaś na Mile Rose czy na mnie. Co Emilou miała takiego w sobie? Co to było?”
- Zostaw nas samych, Cyan. Dziękuję – powiedział znajomy męski głos. Tier uniosła głowę widząc przed sobą olbrzymiego, zamaskowanego mężczyznę. Mimo tej samej maski miał na sobie lśniącą, srebrną zbroje oraz długi, biały płaszcz sięgający ziemi z dużym symbolem Wandenreich na plecach.
Cyan posłusznie zamknęła drzwi zostawiając Buntę i Tier samych. Mężczyzna podszedł do Tier i spojrzał na leżącą obok tacę. Westchnął przewracając oczami.
- Tak czułem, że dziś było mniej niż zwykle – powiedział po chwili – Chciałaś się ze mną widzieć. Coś się stało? - wzrok Tier również przeniósł się na tacę. Nie wiedziała co powiedzieć. Szukała w głowie odpowiednich słów, jednak było to bardzo trudne. Opuściła głowę w rezygnacji. - Wyruszam do Hueco Mundo wraz z kilk...
- Nie rób tego. - szepnęła – Proszę... nie rób tego. - uniosła głowę w kierunku mężczyzny, który kucnął naprzeciwko kobiety.
- Tier...chciałbym, ale nie mogę. Taki dostałem rozkaz. - w jego głosie dało się wyczuć melancholijny ton i rezygnację. - Wrócę w ciągu kilku tygodni.
- A jeśli... a jeśli nie wrócisz? Bunta ja... - mężczyzna położył dłoń na ustach kobiety. Wstał i szepcząc sprawił, że łańcuchy można było rozkuć. Po chwili kobieta miała wolne ręce. Bunta ponownie kucnął naprzeciwko niej. - Co Ty wyprawiasz? Jestem więźniem, a Ty właśnie mnie rozkułeś. Co jeśli teraz chciałabym Cię zaatakować? - mężczyzna zamknął oczy i wyciągając ostrze podał je Tier.
- Więc zrób to. - odparł po chwili – Zabij mnie i bądź wolna. Ojciec wyruszył do Silbern. Nie sądzę, by ktoś był w stanie Cię powstrzymać. - kobieta otworzyła szeroko oczy. Nie spodziewała się, że mężczyzna może mówić o tym z taką lekkością. - Zrób to. - dodał. Tier chwyciła jego ostrze wstając. Wzrok Bunty tkwił cały czas w jednym punkcie. Po chwili wydał z siebie cichy jęk, a źrenice oczu rozszerzyły się...
Kobieta umieściła miecz wojownika z powrotem na plecach, by po chwili objąć go. Nie wiedziała czemu to zrobiła. Może tego potrzebowała? Może chciała tym pokazać, że życie Bunty nie jest jej obojętne? Ścisnęła mocniej szyję dając mężczyźnie tym samym do zrozumienia, że nie chce by ją tu zostawiał. Bunta zrobił to samo kładąc olbrzymie dłonie na plecach kobiety, robiąc to delikatnie i z wyczuciem. Usłyszał cichy szloch i pociągnięcie nosem.
- Mówi się, że Hollow mający czyste serce może ronić łzy. - szepnął Bunta na co Tier tylko mocniej zaszlochała. Usłyszała po chwili dźwięk rozpinanego paska. Oderwała się od mężczyzny i zaniemówiła...
Bunta trzymał w dłoni maskę, a drugą nie przestawał obejmować blondynki, która opuszkami palców dotykała policzków, nosa i ust mężczyzny. Ten lekko się uśmiechnął.
- Dla-dlaczego Bunta? Dlacz... - jednak Bunta nie dał jej dokończyć wpijając się w jej usta. Ręce kobiety bezwładnie opadły, a oczy powoli zamykały się. Przycisnął kobietę do siebie jeszcze mocniej lekko przy tym wyginając. Tier poddała się całkowicie władczej sile Bunty, który całował ją coraz to namiętniej. W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że to samo chciała zrobić z Cyan, jednak z Buntą nie czuła tego co poczuła z tamtą dziewczyną. Położyła dłoń na policzku mężczyzny chcąc to przerwać. Bunta oderwał się od kobiety łapiąc powietrze.
- Tier...coś...coś się stało? - spytał wciąż oszołomiony pocałunkiem z kobietą, z którą tydzień temu stoczył walkę. Ta w odpowiedzi spuściła głowę.
- Nie mogę...Przepraszam, Bunta. - mężczyzna zrezygnowany wstał i zakładając maskę podszedł do okna. Wiedział, że stracił nad sobą panowanie. Że nie powinien tego robić. W celi panowała niezręczna cisza od czasu do czasu przerwana nawoływaniem oddziału do zbiórki.
- To ja przepraszam Tier. Ten pocałunek nie powinien mieć miejsca. Wybacz mi. - powiedział po dłuższej chwili mężczyzna i pospiesznie udał się w kierunku wyjścia. - Wrócę... Wrócę po Ciebie... Obiecuję. - gdy tylko otworzył drzwi na ręce kobiety samoistnie nasunęły się łańcuchy. Nie zwróciła jednak na to najmniejszej uwagi.

Wybacz mi, Bunta...
Ja... Cyan...
Co się ze mną dzieje?
Czemu cały czas...
To nie powinno mieć miejsca...
Nie powinno...
Pocałunek...
Myślę o Niej...
Więc tak...
Appachi Sung Sun...
To wszystko jest...
Takie dziwne...dziwne...
Się nazywa...
Pocałunek...
Cyan...Czy chciałaś...mnie?
Teraz wiem...
Teraz już wiem...
Bunta...Przepraszam...
Czy nadal chcesz?
Czy nadal tego chcesz...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz