Kim jestem? Potworem...?
Nie niosę krzywdy, nie chce
tego...
Jestem człowiekiem?
Nie wiem...
Menos...Adjuchas...Vasto Lorde...
Czasem człowiek jest gorszy niż
potwór...
Prawda, Aizen-sama?
Dlaczego? Byłeś dla mnie...
Kim jestem, kim jestem, kim jestem?
Dlaczego każdy mnie nienawidzi?
Kochałam Cię... Kochałam...
Chce żyć... jak każda istota.
Chce żyć...
Chce...
Jestem Tier Harribel – zdradzana
i wykorzystywana...
Moje...brzemię...przekleństwo...
- Co mamy z nią
zrobić, Wasza Wysokość?
- A jak
myślicie? Do piwnicy z nią. - mężczyzna podszedł do okna, za
którym szalała burza. Błyskawice rozdzierały niebo, a deszcz
wściekle bił po dachu rezydencji oraz oknach. Drzewa wyginały się
w nienaturalny sposób, a trawa wręcz pływała w ogromnych
kałużach wody.
Był to człowiek
o potężnej budowie ciała, kruczoczarnych, długich włosach oraz
gęstych wąsach. Jego biały strój wyróżniał się w kompletnie
ciemnym pokoju. Odwrócił się w kierunku osób, którzy znosili
nieprzytomną kobietę. Chwycił jednego z nich za ramię.
- Daj spokój.
Nie musisz być tak oficjalny. - odparł drugi mężczyzna, a na
jego twarzy pojawił się uśmiech. - Jesteś naszą dumą, a przede
wszystkim MOJĄ. Ta kobieta...ta kobieta jest niezwykle potężna.
Jednak Ty, jak na mojego syna przystało, pokonałeś Ją.
Cóż...prawie zabiłeś...
- Nikt nie oprze
się spojrzeniu mojego Sonshitsu. Wypali każde uczucie... nieważne
czy jest to Hollow czy Shinigami. - mężczyzna o imieniu Bunta
dumnie wypiął pierś do przodu – jednak ONA... ONA była inna.
Nie zabiłem jej...
- I to się ceni
– wtrącił Cesarz – To matka naszych dzieci, a przede wszystkim
TWOICH, Bunta. Ta kobieta to przyszłość, NASZA przyszłość. W
Twoich żyłach płynie moja krew. Pragnę mieć godnych wnuków,
którzy będą siać pogrom i zniszczenie, którzy zabiją każdego
kto wejdzie nam w drogę, którzy doszczętnie zniszczą całą
Społeczność Dusz. Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego
zakończenia... Quincy z mocą Pustych. Gdy tylko dojdzie do siebie
to... cóż...dalej będziesz wiedział już co robić. - mówiąc
to trącił syna lekko w ramię. - Nie zawiedź mnie.
- Ojcze... -
mężczyzna złożył pokłon i biorąc jedną z pochodni ruszył z
pozostałymi Quincy i nieprzytomną kobietą w głąb ciemnej
piwnicy. Dorównał kroku swoim towarzyszom. Spojrzał na niesionego
Arrancara. Była to kobieta o długich blond włosach zaplecionych w
kilka cienkich warkoczyków , a jej ciemny kolor skóry idealnie
współgrał z nimi. Pozostałości maski w małym stopniu zakrywały
duży biust oraz przechodziły pionowo wzdłuż płaskiego brzuszka,
do złudzenia przypominając rekinie łuski. Na ramionach
ukształtowana ona była na wzór naramienników. Dłonie zakrywały
długie rękawiczki. Na jednej z nóg miała pozostałości po
białym stroju. Twarz przyozdabiają dwa niebieskie tatuaże swoim
kształtem przypominające błyskawice.
- Całkiem
niezła – powiedział jeden z Quincy'ch spoglądając na kobietę
– Bunta – sensei, mam nadzieję, że też się podzielisz ze
swoimi kamratami. - na twarzy mężczyzny pojawił się szyderczy
uśmiech. Jego wzrok spoczywał na dużych piersiach kobiety. Bunta
pozostawił to bez odpowiedzi.
- Nie miała
może jakiś koleżanek? - padło kolejne pytanie z tłumu –
Chętnie bym się zaprzyjaźnił.
- Wygląda jak
dziwka. - dało się słyszeć przepełniony zazdrością żeński
głos.
- Ha... Mogłaby
zatańczyć. Bunta – sensei, może spuścisz ją od czasu do czasu
ze smyczy. - Zamaskowany mężczyzna bez słowa wyprzedził swoich
towarzyszy i otworzył ciężkie dębowe drzwi, które wydały z
siebie przeciągłe skrzypnięcie. Trójka Quincy'ch niosąca
kobietę ułożyła ją na ziemi pod ścianą. Dźwięk kołowrotu
rozległ się po całej celi, jednak szybko został zagłuszone
przez brzęk łańcuchów, które leniwie opuszczały się w dół.
- Przygotuj się,
Fumio-san – oznajmił Bunta trzymając nieprzytomną kobietę
podczas gdy dwójka innych towarzyszy zakładała kajdany na ręce i
stopy. Mężczyzna o imieniu Fumio, który jak do tej pory nie
odezwał się słowem, wyłonił się z ciemności. Był to człowiek
w sędziwym wieku, przyodziany w długi płaszcz opadający na
ziemię. Kostur, którym stanowił podporę dla starca emanował
jasnoniebieską energią. Mężczyzna otworzył podkrążone oczy,
kiedy dało się słyszeć stłumiony dźwięk grzmotu.
- Unieście jej
głowę – wskazał trzęsącą ręką na spuszczoną głowę
blondwłosej kobiety. Gdy dwóch Quincy'ch podeszło do niej z małym
chichotem Bunta chwycił za nadgarstki mężczyzn i odepchnął ich,
a sam delikatnie uniósł twarz nieprzytomnej do góry. Miała kilka
lekkich zadrapań.
- Chce ją mieć
tylko dla siebie – szepnął jeden z odepchniętych mężczyzn do
drugiego, który masując obolałą rękę skinął twierdzącą
głową.
- Cisza! -
rozkazał Fumio i dotykając zimnego czoła kobiety w międzyczasie
przejechał kosturem po jej prawej ręce, zaczynając od dłoni a
kończąc na ramieniu. Kolor kryształu momentalnie zaniknął.
Starzec zabrał dłoń z czoła nieprzytomnej i spojrzał na Buntę.
- Wszyscy
opuścić pokój. - oznajmił mężczyzna. Bunta powolnym ruchem
zabrał dłoń z twarzy i udał się w kierunku wyjścia jednak
Fumio chwycił wojownika za ramię, nakazując tym samym, aby
został. Gdy po kilku minutach wszyscy zebrani tam Quincy opuścili
cele Fumio ponownie otworzył oczy. Podszedł do kobiety.
- Ten Hollow
umrze w ciągu najbliższych kilku godzin. - Bunta jęknął. Stanął
obok mężczyzny i poprawiając pasek na głowie spytał:
- Jest jakaś
szansa? - nim skończył pytanie starzec w mgnieniu oka pozbawił
nieprzytomną łańcuchów, którą ułożył na ziemi.
- Jej oddech
jest niespokojny – mówiąc to wskazał kosturem nieco wyżej nad
jej lewą piersią – W tym miejscu jest ogniwo, w którym zbiera
się jej całej energia duchowa. Bunta, zdaję sobie sprawę, że
Twoje Zanpakuto służy do zabijania, ale korzystaj z niego
rozważnie. Ten Hollow tkwi teraz w agonii, a uchodzące z niej
reiatsu wypala od środka. To obusieczny topór. Im potężniejszą
mocą władasz tym szybciej ona wyniszcza Cię od środka. Zupełnie
jak tertoma, a nawet gorzej. Wsłuchaj się w jej oddech...słyszysz?
Jest coraz płytszy. Czuję...czuję jak jej reiatsu słabnie –
mówiąc to dotknął kosturem jej czoła. Kryształ zaświecił się
ledwo dostrzegalnym blaskiem.
- Nie panuję
nad nimi. - powiedział mężczyzna opierając się oburącz o
ścianę.
- Sonshitsu to
potężna broń niosąca zagładę na każdego kto choćby spojrzy
na nią w uwolnionej formie. Jesteś jeszcze młody, Bunta, nie
obwiniam Cię, miałeś prawo nie wiedzieć. Jeśli chcesz uratować
tą dziewczynę to zrzuć z niej ubrania. - po tych słowach
mężczyzna chwycił kostur oburącz i wypowiadając zaklęcie
sprawił, że kryształ zaczął się coraz bardziej rozjaśniać.
Bunta kończył zsuwać ze zgrabnego ciała kobiety pozostałości
stroju.
- Gotowe –
oznajmił odkładając rękawiczkę na pozostałe rzeczy.
- Cofnij się –
rozkazał starzec i opisując umowny okrąg nad ciałem
nieprzytomnej sprawił, że wokół niej pojawiła się niebieska
otoczka, która zaczęła zalewać powoli jej całe ciało. Kobieta
wygięła się wydając z siebie mimowolny jęk , gdy Fumio zaczął
wypowiadać zaklęcie na głos. Bunta zauważył, że oczy starca
przybrały kolor jasnoniebieski – taki sam jak jak kolor jego
kryształu
- Cum corpus
moritur spes scutum! - mówiąc to niebieska aura, która początkowo
spoczywała tylko na ciele kobiety, teraz zajęła się żywym
płomieniem. - Cum corpus moritur spes scutum! - starzec powtórzył
te same słowa sprawiając, że kobieta ponownie wygięła się w
łuk, a błękitne płomienie skupiły się wokół punktu
wskazanego wcześniej. Bunta przyglądał się ze spokojem.
Płomienie odbijały się w masce, od czasu do czasu rzucając
światło na oczy. Fumio spojrzał na kobietę krzywiącą się w
spazmach bólu. Z czoła spływały jej krople potu zostawiające po
sobie lepki osad, a oddech stawał się coraz szybszy. Fumio jęknął
i zacisnął swoje pomarszczone dłonie mocniej na kosturze.
Kryształ zaczął dygotać wystrzeliwując od czasu do czasu
złowieszczą iskrę.
- Jeszcze....tr-trochę...
- wysapał mężczyzna tuląc się jeszcze bardziej do swojej laski.
Ciało kobiety uniosło się do góry, również tryskając
płomyczkami. Jeden z nich wylądował na zbroi Bunty. Zamaskowany
mężczyzna spojrzał nań punkt. Jęknął w przerażeniu, gdy po
ledwo widocznym języczku została wypalona dziura. Uniósł wzrok.
W celi zrobiło się jasno niczym w dzień. Mężczyzna osłonił
się ręką, gdy emanujący błękit stawał się coraz silniejszy.
Po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk roztrzaskującego szkła.
Cała niebieska aura w ułamku sekundy rozpłynęła się.
- Fumio-san?
Fumio-san! - podniósł głos, gdy zobaczył starca klęczącego,
ledwo trzymającego się laski. Wokół rozrzucone były kawałki
kryształu. Bunta pośpiesznie podszedł do mężczyzny pomagając
mu wstać. - Udało się? - starzec ciężko dysząc podszedł do
leżącej, w dalszym ciągu nieprzytomnej kobiety, i ponownie
dotknął jej czoła.
- Sam zobacz –
mówiąc to uniósł dłoń, w której pojawił się mały ogień.
Padające światło oświetliło sylwetkę kobiety. Bunta dostrzegł,
że jej piersi zostały zakryte przez kościany pancerz, który
kończył się w połowie szyi i miał wiele dziur odkrywających
ciemne ciało blondynki. Jej poszarpane spodnie zakryły
niedokładnie uda pozostawiając odsłonięte kolana i stopy. Syn
Władcy zauważył jej dziurę Hollowa. Podnosząc leżący kawałek
materiału owiązał go starannie w pasie, chcąc ją całkowicie
zakryć.
- Zatrzymałem i
wycofałem prawie cały proces Twojego Sonshitsu – kontynuował
dalej starzec podchodząc do Bunty i kładąc dłoń na dobrze
zbudowanym barku mężczyzny.
- Prawie? -
Bunta uniósł kobietę do góry i usadawiając pod ścianą zaczął,
z żalem, nakładać kajdany na dłonie i stopy nieprzytomnej. - Co
to znaczy, starcze?
- Twój Zanpkuto
posiada zdolności chorobotwórcze. Nie rani samego ciała
przeciwnika, lecz rani jego wnętrze, duszę. Gdy zetknie się ze
skórą jego plugawa stal od razu wdziera się do reiatsu
nieszczęśnika zatruwając je oraz blokując wszystkie miejsca
odejścia. Drogi Bunta, wiesz co się stanie z balonem, którego
napełnisz wodą, prawda? Podobnie jest tutaj. Ofiara nie może w
żaden sposób uwolnić swojej energii duchowej, co w konsekwencji
prowadzi do jej samo wyniszczenia. Miejsca, w którym gromadzi się
duża ilość energii duchowej tworzy pewnego rodzaju ogniwo. U tej
dziewczyny były ono na klatce piersiowej i na nasze szczęście
tylko jedno. - Bunta dopiął ostatni łańcuch na obdrapanej nodze
kobiety i poprawiając maskę spytał:
- Dlaczego ma
odsłoniętą twarz? Nim ją zaatakowałem miała maskę...
- To właśnie
tutaj mieści się cała definicja słowa „prawie” - Fumio dalej
ciągnął swój wywód podchodząc do kobiety i trzęsącą dłonią
głaszcząc jasne włosy nieprzytomnej. - Twoje ostrza zdołały
trwale zablokować niektóre cząsteczki reiatsu, a w konsekwencji
ja nie mogłem odwrócić całego procesu. Utraciła część swoich
mocy i nie wydaje mi się by była w stanie je odzyskać. Nadal może
walczyć, ale nie jestem pewien co się wydarzy kiedy spróbuje
uwolnić swoją formę ostateczną.
- Nie chciałem
jej zabijać...- Bunta spuszczając głowę podszedł do jednej z
ciemnych ścian. Uniósł otwartą dłoń i spojrzał na nią
smutnym wzrokiem. Fumio podszedł do mężczyzny. - Gdybym mógł
cofnąć czas...
- Mój
drogi...jeśli każdy z nas miał taką możliwość z pewnością
nie byłoby wszystkich wojen i potyczek. Takie rozkazy wydał Twój
ojciec. Nie mogłeś nic zrobić.
- Mogłem coś
zrobić...mogłem. Nie musiałem wykonywać jego rozkazu. Nie
musiałem tak ślepo starać się zaimponować mu. Gdybym nie był
tak pyszny, gdybym nie był tak dumny...
- Bardzo często
używasz słowa „gdyby” - odparł starzec z lekkim uśmiechem –
Nie możesz się tak zamartwiać, drogi Bunta. Wykonałeś rozkaz,
postąpiłeś zgodnie z żołnierskim kodeksem. Okazałeś w ten
sposób posłuszeństwo swojemu ojcu, który jest też Cesarzem nas
wszystkich, Wandenreichów. Jestem już stary, jednak dane było mi
służyć u boku Twego ojca jeszcze zanim pojawiłeś się świecie.
Wielokrotnie nie zgadzałem się z jego ideami. I on i ja mieliśmy
różne zdania w większości decyzji. Yhwach nigdy nie był zbyt
łagodny w swoich osądach. Zawsze dostawał to czego chciał,
prośbą lub siłą. - Bunta westchnął i spojrzał na kobietę. -
Jest bardzo silna, jednak musi minąć trochę czasu zanim odzyska
przytomność. - Bunta skinął głową i bez słowa wyszedł z
celi. Po chwili dołączył do niego starzec.
Czy
ja...umarłam?
Czy znów będę musiała żyć?
Tu jest tak przyjemnie...
Tutaj każdy ma uśmiech na
twarzy...
Każdy...czy to
Shinigami...Quincy...
Hollow...Hollow...
Dlaczego tak dzielę? Dlaczego...?
Nie chce tego...
Chce...chce tu zostać...
Tu jest tak przyjemnie...Ciepło
Aizen-sama?
Odnalazłam swoje miejsce...
Moje miejsce...
Kobieta
powoli otworzyła oczy. Światło pochodni oślepiło ją. Chcąc
zasłonić twarz dłonią poczuła, że jest przykuta. Poruszyła
ręką. Brzęk łańcucha rozniósł się po celi. Ostrożnie unosząc
głowę do góry zauważyła, że w pomieszczeniu panuje kompletna
ciemność, która rozciągała się zaraz za pochodnią. Nie miała
pojęcia gdzie się znajduje. Pamiętała tylko walkę ze swoim
przeciwnikiem, który zdołał ją z łatwością pokonać. To było
jej ostatnią rzeczą, którą zapamiętała.
Drzwi do celi
otworzyły się i do środka wkroczyła postać. Po prychnięciu dało
się stwierdzić, że jest to mężczyzna. Wszedł i stanął tak, że
kobieta mogła mu się z łatwością przyjrzeć. Był to człowiek
średniego wzrostu i chudej postury. Miał na sobie mundur szarego
odcienia, który początkowo był biały. Na pokrytej wieloma
bliznami twarzy malował się szyderczy uśmiech. Odwrócił się,
tak jakby chciał upewnić się, że nikt tu za nim nie przyszedł.
Po chwili jego wzrok ponownie spoczął na blondynce, która również
mu się przyglądała.
- Jak
masz na imię kochanie? - mówiąc to w dalszym ciągu uśmiechał
się do kobiety, która w odpowiedzi odwróciła od niego wzrok.
Mężczyzna syknął i chwytając mocno kobietę za brodę zmusił
do kontaktu wzrokowego. Oczy kobiety nie okazywały żadnego strachu
czy też złości. Wyrażały obojętność. - Głucha jesteś?
Pytałem jak Ci na imię! - mówiąc to ścisnął szczękę Hollowa
jeszcze mocniej. Mimo swojej drobnej postury mężczyzna posiadał
dość dużo siły. Kobieta w dalszym ciągu milczała. Zrezygnowany
puścił ją, by po chwili wymierzyć jej silne uderzenie w lewy
policzek. Kobieta jęknęła i spuściła głowę, ukrywając twarz
w swoich blond włosach. Mężczyzna kucnął naprzeciwko jej i
ponownie ujął jej podbródek w dłoń, tym razem delikatnie.
Odgarnął włosy z twarzy, tak by móc ją widzieć w całości.
Dotknął miejsca, w które przed chwilą uderzył. Hollow starał
się nie pokazywać w żaden sposób bólu. - Więc...? Jak masz na
imię? - znów brak odpowiedzi. Mężczyzna westchnął i wymierzył
kolejne uderzenie, tym razem w drugi policzek. Nie ukrywając
swojego zadowolenia stanął na nogi i masując pięść oznajmił z
lekkością w głosie:
- Jeszcze nie
zrozumiałaś? Będę Cię tłukł tak długo, aż będziesz błagała
bym je usłyszał. - po tych słowach twarz kobiety ponownie
spotkała się z ciężką dłonią oprawcy. - Hmmm... całkiem
zgrabniutka jesteś, maleńka. Piękna i twarda. Lubię takie. -
mężczyzna znów kucając zainteresował się tym razem ciemnym
ciałem Hollowa, a w szczególności jego piersiami. Przejechał po
jej płaskim brzuszku wjeżdżając dłońmi pod kościany pancerz.
Kobieta wydała z siebie zduszony jęk, gdy dłonie oprawcy
zacisnęły się na jej dużych krągłościach. Czując jednak jak
„zbroja” kobiety utrudnia mu zabawę chwycił go od spodu i
zaczął mocno szarpać. Kawałki kości, mimo początkowego oporu
zaczęły w końcu ustępować, aż w końcu większy kawałek
oderwał się i wylądował na ścianie. Mężczyzna kontynuował
szarpanie chcąc pozostawić kobietę całkiem nagą. Stanął na
nogi, gdy udało mu się zerwać ostatni płat pancerza. Kobieta
syknęła wściekle, gdy kości roztrzaskały się o ścianę celi.
Oprawca wyszczerzył się na widok całkiem gołego biustu Hollowa.
- No..no...no...czy
wszystkie Vasto Lorde czy chuj wie jak wy się tam nazywacie tak
wyglądają? Pozwól tatusiowi zająć się ty... - urwał gdy
zauważył, że obie jego kończyny zostały obcięte. Przerażony
padł na kolana widząc jak z kikutów obficie wylewa się krew.
Kobieta była wyraźnie zaskoczona, obserwowała zszokowanego
mężczyznę, który nie był w stanie wydać z siebie żadnego
dźwięku. Nagle cały obraz przysłoniła jej potężna sylwetka. W
mgnieniu oka głowa oprawcy Hollowa wyleciała w powietrze, a postać
za to odpowiedzialna, korzystając z Shunpo znalazła się za swoją
ofiarą, która pozbawiona głowa nadal drgała. Hollow zdołał
jedynie usłyszeć dźwięk chowanego miecza. Głowa mężczyzny
wylądowała na ziemi rozpołowiona na dwie części.
- Nie waż się
podnosić ręki na kobietę, tym bardziej na bezbronną kobietę. - mówiąc
to chwycił truchło pokonanego jedną ręką i wyrzucił za drzwi
celi. - Nic Ci nie jest? - mężczyzna stanął w świetle. Teraz
Hollow zdał sobie sprawę kto przed nią stoi. Był to ten sam
mężczyzna, z którym stoczyła walkę. Miał na sobie tą samą
maskę i strój, tylko bez zbroi. Z pleców groźnie wystawały dwa
zabójcze ostrza.
- W porządku –
odparła krótko, unikając spotkania wzrokowego z jej wybawcą.
Zamaskowany mężczyzna kucnął tak, że ich twarze niemalże się
ze sobą zderzyły. Od razu dostrzegł liczne zaczerwienienia i
rozcięcia. Przejechał delikatnie palcem po jednej ranie. Kobieta
syknęła i poruszyła gwałtownie głową.
- Przepraszam.
- mówiąc to spojrzał nieco niżej i zauważył, że kobieta nie
ma na sobie swojego kościanego pancerza. Zmieszał się. Jednak
maska ukrywała mimikę twarzy. Kobieta poczuła na to spojrzenie i
również się zawstydziła. Odwróciła głowę nie chcąc
pokazywać swojego zakłopotania. „Co to za uczucie?” poczuła
jak jej policzki pokrywają się rumieńcem i nie był on
spowodowany rosnącą opuchlizną. Rzadko kiedy okazywała emocje.
Teraz jednak, gdy to zrobiła, nie potrafiła ich nazwać. Z
zamyśleń wyrwał ją dopiero dźwięk zrzucanych ostrzy. Spojrzała
na mężczyznę, który trzymał w dłoni swoje odzienie,
prezentując tym samym swoje potężnie zbudowane ciało. Kucnął
przy kobiecie. Zakrył jej ciało, w szczególności przód. Ta
ukradkiem obserwowała jego umięśnioną klatkę piersiową oraz
mięśnie ramion, które napinały się przy większym ruchu.
Zielone oczy Hollowa nie mogły oderwać się od tego widoku. Czuła
jak jej policzki płoną. Oddech stał się nieco przyspieszony.
„Czy to radość?” kobieta nie była w stanie odpowiedzieć na
tą myśl. Zawsze była w tym słaba. Gdy należała jeszcze do
Espady nie miała na to ani czasu ani ochoty. Otaczający ją
Arrancarowie, poza Starkiem, byli zbyt aroganccy, aby mogli zabrać
w tej kwestii jakikolwiek głos. W głębi duszy zawsze czuła, że
jest inna niż pozostali członkowie. Nigdy nie chciała, ani nawet
nie próbowała być taka jak oni. Jednakże to doprowadziło do
tego, że zaczęto postrzegać ją jako osobę pozbawioną uczuć.
Od kiedy pamiętała kroczyła własnymi ścieżkami, samotnie.
Będąc Vasto Lorde czy Arrancarem, mimo własnego Fracción zawsze
była sama i nigdy jej to nie przeszkadzało. Teraz jednak, patrząc
na tego mężczyznę zwróciła na to uwagę. Uratował ją,
zupełnie jak Aizen, który potem próbował ją zabić. „Jesteś
bezużyteczna” powtórzyła w myślach jego ostatnie słowa.
- Masz jakieś
imię? - przerwał ciszę zamaskowany mężczyzna kończąc
zakładanie ostrzy na plecach. Kobieta spojrzała na niego. Teraz
dotarło do niej, że odpłynęła myślami. - Czy mam zwracać się
do Ciebie Władco Hueco Mundo? - mówiąc to podszedł do drugiej
pochodni. W celi zrobiło się o wiele jaśniej, gdy druga pochodnia
zajęła się ogniem. Mężczyzna odwrócił się do kobiety plecami
i chwycił pasek u głowy. Chwilę potem trzymał w dłoni maskę.
Hollow od razu dostrzegł krótkie, ciemne włosy ułożone w
kołtuny. Jednak nie widziała jego twarzy. Mężczyzna przetarł
ją. Widok nagiej, pięknej kobiety zrobił na nim nie lada
wrażenie. Wziął kilka głębszych wdechów i ponownie założył
maskę.
- Harribel. Tier
Harribel. - odpowiedziała ledwo słyszalnym głosem kobieta. - Nie
nazywaj mnie Władcą, Wandenreichu. - mężczyzna odchylił lekko
głowę.
- Zgoda. Pod
warunkiem, że Ty nie będziesz określać mnie tym tytułem. - na
twarzy kobiety o imieniu Tier zagościł lekki uśmiech. - Słyszałem
o Tobie różne opowieści. Jednak nie wszystko co posłyszałem
było prawdą.
- Hmmm? - Hollow
spojrzał na mężczyznę siedzącego pod ścianą. Nie widziała
dobrze przez maskę, ale była pewna, że on również się
przygląda.
- Mówi się, że
obecny Władca Hueco Mundo jest zimnym, pozbawionym uśmiechu
Arrancarem. - zamaskowany mężczyzna starał się powiedzieć to z
nutą uśmiechu w głosie, jednak czuł, że robi to sztucznie. -
Ech... musisz mi wybaczyć, Tier. Nie pamiętam kiedy ostatni raz
mówiłem coś z radością. Tu nie ma nic, co sprawiłoby, żebym
się uśmiechnął. - mówiąc to oparł swoją potężną dłoń na
kolanie.
- Nie szkodzi. -
odparła po chwili kobieta – Jakie plotki o mnie słyszałeś?
- Cóż... prócz
tego słyszałem też, że ów władca jest wybitnie uzdolnionym
wojownikiem nie mającym sobie równych. Spostrzegawczość, ogromna
moc duchowa oraz strategia są jego najpotężniejszymi zaletami.
Muszę przyznać, że zainteresowało mnie to do tego stopnia, że
chciałem owemu władcy rzucić wyzwanie. Nie wiedziałem tylko, że
ów władcą okaże się piękna kobieta. - mówiąc to odwrócił
wzrok od Tier, która również poczuła zmieszanie. - No i nie
sądziłem, że... z ów władcą będę MUSIAŁ walczyć.
- Jesteś
potężnym wojownikiem, Wan... - w tym momencie do kobiety dotarło,
że nie wie jak ma na imię jej wybawca. - Do tej pory nie wiem jak
masz na imię.
- Wołają na
mnie Bunta. Choć wolałbym, by nikt nie pamiętał mojego imienia.
- Dlaczego? -
Tier pierwszy raz w życiu znalazła kogoś z kim może porozmawiać.
Kogoś kto nie wydaje jej tylko poleceń, lecz kogoś kto chce się
z nią porozumieć, a przede wszystkim wysłuchać.
- To długa
historia. Długo i nie warta tego by ktoś tego słuchał. - po tych
słowach mężczyzna stanął i lekko przeciągnął się
prezentując tym samym swój wyrzeźbiony brzuch.
- Jeśli nie
chcesz, nie musisz mówić. Pytałam z czys... - zauważyła, że
oczy Bunty przybrały czerwoną emanującą barwę. Mężczyzna w
mgnieniu oka dobył mieczy i pokierował je w kierunku drzwi celi.
Do środka wszedł mężczyzna ubrany w biały strój. Bunta schował
ostrza i ukłonił się.
- Wasza
wysokość. - mówiąc to odsunął się robiąc przejście
Cesarzowi. Ten podszedł do zamaskowanego mężczyzny i ponownie
położył mu dłoń na ramieniu.
- Synu, mówiłem
Ci, byś nie traktował mnie nader oficjalnie. Nawet jeśli
obserwuje nas więzień. - jego wzrok zatrzymał się na kobiecie.
- Wybacz
ojcze. - Tier starała nic po sobie nie okazywać, ale była
wyraźnie zaskoczona tym, że Bunta okazał się synem Cesarza
Wandenreich. Słyszała wiele historii na jego temat. Mimo, że
mówiły one głównie o tym, że był bezlitosnym i okrutnym
człowiekiem, to żadna z nich nie wspominała o tym, by miał
swojego następcę.
- Widzę synu,
że podjąłeś już stosowne kroki. - oznajmił Cesarz zwracając
uwagę na szarą koszulę, którą Bunta okrył Hollowa. - Pamiętaj,
że Twoi potomkowie będą budować przyszłość wszystkich
Wandenreichów. A ta kobieta – mówiąc to wskazał na Tier –
Będzie ich matką. Będzie karmić Twoich synów i córki. Stanie
się kimś więcej niż tylko więźniem.
- Ojcze...ja...
– Bunta nie wiedział co odpowiedzieć. Całej tej rozmowie
przyglądała się kobieta, u której zdołał wzbudzić małe
zaufanie. Przejechał dłonią po masce. Czuł się głupio nie
wiedząc jak ma postąpić. Nie chciał, by tak to wyszło.
Zdawał sobie sprawę z tego, że Tier będzie teraz patrzeć na
niego zupełnie inaczej. Będzie patrzeć na Bunta tak samo jak na
mężczyznę, którego pozbawił godzinę temu życia. Obojętnie i
gniewnie, choć tego ostatniego nie okaże.
- Jeśli nie
będzie stawiać oporu... cóż... przeniesiemy ją do Twojej
komnaty, synu. Do tego czasu zadowalaj się nią tutaj. - podszedł
do kobiety i przejechał palcem po jednym z tatuaży.
- Yhwachu... –
odezwała się Tier, która przez cały ten czas milczała.
Mężczyzna zabrał dłoń i przejechał nią po swoich gęstych
wąsach.
- Wasza wysokość
– wtrącił Bunta, którego głos był teraz bardzo stanowczy i
twardy – Zwracaj się w ten sposób, proszę. - dodał to ostatnie
łagodniejszym tonem, który został niemalże od razu wychwycony
przez Cesarza. Położył dłoń na umięśnionym barku Bunty i
posłał mu ironiczne spojrzenie.
- Niech mówi do
mnie jak chce. Niedługo będzie należeć do rodziny. Zatem
słucham. - kobieta znów milczała, obrzuciła mężczyznę tym
samym obojętnym spojrzeniem. Yhwach spojrzał ponownie na swojego
syna, a potem na Tier. Widząc, że kobieta nie ma zamiaru się
odezwać uśmiechnął się pogardliwie. - Dobrze więc. Synu,
oszczędzaj sił. Za kilka dni wyruszasz do Hueco Mundo.
- Ojcze,
przecież Hueco Mundo podlega teraz Tobie i tylko Tobie. - Cesarz
westchnął i podszedł do Bunty.
- Moi ludzie
donieśli mi, że coraz częściej zauważyli w okolicy zakapturzone
postacie. Nie są to Puści. Przypominają Shinigami, ale ich styl
walki w ogóle na to nie wskazuje. Potrafią zamaskować swoje
reiatsu, podobnie jak Ty, synu. Zdążyli rozbić jeden z naszych
posterunków, nikt nie przeżył. - po tych słowach mężczyzna
udał się w kierunku wyjścia. - Trzeba zająć się tym problemem.
Licze na Ciebie, synu. - Yhwach zniknął za drzwiami, a Bunta
ukłonił się i po chwili stanął naprzeciw ściany nie patrząc w
ogóle na Tier. Oparł dłonie i opuścił głowę. Czuł na sobie
wzrok kobiety. Wiedział o co będzie chciała go zapytać, gdy
poznała już prawdę.
- Teraz...-
odezwał się po dłuższej chwili milczenia – Teraz już wiesz,
dlaczego nie chce by ktoś pamiętał moje imię. Nie oczekuje, że
mnie zrozumiesz, ale chce byś wiedziała, że to czego żąda ode
mnie mój ojciec...
- Rozumiem –
odparła Tier, a wzrok mężczyzny powędrował na kobietę. -
Dlatego mnie nie zabiłeś. Taki dostałeś rozkaz, prawda? - Bunta
wiedział, że Hollow ma rację, dlatego odpowiedział milczeniem.
- Nawet
gdybym nie dostał takiego rozkazu... Nie zrobiłbym tego. -
podszedł do kobiety i chwycił ją za ramiona. - Nie mam zamiaru
spełniać chorych obietnic mojego ojca. Jeśli mam być jego
następcą... to chce kształtować przyszłość wszystkich
Wandenreichów w inny sposób. Nie chce osiągać swojego celu
wykorzystując do tego innych, wbrew ich woli. Nie chce. Nie jestem
taki jak on, chociaż cały czas chce mu zaimponować robiąc...
robiąc te same rzeczy co on. Jestem Bunta, syn Cesarza
Wandenreich...to moje...brzemię i przekleństwo. - kobieta mogła
teraz wyraźnie dojrzeć piwne oczy mężczyzny, które mieniły się
w blasku pochodni. Zdawała sobie sprawę jaki ból teraz odczuwa. -
Dopóki tu będziesz... dopóki tu będziesz nic Ci nie grozi,
obiecuję. - Tier jęknęła słysząc ostatnie słowa.
„Aizen-sama... Ty też obiecywałeś...” - I... - ciągnął
dalej Bunta – I znajdę... znajdę sposób, żeby Cię stąd
wyciągnąć. Nie zasługujesz na to wszystko. - mężczyzna poczuł
pewnego rodzaju ulgę. Jednak jego ulga nie trwała zbyt długo, gdy
spotkał się z obojętnym wzrokiem kobiety.
- Nie składaj
obietnic, których później nie będziesz w stanie dotrzymać. -
Bunta zaniemówił. Zabrał dłonie z ramion Tier i wstał. Tego się
właśnie obawiał. Był wściekły na siebie, a przede wszystkim na
ojca. Zdawał sobie sprawę, że po tym wszystkim co tutaj usłyszała
nie uwierzy w ani jedno jego słowo. Podszedł do drzwi i otwierając
je ostatni raz spojrzał na kobietę. Tier wpatrywała się w
przygasającą pochodnię. Chciał coś powiedzieć. Coś co
sprawiłoby, że na twarzy kobiety pojawiłby się uśmiech. Nie
potrafił jednak znaleźć odpowiednich słów. Spuścił głowę.
- Śpij dobrze,
Tier Harribel. - drzwi do celi zamknęły się, a oczy Tier nadal
wpatrywały się w ledwo tlącą się pochodnię. Została sama.
Znowu.
Obietnice...obietnice...i
kolejne...
Baraggan też mi coś obiecał...
Ty, Aizen-sama, pamiętasz?
Pamiętasz jak mówiłeś mi, że...
Jak możesz je pamiętać...
Będę kimś lepszym, innym...
Kolejna obietnica...
Bunta...syn Cesarza Wandenreich...
Jego...brzemię i przekleństwo...
Skąd znasz moje myśli...
Skąd... Jesteś taki jak ja?
To niemożliwe... Nie znam
siebie...
Nie...
Do oczu kobiety
napłynęły łzy. „Co...co to za uczucie” pomyślała i
pociągnęła nosem. Nigdy przedtem nic takiego jej się nie
przytrafiło. Nie potrafiła tego nazwać. Łza wypłynęła z
zielonego oka robiąc sobie małą dróżkę. „ Bunta...co to
takiego? Czuję... czuję to. Smutek. Czy w ten sposób ludzie
okazują swój smutek? Czy to znaczy, że jestem...” Kolejna łza
popłynęła z oka. Tier zaszlochała głośno. Teraz dotarło do
niej, że nigdy przedtem nie potrafiła w taki sposób okazywać
swoich emocji. Jednak dzięki Buncie pierwszy raz to zrobiła. Ile
razy odczuwała ten smutek? Ile razy była zraniona?
„Dlaczego...akurat teraz?” Myśli Tier kłębiły się, a z oczu
cały czas płynęły łzy. „Czemu...to tak boli?” Ponownie
pociągnęła nosem i załkała. „Czy to normalne? Bunta... czy to
Twoja zasługa? Co zrobiłeś...? Co...” Spuściła głowę. Obecna
rozpacz nie pozwalała jej na nic. „Bunta...dlaczego po Twojej
obietnicy...” Łzy zaczęły kapać na podłogę. Tier przyglądała
się przezroczystej cieczy, aż w końcu nie wytrzymała. Rozpłakała
się łkając i szlochając naprzemiennie. Nie zwracała uwagi na to
czy ktoś ją usłyszy czy nie. Zacisnęła zęby czując, że nie ma
nad tym kontroli. Pierwszy raz nie kontroluje swojego zachowania,
siebie. „Czy... każdy zachowuje się w ten sposób? Czy każdy
czuł tak ogromny smutek jak ja? Czy Bunta też to odczuwa...?
Dlaczego...dlaczego zostawiłeś mnie! Wróć tu, błagam... WRÓĆ!
Potrzebuje Cię! Chce znów spojrzeć w Twoje oczy! Bunta...
Bunta...”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz