Przez zakratowane okienko wpadał
strumyczek światła. Przebijał się przez gęste blond włosy
próbując dotrzeć do twarzy, twarzy na której kilka godzin
wcześniej jawił się smutek i rozgoryczenie, pierwszy raz. Lekko
opuszczona głowa poruszała się w rytmie spokojnego, sennego
oddechu. Od czasu do czasu dało się słyszeć mimowolne załkanie.
Płacz ją zmęczył, a płakała niemalże całą noc. Wylała z
siebie mnóstwo łez uwalniając tym samym cały kłębiący się
żal, gniew, rozpacz.
W otworze usiadł mały brązowoszary
ptaszek. Zaczepił się kurczowo kratki trzepocząc skrzydłami. Gdy
już wreszcie znalazł dogodną pozycję zaświergotał, jakby chciał
coś powiedzieć. Powtórzył to jeszcze raz. Tym razem szczebiot był
znacznie głośniejszy.
Kobieta z trudem otworzyła oczy. Cały
obraz przez moment tkwił w niewyraźnym zarysie. Mrugnęła kilka
razy. Gdy już wszystko wróciło do normy uniosła lekko głowę.
Syknęła czując gwałtowny ból w karku. Spojrzała kątem oka na
kajdany i westchnęła.
Ptak po raz kolejny wydał z siebie
śpiewny świergot zwracając tym samym uwagę Tier. Przyglądała
się zwierzęciu z zaciekawieniem. To był pierwszy raz, gdy miała
okazję ujrzeć coś innego niż wrogo nastawionych ludzi czy innych
Hollowów. Ptaszek zatrzepotał drobnymi skrzydełkami rdzawego
koloru. Przekręcił główkę tak, że jego prawe oko przyglądało
się zniewolonej blondynce.”Kim jesteś?” pytała w myślach.
Ptak zaświergotał przeciągle poruszając się przy tym
niezgrabnie. Kobieta z zaciekawieniem przyglądała się
brązowoszarej istocie. Nigdy przedtem nie miała
okazji ujrzeć takiej istoty. Dotąd dane było jej widzieć tylko
Hollowy pozbawione własnej świadomości oraz ostrza Shinigamich, a
teraz jeszcze Wandenreichów.
- Czy Tobie też doskwiera
samotność? - szepnęła w kierunku ptaka, który zdawał się
usłyszeć jej szept. Zwierzę zaprzestało świergotu i ponownie
przyglądało się Tier. - Nie... Ty... jesteś wolny... wolny. Co
to znaczy? Czy ja... kiedykolwiek byłam wolna...? - westchnęła
zdając sobie sprawę, że nie wie do końca co to oznacza. Ponownie
przed oczyma pojawił się obraz Tier składającej pokłon
Aizenowi. Temu samemu, któremu tak bardzo zaufała. Temu samemu,
któremu chciała ofiarować swoje życie...miłość. Temu samemu,
dla którego gotowa była stanąć do walki przeciwko wrogom oraz
poświęcić się w imię jego idei.
Znów poczuła bezsilność i rozpacz.
Nie miała już sił na ponowny płacz. Nie chciała tego. Chciała
zapomnieć o Aizenie...o wszystkim. Jej wzrok ponownie utkwił na
istocie w kratce. Na twarzy kobiety pojawił się lekki uśmiech.
„Chciałabym stać się Tobą...chociaż na chwilę. Chociaż na
chwilę, abym mogła zrozumieć co oznacza bycie wolnym...” W
pewnym momencie ptaszek gwałtowanie poderwał się i w ułamku
sekundy odleciał. Tier poruszyła brwiami, również koloru blond.
Drzwi do celi uchyliły się. Do środka weszła młoda kobieta. Była
to brunetka z włosami uwiązanymi w długi warkocz, średniego
wzrostu ubrana w prostą, szarą sukienkę kończącą się na
połowie ud opięta grubym skórzanym pasem, do którego przyczepione
były różne medykamenty. Jej strój wyraźnie odbiegał od
uniformów noszonych przez wszystkich Wandenreichów.
Tier spojrzała na kobietę. Cień
padał jej na twarz osłaniając też część stroju. Blondynka
próbowała dostrzec chociażby najmniejszy szczegół. Bez skutku.
Kobieta poruszyła lekko głową wyłaniając się powoli z cienia.
Najpierw strój i część czarnej grzywki, aż w końcu doszło do
twarzy. Tier jęknęła na widok dziewczyny.
- L...- Lisa – szepnęła zaskoczona.
===================================================================
Kobieta z wściekłością przebiła
mężczyznę, który otwierając szeroko usta nie ukrywał swojego
zaskoczenia. Odetchnęła z ulgą, jednak nie trwała ona długo.
Zakrztusiła się spluwając po chwili krwią.
- To koniec, Aizen- sama. -
oznajmiła ze spokojem, lecz nieukrywanym triumfem w głosie.
Mężczyzna resztkami sił próbował obrócić się w kierunku
Arrancara. Na twarzy Tier pojawił się pot, a rana na brzuchu coraz
bardziej krwawiła. Zacisnęła zęby starając się nie okazywać
żadnego grymasu bólu. W pewnym momencie usłyszała śmiech.
Śmiech mężczyzny, którego przed momentem zdołała przebić na
wylot. Wiedziała co to oznacza. Uniosła głowę, by po chwili znów
ją opuścić. Jej Zanpakuto nikogo nie przebił. Nikogo prócz
powietrza. Po raz kolejny poczuła się oszukana. Po raz kolejny.
Ponownie dało się słyszeć ten sam
śmiech tego samego człowieka. Człowieka, któremu kobieta tak
bardzo zaufała. Teraz jednak musiała unieść przeciw niemu miecz.
Nie dlatego, by się zemścić czy też w akcie desperacji, lecz z
żalu. Z żalu, że po raz kolejny dała się wykorzystać. Że
pozwoliła sobą dyrygować, niczym marionetka ciągnięta za
sznurki.
- Tier Harribel. - usłyszała głos
za sobą – Istoty Twojego pokroju nie mają prawa podnosić na
mnie swojego miecza. Nigdy Ci tego nie wybaczę. - Zanpakuto Aizena
przecięło plecy kobiety, która spluwając krwią poczuła jak
traci resztki sił. Cały świat zaczął wirować. Widziała
wszystkie osoby tam zgromadzone, których wzrok skierowany był na
nią. Spadała. Zauważyła zbliżające się chmury, kolejne i
kolejne, aż w końcu wleciała w mlecznego koloru obłoki, by po
chwili przez nie przelecieć. Sztuczne miasto przybliżało się
coraz to szybciej. To jednak nie miało znaczenia. Nic już nie
miało znaczenia. Nie chciała żyć. Nie miała już dla kogo.
Chciała umrzeć. Bardzo chciała.
Dlaczego? Aizen-sama...
Aizen-sama...Ufałam Ci...
Nie...mam...
Kochałam...Kochałam Cię...
Czy naprawdę to zrobiłeś?
Czy to tylko sen...Aizen-sama...
Oddałam Ci serce...
Więc...Jeśli to sen to...
Dlaczego?... Mam...
Mam serce?
Aizen-sama...Sosuke Aizen...
Blondynka poczuła
jak ktoś ją chwyta. Poczuła spoczywające dłonie na plecach oraz
okolicach kolan. Nie spadała na dół, lecz była tam powoli
niesiona.
- Ai-Aiz... -
nie dokończyła dusząc się krwią.
- Nic nie mów –
poważny kobiecy głos rozległ się w uszach Arrancara. Nie miała
sił by odwrócić głowę i spojrzeć na swoją wybawicielkę. -
Zaraz będziemy na dole. - Ranna kobieta mrugnęła z trudem. Jej
odwrócona głowa i wzrok obserwowały zbliżające się miasto
Karakura. Dało się już dostrzec pewne szczegóły, jednak oczy
Tier odmawiały powoli posłuszeństwa chcąc się zamknąć. Mimo
tego oraz powoli odchodzących zmysłów jedna rzecz nie dawała
kobiecie spokoju: Kto jej pomógł i dlaczego to zrobił.
Wybawicielka
ułożyła ranną na ziemi, tak że jej głowa skierowana była w
górę. Oddech Tier powoli zanikał, a powieki z każdym mrugnięciem
stawały się coraz cięższe. Przed jej oczyma pojawiła się głowa
wybawicielki. Czarne włosy, niezgrabnie ułożona grzywka oraz
okulary z oprawkami koloru czerwonego. Arrancar już wiedział kto ją
ocalił.
- D-Dlacz...-
Tier próbowała się jeszcze unieść zaciskając przy tym zęby.
Poczuła dłoń naciskającą lekko na ramię. Druga natomiast
zakryła usta. Blondynka posłała pytające spojrzenie w kierunku
czarnowłosej kobiety.
- Spokojnie. -
jej dłoń odgarnęła z twarzy Tier kosmyki blond włosów. -
Cholera – szepnęła szukając czegoś gorączkowo po kieszeniach.
- Ah. Mam – delikatnym ruchem zaczęła ocierać twarz rannej.
Obraz Tier lekko zyskał na ostrości. Czarnowłosa kobieta dotknęła
lewą dłonią brzucha Arrancara, z którego cały czas płynęła
jasnoczerwona krew. Tier jęknęła głośno, na co kobieta
pospiesznie zabrała dłoń opierając obok.
- Przep... - Tym
razem to czarnowłosa wydawała się być zaskoczona, gdy Harribel
chwyciła jej dłoń. Uścisk był słaby, niemal niewyczuwalny.
Brunetka uśmiechnęła się lekko ściskając dłoń rannej. Tier
poczuła coś. Nie potrafiła tego nazwać, to odepchnęło na
moment wszystkie negatywne myśli i sprawiło, że przestała myśleć
o śmierci czy też Aizenie. Jej myśli skupiły się teraz na
czarnowłosej kobiecie. Na jej oczach, na ich wspólnym uścisku
oraz uśmiechu, który nie był ani wymuszony, ani fałszywy, lecz
czuły i ciepły.
- Lisa... -
szepnęła Tier – Dziękuję Ci... - oczy blondynki zamknęły się
a ostatnią rzeczą jaką widziały były usta kobiety o imieniu
Lisa.
Co to za uczucie?
Nie chciałam już...Mimo to...
Dlaczego? Lisa Yadomaru...
Żyć...
Dlaczego mnie uratowałaś?
Byłaś moim wrogiem...
Byłaś byłaś byłaś...
Twoje oczy...usta...
Czemu...
Czemu tak na mnie działają?
Co się ze mną dzieje?
Co to za uczucie?
Uczucie...Uczucie...
Dziękuję...Lisa Yadomaru...
Jeśli możesz...
Uratuj...mnie...
Ten...Uratuj mnie...
Ten...ostatni...raz
===================================================================
- Prze-przepraszam
– powiedziała dziewczyna uśmiechając się szeroko. Tier
podskoczyła. Znów wróciła myślami do celi. Ponownie przyjrzała
się brunetce, która pospiesznie rozkładała różnego rodzaju
suplementy. Mała buteleczka spadła na kamienną podłogę
roztrzaskując się, a drobne fragmenty szkła rozprysnęły się po
okolicy. Dziewczyna zarumieniła się ze wstydu.
- Przepraszam –
powtórzyła i wykonała pewnego rodzaju ukłon przed blondynką,
która obojętnym wzrokiem obserwowała zakłopotaną dziewczynę. -
Straszna niezdara ze mnie. - brunetka uśmiechnęła się i wymownie
podrapała po głowie chcąc ukryć swoje zmieszanie. Harribel
milczała, a jej wzrok przeniósł się tym razem na rozstawione
rzeczy. Bandaże, fiolki z kolorowymi substancjami oraz kilka
czerwonych irch sprawiły, że Tier poczuła wewnętrzny niepokój.
Przypomniała sobie Wandenreicha z zeszłej nocy, który był wobec
niej bardzo brutalny. Nie wiedziała też kim jest ta dziewczyna i
jakie ma zamiary. Mimo swojego uderzającego podobieństwa do Lisy,
wciąż była Wandenreichem, podobnie jak tamten mężczyzna.
Dziewczyna klęknęła
obok Arrancara chcąc upewnić się nie ma w jej pobliżu żadnych
odłamków. Spojrzała na twarz Tier, która również przyglądała
się brunetce. Ich spojrzenia spotkały się. Dziewczyna chciała
uciec od obojętnego wzroku Harribel, gdy nagle zauważyła coś co
przykuło jej uwagę.
- Czy... -
próbowała zacząć przyglądając się czerwonym oczom Tier. - Czy
Pani płakała? - Blondynka w odpowiedzi próbowała uniknąć
spojrzenia. „Skąd ona o tym wie?” pomyślała. „Czy to widać?
Czy można tego dotknąć?”.
Dziewczyna widząc,
że nie doczeka się odpowiedzi westchnęła. Chwyciła zwilżoną
irchę zbliżając się do Tier chcąc przemyć zadrapania oraz
siniaki. Głowa blondynki drgnęła, a jej wzrok ponownie skupił się
na obserwowaniu młodej Wandenreich. Dziewczyna widząc srogie
spojrzenie Arrancara odskoczyła gwałtownie do tyłu przewracając
się o własną torbę. „Ta kobieta... Czy ona się mnie boi?”
pomyślała Harribel patrząc na dziewczynę masującą obolały
tyłek.
- Przepraszam. -
szepnęła Tier. Brunetka posłała pytające spojrzenie powoli
podnosząc się z ziemi. - Nie chciałam...
- Nic się nie
stało. - odparła dziewczyna uśmiechając się szeroko. - Ja...no
cóż...zawsze można mnie było łatwo nastraszyć. A Pani
spojrzenie jest... Mogę? - mówiąc to powoli zbliżyła mokry
ręcznik do twarzy kobiety – To tylko woda. Chciałam zająć się
Pani siniakami. Słyszałam co tu się wczoraj wydarzyło. Strasznie
mi przykro. Bunta -sensei powiedzia...
- Bunta – Tier
wtrąciła zaskoczona – Czy Bunta Cię tu przysłał? - dziewczyna
zabrała dłoń z twarzy Arrancara i kiwnęła twierdząco głową.
- Bunta –
sensei nie kazał mi o tym mówić, ale on naprawdę się martwi.
Martwi o Panią. - Tier syknęła, gdy brunetka przemywała
rozcięcie na twarzy. - Zazwyczaj nic nie chce po sobie poznać, ale
gdy wrócił...zauważyłam, że jest bardzo smutny. Za dwa dni
wyrusza do Hueco Mundo i nie chce zostawiać tu Pani samej.... - w
korytarzu dało się słyszeć dźwięk ciągniętego metalu. Obie
kobiety spojrzały w kierunku drzwi oczekując na ich otwarcie.
Jednak dźwięk ten zaczął zanikać w oddali. Brunetka odetchnęła
i ponownie zajęła się opatrywaniem ran Harribel. Ta jednak
ponownie utonęła we własnych myślach. „Znów to uczucie”
pomyślała czując, że znów może powtórzyć się sytuacja z
zeszłej nocy. Jednak z niewiadomych przyczyn nie chciała tego
okazywać w czyjejś obecności. W ogóle nie chciała tego
okazywać. Jednak myślenie o tym wcale nie sprawiało, że
blondynka poczuła się lepiej. „Nie rób tego.” mówiła sama
do siebie. „Czy to z powodu Bunty? Dlaczego ten Wandenreich to
powoduje? Czy to jego wina? Czy moja?”
- Emm... Jak ma
Pani na imię? - spytała dziewczyna widząc pogrążoną w myślach
kobietę. Właśnie kończyła zakładać ostatni bandaż na
ramieniu blondynki. Nie spodziewając się odpowiedzi ciągnęła
dalej: No. Gotowe. Na szczęście to były tylko powierzchowne r...
- Harribel. Tier
– odparł Arrancar w międzyczasie spoglądając na owiniętą
rękę.
- Jestem
Cyan. Miło mi, Harribel-sama. - dziewczyna o imieniu Cyan
uśmiechnęła się szeroko. Jednak nie trwało to długo, gdy
natknęła się na ponowne spojrzenie Tier. Nie było ono tak zimne
jak na początku, ale nadal miało w sobie coś co sprawiało, że
brunetka czuła wewnętrzny niepokój.
- Pewna...-zaczęła
Tier – Pewna bliska mi osoba miała tak samo na imię.
- Miała? Czy
chcesz powiedzieć, że...
- Nie...może...nie
wiem. - Harribel spuściła głowę. Nie miała pojęcia gdzie jest
jej Fraccion i czy nadal żyją. „Zawsze dzielnie walczyłyście.”
pomyślała „Wielokrotnie poświęcałyście się dla mnie. A
ja...co ja zrobiłam dla Was? Obiecałam, że będę Was chronić. A
sama poświęciłam się dla czyjej idei? Dla czyjej idei byłam
gotowa oddać własne życie, a co za tym idzie Wasze? Dla
Shinigami, dla którego moje istnienie było niczym innym niż tylko
nic nie wartą śmiercią...Sung Sun, Apacci, Mila Rose przepraszam
Was. Bardzo przepraszam. Gdybym nie była taką egoistką...gdybym
tylko nie była. Sung Sun, Apacci nie miałam Wam tego za złe,
chociaż...nie wiedziałam do końca co to znaczyło. Czemu znowu to
robię...Tier...To przeszłość...Zostaw ją...Zostaw.” Wróciła
do rzeczywistości. Duże niebieskie oczy przyglądały się
zamyślonej kobiecie z bardzo bliskiej odległości. Harribel nie
ukrywała swojego zaskoczenia, podobnie było z Cyan. Mimowolnie na
policzkach Arrancara pojawiły się lekkie rumieńce. Czujny wzrok
czarnowłosej od razu to zauważył.
- Przepraszam –
powiedziała zawstydzona Cyan wymownie bawiąc się palcami. -
Myślałam, że zasnęłaś, Harribel – sama. Nie chciałam
przeszkadzać.
- Nie...Myślałam
o... - kobieta wzięła głęboki oddech. Znowu to uczucie. Uczucie
smutku. „Nie...teraz”. Uniosła głowę spoglądając na swoją
rozmówczynię. Czarnowłosa jęknęła widząc łzy w oczach
Harribel, których nie mogła ukryć.
- To nic złego.
- odpowiedziała Cyan uśmiechając się czule. - Też czasem
płaczę. Każda istota duchowa uroniła w swoim życiu choć jedną
łzę.
- Nie mam duszy.
- odpowiedziała Tier patrząc w oczy dziewczyny. Łza popłynęła
po policzku, jednak zatrzymała się na palcu czarnowłosej.
- Ktoś Ci to
wmówił, prawda? - Cyan otarła kolejną łzę z policzka Harribel.
- Byłaś Hollowem. A istoty te powstają z innych ludzkich dusz.
Nie możesz tak o sobie mówić. Masz dusze jak każdy człowiek.
Nawet jeśli chcesz temu zaprzeczyć to Twój płacz mówi sam za
siebie.
- Dlaczego?
Dlaczego to się dzieje? Czuję się taka słaba, bezsilna.
Jestem... byłam Vasto Lorde. Byłam najpotęż... - przerwała, gdy
zauważyła jak dłoń Cyan wylądowała na jej klatce piersiowej.
Jęknęła.
- To nic
dziwnego, że tak się czujesz. Człowiek płacze najczęściej, gdy
nie może sobie poradzić z przytłaczającymi go problemami.
Tutaj...- mówiąc to lekko nacisnęła na klatkę piersiową
Arrancara. - To tutaj powstają wszystkie emocje. Radość, uczucie
szczęścia, dobroć, a także smutek, bezsilność, gniew i
rozpacz. Gdy jesteś szczęśliwa najczęściej pokazujesz to
uśmiechając się. Cała Twoja osoba to pokazuje. Gdy czujesz żal
Twoje oczy i usta są smutne. Możesz to jedynie zamaskować, ale
nigdy się nie pozbędziesz Niektórzy starają się zastąpić
agresją, a jeszcze inni obojętnością. - Oczy Tier nadal
przyglądały się dłoni Cyan spoczywającej na klatce piersiowej.
Czuła ciepło jej dłoni. Mimo, że nie do końca wszystko
rozumiała to zdawała sobie sprawę, że słowa dziewczyny mają
sens.
- Wszyscy co
chcą, by postrzegano ich jako ludzi obojętnych mają najtrudniej,
ponieważ wszystkie emocje kłębią w sobie. Nie chcą, by
ktokolwiek je wiedział, a gdy będzie ich za dużo...wtedy pojawia
się to. - mówiąc to otarła oczy blondynki. - To naprawdę nic
złego, Harribel-sama. Pozbyłaś się tylko negatywnych emocji.
- Zeszłej
nocy...- zaczęła niepewnie Tier. Nie chciała tego mówić, ale
zdawała sobie sprawę, że ta dziewczyna może jej pomóc.
Opowiedziała Cyan wydarzenia, które miały miejsce w nocy.
Powiedziała o mężczyźnie, który zniszczył jej cały pancerz
oraz o Buncie, który ją ocalił. Przyznała, że to po rozmowie z
nim jej emocje wzięły górę nad rozsądkiem. Cyan usiadła
naprzeciwko blondynki.
- Bunta –
sensei nigdy nie był zły. - oznajmiła brunetka w międzyczasie
chowając wszystkie medykamenty. - Mimo swojej maski i gigantycznego
ciała.
- Czy Bunta
kiedykolwiek pokazał swoją twarz? - spytała Tier czując, że jej
policzki znów zalewają rumieńce.
- Hmmm...nie
widziałam jeszcze twarzy mistrza...Dlaczego jesteś ciekawa? -
mówiąc to uśmiechnęła się lekko wprowadzając Tier w kolejne
zakłopotanie. - Chyba go polubiłaś, Harribel-sama. I on Ciebie z
pewnością też polubił. Zazwyczaj nie rozmawia z nikim dłużej
niż minutę. Nawet z Cesarzem Wandenreich. Harribel-sama musi mieć
w sobie coś co sprawiło, że się przełamał. - na twarzy
blondynki pojawił się uśmiech, co nie umknęło uwadze Cyan.
- To dobry znak Ha... - przerwała słysząc jak ktoś woła jej imię.
- Muszę już iść. Do zobaczenia, Harribel – sama. - Tier
skinęła głową odprowadzając młodą kobietę wzrokiem. - Jeśli
Bunta – sensei obiecał, że Cię stąd wyciągnie... z pewnością
to zrobi. Zawsze poświęci się dla kogoś, kto naprawdę tego
potrzebuje. - ciężkie drewniane drzwi zamknęły się z głuchym
trzaskiem zostawiając Harribel w całkowitej ciszy. Spojrzała na
klatkę piersiową uśmiechając się.
- Cyan – powiedziała do siebie – Nie tylko Buntę darzę
sympatią. Nie tylko Buntę...
===================================================================
- Dzień dobry,
Harribel-sama. - powiedziała radośnie Cyan niosąc ze sobą dużą
tacę, na której były różnego rodzaju smakołyki. Tier uniosła
głowę. Widok brunetki sprawił, że mimowolnie się uśmiechnęła.
- Nie mogłam wczoraj przyjść. Przepraszam. Nie jesteś zła,
Harribel-sama?
- Nie jestem -
odpowiedziała blondynka poruszając lekko rękami, które stały
się zdrętwiałe.- Co to jest? - spytała wskazując głową na
srebrną tacę ze znakiem Wandenreich na środku.
- Pomyślałam,
że możesz być głodna. Bunta – sensei chyba nie będzie zły o
to, że zje dziś trochę mniejsze śniadanie. - mówiąc to na
twarzy dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech. - Całymi dniami
ciężko trenuje przez co musi dużo jeść, żeby nie stracić sił.
- Nie jestem
głodna. - mówiąc to brzuch Tier zaburczał, jakby chciał
zaprzeczyć. Cyan spojrzała na płaski brzuszek kobiety po czym
spoglądając na twarz odparła:
- Czyżby?
Spróbuj, to jest naprawdę dobre. - mówiąc to wzięła w dłoń
ciemnego koloru chleb, na którym spoczywał cienko pokrojony
kawałek żółtego sera z dżemem porzeczkowym w formie polewy. -
Chyba będę musiała Cię nakarmić, Harribel-sama. - dodała po
chwili nie kryjąc swojego zmieszania. Pierwszy raz przyszło jej
karmić dorosłą osobę. Tier kiwnęła twierdząco głową. Cyan
nieudolnie podawała do ust Arrancara posiłek będąc od czasu do
czasu ugryzioną w palec. Dla Harribel była to nowość. Nigdy
przedtem nie jadła tego typu rzeczy. Nie ukrywała też, że bardzo
jej smakowało. Brunetka co pewien czas ocierała usta kobiety z
pozostałości po jedzeniu. - Może masz ochotę się napić? To
podgrzewane mleko. Nasz kucharz czasem dodaje do niego odrobinę
sake, ale w przypadku Bunty – sensei tego nie robi. Wie, że on
nie przepada za alkoholem, a przy tym... ma dość słabą głowę.
- to ostatnie dodała z lekkim uśmiechem na twarzy. Tier tylko raz
miała okazję spożyć alkohol, na który zaprosił ją sam,
swojego czasu, Primera Espada, Coyote Starrk. O ile jej Fraccion nie
miały nic przeciwko trunkowi najpotężniejszego z Armii Aizena, to
Harribel po pierwszym łyku dosłownie opluła nim samego Starrka
oraz Lilynette Gingerbuck, jego drugą połowę. Wściekłość
Lilynette nie miała końca obrzucając Tier najgorszymi wyzwiskami,
natomiast Coyote stwierdzając, że nic złego się nie stało
postanowił pić dalej z Fraccion Tier przyznając też, że w takim
stanie może słuchać swojej drugiej połowy. Po dłuższych
namowach Emilou Appachi , jedenej z jej Fraccion uległa i
przyłączyła się do gromadki, która była już dość
wskazującym stanie widząc też jak Sung Sun cały czas wtulała
się w Appachi z wzajemnością. Przypomniała sobie jak ona i
Starrk udała się na nadzwyczajnie zebranie Espady chwiejąc się i
omal nie wywracając wszystkich krzeseł w pałacu, a sam Starrk
stał się wtedy nadzwyczaj elokwentny i chętny do dyskutowania na
każdy temat. Baraggan natomiast nazwał dwójkę
nieodpowiedzialnymi szczeniakami, wytykając też Tier, że „damie
w tym wieku nie wypada zachowywać się jak jego wnuczka”, co
Harribel odebrała jako obelgę nazywając byłego Króla Hueco
Mundo skostniałym dziadem. Postanowiła jednak, że nie będzie
dzielić się tym wspomnieniem ze służką Bunty.
Do nalania mleka
Cyan postanowiła wykorzystać swoją zdolność telekinezy.
Lewitująca szklanka oraz butelka z białą substancją uniosły się
nad głowę Tier, która spokojnie obserwowała poczynania
czarnowłosej, która widząc, że jest obserwowana delikatnym ruchem
dłoni sprawiła, że butelka przechyliła się. Niestety cała
zawartość wylądowała na włosach Arrancara, a sama Cyan widząc
to pospiesznie ruszyła do Tier. Lewitująca szklanka spadła prosto
na głowę dziewczyny, powodując, że ta przewróciła się
niemiłosiernie przy tym stękając.
- Przepraszam,
Harribel-sama. Przepraszam, przepraszam, przepraszam. - mówiła
szybko podnosząc się z ziemi. Spojrzała na obojętny wzrok Tier.
Ta w odpowiedzi po chwili się uśmiechnęła, co sprawiło nie lada
zaskoczenie dla brunetki.
- Nie szkodzi. -
dodała po chwili czując jak krople mleka spływają jej w okolice
ust. - Faktycznie dobre. - Cyan raz jeszcze przeprosiła Arrancara
po czym stanęła za nią i zaczęła delikatnie wycierać włosy
kobiety. Jęknęła. Znów to uczucie. To samo, które towarzyszyło
jej dwa dni temu, gdy ich twarze znalazły się niebezpiecznie
blisko siebie. Poczuła jak jej policzki zaczynają się robić
coraz cieplejsze. „Dlaczego tak się dzieje?” pomyślała. Dłoń
Cyan delikatnie zanurzyła się w gęste włosy blondynki i
poruszyła kilka razy. Kobieta odchyliła lekko głowę do tyłu
zamykając oczy. Nie wiedziała czemu, ale sprawiało jej to dużą
przyjemność. Oddech lekko przyspieszył, gdy dłoń czarnowłosej
ponownie zanurzyła się w jej włosach, a delikatny ruch irchą
sprawiał, że przypominał on głaskanie. W pewnym momencie
dziewczyna przerwała biorąc w dłoń kosmyk włosów zaplecionych
w cienki warkocz.
- Śliczne. -
szepnęła bardziej do siebie niż Tier. Obracając nim chwilę w
dłoni puściła go i przeszła do przodu, by otrzeć twarz kobiety.
Położyła delikatnie rękę na opalonym ramieniu. Tier spojrzała
na nią, a później na Cyan, która widząc jej wzrok przestała
ocierać jej twarz. Nie było to obojętne spojrzenie. Teraz mogła
zauważyć, że policzki czarnowłosej są lekko zaczerwienione.
Dziewczyna zmierzwiła grzywkę blondynki nadając jej ponownie
bujny kształt, jednak nie zabierając dłoni z twarzy. Kciukiem
otarła pozostałości mleka z ust. Tier cały czas wpatrywała się
w oczy Cyan. „Appachi, Sung Sun... miałyście wtedy taki sam
wzrok.” pomyślała Tier przypominając sobie pewną sytuację.
„Co robiłyście dalej? Jak się to nazywało?” Ponownie wróciła
myślami do celi. Zauważyła jak twarz brunetki lekko przybliżyła
się, a jej oczy zaczęły stopniowo się zamykać. Czuła ciepły,
powolny oddech owiewający twarz kobiety. Harribel mimowolnie
zbliżyła się do twarzy Cyan, której dłoń opierająca się do
tej pory na ramieniu zjechała teraz na pas. Powieki Tier również
zaczęły się zamykać i …
- Drugi Oddział
Stern Ritter formować szyk! - dało się słyszeć męski głos
dochodzący z zewnątrz. Obie kobiety podskoczyły. Tier wypuściła
powietrze, a Cyan zabierając dłoń z pasa blondynki spojrzała w
kierunku okna. Widać było, że jest zawiedziona.
- To już dziś.
– powiedziała po chwili, pierwszy raz jej głos wydawał się być
o wiele bardziej poważny niż zazwyczaj. Tier nic nie
odpowiedziała. Nadal była oszołomiona całą sytuacją. Po
dłuższej chwili słowa Cyan dotarły do niej uświadamiając, że
dzisiaj Bunta wyrusza do Hueco Mundo. Miała wyrzuty sumienia, że
tak go potraktowała.
- Cyan –
powiedziała cicho Tier – Czy mogłabyś... poprosić Buntę, żeby
się tu pojawił?
- Hmmm?
O-oczywiście, Harribel-sama! - mówiąc to szybko poderwała się i
wybiegła z celi zostawiając otwarte drzwi. Myśli Tier kłębiły
się. Z jednej strony bardzo chciała zobaczyć mężczyznę, a z
drugiej strony żałowała tego, że sytuacja z Cyan została
przerwana. Choć nie umiała tego nazwać, czuła że Cyan, podobnie
jak Tier chce tego samego. Były tak blisko. Poruszyła lekko nogami
czując między nimi lekkie pulsowanie. Czuła już je wcześniej.
Gdy Cyan dotykała jej włosów oraz gdy była tak blisko jej. Mimo
wszystko to nie był pierwszy raz, gdy to poczuła. „Nie wiem czy
wtedy mnie widziałyście. Ale chciałabym...chciałbym, żebyście
mi o tym powiedziały. Sung Sun... wiem jak pierwszy raz spojrzałaś
na Appachi, gdy ją dopiero poznałaś. To było inne spojrzenie niż
to, którym patrzyłaś na Mile Rose czy na mnie. Co Emilou miała
takiego w sobie? Co to było?”
- Zostaw
nas samych, Cyan. Dziękuję – powiedział znajomy męski głos.
Tier uniosła głowę widząc przed sobą olbrzymiego, zamaskowanego
mężczyznę. Mimo tej samej maski miał na sobie lśniącą,
srebrną zbroje oraz długi, biały płaszcz sięgający ziemi z
dużym symbolem Wandenreich na plecach.
Cyan
posłusznie zamknęła drzwi zostawiając Buntę i Tier samych.
Mężczyzna podszedł do Tier i spojrzał na leżącą obok tacę.
Westchnął przewracając oczami.
- Tak
czułem, że dziś było mniej niż zwykle – powiedział po chwili
– Chciałaś się ze mną widzieć. Coś się stało? - wzrok Tier
również przeniósł się na tacę. Nie wiedziała co powiedzieć.
Szukała w głowie odpowiednich słów, jednak było to bardzo
trudne. Opuściła głowę w rezygnacji. - Wyruszam do Hueco Mundo
wraz z kilk...
- Nie
rób tego. - szepnęła – Proszę... nie rób tego. - uniosła
głowę w kierunku mężczyzny, który kucnął naprzeciwko kobiety.
- Tier...chciałbym,
ale nie mogę. Taki dostałem rozkaz. - w jego głosie dało się
wyczuć melancholijny ton i rezygnację. - Wrócę w ciągu kilku
tygodni.
- A
jeśli... a jeśli nie wrócisz? Bunta ja... - mężczyzna położył
dłoń na ustach kobiety. Wstał i szepcząc sprawił, że łańcuchy
można było rozkuć. Po chwili kobieta miała wolne ręce. Bunta
ponownie kucnął naprzeciwko niej. - Co Ty wyprawiasz? Jestem
więźniem, a Ty właśnie mnie rozkułeś. Co jeśli teraz
chciałabym Cię zaatakować? - mężczyzna zamknął oczy i
wyciągając ostrze podał je Tier.
- Więc
zrób to. - odparł po chwili – Zabij mnie i bądź wolna. Ojciec
wyruszył do Silbern. Nie sądzę, by ktoś był w stanie Cię
powstrzymać. - kobieta otworzyła szeroko oczy. Nie spodziewała
się, że mężczyzna może mówić o tym z taką lekkością. -
Zrób to. - dodał. Tier chwyciła jego ostrze wstając. Wzrok Bunty
tkwił cały czas w jednym punkcie. Po chwili wydał z siebie cichy
jęk, a źrenice oczu rozszerzyły się...
Kobieta
umieściła miecz wojownika z powrotem na plecach, by po chwili
objąć go. Nie wiedziała czemu to zrobiła. Może tego
potrzebowała? Może chciała tym pokazać, że życie Bunty nie
jest jej obojętne? Ścisnęła mocniej szyję dając mężczyźnie
tym samym do zrozumienia, że nie chce by ją tu zostawiał. Bunta
zrobił to samo kładąc olbrzymie dłonie na plecach kobiety,
robiąc to delikatnie i z wyczuciem. Usłyszał cichy szloch i
pociągnięcie nosem.
- Mówi
się, że Hollow mający czyste serce może ronić łzy. - szepnął
Bunta na co Tier tylko mocniej zaszlochała. Usłyszała po chwili
dźwięk rozpinanego paska. Oderwała się od mężczyzny i
zaniemówiła...
Bunta
trzymał w dłoni maskę, a drugą nie przestawał obejmować
blondynki, która opuszkami palców dotykała policzków, nosa i ust
mężczyzny. Ten lekko się uśmiechnął.
- Dla-dlaczego
Bunta? Dlacz... - jednak Bunta nie dał jej dokończyć wpijając
się w jej usta. Ręce kobiety bezwładnie opadły, a oczy powoli
zamykały się. Przycisnął kobietę do siebie jeszcze mocniej
lekko przy tym wyginając. Tier poddała się całkowicie władczej
sile Bunty, który całował ją coraz to namiętniej. W pewnym
momencie zdała sobie sprawę, że to samo chciała zrobić z Cyan,
jednak z Buntą nie czuła tego co poczuła z tamtą dziewczyną.
Położyła dłoń na policzku mężczyzny chcąc to przerwać.
Bunta oderwał się od kobiety łapiąc powietrze.
- Tier...coś...coś
się stało? - spytał wciąż oszołomiony pocałunkiem z kobietą,
z którą tydzień temu stoczył walkę. Ta w odpowiedzi spuściła
głowę.
- Nie
mogę...Przepraszam, Bunta. - mężczyzna zrezygnowany wstał i
zakładając maskę podszedł do okna. Wiedział, że stracił nad
sobą panowanie. Że nie powinien tego robić. W celi panowała
niezręczna cisza od czasu do czasu przerwana nawoływaniem oddziału
do zbiórki.
- To
ja przepraszam Tier. Ten pocałunek nie powinien mieć miejsca.
Wybacz mi. - powiedział po dłuższej chwili mężczyzna i
pospiesznie udał się w kierunku wyjścia. - Wrócę... Wrócę po
Ciebie... Obiecuję. - gdy tylko otworzył drzwi na ręce kobiety
samoistnie nasunęły się łańcuchy. Nie zwróciła jednak na to
najmniejszej uwagi.
Wybacz mi, Bunta...
Ja... Cyan...
Co się ze mną dzieje?
Czemu cały czas...
To nie powinno mieć miejsca...
Nie powinno...
Pocałunek...
Myślę o Niej...
Więc tak...
Appachi Sung Sun...
To wszystko jest...
Takie dziwne...dziwne...
Się nazywa...
Pocałunek...
Cyan...Czy chciałaś...mnie?
Teraz wiem...
Teraz już wiem...
Bunta...Przepraszam...
Czy nadal chcesz?
Czy nadal tego chcesz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz