10.01.2017

[BLEACH]My heart beats for you: I Cannot Stop [3/X]

           

               Promienie słoneczne wpadały przez okna do pomieszczenia. Było ono średniej wielkości. Panował tam spory nieporządek. Na ciemnobrązowym stole leżało mnóstwo papierów ułożonych w stosy, podobnie było na ziemi. Na dużym łożu leżały rzeczy oraz jeszcze więcej papierów. Krzesło również odgrywało rolę garderoby, na którym leżała kolejna sterta ubrań, tym razem była to bielizna. Ściany przyozdobione były w kilka obrazów, większych i mniejszych. Na jednym z nich pokazany był szkielet ze złotą koroną na głowie oraz rozcięciem idącym przez cały prawy oczodół trzymający na swoich kolanach uśmiechającą się, brązowowłosą dziewczynkę. Obok nich było również kilku Adjuchasów, którzy wyraźnie toczyli walkę o to, który z nich znajdzie się na zdjęciu.
Kolejny, mniejszy, obraz przedstawiał kobietę z maską zasłaniającą twarz. W dłoniach dzierżyła dwa sztylety, a klatkę piersiową zakrywała zbroja odsłaniająca jedynie fragment brzucha. Za nią znajdowały się kamienne fragmenty do złudzenia przypominające fragmenty muru oraz czerwone słońce chylące się ku zachodowi.

Nad obrazami umiejscowiony był ogromny, czarny obosieczny topór z czerwonym pulsującym kryształem na samym jego środku. Srebrne, świecące ostrza wskazywały na to, że broń mogłaby być wykorzystana w walce, jednak jego wielkość sprawiała, że mało kto byłby w stanie sprawnie władać taką bronią. Na jego brązowej rękojeści zaczepiona była bogato zdobiona korona.
Na szafce umiejscowioną pod tą samą ścianą, znajdowały się dwa sztylety, do złudzenia przypominające te z obrazu. Oprócz nich znajdował się tam kubek oraz niedojedzone jabłko.
W pokoju panowała dość wysoka temperatura, jednak nie przeszkadzała ona kompletnie kobiecie opierającej się o ścianę i obserwującej pustynię. Mimo gorąca miała ona na sobie maskę zasłaniającą twarz oraz ściągnięty kaptur odsłaniający długie, sięgające za połowę pleców włosy. Na dłoniach miała rękawice okute srebrem. Zbroja starannie dopasowana ukazywała kształt piersi kobiety, które były średniej wielkości. Odsłaniała ona jednak pępek kobiety, w którym znajdował się kolczyk ze złocistym kryształkiem. Na nogach spoczywały obcisłe brązowe spodnie oraz nakolanniki wraz ze skórzanymi kozakami sięgającymi do połowy łydki. Prócz tego plecy zakrywał długi ciemny płaszcz posiadający dwie skrzyżowane szable, które pełniły rolę herbu. Kobieta przyglądała się bezkresnej pustyni bawiąc się w międzyczasie opadającą na czoło grzywką. W pewnym momencie drzwi wydały z siebie cichy skrzyp. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna. Po zmarszczonej twarzy można było stwierdzić, że był on w podeszłym wieku. Miał białe włosy ułożone w kształt lwiej grzywy. Przepaska na lewym oku mogła świadczyć o tym, że stracił je. Jego kaptur również był zsunięty, a na plecach jawiły się te same dwie szable co u kobiety. Jednak miał on na sobie brązowy, skórzany pancerz, a lewe ramię zakrywał pordzewiały naramiennik. Do nadgarstków przymocowane były sztuczne pazury, na których dało się zauważyć starą, zaschniętą krew. Do pasa przypięte były różnej wielkości kły, odcięta ludzka dłoń oraz lekko postrzępiony sztylet.
Rozejrzał się po pokoju i westchnął widząc panujący tu nieporządek. Podszedł powolnym krokiem do kobiety, która zdała sobie sprawę, że nie jest w pokoju sama. Nie wykonała jednak żadnego ruchu.
- Akiko... – zaczął mężczyzna stając obok kobiety. Był od niej niższy. Prostując się lekko ciągnął dalej:
- Myślałem, że okażesz temu miejscu nieco więcej szacunku. - Kobieta o imieniu Akiko spojrzała na starca ściągając w międzyczasie maskę. Jej brązowe oczy przyglądały się mężczyźnie, a blado czerwone usta uśmiechnęły się.
- Przepraszam, Raion – sama. Nie miałam...czasu. - mówiąc to machała wymownie rękoma. - Poza tym nie jest tu tak źle. - po tych słowach sterta papierów spadła na podłogę z hukiem. W powietrze wystrzelił gęsty kurz. Akiko uśmiechnęła się do mężczyzny. Jego niebieskie oko świdrowało brązowowłosą kobietę.
- Moja droga. Przywiązuj większą uwagę do swoich obowiązków. Bycie władcą to odpowiedzialna rola. - z twarzy Akiko zniknął uśmiech. Skrzyżowała ręce pod piersiami co nie umknęło uwadze mężczyzny o imieniu Raion.
- Nadal nie wiem, dlaczego powierzyłeś to stanowisko mnie. To Ty byłeś, jesteś i pozostaniesz jedynym prawdziwym władcą Gulf. To za Tobą Łowc...rzucimy się w ogień...
- Jestem już stary, moja droga. Chcę powierzyć stanowisko komuś, kto wprowadzi w Gulf pewne zmiany. Kogoś, komu Bracia bezgranicznie zaufają. Jesteś idealnym kandydatem na to stanowisko. Aczkolwiek... - wziął głęboki oddech. - wybacz mi...aczkolwiek czeka Cię długa droga. - kobieta przewróciła oczami. To nie był pierwszy raz, gdy słyszała tą przemowę. Raion jest kimś kto trzyma się ustalonych zasad, mimo że jest Arrancarem, choć sam nie ukrywa, że woli określenie „Czempion Hueco Mundo” albo po prostu Vasto Lorde. Zanim kobieta została wcielona w jego armię pamiętała moment, w którym Raion stanął przed obliczem panującego wtedy Baraggana Louisenbairn'a rzucając mu wyzwanie. Już wtedy Raion nie przypominał w żaden sposób Vasto Lorde. Jedynie dwie dziury na potężnej klatce piersiowej wskazywały na to, że był on Pustym. Mimo swojego bojowego usposobienia był niezwykle rozważny i rozsądny. Rzucając wyzwanie Królowi nie był przepełniony żądzą zemsty czy nienawiści, lecz przemyślanym podejściem do walki. Nigdy nie mogli rozstrzygnąć pojedynku kończącego się remisem. Baraggan stwierdził, że Raion był jedynym Pustym, którego nie chciałby widzieć w swoich szeregach. Jego moc duchowa była na tyle potężna, a co za tym idzie Hierro, że nawet dotyk Króla nie był w stanie go zranić.
Z zamyślenia wyrwał ją głośny kaszel mężczyzny.
- Rozumiem. Wszystko rozumiem Raion-sama. - odparła wymownie kobieta klepiąc mężczyznę po ramieniu. Podeszła do sterty papierów, która spadła parę minut wcześniej. Mężczyzna zmęczonym wzrokiem podążył za Akiko. Kobieta pospiesznie zbierała wszystkie papiery z podłogi, które od czasu do czas wylatywały jej z rąk. Raion pokiwał głową. Jedna z kartek wylądowała starcowi pod nogami. Na twarzy kobiety pojawił się ostry rumieniec oraz zakłopotanie. Gubiąc pozostałe kartki pospiesznie podeszła do Raiona, który z niesamowitym refleksem podniósł kawałek papieru. Uśmiechnął się. Na kartce przedstawiona była czarnowłosa kobieta z maską na połowie twarzy, zasłaniająca ręką swoje średniej wielkości piersi. Na jej twarzy malował się chytry uśmiech. A na jednej z piersi widniał napis „Dla Niej”. Akiko widząc to pokryła się jeszcze większym rumieńcem. Rzucając pozostałe papiery szybkim ruchem wyrwała Raionowi kartkę. Mężczyzna chrząknął po czym ponownie odwrócił się do okna, a jego twarz przybrała ten sam poważny wyraz.
- Słyszałaś, że Hueco Mundo zostało zajęte. - Akiko podniosła głowę kiwając nią przecząco. Wiedziała tylko, że po śmierci jej dziadka – Baraggana, tron pozostał pusty. Nie przypuszczała jednak, że znalazł się ktoś na tyle silny, by stać się nowym władcą. - … szykują się do ostatecznego szturmu na Soul Society...
- Kto zajął Hueco Mundo? - wtrąciła Akiko opierając się o stół i krzyżując dłonie na piersiach. Mężczyzna westchnął lekko zirytowany.
- Wandenreich z Yhwachem na czele. Potrzebowali jednego wieczoru by zająć całe Hueco Mundo. Harribel nie miała...
- Ha-Harribel? TA Harribel?! - Akiko otworzyła z niedowierzania usta. Mężczyzna posłał kobiecie pytające spojrzenie. - To ona żyje? Myślałam... myślałam, że podzieliła los dziadka.
- Została ciężko ranna w walce w Karakurze, ale wyszła z tego. Wróciła do Hueco Mundo i objęła władzę po Louisenbairn'ie. - Akiko podniosła brwi. Otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, jednak z jej krtani nie wydobył się żaden dźwięk. Widząc reakcje kobiety Raion spytał:
- Jak dobrze znałaś tą kobietę?
- Eeeee... cóż... tak naprawdę to wcale. - odparła po chwili wahania – Pamiętam ją, gdy pierwszy raz pojawiła się na audiencji dziadka...cóż...nie był to zbyt ciekawy początek naszej...znajomości...
======================================================================================================================================

- Harribel! Dociera to do Ciebie?! – wrzasnął Adjuchas spoglądając z góry na kobietę. Ta w odpowiedzi zmierzyła go lodowatym spojrzeniem. Wyciągnął dłoń, przypominającą bardziej szczypce homara, w jej kierunku chcąc pochwycić w pasie. 
- Trzymaj łapy przy sobie – odparła obojętnie kobieta i szybkim ruchem przecięła mężczyźnie maskę, z której obficie zaczęła wylewać się krew. Mężczyzna padł na ziemię z przeraźliwym krzykiem. Pozostali żołnierze zgromadzeni wokół Baraggana zawtórowali jednym tonem wyrażając swoje zaskoczenie zaistniałą sytuacją. Sam Król jednak nie odezwał się słowem. Nagle jeden z Adjuchasów pojawił się niedaleko Tier przyjmując bojową postawę. Vasto Lorde odpowiedział tym samym. Adjuchas prychnął pogardliwie wystawiając swój długi jęzor i machając nim prowokacyjnie. W pewnym momencie wzdrygnął się. Zza jego pleców wyłoniła się kobieta wzrostem zbliżona do Harribel. Szła powolnym, pełnym kobiecości krokiem przejeżdżając dłonią po łydce Adjuchasa. Na twarzy miała maskę odsłaniającą część czoła oraz wcięcia po obu stronach policzków. Sama maska była idealnie dopasowana do twarzy. Złoto i czerwień gdzieniegdzie przyozdobiona w różnego rodzaju wzorki i uwypuklenia oraz usta koloru zielonego sprawiały wrażenie, że była to maska teatralna. Czarne oczy uważnie obserwowały Vasto Lorde, który również przyglądał się swojej potencjalnej przeciwniczce. Kobieta odrzuciła swoje brązowe włosy uwiązane w długi warkocz i bez słowa dobyła broń. Przyjmując bojową postawę przestąpiła kilka kroków w bok. Harribel uczyniła podobnie. Obie kobiety zaczęły opisywać krąg, który w pewnym momencie zaczął się pomniejszać. Tier kątem oka zauważyła, że Adjuchas próbujący ją zaatakować wrócił przed tron Baraggana. Zamaskowana kobieta wykonała ruch sztyletem w powietrzu, by po chwili znaleźć się za Tier i dokończyć swoje uderzenie. Harribel w ostatniej chwili zablokowała atak. Na jej wbudowanym ostrzu pojawiło się lekkie pęknięcie. Odskoczyła biorąc głęboki wdech. Cios był bardzo mocny. Kobieta zaśmiała się ironicznie ponownie przystępując do ataku, tym razem od frontu. Vasto Lorde ponownie musiał się bronić. Tym razem nie był to jeden skoncentrowany atak, a fala kilkunastu uderzeń, którymi zamaskowana zasypywała Tier. W pewnym momencie ich ostrza spotkały się i obie kobiety starały się wzajemnie przepchnąć. Harribel prychnęła wściekle nie dając za wygraną, podobnie było z jej napastniczką
- To wszystko na co Cię stać? - spytała dumnie kobieta napierając sztyletami jeszcze mocniej. Tier postawiła kilka kroków w tył. - Potrafisz się tylko bronić? - Harribel w odpowiedzi syknęła przykładając dłoń do swojego ostrza chcąc odepchnąć silny nacisk. Nagle jej napastniczka zerwała klincz i wykonując obrót kopnęła Tier w brzuch. Kobieta poleciała na najbliższą ścianę. Potrzebowała chwili, by dojść do siebie. Chwyciła się za obolałe miejsce spoglądając w tym czasie przed siebie. Zauważyła jak jej przyjaciółki próbowały pomóc swojej Pani.
- Nie ruszajcie się! - krzyknęła unosząc dłoń. Napastniczka spojrzała kątem oka na Sung- Sun, Mile Rose oraz Apache i przewracając oczami ruszyła w kierunku Tier. Ich ostrza ponownie spotkały się. Tym razem jednak Harribel była dociskana do ściany. Zauważyła, że maska jej przeciwniczki zaczęła się powoli kruszyć, psując tym samym symetrię wcięć na policzkach. Harribel spojrzała prosto w czerń oczu swojej rywalki. Ich twarze oddalone były od siebie zaledwie kilka centymetrów. Obie kobiety czuły na sobie swoje przyspieszone oddechy. Kolejny kawałek maski ukruszył się odsłaniając część podbródka. Harribel podpierając się stopą o ścianę sama zaczęła dociskać swoje ostrze do sztyletów kobiety, której maska ponownie się ukruszyła odsłaniając tym razem częściowo prawy policzek. „Silna jest...” pomyślała zamaskowana kobieta. Jej usta i oczy w dalszym ciągu pozostawały zasłonięte,a oddech stał się bardzo szybki mierzwiąc włosy Tier. Ta wykorzystując moment uderzyła rywalkę kolanem w brzuch i celnym uderzeniem w twarz posłała rywalkę na ziemię.
- Cero! – po tych słowach ostrze Tier zalśniło na żółto, by po chwili z całym impetem uderzyć w podnoszącą się z ziemi napastniczkę. Blondynka oddychała z trudem upadając na kolano. Ukradkiem spojrzała na Baraggana oraz jego podwładnych. Żaden z nich nie próbował jej teraz atakować, nawet w tym stanie. Była zdziwiona, a zarazem zaskoczona tym, że żaden z zebranych Adjuchasów nie próbował pomóc swojej towarzyszce. Trzymając się za brzuch powoli uniosła się z ziemi chcąc opuścić to miejsce.
- Skończyłaś? - stanęła jak wryta, gdy usłyszała ten sam kobiecy głos. Z dymu wyłoniła się jej przeciwniczka. Nie miała na sobie nawet śladu zadrapania po zabójczym Cero Vasto Lorde. Jej maska ukruszyła się w taki sposób, że odsłoniła okolice prawego oka oraz nos. Spojrzała na swoje zabrudzone ubranie i westchnęła – Myślisz, że to tanie rzeczy?! Myślisz, że mój dziadek śpi na pieniądzach?!
- Akiko! - wrzasnął nagle Baraggan Lousiebairn unosząc się lekko ze swojego tronu. Kobieta spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- No co? Taka prawda. Przecież jesteś królem Pustych, a nie biznesmenem. - Król westchnął chowając twarz w kościstej dłoni. - A Ty co?! - zwróciła się do Tier, która sprawiała wrażenie zdezorientowanej zaistniałą sytuacją - Czego się gapisz?
- Baraggan...Baraggan to Twój... dziadek?- wykrztusiła po chwili.
- Dla Ciebie Król, szumowino. Dla mnie to ktoś więcej. Rozumiesz...czy mam Ci to przeliterować? - uniosła sztylet i uderzyła trzonem w środek maski. Tier jęknęła widząc jak maska kobiety o imieniu Akiko pękała, by po chwili odpaść z twarzy. Oczy kobiety zmieniły kolor na brązowy, a otoczka przebarwiła się na biało. Przejeżdżając dłonią po twarzy zgarnęła pozostałości po masce. Tier zaniemówiła widząc twarz swojej przeciwniczki. Wystające kości policzkowe, blado czerwone usta oraz średnio opalona skóra sprawiły, że Harribel nie mogła się przez moment ruszyć. Nie potrafiła tego wyjaśnić.
- W końcu...mogę walczyć na poważnie. - z zamyśleń wyrwał ją dopiero głos Akiko, która poprawiając sobie opadającą grzywkę ruszyła dumnie głową. - Ta maska... - przerwała otwierając szeroko oczy.
- TRIDENT! - wrzasnęła Tier unosząc ostrze do góry i wykonując nim zamaszysty ruch w powietrzu. W kierunku Akiko poleciał skoncentrowany promień, który mógłby bez problemu rozpłatać nawet największego Gilliana. Jednak nie w tym przypadku. Promień przy kontakcie z ciałem kobiety wniknął w nią, jakby go zaabsorbowała. W miejscu potencjalnego cięcia na ciele przeciwniczki pojawił się miraż, który po chwili rozpłynął się nie zostawiając po sobie śladu. Tier zaniemówiła. Akiko westchnęła kiwając głową. W mgnieniu oka pojawiła się za Vasto Lorde, tak że nie zdołał on nawet zareagować. Jednym zamaszystym kopnięciem posłała Harribel na najbliższe skały, by po chwili ponownie pojawić się przed nimi. Chwytając Tier za twarz przycisnęła ją mocno do ziemi. Kobieta czuła, że zaczyna powoli tracić oddech, a uścisk Akiko stawał się coraz silniejszy.
- ...mnie tylko osłabia. - dokończyła ze spokojem ponownie patrząc w oczy Harribel. - Nawet nie wiesz jak upierdliwa potrafi być. Pojawia się kiedy chce i robi co chce, podobnie jak Ty, starucho. - Tier syknęła wściekle i unosząc ostrze próbowała zaatakować od boku. Akiko w ostatniej chwili użyła Sonido. Dotknęła policzka, z którego powoli wypływała jasnoczerwona krew. Spojrzała na swoją przeciwniczkę, która z trudem podniosła się z ziemi. Harribel miała mocno rozwalony łuk brwiowy. Przetarła go wolną ręką rozmazując tym samym krew na całą maskę. „Niezła jest.” pomyślała Akiko osuszając dłoń. Teraz miała chwilę, by móc przyjrzeć się smukłej sylwetce Tier, która mimo zakrycia przez pancerz idealnie podkreślała jej sporej wielkości biust oraz szczupły brzuszek. Blondynka również przyglądała się brązowowłosej. W końcu ich wzrok ponownie się spotkał. Nie trwał on jednak zbyt długo, ponieważ krew zalała oko Vasto Lorde.
- Podły bachor...- zaklął Hollow. - Jeszcz...
- Wystarczy! - oznajmił Baraggan wstając z tronu – Shiba...wracaj tu! A Ty...Harribel...wynoś się...najlepiej jak najdalej stąd. Nie będzie dziury, w której się przede mną ukryjesz Harribel, rozumiesz? Żadnej!- Akiko spojrzała przez ramię na dziadka. Westchnęła chowając sztylet i masując obolały brzuch ruszyła w kierunku tronu. Gwałtownie odwróciła się, tym razem w kierunku Harribel, która spuściła głowę wymownie dotykając blond brew. Akiko uśmiechnęła się. I nie był to uśmiech ani ironiczny, ani też pogardliwy. „Tier Harribel...Mam wrażenie, że jeszcze się spotkamy.” ======================================================================================================================================

- I tyle? - odparł starzec siadając na jednym z dębowych krzeseł. Dobywając rdzewiejący sztylet i jeżdżąc po ostrzu palcem ciągnął dalej – Myślałem, że powiesz mi coś o czym nie wiem. - Akiko skrzyżowała dłonie na piersiach.
- A co miałam Ci niby powiedzieć. Mówiłam, że jej nie znam. Pamiętam tyl... - przerwała. W oczach momentalnie stanęły łzy. Tak, stare wspomnienia wróciły i uderzyły prosto w czuły punkt Akiko. Zawsze, za każdym razem, gdy przypominała sobie to co zrobiła, a właściwie to czego nie zrobiła czuła się winna.
- Wszystko w porządku, moja droga? - spytał łagodnym głosem Raion widząc Akiko szukającą chusteczki.
- To ja...to moja wina...To ja PRAWIE ją zabiłam. Gdyby nie to...gdybym tylko jej powiedziała o tym przeklętym Aizenie. Raion -sama... to moja wina. To ja skazałam Harribel na taki los. - mówiąc to delikatnym ruchem wytarła spływającą kroplę łzy. - Wiedziałam, że dziadek miał Arrancarów. Wiedziałam, że sam się nim stał. Ale...ale wiedziałam też, że wuj...Adjuchas, którego zraniła Harribel przełamał maskę. Jedyne czego pragnął to zabić ją, upokorzyć. Tak jak ona upokorzyła jego. Aizen...cholerny Aizen. Próbowałam ostrzec Harribel... - Akiko spuściła głowę – próbowałam...ale tego nie zrobiłam... nie powiedziałam nic ani o Arrancarach, ani o Aizenie. Cholerna duma... - po tych słowach kobieta walnęła pięścią w stół. Rzadko się denerwuje. Teraz jednak była zła, ale tylko i wyłącznie na siebie i swoje błędne decyzje.
- Akki – powiedział zdrobniale starzec podnosząc się powoli z krzesła. Opierając ciężką, pomarszczoną dłoń na ramieniu kobiety – nie możesz obwiniać się za to co było dawno temu. Byłaś wtedy nieodpowiedzialna, dumna. Myślisz, że miałaby Ci to za złe, gdyby żyła? - po tych słowach Akiko wzięła głęboki wdech.
- Nie... nie wiem. Raion – sama...skąd pewność, że Harribel nie żyje? Znaleźli jej ciało?
- Nie, ale z tego co donieśli zwiadowcy to walkę stoczyła z niejakim Buntą z Silbern...
- Quincy z mocami Shinigami. - przerwała Akiko podchodząc w międzyczasie do szafki, na której leżały sztylety. - Nie przegrał ani jednego pojedynku prawda? - mężczyzna kiwnął twierdząco głową.
- Nie przegrał. Obawiam się, że on i pozostali Wandenreichowie mogą zainteresować się tymi terenami. Zwłaszcza, że jeden z naszych patroli został zaatakowany przez Quincy.
- Jak to? To niemożliwe, by tak szybko zajęli całą granicę.
- A jednak to zrobili. Zaatakowali oddział Kadetów. Gdyby nie przebywający Keiken Yutakana z oddziałem nie wiem czy Kadeci by przeżyli. Musimy zachować czujność i nie narażać się na bezpośredni atak. Nie mamy szans w otwartym polu. Zwłaszcza, że mamy na głowie problem z podziałem wśród Łowców. - Akiko słysząc to westchnęła przeciągle. - Część z nich tylko czeka na dogodny moment, by zaatakować. Zwłaszcza Koshaku Borupe.
- Koshaku Borupe od dłuższego czasu nie wykazuje żadnego zainteresowania naszym zamkiem – odparła Akiko chowając sztylet za pas.
- Moja droga. Ten Shinigami nie ma w sobie za grosz przebaczenia, ani litości. Nie mógł znieść porażki z moją osobą i przysiągł, że się zemści. Jego zamek jest równie potężny jak nasz, a może i jeszcze potężniejszy. Może połączyć siły z Wandenreich i zaatakować Gulf. A wtedy...
- Do niczego takiego nie dojdzie. Koshaku Borupe nie uzależnił od siebie pomniejszych władców. Mogliby go zaatakować, gdyby opuścił swoją fortecę...
-Nie musiałby tego robić, moja droga. Borupe nigdy nie negocjował. Zna tylko jeden sposób na wynegocjowanie warunków i tym sposobem jest pika wbita w czaszkę każdego kto zechce mu się sprzeciwić. - Akiko westchnęła zrezygnowana i wycierając zaschniętą dróżkę po łzie odłożyła chusteczkę. Ze skrzyżowanymi rękoma podeszła do Czempiona Hueco Mundo.
- Zatem co możemy zrob... - przerwała gdy w korytarzu rozległ się hałas. Odwróciła się w kierunku drzwi. Krzyki, obelgi, dźwięk metalu zdawał się zbliżać. Aż w końcu drzwi otwarły się z wielką siłą. Do środka weszło kilka zakapturzonych osób z dwoma szablami na płaszczach.
- Emm...- zaczął niepewnie damski głos – Akiko – sama... Raion – sama – po tych słowach zakapturzona kobieta ukłoniła się.
- O co chodzi, Haruhi? - odparła brązowowłosa kobieta uśmiechając się w kierunku Łowczyni, która pospiesznie odwróciła wzrok.
- ZDEJMIJCIE MI TO, PSY! - wrzasnął męski głos. Kobieta o imieniu Haruhi podskoczyła. Odsuwając się odsłoniła siedzącego na ziemi mężczyznę. Miał on na głowie worek, a jego dłonie były zakute. Raion kiwnął głową w kierunku grupy Łowców.
- Znam ten parszywy zamek na pamięć. Darujcie sobie te śmieszne worki. - syknął mężczyzna, gdy jeden z Łowców ściągnął mu worek. W jego głosie dało się słyszeć nie tylko nienawiść i agresję, ale też inny akcent. Miał na głowie pewnego rodzaju turban, a twarz zasłaniała czerwona chusta. Pozostała część stroju nieznacznie różniła się od uniformów Akiko oraz Łowców będących w pomieszczeniu. Jednak jego porozdzierany płaszcz prezentował dwie połamane szable, zwrócone ostrzami w dół.
- Saisho Galib Zankokuna – oznajmiła Akiko podchodząc bliżej do siedzącego mężczyzny i kładąc dłoń na ramieniu zamaskowanej kobiety, która pomimo maski na twarzy była wyraźnie zawstydzona.
- Dobra robota. - dodała, bardziej do Łowczyni niż do pozostałych.
- Shiba Akiko – wykorzystując moment mężczyzna o imieniu Galib próbował gwałtownie poderwać się w kierunku młodej władczyni, jednak w ułamku sekundy Raion pojawił się za nim i stojąc tyłem do niego przyłożył mężczyźnie sztylet do gardła. - H-ha...Jak zwykle kryjesz się za tym...robactwem. Nigdy nie klęknę przed kimś tak marnym i słabym. Ty...władcą Gulf? Większą robotę zrobiłby ślepy Gillian. - kobieta pokiwała głową. W ciszy zaczęła bawić się kapturem Łowczyni stojącej obok. Przekrwione zielone oczy Galiba płonęły nienawiścią bacznie obserwując młodą władczynię.
- Saisho...Zankokuna – powtórzyła – Tak lepiej brzmi. Właśnie dlatego ktoś tak słaby i marny został władcą. Osoba słaba zyska na sile. Może jutro...może za sto lat, ale zyska. I stanie się silna. A egoista, pozostanie egoistą. Myślisz, że Łowcy, których zabrałeś ze sobą będą Ci posłuszni z własnej woli? Nie...będą Ci posłuszni, ponieważ się Ciebie boją. Kilka dni temu czterech ludzi, w tym jeden Vasto Lorde z Twojego oddziału wrócili do Gulf. Nadal uważasz, że utrzymasz przy sobie tych ludzi kierując się tylko i wyłącznie własnym interesem? Jaki jest Twój interes? Chcesz zostać władcą, królem czy może najpotężniejszym człowiekiem w Hueco Mundo, Soul Society i cholera wie gdzie jeszcze?
- To są narzędzia do zabijania, nie ludz...- po tych słowach Akiko bez zastanowienia uderzyła mężczyznę w twarz.
- Akiko – szepnął poddenerwowany Raion spoglądając na Galiba. Jego głowa była odwrócona obserwując nieistniejący punkt na przyciemnionej ścianie. Milczał.
- Brak Ci wiary. - odezwał się po dłuższej chwili przekręcając głowę z nieprzyjemnym chrzęstem. - Niewiernych spotka surowy osąd i kara. Zacznę od Ciebie, Shiba. Utnę Ci ramię...byś zrozumiała, że podnoszenie ręki na mężczyznę jest niedozwolone. Chociaż...chociaż nie wiem czy będzie okazja zrobić to przed NIMI. - dodał Galib z szyderczym uśmiechem. Akiko masując obolałą pięść ponownie spojrzała na mężczyznę, tym razem pytająco.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał Raion – GADAJ! - mówiąc to przycisnął mocniej sztylet do szyi mężczyzny, który mimowolnie wydał z siebie jęk. W odpowiedzi zaśmiał się szyderczo. Jednak jego śmiech nie trwał długo.
- Wan...Wandenreich... - wydukał zamykając kurczowo oczy. - Idą...tu...tutaj. Mnóstwo...kobiet...mnóstwo mę- mężczyzn. Białe...białe mundury.
- Wystarczy. - oznajmił Raion – Zabrać go stąd. - grupa Łowców posłusznie podniosła Zankokuna'e z podłogi, by po chwili wyprowadzić go z pokoju Akiko. Kobieta o imieniu Haruhi również podążyła za grupą pozostałych towarzyszy, gdy w pewnym momencie poczuła na ramieniu dłoń brązowowłosej, która uśmiechając się powiedziała ściszonym głosem:
- Zobaczymy się później. - zamaskowana kobieta ponownie odwróciła wzrok i nic nie mówiąc kiwnęła twierdząco głową, by pospiesznie wyjść z pokoju. Gdy zamknęła za sobą drzwi Akiko ponownie podeszła do okna wpatrując się w bezkresną pustynię.
- Znowu to zrobiłaś, Shiba – odezwał się Czempion Hueco Mundo podchodząc do kobiety. Zawsze zwracał się do niej po nazwisku, gdy tylko wyprowadzała go z równowagi. Akiko przewracając oczami odparła po chwili:
- Wiesz, że to był jedyny sposób. Galib nic by nie powiedział...przecież wiesz.
- Uderzanie spętanego więźnia również nie było mądrym posunięciem. Jako władca nie możesz się tak łatwo prowokować.- kobieta syknęła. Spodziewała się, że Raion, jako człowiek kierujący się głównie honorem nie pochwali jej zachowania. Skrzyżowała dłonie w dalszym ciągu obserwując to co działo się za oknem. Tym razem jej uwagę przykuła grupa kilku osób, których czubki włóczni odbijały się w słonecznych promieniach. To byli Łowcy z jej oddziału patrolujący okolice zamku.
- Za Twoim pozwoleniem – ciągnął dalej starzec - zbiorę oddział najlepszych Senmonka i wyruszę w przeciągu godziny. Wandenreich mogą być bardzo liczni. Wyczekamy ich i zaatakujemy od pleców. W zamku przebywa oddział Adjuchasów – najemników, którzy zaatakowaliby dla niepoznaki od frontu i wycofali się. Zmusimy ich do walki na dwa fronty lub do pościgu za Adjuchasami wciągając ich w ten sposób w ruchome piaski. Wykorzystamy przewagę w terenie.
- Odmawiam. - odparła Akiko spoglądając prosto w oczy mężczyzny, który po raz pierwszy wydawał się zaskoczony. - Doceniam Twoje umiejętności taktyczne, jednak ktoś musi pełnić rolę władcy w Gulf. A Ty masz największe doświadczenie, Raion – sama. – to ostatnie dodała z lekkim uśmiechem na twarzy. Raionowi jednak nie było do śmiechu.
- Nie...nie rozumiem. Tytuł władcy? Dobrze usłyszałem?
- Dobrze usłyszałeś. Ktoś musi ogarnąć ten bajzel pod moją nieobecność tak? - mówiąc to nasunęła na twarz maskę i kaptur i odwracając się wolnym krokiem ruszyła w kierunku drzwi.
- Nie...nie zgadzam się, Akiko. Słyszysz? - zaprotestował mężczyzna szybkim ruchem chwytając kobietę za rękę. Akiko stanęła spuszczając głowę.
- Raion – sama. - odezwała się po chwili milczenia nie spoglądając jednak w kierunku Czempiona. - Oddając władzę w Gulf w moje ręce dałeś również możliwość podejmowania własnych decyzji. Zbierz Senmonka, sprowadź oddział Vasto Lorde, koszta nie mają znaczenia. Adjuchasi mogliby sobie nie poradzić. Raion-sama...podczas mojej nieobecności stajesz się władcą Gulf. - po tych słowach uwolniła rękę i podeszła do drzwi.
- Chodzi o tego Arrancara, prawda? - kobieta zatrzymała się. Odwróciła głowę w kierunku starca stojącego w tym samym miejscu. - Dlaczego...dlaczego chcesz się poświęcić dla kogoś kto jest już martwy. Chcesz wyprzeć tych Wandenreich czy raczej dokonać zemsty na kimś kto może się pośród nich znaleźć?
- Zbierz ludzi, Raion-sama. - odparła kobieta niemalże szeptem i opuściła pomieszczenie zostawiając Czempiona Hueco Mundo samego.
======================================================================================================================================

- Oddziały Soldat zachować czujność! To nie są ćwiczenia! – krzyczał donośny męski głos. - Nie wiemy co nas czeka! Jednak musimy pokazać tym parszywcom, że kto atakuje naszych ludzi atakuje samego Cesarza Wandenreich! - po tych słowach odezwała się triumfalna salwa głosów gotujących się do walki. Mężczyzna ze specyficzną odmianą hełmu ciągnął dalej swoją motywacyjną mowę. Żołnierze wtórowali to głośniej, to ciszej. Jednak to wszystko nie było w stanie dotrzeć do Bunty, który sprawiał wrażenie nieobecnego. A to wszystko przez Nią, przez kobietę, przy której stracił chwilowo panowanie. A teraz jest tutaj...jest w Jego głowie. Cały czas przed oczami pojawiał się wzrok Tier, jednak ten dobry, łagodny, a nie zimny i obojętny. Zacisnął wściekle pięść. „To na nic”, pomyślał zrezygnowany sądząc, że w ten sposób przestanie myśleć o Harribel i pocałunku z Nią. Westchnął zrezygnowany.
- Bunta-sama! Proszę uważać! - jeden z mężczyzn szybkim ruchem chwycił Buntę za ramię przyciągając do siebie. Ogromna para gorącego powietrza wystrzeliła w górę. Syn Cesarza wrócił do rzeczywistości, jednak potrzebował na to dłuższej chwili.
- Dzięki. - odparł krótko i jak gdyby nigdy nic znów pogrążył się w myślach. „Nie mogę...Przepraszam Bunta” te słowa przez cały czas szalały w głowie mężczyzny. Nie potrafił ich z niej wyrzucić. Pragnął jedynie Jej pomóc, jednak nie przypuszczał, że może to przybrać tak niespodziewany obrót. W pewnym momencie zatrzymał się i bez słowa dobył zza pleców miecz. Pusty wydał z siebie przeraźliwy ryk, by po chwili rzucić się w jego kierunku. Mężczyzna używając Shunpo pojawił się za potworem, którego rozpłatane ciało zaczęło powoli opadać na boki. Bunta kątem oka spojrzał to na potwora, to na oddział, który zdawał się być zaskoczony jego natychmiastową reakcją.
- Ruszać się. – rzucił od niechcenia wskazując ruchem ręki przed siebie sam nie wiedząc, gdzie dokładnie powinien się kierować. Poprawiając maskę spojrzał w górę, na palące słońce, które wcale nie ułatwiało sprawy. Bunta wraz z oddziałami Soldat i drugim oddziałem Stern Ritter przemierzali bezkresną pustynię długimi godzinami. W końcu ich uwagę przykuł dym oddalony od nich o kilkanaście metrów. Przyspieszyli kroku mając nadzieję, że będą mogli się tam zatrzymać i odpocząć. W końcu za piaszczystym wzgórzem pojawiło się coś co przypominało drewniany mur, a zza niego ta sama szara chmura dymu, którą widzieli wcześniej. Część Soldatów odetchnęła z ulgą, a niektórzy zaczęli ściągać swoje maski przeciwgazowe. Bunta jednak nie podzielał ich entuzjazmu.
- Uważajcie. - powiedział donośnym, aczkolwiek niegłośnym głosem Bunta – zauważono nas. Zachować czujność. - w kierunku Wandenreich zmierzała grupa osób, które w bardzo szybkim tempie przybliżała się do nich. Nie byli oni jednak tak liczni jak oddział Bunty.
- Czego tu szukacie?! - krzyknął kobiecy głos. Bunta uniósł dłoń na znak, by jego ludzie zatrzymali się. Sam również stanął. Kobiecie towarzyszyło kilka osób odzianych w kaptury i maski, oraz długie brązowe płaszcze. Bunta oparł dłonie na biodrach. Przypomniał sobie, że właśnie tacy ludzie zaatakowali Wandenreich. - Czego tu szukacie? - odezwała się ponownie ta sama kobieta. Bunta od razu zauważył dziurę nad prawą piersią. „Jej reiatsu...to bez wątpienia Vasto Lorde”. Ubiór kobiety jednak znacznie odbiegał od tego, który nosili jej towarzysze. Jej twarz zakrywała maska przypominająca wilczy pysk. Była przyodziana w ten sam brązowy płaszcz, co pozostali. W lewą dłoń wbudowane były długie pazury, mieniące się w palącym słońcu,a jej ciało pokryte było w niektórych miejscach szarym futrem. Bunta zauważył, że ramiona przyozdabiane były złotymi naramiennikami, które z pewnością nie były jej naturalną ochroną, podobnie też było z prawym kolanem.
- Szukam odpoczynku dla moich ludzi. - odparł mężczyzna. - Przy okazji miałbym kilka pytań. - kobieta wpatrywała się w oczy Bunty z zauważalną pogardą.
- Może jeszcze żarcia i dziwek dla tej hołoty? - odparła z ironią w głosie, a pozostali jej towarzysze zawtórowali śmiechem. Bunta pokiwał głową. Dobył miecza. W odpowiedzi kobieta wystawiła pazury do przodu przyjmując postawę bojową. Podobnie uczynili jej ludzie dobywając broni. Oddział Bunty w mgnieniu oka przywołał swoje duchowe bronie napinając je w kierunku potencjalnego przeciwnika.
- Nie ruszać się. - rozkazał Bunta – Sam to rozstrzygnę. Słuchajcie – zwrócił się w kierunku grupki osób. - Chciałem wiedzieć tylko jedną rzecz. Potem...kto wie...może puszczę Was wolno.
- Naprawdę sądzisz, że w pojedynkę pokonasz Łowców Shinigami, hę? Sam przypominasz jednego z nich, grubasie. - odwarknęła złowrogo kobieta. Bunta uniósł ostrze wskazując na Vasto Lorde.
- Nie jestem gruby...to wina zbroi. - po tych słowach w mgnieniu oka pojawił się za kobietą odwrócony plecami. Hollow jęknął, gdy poczuła jak ostrze dotyka jej pleców. Jej towarzysze również wydawali się zszokowani ową sytuacją. - To jak będzie? Naprawdę nie lubię i nie chce kończyć tego w ten sposób, rozumiesz, Łowco Shinigami? - kobieta ponownie jęknęła nie mogąc się ruszyć.
- J-jak? - wykrztusiła – Jakim...cudem...
- Lata praktyki. A teraz powiedz dlaczego Twoi ludzie zaatakowali posterunek Wandenreich?
- Jaki posterunek...jacy...- przerwała gdy mężczyzna zabrał ostrze sprzed jej pleców i pojawił się przed nią.
- Dobrze słyszałaś. Twoi ludzie zaatakowali moich. - mówiąc to podszedł do członka Stern Ritter i odebrał płaszcz, na którym widniały dwie skrzyżowane szable.
- T-to Akiko. To nie my! To ludzie Akiko – odparła szybko kobieta. - My mamy inny znak. Hej Ty, odwróć się. - mówiąc to wskazała na najbliższego towarzysza, który bez słowa odwrócił się pokazując swój herb, na którym widniały dwie połamane szable skierowane w dół.
- Kim jest Akiko? To też Łowca?
- Tak...i to bardzo potężny. Akiko Shiba to władca Gulf. Darujcie sobie szturm. Nic nie zdziałacie. Ich zamek jest nie do zdobycia. Potrzebowalibyście czegoś więcej niż kilku oddziałów.
- Gdzie leży ten cały zamek? - ciągnął dalej Bunta zastanawiając się na ile takich obozów może jeszcze natrafić. Kobieta opisała dokładnie gdzie leży siedziba Akiko.
- Ta... - mówiąc to jej głos zadrżał – Ta dziwka pojmała naszego władcę, mojego władcę. - Bunta spojrzał w jasnożółte oczy kobiety, które zaczęły lśnić. - Dopilnuj by zdychała długo, baaaaardzo długo. Weź tych ludzi ze sobą, proszę. -ciągnęła dalej- Znają te tereny jak własną kieszeń. Przeprowadzą Was przez wszystkie pułapki i ruchome piaski. Ta suka z pewnością wie o Waszym pojawieniu się w Hueco Mundo. Przygotuje zasadzkę. Uważaj... jak masz na imię, Panie?
- Bunta, pochodzę z Silbern. - po słowach Wandenreicha Łowcy towarzyszący kobiecie wymienili pomiędzy sobą spojrzenia i szepty zaskoczenia.
- B-Bunta – powtórzyła z niedowierzaniem kobieta – Ten mistrz miecza? - mężczyzna niechętnie kiwnął głową – To prawda, że pokonałeś Harribel w kilku krokach?
- A Ty jak masz na imię, Vasto Lorde? - spytał zmieniając temat.
- Umm... Kimiko Hono No Yona. Wybacz mi moje zachowanie, Bunta-sama.
- Kimiko- san. - odparł mężczyzna – Czy możemy zatrzymać się w Waszym obozie? Moi ludzie potrzebują odpoczynku. - kobieta kiwnęła twierdząco głową i idąc w milczeniu obok Bunty co chwilę spoglądała na Niego ukradkiem.
- Jesteśmy na miejscu – oznajmiła kobieta, gdy drewniane wrota rozwarły się. Bunta wszedł powolnym krokiem do obozu, a za nim oddziały Wandenreich. Znajdowało się tu mnóstwo szałasów, przy których tliły się ogniska, wokół których siedzieli inni Łowcy zajęci rozmową, grą w karty czy też kości. Kimiko zaprowadziła Buntę i jego towarzyszy do większej, kamiennej chaty, której styl budowy znacznie różnił się od tych występujących w obozie. Syn Cesarza odetchnął.
         Akiko siedziała na kamieniu przepuszczając przez palce pustynny piasek. Nie miała pojęcia ile czasu minęło. Spodziewała się, że Wandenreich pojawią się w lada moment, jednak nic takiego nie miało miejsca. Silny podmuch wiatru sprawił, że piasek uleciał z dłoni kobiety. Podparła się na pięści obserwując niebo. Chmury leniwie przemieszczały się od czasu do czasu zasłaniając palące słońce. Nie trwało to jednak zbyt długo. „Mogłam zostać w zamku ech...nieważne.” pomyślała ściągając kaptur i maskę. Westchnęła zamykając oczy. „Nawet jeśli ON tam będzie to niby jak go poznam? Mam się pytać każdego Wandenreich który to Bunta z Silbern? ” skrzywiła się na samą myśl. Zawsze była bardzo niecierpliwa i nieprzewidywalna w swoim działaniu. Rzadko kiedy miała plan, nie mówiąc nic o sytuacji awaryjnej. Z jednej strony wiedziała, że to zasługa Baraggana, jej dziadka, z drugiej jednak opieka ze strony Raiona sprawiła, że zmieniła swoje podejście w niektórych sprawach i wyciszyła w sobie kilka swoich negatywnych cech, takich jak arogancja, duma czy pycha.
- A-Akiko-sama? - kobieta drgnęła, słysząc za sobą głos. Odwróciła się i uśmiechnęła na widok znajomej kobiety.
- Haruhi! - odparła robiąc miejsce dla zamaskowanej kobiety, która usiadła obok władczyni. Złączyła kolana i zaczęła nerwowo bawić się palcami. - O co chodzi, moja droga? - Akiko wychyliła się spoglądając prosto w niebieskie oczy Haruhi. Kobieta pospiesznie odwróciła głowę w bok. Na co Akiko pokiwała głową i ujmując podbródek kobiety zmusiła ją, by spojrzała jej w oczy.
- Ak-Akiko-sama - zaczęła niepewnie Haruhi. -...ja...martwię się...naprawdę.
- Może być ich wielu, Haruhi. Ale to są nasze tereny. Dlat...
- Ja..martwię się o Ciebie, Akiko-sama. - władczyni przerwała. Tym razem to ona poczuła onieśmielenie zaistniałą sytuacją. Haruhi spuściła głowę. Od kiedy Akiko sięgała pamięcią kobieta ta zawsze była bardzo nieśmiała i wycofana. Pomimo tego, że była doskonałym Łowcą, to przy niej zawsze zmieniała się w cichą i rumieniącą się dziewczynę. Teraz jednak władczyni ujęła dłonie Haruhi. Kobieta posłała jej w odpowiedzi pytające spojrzenie. Akiko uśmiechnęła się lekko. Drugą dłonią zsunęła kaptur z głowy Haruhi, odsłaniając blond włosy sięgające za ramiona. Powolnym ruchem zjechała na ciasno uwiązaną bandanę. Ściągnęła ją przy pomocy palca. Od razu zauważyła silny rumieniec na twarzy Haruhi. Dotknęła policzka kobiety, który wręcz pulsował z ciepła. Władczyni poczuła jak dłonie Łowczyni zacisnęły się na jej dłoni lekko drżąc. Uniosła twarz kobiety naprzeciw swojej. Była to twarz typowej nastolatki, aniżeli dorosłej kobiety. Jednak nie wyrażała nic więcej poza smutkiem i przygnębieniem. Jej usta i oczy od razu to zdradzały. Akiko przejechała palcem po dolnej wardze kobiety przybliżając się lekko do niej. Haruhi w odpowiedzi uczyniła tak samo.
- Śmiało... I nie mów do mnie tak oficjalnie...Akiko-chan...chcę to usłyszeć z Twoich ust. – szepnęła Akiko i uśmiechając się zjechała dłonią na pas. Nie była pewna, czy dodała w ten sposób otuchy. Jednak Haruhi przybliżyła się jeszcze bardziej zatrzymując się na moment, by po chwili delikatnie wpić się w usta Akiko.
Akiko pozwoliła kobiecie przejąć inicjatywę, wiedziała, że Haruhi czekała na tą chwilę bardzo długo. Chwyciła dłońmi twarz Akiko pogłębiając pocałunek. Władczyni starała się delikatnie na nie odpowiadać. Drugą dłonią objęła kobietę w pasie. Poczuła jak język Haruhi powoli i niepewnie wsuwa się w usta. Oddech Łowczyni stał się szybszy i intensywniejszy, podczas gdy ich pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Powoli traciły nad sobą panowanie, zwłaszcza Haruhi, której dłonie zjechały na uda Akiko. Kobieta jeździła dłonią po nodze władczyni od czasu do czasu ją mocniej chwytając, jednak z każdą chwilą przybliżając się do jej krocza. W pewnym momencie Akiko przerwała pocałunek. Czując nadal smak Haruhi na swoich ustach zaczęła całować jej ucho, od czasu do czasu zaczepnie przygryzając. W odpowiedzi słyszała tylko jęki i przyspieszony oddech swojej wybranki. Po omacku starała się rozpiąć górną część stroju chcąc dostać się do szyi.
- Akiko-chan... – westchnęła Haruhi, gdy Akiko chwyciła ją za pierś i zaczęła delikatnie zaciskać dłoń. Nie chciały przerywać tej chwili. Obie kobiety zapomniały nawet o tym, że w każdej chwili mogą pojawić się Wandenreich.
W oddali dało się słyszeć silną eksplozję i zmierzającego pospiesznie Vasto Lorde w kierunku całującej się pary. Akiko oderwała się od swojej kochanki słysząc bieg jednego z najemników. Spojrzała na Haruhi, która leniwie otworzyła oczy.
- Co..się...co się dzieje? - spytała wciąż oszołomiona Akiko.
- Pani...zbliżają się...Wandenreich atakują. Są liczni..bardzo liczni...Towarzyszą im inni Łowcy Shinigami. - Akiko zaklęła pod nosem.
- Szlag...Pierwszy Oddział Senmonka musi zaatakować możliwie szybko. To na pewno ludzie Galiba, jestem pewna. Na nic ruchome piaski i pułapki.  Niech najemnicy czekają. Jeśli podejdą wystarczająco blisko użyjcie Cero. Celujcie w ludzi Galiba. Haruhi – zwróciła się do w dalszym ciągu siedzącej Łowczyni. Kucając naprzeciwko niej i łapiąc za dłonie oznajmiła:
- Dołącz do Oddziału i każ im czekać. Gdy wejdą w potrzask zaatakujecie ich od boku. - Haruhi poderwała się na równe nogi i kiwając twierdząco głową naciągnęła kaptur. Twarz natomiast zasłoniła Akiko. - Zobaczymy się jeszcze, obiecuję. - pocałowała kobietę przez chustę, której dłonie spoczęły na biodrach Akiko. - Uważaj na siebie. - Łowczyni używając Shunpo zniknęła po chwili za niewielkim piaszczystym pagórkiem. Obserwowała jeszcze przez dłuższą chwilę wzniesienie, za którym zniknęła Haruhi.
- Najemniku... - zwróciła się do Vasto Lorde nasuwając w międzyczasie maskę i kaptur.- Czy wśród Wandenreich...zauważyłeś kogoś...nie wiem..kto w jakiś sposób wyróżniał się wśród nich?
- Emmm...chodzi o Łowców Galiba? - spytał zdziwiony Hollow. Kobieta kiwnęła przecząco głową. Nie wiedziała w jaki sposób zapytać o Buntę.
Potężna eksplozja przerwała ciszę. Akiko odwróciła głowę. Chmura dymu unosiła się zza wzniesienia.  - Haruhi. - jęknęła władczyni bez namysłu rzucając się w kierunku wzgórza. „Nie rozumiem” pomyślała używając Sonido. Chmura dymu powiększała się z każdym użytym przez kobietę Sonido. Gdy w końcu dotarła na wzgórze zobaczyła jak 3 Oddział Senmonka walczy z Wandenreich. „Przecież szli prosto na nas...jakim cudem znaleźli się tutaj? Chyba że...” Spojrzała raz jeszcze na pole bitwy i dostrzegła jak niektórzy Wandenreich nie giną, a zamieniają się w piasek i rozsypują. „Technika Pustynnych Klonów, niech to szlag.”. W miejscu, w którym stała Akiko wyłonił się Łowca Shinigami. Kobieta uchyliła się w ostatniej chwili. Zakapturzony mężczyzna stał ze spuszczoną głową jakby czekając na ruch Akiko.
- Gotuj broń, Shiba. - odparł unosząc topór i celując nim w kobietę.
- Nie mam zamiaru tracić czasu na walkę z klonem. - odpowiedziała mierząc mężczyznę srogim spojrzeniem.
- Rozumiem. - Łowca zatopił się w piasek, by ponownie wyskoczyć, tym razem za Akiko. Kobieta dobyła sztyletu blokując uderzenie. Syknęła czując przytłaczającą siłę.
- Czemu im pomagacie? Dlaczego to robicie?
- Wróg naszego wroga jest naszym przyjacielem. Powinnaś o tym wiedzieć, Shiba. Nigdy nie wybaczę Ci porwania naszego króla. - mężczyzna znów zatopił się w piasek, jednak tym razem się nie pokazał. Zamiast niego zaczęła strzelać gorąca para, przypominająca gejzery. Kobieta wybiła się w górę. W tym samym momencie para wystrzeliła za nią. Gdy już miała jej sięgnąć za jej plecami pojawił się ten sam Łowca.
- Mam Cię – odparł ze spokojem unosząc topór do ostatecznego uderzenia.
- Jesteś tego pewien? - spytała Akiko, gdy para przeszła przez jej ciało pozostawiając na jej ciele ślady przypominające zwierciadło. Mężczyzna wydawał się zaskoczony. Nim się zorientował Akiko była już za nim. Delikatnym, szybkim ruchem przebiła plecy mężczyzny.- Technika Pustynnych Klonów nie działa na tej wysokości, sługo Galiba. Umrzesz nim wylądujesz na ziemi.
- P-przeklinam Cię, Shiba. - wydukał mężczyzna dusząc się własną krwią – Ciebie i..i całe Gulf. O-oby Bun-Buntaaaaa.... - nie zdołał jednak dokończyć. Gdy Akiko wyjęła ostrze z ciała mężczyzna opadł bezwładnie na ziemię.
- Bunta...jednak przybyłeś. - powiedziała kobieta sama do siebie. Dobywając drugiego sztyletu szybkim krokiem ruszyła na pole bitwy. Zauważyła, że do walki włączyli się już najemnicy oraz Pierwszy Oddział Senmonka. Nadal jednak nie wydawało się by Oddziały Akiko dominowały w tej bitwie. Zauważyła jak kilku naraz Łowców zostało przebitych przez ogromną strzałę przypominającą oszczep. Jej uwagę zwrócił leżący w pobliżu Wandenreich, z którego powoli uchodzi życie. Ściągnął zakrwawioną ręką maskę przeciwgazową odsłaniając twarz. Była to młoda kobieta o ciemnej cerze i czarnych długich włosach. Obserwowała władczynię aż w końcu wyciągnęła w jej kierunku dłoń. Nie trwało to jednak długo, ponieważ dłoń Soldata opadła po chwili bezwładnie, a sama kobieta zmarła z otwartymi oczami. „Nie odrodziła się...” pomyślała kucając obok ciała Wandenreich i zamykając jej oczy. „Czyżby...” Uniosła głowę i zaczęła obserwować najbliższe wzgórza. „Tak myślałam” pomyślała widząc na nich sylwetki osób, nad którymi rozbłyskiwały się czerwone promienie, by po chwili pojawili się Wandenreich, którzy zamienili się przed momentem w piasek.
- Hej Wy! - krzyknęła do stojącej grupki Vasto Lorde. - Widzicie tamtych na wzgórzach? - najemnicy spojrzeli przed siebie mrużąc oczy i kiwając twierdząco głowami. - Zajmijcie się nimi! - w tym momencie jeden z Vasto Lorde padł otrzymując kilka strzał w plecy.
- Biegnijcie! Już! - wrzasnęła Akiko atakując Quincy, tym samym osłaniając najemników zmierzających w kierunku ludzi na wzgórzach. Soldaci zostali pokonani przez Akiko w ułamku sekundy. Zamieniając się w piasek połączyli się z pustynią. W pewnym momencie zauważyła Haruhi walczącą z kilkoma Wandenreich. Kobieta szybko rozprawiła się z odzianymi w maski przeciwgazowe Quincy. W ostatniej chwili odskoczyła unikając strzały mężczyzny odzianego w specyficzny hełm. Mężczyzna pojawił się za Łowczynią chwytając ją za rękę i rzucając na najbliższą ścianę. Akiko widząc to zacisnęła dłonie na sztyletach chcąc pomóc swojej kochance. Jednak drogę zastąpiło jej kilku Soldatów oraz Łowców Galiba.
           Bunta wydobył ostrze z klatki piersiowej przeciwnika. Spojrzał przed siebie. Zwycięstwo zdawało się być bliskie. Oddziały Wandenreich napierały na Oddziały Łowców będące w kompletnej rozsypce, po tym jak Łowcy Galiba wykorzystali technikę Pustynnych Klonów jako przynętę na rozstawionych Łowców z Gulf wprowadzając tym samym w błąd.
- Za Matkę! – wrzasnął jeden z Łowców rzucając się na Buntę i zasypując go gradem potężnych uderzeń. Bunta przyjął wszystkie uderzenia na miecz, po czym wykorzystując moment uderzył Łowcę w twarz odrzucając go na pewną odległość. W pewnym momencie za plecami Łowcy wyłoniło się z przeraźliwym rykiem stworzenie przypominające...Shinigami. W ułamku sekundy wgryzło się w szyję mężczyzny, tym samym uśmiercając go.
- C-co to jest? - Bunta cofnął się kilka kroków do tyłu. Stwór uniósł głowę i spojrzał na zamaskowanego mężczyznę. Miał on na sobie poszarpaną szatę Shinigami. Dziwnej odmiany miecz, wbudowany w ramię oraz czarne oczy. Bunta nie wiedział czy owa istota jest człowiekiem czy raczej tylko czymś zaklętym w ludzkie ciało. Wydając przeciągły ryk potwór ruszył w kierunku Bunty machając przez cały czas ostrzem. Bunta w ułamku sekundy użył Shunpo pojawiając się za stworem. Potwór próbował się obejrzeć, jednak zanim to uczynił upadł na plecy z rozpłataną głową. Nie miał jednak czasu przyjrzeć się owej kreaturze. Uderzając obydwoma mieczami o siebie ruszył przed siebie. Zatrzymał się widząc Łowcę opierającego się o kamień. Mężczyzna nie miał na głowie żadnego kaptura ani maski, a na twarzy malował się grymas bólu. Trzymał się za udo, które mocno krwawiło. Bunta podszedł do rannego Łowcy, którego twarz na jego widok przybrała wrogi wyraz. Nie mógł jednak nic zrobić.
- Zrób to, Wandenreichu, byle szybko. - odezwał się po chwili. Bunta jednak w odpowiedzi schował jeden miecz i zanurzając dłoń w jedną z kieszeni dobył bandaże, którymi zaczął opatrywać rannego. Łowca zaniemówił.
- Jestem kiepski w leczeniu. - szepnął Bunta wiążąc koniec bandaża w supeł. - To powinno zatrzymać krwotok. Znajdź jakieś bezpieczniejsze miejsce.
- D...Dlaczego? - wykrztusił w końcu Łowca. - Dlaczego...dlaczego mi po...pomogłeś?
- Jesteś ranny. Rannym się pomaga, nie dobija. - podniósł się słysząc w oddali swoje imię.
- Bunta-sensei! - krzyczał Soldat, który utykając zmierzał w kierunku Syna Yhwacha. - Niedobrze! Zabili Łowców na wzgórzu. Żaden z naszych nie może się odradzać. - Bunta położył dłoń na ramieniu Soldata, kiwając przy tym twierdząco głową. Wbiegł na wzgórze rozbrajając i ogłuszając napotkanych Łowców. Zauważył członka Stern Ritter, a właściwie jego głowę nabitą na włócznię. „Barbarzyńcy” pomyślał mężczyzna wchodząc powolnym krokiem na wzgórze. Zatrzymał się słysząc płacz. Rozejrzał się. Jego uwagę przykuła osoba siedząca na ziemi. Była to Łowczyni. Podszedł bliżej. Od razu dostrzegł na plecach dwie skrzyżowane szable. Kobieta trzymała na kolanach inną Łowczynię. Głaskała ją po policzku. Łzy od czasu do czasu kapały na twarz martwej kobiety rozmywając krew i zabrudzenia.
- Nie jestem w nastroju do walki. Odejdź! - Bunta stanął w miejscu. Nie sądził, że ktokolwiek będzie w stanie go wyczuć, tym bardziej z tak dużej odległości. Miał wrażenie, że ten przeciwnik może sprawić mu nie lada kłopot.
            Akiko wbiła dwa sztylety w Łowcę. Ostatkiem sił próbował zaatakować kobietę włócznią. Ta jednak używając Sonido uniknęła uderzenia i w mgnieniu oka rozbroiła i tak umierającego już  przeciwnika. Spojrzała na konających u jej stóp Quincy i Łowców. „Nie odradzają się” pomyślała. W głębi serca poczuła ulgę. Zdawała sobie sprawę, że Wandenreich i Łowcy Galiba są teraz osłabieni. Z zamyśleń wyrwał ją ognisty pocisk, który wylądował niedaleko za Nią. Zauważyła, że katana Haruhi zamieniła się w żywy ogień. Kobieta zasypywała członka Stern Ritter potężnymi atakami, których parowanie powodowało rozprysk iskier na każdą stronę. Mężczyzna cofał się używając do obrony swojego duchowego łuku. Nie był w stanie wyprowadzić żadnego kontrataku. Ciosy Łowczyni były szybkie, jak i potężne. Zamaskowany mężczyzna odskoczył do tyłu i napinając duchową strzałę próbował oddać strzał w kierunku Haruhi, która używając Sonido znalazła się pod mężczyzną kopiąc go w rękę. Strzała poszybowała w górę. Wolną dłonią próbował chwycić Haruhi za kark, jednak kobieta szybko odskoczyła w bok lądując tym samym na ziemi. Gdy się wyprostowała poczuła jak ktoś chwyta ją za nogę. Nim spojrzała w dół poczuła jak pazury mocno wbijają się w łydkę. Krzyknęła z bólu i dźgając mieczem w rękę próbowała się oswobodzić. „Cholerni Yosutebito” pomyślała Haruhi zaciskając zęby. W którymś momencie złowroga dłoń puściła nogę kobiety zostawiając po sobie poszarpane spodnie i paskudną ranę.
- Ostatnie życzenie? - zamarła słysząc męski głos za swoimi plecami. Nim zdążyła zareagować poczuła jak lśniąca strzała wbiła się w plecy. Jęknęła widząc czubek strzały wychodzący środkiem klatki piersiowej. Wypuściła z dłoni katanę, która wróciła już do swojej pierwotnej formy. Spojrzała przed siebie widząc Akiko zmierzającą w jej stronę. Haruhi nie miała siły już krzyknąć. Mogła się jedynie uśmiechnąć.

„Akiko...proszę...nie bądź zła...na mnie...na siebie...pozostań silna...taka jak zawsze...Od kiedy...Cię zobaczyłam... pierwszy raz...wiedziałam...wiedziałam,że...muszę zrobić wszystko...żebyś...Akiko...tak bardzo...chciałabym Ci to wszystko teraz powiedzieć...Tak bardzo chciałabym to zrobić...Nie bądź smutna...Bądź sobą...Akiko...Akiko...Tak...Tak bardzo Cię kocham... Nie tylko...jako mój władca...jako...jako ktoś...więcej...”

 Haruhi wygięła się w łuk i poleciała bezwładnie przed siebie, prosto w ramiona Akiko. Kobieta delikatnie odłożyła ją na ziemi. Zacisnęła dłoń w pięść. Spoglądając na mężczyznę, który przygotowywał się do oddania kolejnego strzału, rzuciła w niego sztyletem. Mężczyzna odbił ostrze, które poleciało w górę. Spojrzał ponownie w miejsce, w którym wcześniej stała Akiko. Nie było jej tam. Była natomiast za nim. Nim zdążył się odwrócić kobieta wbiła mu drugi sztylet w nogę, tym samym ją przebijając. Mężczyzna wrzasnął padając na kolano. Kobieta używając Sonido chwyciła w powietrzu wybity sztylet, by po chwili znaleźć się naprzeciwko niego. Akiko nadal miała spuszczoną głowę. W pewnym momencie nie wytrzymała i z jej krtani wydobył się szloch, który natychmiast usłyszał Wandenreich.
- Dla-dlaczego... - wykrztusił z siebie po dłuższej chwili milczenia. Władczyni pociągnęła nosem i unosząc głowę spojrzała prosto w oczy mężczyzny. Jej oczy były już zaczerwienione. Chwytając mężczyznę za hełm odparła:
- Mogłabym...mogłabym spytać o to samo. - przyłożyła mężczyźnie sztylet do gardła. W odpowiedzi przełknął głośno ślinę.
- P-prosze...lit-litości... - w oczach Akiko stanęły łzy, z których jedna popłynęła kawałek po policzku, by po chwili wsiąknąć w maskę. Trzęsącą dłonią zabrała sztylet sprzed gardła Wandenreicha i odwróciła się od niego. Robiąc parę kroków w kierunku martwej Haruhi gwałtownie obróciła się rzucając sztyletami w klęczącego mężczyznę. Głowa wyleciała w powietrze, a Akiko chwytając odciętą głowę w locie nabiła ją na włócznię, która należała wcześniej do Łowcy służącemu Galibowi.
- Ty... - powiedziała patrząc prosto w martwe oczy Wandenreicha – Ty okazałeś jej litość, gdy była ranna? OKAZAŁEŚ JEJ LITOŚĆ?! - wrzasnęła padając w tym samym momencie na kolana i chowając głowę w dłoniach. Siedziała tak kilka minut, w całkowitej ciszy. Nie była nawet pewna, czy bitwa się już skończyła, czy nie. Nie obchodziło ją to. Wszystko straciło sens. Powoli odwróciła się i spojrzała w miejsce, gdzie leżała martwa kobieta. Do oczu Akiko ponownie napłynęła kolejna fala łez. Wstając jednak z ziemi zrobiła kilka niezdarnych kroków w kierunku Haruhi, której głowa zwrócona była w stronę Władczyni. Ten widok dobijał kobietę jeszcze bardziej. Ponownie padła na kolana. Trzęsącą dłonią dotknęła kaptura martwej Łowczyni, by po chwili go zsunąć.
- M-mar...- nie dokończyła dusząc się własnym szlochem. Gwałtownie przyciągnęła do siebie Haruhi mocno się w nią wtulając. Łzy same cisnęły się kobiecie do oczu. Nie potrafiła i nie chciała tego powstrzymywać. Czuła to. Czuła straszliwy ból, straszliwą pustkę.
- Najpierw... - szepnęła niewyraźnie – Najp...dziadek...ter.... - wzięła głęboki wdech – teraz...ter...NIE MOGĘ... - mocno zaszlochała chowając głowę w blond włosach. Zamknęła oczy. Nadal miała nadzieję, że to tylko zły sen. Zły sen, z którego szybko się wybudzi widząc ponownie Haruhi. Tą samą, z którą będzie mogła się droczyć, którą będzie mogła wprowadzać w zakłopotanie, która będzie się rumienić, a czasem nawet uśmiechając. Że spoglądając w głębie jej niebieskich oczu znów będzie mogła poczuć się szczęśliwa, że będzie mogła poczuć się jak ktoś więcej niż tylko Władca Gulf. Tytuł ten nie miał znaczenia, gdy mogła być dla jednej osoby cały światem, sensem życia.
Wiedziała, że podobała się kobiecie od dawna. Akiko jednak nie potrafiła tego dostrzec. Wolała zwodzić Haruhi, od czasu do czasu flirtując z nią, tylko po to, by potem na jej oczach robić to samo z inną kobietą, budząc tym samym zazdrość u nieśmiałej Łowczyni. Bawiąc się uczuciami nie zdawała sobie sprawy jak bardzo ją raniła. Haruhi jednak w dalszym ciągu czekała. Czekała na swoją wybrankę. Teraz to wszystko zaczęło docierać do Akiko. Zdała sobie sprawę, że miała Haruhi na wyciągnięcie ręki, którą w każdej chwili mogła złapać wprowadzając tym samym ciepło do zmarzniętego serca Łowczyni. „To nie musiało się tak skończyć...” pomyślała Akiko gładząc zimny policzek Haruhi. Łzy, kropla po kropli, spadały na jej twarz rozmywając skrzepniętą krew. Akiko spojrzała przed siebie.
- Nie jestem w nastroju do walki. Odejdź! - odparła po chwili, a jej wzrok ponownie utkwił na twarzy Haruhi. Odgarniając jej włosy z twarzy uśmiechnęła się lekko pod maską.
- Również wolę unikać walki. - dało się słyszeć odpowiedź. Był to niski męski głos. Akiko odwróciła głowę. Jej oczom ukazał się potężnej postury mężczyzna, ze stalową maską na twarzy. W dłoni dzierżył miecz. Widząc reakcję Akiko stanął w miejscu. Kobieta wzruszyła obojętnie ramionami.
- No i co z tego? Chcesz medal? Wynoś się i mnie nie wkurwiaj! - warknęła kobieta. Mężczyzna uniósł ostrze do góry obserwując jak blask słonecznych promieni przechodzi przez nie.
- Chciałbym...- odparł po chwili – Ale nie mogę... Szukam niejakiej Shiby Akiko. - kobieta jęknęła cicho. Zsunęła powoli Haruhi spoglądając ostatni raz na usta kobiety.
- A czego taka kupa mięcha może od niej chcieć? - mówiąc to zrobiła kilka kroków w kierunku mężczyzny. W tym momencie dwa sztylety poleciały w stronę Akiko, która nie myślała nawet by robić unik. Kątem oka spojrzała za siebie. Yosutebito padł z przebitą klatką piersiową wydając z siebie ostatni jęk.
- Nieźle. - odparła odgarniając swoje brązowe włosy do tyłu. - W nagrodę możesz mi zdradzić swe imię. - mężczyzna zaśmiał się przez moment.
- Zrobię to. Pod warunkiem, że Ty powiesz mi gdzie znajdę Shibę.
- Skąd wiesz, czy przed nią nie stoisz? - mówiąc to dobyła sztyletu. - CERO! - wrzasnęła po chwili. Żółta fala wystrzeliła z dłoni kobiety prosto w mężczyznę zalewając go żółtym, jaśniejącym światłem, przypominającym laser.
- Rany rany... - usłyszała mężczyznę stojącego na włóczni, na którą Akiko wbiła niedawno głowę jednego z sojuszników zamaskowanego wojownika. - Myślałem, że tylko rozmawiamy. - mężczyzna, mimo swej postury zeskoczył i bezszelestnie wylądował na piasku ponownie spoglądając na głowę swojego towarzysza. - Nie będę nawet pytał czyja to sprawka, ale tamci Łowcy mieli rację...uważacie się za wielkich Łowców Głów...czy tam Łowców Shinigami, a dla mnie...zachowujecie się jak zwykłe skurwysyny. - mężczyzna ocierając wolną dłonią zbroję w ułamku sekundy pojawił się za Akiko, która w odpowiedzi wykonała równie szybkie Sonido. Mężczyzna ponownie wykonał Shunpo, tym razem dwukrotnie pojawiając się przed i za Władczynią, która zdezorientowana wykonała szybki krok na najbliższą skałę.
- Jesteś całkiem irytujący Wandenreichu... - odparła zamykając oczy. Mężczyzna stał tuż za nią. - Dlaczego mnie lekceważysz? - odwróciła się w kierunku Wandenreicha krzyżując dłonie na klatce piersiowej.
- Zadałem Ci pytanie. Wiesz gdzie znajdę Akiko Shibę? - kobieta westchnęła. Brązowe oczy Akiko spojrzały prosto w oczodoły maski.
- Nawet jeśli ją znajdziesz. To...trzy...nie...dwie....
- Hmmm? - mężczyzna przekręcił pytająco głowę.
- ...minuty...tyle wytrzymałbyś Wandenreichu, zanim dotarłoby do Ciebie, że jesteś już częścią historii. A Twoja cyrkowa maska odpadłaby z połową twarzy.
- Bunta-sensei! Bunta- sensei! – rozległ się krzyk. Zamaskowany mężczyzna drgnął oglądając się w kierunku zbliżającego się głosu. Nim jednak zdołał zareagować Akiko znalazła się za Soldatem i szybkim ruchem ogłuszyła go wracając przed oblicze mężczyzny.
- A więc, to Ty jesteś Bunta...Bunta z Silbern. - odparła po chwili Akiko, a w jej oku pojawił się błysk.
- Poznałaś moje imię, Łowco. Chce... - przerwał, gdy został zmuszony do sparowania gwałtownego ataku od pleców ze strony Akiko.
- CERO! - krzyknęła unosząc i wyginając dłoń. Żółta, narastająca fala światła ponownie wystrzeliła w kierunku Bunty, który ponownie wykonał unik. Wykonując Sonido pojawiła się nad nim Akiko atakując go, tym razem nogą. Mężczyzna zablokował jej kopnięcie ręką. Bunta wypchnął Akiko. Kobieta użyła Sonido pojawiając się na ziemi. Bunta uczynił po chwili podobnie stając naprzeciwko swojej rywalki.
- Zatem...- spytał Wandenreich unosząc ostrze w kierunku Akiko. - powiesz mi gdzie znajdę Akiko Shibę? Nie mam czasu...
- Nie masz dużo czasu, to prawda. - przerwała kobieta – Zostało Ci półtorej minuty.
- Półt... rozumiem. - odparł Bunta poprawiając zapięcie maski – A więc to Ty jesteś...Shiba Akiko. Od samego początku miałem dziwne uczucie, że to właśnie Ty. Nie przypuszczałem, że sam Władca stanie do walki.
- Wiesz Bunta...zazdroszczę Ci sławy. Twoje imię dotarło aż tutaj, na nasze pustynne zadupie, wiesz. - odparła Akiko opisując kilka okręgów sztyletem.- Przyznam szczerze...nie chciało mi się tu nawet do Ciebie fatygować. Równie dobrze Ty i ta Twoja ferajna mogła połamać sobie kły na murach mojego zamku, ale...nie co dzień spotyka się Królobójcę. Nie mogłam odmówić sobie takiej okazji. Przyznam szczerze, że nieco inaczej wyobrażałam sobie człowieka, który zamordował....Harribel. - Bunta syknął zaciskając dłoń na rękojeści. Bez uprzedzenia zaatakował Akiko od frontu. Kobieta w ostatniej chwili sparowała atak. Był on na tyle potężny, że odrzucił kobietę na sporą odległość. - No proszę... trafiłam w czuły punkt, he? Czy może zawsze lubisz atakować bez ostrzeżenia?
- Hipokrytka... - warknął mężczyzna opuszczając ostrze ku ziemi – Nigdy o Was nie słyszałem, ale nic dziwnego, że zachowujecie się jak najgorszy sort zwierząt – mówiąc to wskazał ostrzem na odciętą głowę swego towarzysza – kiedy tacy jak Ty obejmują władzę. Popełniłaś błąd, Shiba. Zaatakowanie moich ludzi było najgorszym posunięciem jakie mogłaś wykonać. Ale...czego mógłbym się spodziewać po kimś, kto potrafi wprowadzać chaos w szeregi swoich ludzi, nastawiając ich przeciwko nim, mam rację? - kobieta zamknęła oczy. Bez słowa wyciągnęła drugi sztylet, gotując się tym samym do walki. Mimo tego, że zawsze lubiła się wdawać w dyskusje ze swoimi przeciwnikami, to dziś nie miała na to zwyczajnie ochoty. Chciała to szybko zakończyć, wrócić do zamku i spokojnie wypłakać się w poduszkę.
- Jak bardzo był Ci bliski? -spytała po chwili wskazując na głowę nabita na włócznię. - Był Twoim przyjacielem?
- Co to ma do rzeczy?
- A to, że Twój przyjaciel zabił... - Akiko wzięła głęboki wdech – zabił kogoś, kto był mi bardzo bliski... - Bunta przypomniał sobie moment, w którym pierwszy raz ujrzał Akiko, która trzymała na kolanach Łowczynię. - Zabił ją...jak tchórz...w plecy...gdy...gdy nie mogła nic zrobić. Nie mogłam mu tego darować... i Tobie też nie daruję...Nie daruję Ci tego, że wtargnąłeś na moje ziemie i zrobiłeś tu burdel. - Kobieta bez zastanowienia ruszyła w kierunku Bunty zasypując go serią szybkich ciosów. Mężczyzna jednak ze spokojem odbijał każde uderzenie napastniczki.
- CERO! - krzyknęła kobieta wypuszczając żółtą kulę skierowaną prosto w Buntę. Tym razem mężczyzna jednak nie starał się uciekać z żółtej fali światła. Wykonując zamach skierował ostrze prosto w laserową poświatę przecinając ją wpół. Kobieta syknęła.
- No proszę – oznajmiła i wykonując w tym samym czasie Sonido pojawiła się za Buntą. Mężczyzna bez trudu sparował jej uderzenie, nawet się nie odwracając. - Więc Twoje Zanpakuto posiada taką moc, hmm? - mówiąc to zerwała kontakt i pojawiając się przed mężczyzną próbowała przebić go na wylot. Bunta chwycił jedną dłoń kobiety, a drugą zablokował jej cios. Nie odpowiedział na pytanie Władczyni. Nie słyszał go...w jego głowie pojawił się obraz walki z Tier, a konkretniej moment w którym jego ostrze zetknęło się z ciemną skórą Arrancara. Moment, w którym kobieta mogła zginąć i zginęłaby, gdyby nie pomoc Fumio. „Ta kobieta...Akiko...nawet nie wie...” pomyślał Bunta odbijając kolejne uderzenie swojej przeciwniczki. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że przez całą konfrontację nie wyprowadził ani jednego ciosu. Znów przypomniał sobie moment, w którym doszło do pocałunku między nimi. Moment, w którym Tier ujrzała jego twarz...twarz, której wyglądu nawet on sam już nie pamięta. Nie chciał jej pamiętać. „Przepraszam Bunta...nie mogę” te słowa znów wryły się w głowę mężczyzny. „Nie mogę...” powtórzył w myślach. Wrócił na moment do rzeczywistości, by wykonać unik przed nadchodzącym uderzeniem. „To nie tak, że Tier mi się podoba...” próbował jakby usprawiedliwić się sam przed sobą. „Słabość? Zauroczenie? Może litość? Nie wiem...po prostu...musiałem to zrobić...Tier Harribel...Tier...Widocznie ma kogoś innego, kogoś na kim jej zależy...”
- HEJ TY! - wrzasnęła Akiko tym samym wyrywając Buntę z zamyślenia – Może przestałbyś mnie lekceważyć i zaczął walczyć? W końcu tak bardzo tego chciałeś!
- Czekałem... - odparł mężczyzna atakując kobietę wolnym, aczkolwiek potężnym ciosem.- czekałem i się nie doczekałem. Dwie minuty już minęły, Shiba. A może nie jesteś nią?
- Draniu – syknęła wściekle kobieta odskakując do tyłu. Schowała sztylet za plecy, by po chwili wykonać szybki ruch ręką z ostrzem skierowanym w dół. - Odbijaj wszystko, Kijutsu-shi. - dało się zauważyć jak sztylety Akiko stają się przeźroczyste i samoczynnie otaczają się reiatsu.
- Kijutsu-shi, Złudne miraże – oznajmiła przyjmując postawę bojową. - Jak bardzo był Ci bliski? - powtórzyła pytanie, w międzyczasie tworząc obok siebie zwierciadło. Bunta spojrzał na kobietę.
- Bliski – odparł po chwili spoglądając na lustro, w którym nie było żadnego odbicia, tylko intensywny blask. - Życie bym za niego oddał. - kobieta zaśmiała się.
- Nie będzie takiej potrzeby – mówiąc to uderzyła trzonkiem sztyletu w lustro rozbijając je na drobne kawałki. Nie opadły one jednak na ziemię tylko zaczęły przemieszczać się w kierunku Wandenreicha. - Wkrótce się z nim spotkasz. BAKUHATSU! - wrzasnęła, gdy kawałeczki lustra znalazły się w pobliżu Bunty. Ogromny wybuch i kłąb dymu otulił mężczyznę, który nie był w stanie zareagować. Akiko będąc pewna, że Bunta został pokonany dumnie odrzuciła bujnie włosy do tyłu. - Nawet nie minuta. Daj znać, czy dogadałeś się ze swoim towarzyszem.
- Obawiam się, że to musi poczekać – dało się słyszeć głos w chmurze dymu. Mężczyzna wykonał potężny zamach rozpędzając otaczający go dym. Robiąc kilka kroków naprzód oznajmił:
- Zastanawiałem się czym jesteś. Pustym? Nie. Może Arrancar? Też nie... Jesteś kim znacznie gorszym i podlejszym niż możesz sobie wyobrazić. Twoja bezczelność i pycha przekracza wszelkie granice. Jesteś zwyczajnym potworem, nie mającym uczuć...- Akiko zacisnęła zęby. Była wściekła. Bardzo wściekła.
- T-traktowałam Cię ulgowo. - warknęła – Jednak obserwowałam Cię wystarczająco długo. To koniec. Kyogi no Shinkiro – po tych słowach wycelowała sztyletem w zamaskowanego mężczyznę, który ustawił swoje ostrze obok nogi, wysuwając lewą dłoń do przodu. W pewnym momencie przed jego oczami ukazało się olbrzymie zwierciadło, które w odróżnieniu od poprzedniego, pokazywało odbicie Wandenreicha. Mężczyzna przyjrzał się przez moment własnemu odbiciu. Wykonując powolny ruch ręką chciał upewnić się, czy aby na pewno to co jest po drugiej stronie to jego odbicie. To samo uczynił z mieczem. Bunta w lustrze wykonywał ten sam ruch dłonią, mieczem, ciałem.
- Co to jest? - szepnął sam do siebie zbliżając twarz i palce do zwierciadła. Gdy palce mężczyzny już miały dotknąć zwierciadła nagle ostrze Bunty z odbicia wbiło się w bark mężczyzny zmuszając go do użycia Shunpo. Spojrzał na ramię, z którego powoli zaczęła płynąć krew. Bunta ze zwierciadła chwycił dłonią ramy zwierciadła i powoli unosząc nogę wystawił ją poza lustro. To samo uczynił z drugą, aż w końcu cały klon mężczyzny stał na tej pustyni Hueco Mundo spoglądając na swój oryginał. Zwierciadło za Buntą rozpękło się, by po chwili zapaść się w piasek. Odbicie zamaskowanego uważnie przyglądało się swojej oryginalnej wersji. W ułamku sekundy wykonał Shunpo pojawiając się za Buntą i atakując powolnym, potężnym atakiem. Mężczyzna zablokował uderzenie, jednak cios był na tyle potężny, że zmusił go do wykonania Shunpo. Klon również tak uczynił pojawiając się niedaleko oryginału. Ponownie zaatakował Buntę, tym razem jednak wykonał zamaszysty wymach w powietrzu, by po chwili używając Shunpo znaleźć się za mężczyzną kończąc atak. Cios był na tyle potężny, że odrzucił go. Bunta upadł na ziemię. Podniósł się z niej w mgnieniu oka, ponieważ klon wykonując serię szybkich Shunpo zmierzał w jego kierunku.
- Jak długo zamierasz się bronić? - usłyszał kobiecy głos. Akiko uważnie obserwowała Buntę. - Klony mają to do siebie, że posiadają nieskończone pokłady energii. - Chwytając miecz w obie dłonie Bunta sparował uderzenie swojego odbicia i zrywając szybko kontakt, pojawił się za nim by wyprowadzić kontrę. Klon jednak sparował jego cios, nawet nie odwracając się do Bunty. Mężczyzna jęknął. Znał ten sposób obrony bardzo dobrze. „Skąd on zna ten krok?” pomyślał mężczyzna ponownie atakując swojego klona. Używając Shunpo próbował wypracować sobie pewną przewagę w terenie. Odbicie niestety w dalszym ciągu dotrzymywało mu kroku. Stanął odwracając się w kierunku swojego klona, który ponownie wyprowadził powolny, potężny atak. Tym razem jednak Bunta wykonał unik, by po chwili użyć Shunpo i pojawiając się za swoim odbiciem, próbował mu zadać przebijający cios. Klon jednak również wykonał unik. „ Tak jak myślałem. Robi uniki, gdy nie potrafi zablokować takich uderzeń.” mężczyzna obserwował sposób poruszania się i ataków swojego odbicia. „Shiba...no tak. Obserwowałam Cię.” Mężczyzna sparował uderzenie swojego klona i chwytając je za nadgarstek użył Shunpo by przenieść się w pobliże Akiko. Uderzając klon łokciem spowodował, że był on na moment zdezorientowany. W ułamku sekundy dobył zza pleców drugie ostrze i szybkim ruchem zatopił ostrza w klatce piersiowej swojego klona. Wyciągając ostrza szybko chwycił nimi broń swojego klona i z potężną siła posłał je w kierunku Akiko, która zaskoczona ledwo zdołała wykonać unik. Klon Bunty w tym czasie zaczął rozpadać się niczym kawałki szkła, aż w końcu całkiem zniknął. Mężczyzna dzierżył dwa miecze skierowane na Akiko, której oczy nie kryły zaskoczenia. Zauważyła jednak, że oddech Bunty był przyspieszony.
- Walka z samym sobą bywa najtrudniejsza. To dopiero początek.
- Dość tego pieprzenia! - oznajmił wściekłym tonem Bunta. - Gadaj czemu zaatakowałaś moich ludzi. - mówiąc to rzucił jednym ze swoich ostrzy w kierunku Akiko, by w ostatniej chwili chwycić je i z większą siłą zaatakować kobietę. Mimo otaczającego jej broń reiatsu kobieta z trudem zablokowała uderzenie mężczyzny, które było o wiele potężniejsze niż poprzednio. Syknęła wściekle i używając Sonido znalazła się nad mężczyzną. Wymachując sztyletem krzyknęła:
- Menimienai girochin! - mężczyzna w ostatniej chwili usłyszał narastający świst i wyskakując w powietrze zauważył, że coś z potężnym impetem wryło się w ziemię. Walka zaczynała przybierać coraz to poważniejszy charakter. - CERO!
- To nic nie da! - używając Shunpo pojawił się za Akiko i celnym kopnięciem posłał kobietę ponownie na ziemię, a Cero które zdołała uformować poleciało na pole bitwy. Schodząc coraz niżej zauważył jak jego rana zaczyna coraz bardziej krwawić. Wiedział, że nie ma wyboru. Zrezygnowany wyrzucił jedno z ostrzy w górę: „Wyrywaj serca-Sonshitsu” Zielona para zasłoniła Bunte. Akiko podniosła się z ziemi zbierając sztylet i spoglądając z niepokojem na złowrogi obłok.
- Jestem dużo silniejszy! - odezwał się Bunta, jednak jego głos nie brzmiał tak samo jak przedtem. Akiko chciała wykonać atak, jednak zauważyła, że jej ciało w niektórych miejscach zaczyna coś absorbować. „Trucizna” pomyślała. Bunta użył Shunpo, by znaleźć się naprzeciwko kobiety. Spojrzał w prawo i uśmiechnął się, gdy zauważył zbliżającą się do nich trąbę powietrzną. - Idealnie – odparł, już normalnym głosem.
- Podbijaj- Sonshitsu! - wokół mężczyzny pojawiły się trzy średniej wielkości, zielone tornada, które zaczynały powoli wirować i mimowolnie zbliżać się do Akiko. Jej ciało zaczynało coraz częściej emanować lustrzaną powłoką. Absorbowała coraz to większe dawki trucizny Bunty, która zdawać by się mogło, że roznosiła się po całej okolicy. Jedno z tornad połączyło się właśnie z pustynną trąbą powietrzną, by zwiększyć swój zasięg rażenia i roznoszenia trucizny. Bunta nie czekając dotknął ostrzem ziemi i powiedział:
- Zatruj – Sonshitsu – w tym momencie pustynia wokół niego zamieniła się w trujące bagno, które rozszerzało się gdy Bunta zbliżał się do Akiko. Kobieta powoli wycofywała się, gdy jedno z tornad pojawiło się za nią. Kobieta w ostatniej chwili użyła Sonido. Poczuła jak z nosa zaczyna jej płynąc krew. „Co...co się dzieje?” pomyślała przerażona. Zdawała sobie sprawę, że tornada, jak i to bagno są technikami, a żadna z technik nie może jej zranić. Widząc zbliżające się tornado machnęła ostrzem krzycząc ponownie: „Menimienai girochin!” Niewidzialne zwierciadło przeleciało jednak przez trąbę nie czyniąc mu żadnych szkód.
- To tak nie działa, Shiba! - oznajmił mężczyzna opierając swój wydłużony miecz na ramieniu, które wcześniej krwawiło. Teraz jednak zdawało się nie być na nim ani jednego zadrapania. Używając Shunpo pojawił się Akiko i chwytając kobietę za ramię sprawił, że zaczęło ono zamieniać się w absorbujące moc mężczyzny zwierciadło. - Mieli rację...Naprawdę możesz wchłonąć każdą technikę. Podziwiam. - kobieta zauważyła, że ton mężczyzny zmienił się. Stał się bardziej arogancki i pogardliwy. Uścisk mężczyzny stał się bardziej bolesny. Akiko syknęła z bólu. - Pytam po raz ostatni. Czego chcieliście od Quincy? I dlaczego ich zabiliście?
- CERO! - krzyknęła celując dłonią w Buntę, z której wystrzeliła żółta fala światła. Wiedziała, że chybiła, chciała jednak w ten sposób uwolnić się z uścisku.
- Sądziłam, że jesteś bardziej domyślnym człowiekiem. - odparła masując obolałe ramię. - Moi ludzie nie zaatakowali tamtych Wandenreich. Jesteśmy Łowcami Shinigami. Trudnimy się w chwytaniu Shinigami, którzy załamali prawo. Nie mamy żadnego interesu do Wandenreich. Doniesiono mi, że tamci Quincy zaatakowali posterunek moich Łowców. Nie zwróciłeś uwagi na to, że na wieży wisiała chorągiew z naszym znakiem? Moi ludzie uciekli. Bali się odwetu. - teraz Bunta zdał sobie sprawę, że na jednej z wież faktycznie powiewała flaga z herbem dwóch skrzyżowanych szabli. Spodziewał się raczej tego, że miało to oznaczać zdobycie posterunku, ale na miejscu nie spotkał ani jednego Łowcy. Nie był pewien czy kobieta mówi prawdę. Wiedział jednak, że nie ma też podstaw, by kłamać. - Dość gadania, Bunta. Zaczynasz naprawdę działać mi na nerwy. Bankai! - Bunta widząc, że kobieta zaczyna lewitować, a wokół niej pojawiają się kolejne ostrza szybkim ruchem przeciął sobie dłoń mówiąc: „Kształtuj – Sonshitsu”. Spływające krople krwi zaczęły przemieniać się w żrącą substancję wgryzającą się w ziemię. Spojrzał w górę i zauważył jak duża ilość sztyletów mknie w jego kierunku niczym strzały. W ostatniej chwili zdołał użyć Shunpo. Jeden ze sztyletów utkwił w udzie Bunty. Mężczyzna wyciągnął je szybko. Zauważył, że Władczyni Gulf w dalszym ciągu lewituje. Przeźroczyste oczy oraz lewitujące wokół niej sztylety sprawiały, że wyglądała ona teraz niczym bogini. Kolejne ostrza pomknęły w kierunku Bunty. I kolejne. Mężczyzna był zmuszony do robienia uników. Zauważył, że ilość sztyletów nie maleje. Używając Shunpo znalazł się nieopodal kobiety celując w nią dłuższym mieczem. Akiko spojrzała na przeciwnika swoimi przeźroczystymi oczami. Ruchem reki skierowała kolejną falę ostrzy w kierunku mężczyzny. W pewnym momencie z ziemi wyleciała humanoidalna istota kopiąca Akiko w szczękę. Kobieta poleciała na najbliższe skały. Mężczyzna trzymał ostrze przed sobą, gdzie pojawiła się jego marionetka. Była to kształtem przypominająca małą dziewczynkę zielona substancja, pokryta w niektórych miejscach ziemią. „To koniec?” pomyślał Bunta rozglądając się wokół siebie. Para sztyletów poleciała w jego stronę, jakby dając odpowiedź. Marionetka zablokowała im drogę wchłaniając je w siebie. Bunta w pewnym momencie zauważył, że podłoże zamieniło się w lustro, w którym widział swoje odbicie. Nie widział nawet odbicia własnej marionetki. Spostrzegł, że nie ma przed nim żadnej marionetki. Wokół niego pojawiły się kolejne zwierciadła, które odbijały jego sylwetkę, a niektóre lekko zniekształcały ją. Mężczyzna dostrzegł, że nie jego ostrze nie jest w uwolnionej formie Shikai. Usłyszał kroki. Zauważył, że w jego stronę zmierza Akiko, której oczy i ostrza również wskazywały na to, że nie są uwolnione. Kobieta zaśmiała się lekko. Po chwili chwyciła się za głowę i z impetem zaczęła ją ciągnąć, jakby chciała ją urwać. Bunta cofnął się gwałtownie i poczuł jak uderza o coś za sobą. Obejrzał się za siebie, a za nim stała... Tier Harribel. Miała na sobie swoją białą kurtkę zasłaniającą połowę twarzy i odsłaniającą do połowy piersi i brzuszek. Na plecach miała umiejscowiony swój miecz. Stała ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej. W pewnym momencie otworzyła swoje zielone oczy i spojrzała na Buntę, który zaniemówił. Wyciągnął dłoń w kierunku kobiety, by dotknąć jej policzka. Zielone oczy obserwowały zamaskowanego mężczyznę, którego dłoń wylądowała delikatnie na policzku kobiety, a właściwie na jej masce. Kobieta zrobiła krok w stronę mężczyzny, jakby chciała powiedzieć „TAK”.
- Tier – wyszeptał mężczyzna – Odezwij się proszę.
- Dlaczego chciałeś mnie zabić? - odezwała się Tier opierając się o plecy Bunty, który teraz zorientował się, że nikogo nie dotyka. - Dla swojego ojca? Dla własnej sławy? A może masz obsesję na tym punkcie? - Bunta otworzył usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. - Jak bardzo trzeba być ślepym, żeby to... - nie dokończyła, gdy Bunta chwycił gwałtownie blondynkę za gardło i zaczął je ściskać.
- Milcz. Wiem, że jesteś tylko złudzeniem. - Tier w odpowiedzi zaczęła się śmiać. Jej śmiech jednak był bardzo maniakalny. Wręcz do niej niepodobny.
- Podobnie jak pakowanie mi języka w usta...to była Twoja iluzja, wizja. Powiem Ci coś... - kobieta położyła Buncie dłoń na ramieniu dając mu tym samym do zrozumienia, że jego dłonie nikogo nie duszą. - Wolałabym sobie wsadzić miecz w pizdę, niż robić to z Tobą. Przynajmniej bym coś poczuła. Bunta spojrzał z obrzydzeniem na Arrancara, który znów zaczął się śmiać wniebogłosy.
- Może chcesz sobie popatrzeć? - po tych słowach chwyciła się za spodnie chcąc je opuścić. Mężczyzna zauważył, że wzrok kobiety również nie jest taki jak wzrok Tier, którą zdążył poznać. - Co ja pierdolę...przecież już mnie widziałeś...i co zrobiłeś? Gówno! Lepiej, żeby tamten mnie zerżnął! - mówiąc to wskazała głową na mężczyznę średniego wzrostu, stojącego w cieniu. Bunta obejrzał się i zauważył, że stoi tam Quincy, którego zabił, w dość brutalny sposób broniąc Tier. Wandenreich podszedł z szyderczym uśmiechem mijając Buntę bez słowa i podchodząc do Harribel, która dotykała się po piersiach wykręcając przy tym głowę. Mężczyzna chwycił kurtkę Tier, by gwałtownie ją rozerwać i wyrzucić. Kobieta zaśmiała się spoglądając w tym czasie na Buntę, który był zdezorientowany.
- Będziesz tu tak stać? - spytała Harribel zsuwając powoli spodnie i pozwalając, by Quincy zaczął rozwalać jej maskę odsłaniając w ten sposób jej duże piersi. Bunta dobył ostrza i bez namysłu przebił Tier i Quincy'ego. Zauważył, że przebił tylko powietrze. Miał jednak nadzieję, że w ten sposób pozbędzie się tych obrazów.
- Wiem, co w takiej główce siedzi. - usłyszał za sobą głos Tier, która stała całkiem goła. Na jej twarzy jawił się szyderczy uśmiech, a palce dłoni zapraszały do siebie mężczyznę. Bunta ruszył w kierunku Tier przecinając ją. Harribel rozpłynęła się w powietrzu. Podniósł głowę, a przed nim stała cała horda nagich Tier. Bunta z rykiem ruszył na nie, tnąc na oślep wszystko co się da. Śmiechy, przemieszane z docinkami przewijały się przez głowę mężczyzny, który czuł, że powoli zaczyna popadać w obłęd. Jego oddech stawał się z minuty na minutę szybszy, a jego miecz ciął coraz wolniej. Aż w końcu nie wytrzymał. Padł na kolana chowając twarz w dłoniach. W najgorszych snach nie przypuszczał, że zostanie pokonany w ten sposób. Uniósł głowę. Był otoczony przez swoich ludzi. Stali tu. W zakrwawionych mundurach, z rozwalonymi maskami, z bliznami na twarzach.
- Tak szybko się poddajesz? - usłyszał kobiecy głos. Tym razem była to Akiko. - Mówiłam, że walka z samym sobą bywa najtrudniejsza. - mężczyzna chwycił miecz i cisnął nim w kierunku kobiety, która również rozpłynęła się. Położył się zaciskając dłonie na głowie. Czuł się jakby był w piekle, w jego najgorszym odmęcie. W życiu nie czuł się bardziej bezradny. Co do jednego Akiko miała rację: jego własne myśli, emocje wzięły nad nim górę. Stłumiły go. Teraz zrozumiał. Nie pokonała go Akiko i jej technika. Pokonały go własne koszmary, demony.
- Jesteś żałosny Bunta. - usłyszał kolejny kobiecy głos. Tego głosu jednak nie chciał słyszeć. - Niczego nie potrafisz zrobić sam. - uniósł się, jednak kobieca stopa przycisnęła go do podłoża.
- S...Sonshitsu... - wydukał. Kobieta uśmiechnęła się pogardliwie. Była to średniego wzrostu osoba, o zielonkawym zabawieniu skóry. Pozbawiona odzienia. Miała bardzo długie kruczoczarne włosy i oczy zielonego koloru, łącznie z białkiem. Spoglądała na mężczyznę, a jej stopa coraz mocniej naciskała na jego potężną klatkę piersiową. - Cz-czego chcesz...
- Wypowiedz je! Wypowiedz moje imię, jeśli nie chcesz tu zgnić. Nie pokonasz tej techniki sam! - odparła i po chwili zabrała stopę i trzymając miecze Bunty za ostrza podała mu je. Mężczyzna z trudem wstając dobył mieczy i wykonując zamach wrzasnął „Sonshitsu!” W tym też momencie przez pomieszczenie, którym znajdował się mężczyzna przeszła potężna fala zielonego kwasu, który zaczął powoli wyniszczać wszystkie zwierciadła. Lustra zaczynały powoli pękać i załamywać się, a z wielkiego lustrzanego podłoża zaczynała wydobywać się para. Grunt pod nogami Bunty zaczął robić się bardzo niestabilny i gdy lustro pod nim pękło mężczyzna, zdawać by się mogło, że zaczął spadać.
Ocknął się i zauważył, że jest na pustyni. Na tej samej, na której toczył walkę z Akiko, która jak gdyby nigdy nic siedziała przy ciele tej samej Łowczyni, którą, jak się dowiedział, zabił Stern Ritter. Akiko Shiba odwróciła się i westchnęła widząc, że mężczyźnie udało się złamać jej iluzję. Bunta zauważył, że nie ma już na głowie maski. Zaniemówiła jednak, gdy zauważyła, że obok niego stoi... czarnowłosa, piękna kobieta, zbliżona do niej wzrostem. Powoli uniosła się z ziemi przyglądając się w dalszym ciągu Zanpakuto Bunty.
- Nawet o tym nie myśl, lesbo – przewróciła oczami Sonshitsu sprawiając, że Akiko mocno zarumieniła się. - Interesują mnie mężczyźni...dojrzali mężczyźni...tacy jak...Kijutsu-shi. - Akiko spojrzała na swoje sztylety, by po chwili spojrzeć na Sonshitsu. - Wyłaź słyszysz? WYŁAŹ!
- Sonshitsu...– odezwał się Bunta, jednak w tym momencie kobieta jednym celnym kopnięciem posłała mężczyznę na skały. Akiko otworzyła usta z niedowierzania, że ta kobieta była w stanie z taką łatwością posłać Buntę na ziemię.
- Jak...jak masz na imię? - spytała wskazując palcem na czarnowłosą kobietę. W mgnieniu oka pojawiła się przy Akiko chwytając ją boleśnie za nadgarstek i wykręcając go.
- Czy pozwoliłam Ci się do mnie odezwać, lesbo? - mówiąc to skręciła rękę Akiko jeszcze bardziej, powodując że kobieta krzyknęła. - Wezwij go tu. Nie będę dwa razy powtarzać. - Akiko mimo narastającego bólu zamknęła oczy. Chwilę później zaczęła się przed nią kłębić chmura dymu formująca się w lustro, z którego wyłonił się średniego wzrostu mężczyzna, z długimi srebrnymi włosami sięgającymi do połowy pleców. Tak samo jak Akiko, miał przeźroczyste oczy. Jego szata sięgała aż samej ziemi, przyozdobiona w dużą ilość luster. Widząc przed sobą Zanpakuto Bunty westchnął przeciągle.
- Myślałem... - odparł – myślałem, że nie będę musiał już oglądać tej zakazanej twarzy.
- Iluzjonista... kope lat, przyjacielu. - w głosie Sonshitsu dało się słyszeć ironiczny ton wypowiedzi. - Dobrze wyglądasz. - mężczyzna nie odpowiedział, na co kobieta tylko syknęła.
- Elokwentny jak zawsze... - dodała po chwili ciszy spoglądając jak jej właściciel pojawił się niedaleko niej. - To co? Ta Twoja lesbo-właściecielka jest mną bardziej zainteresowana, a Ty nie? - to ostatnie dodała z uśmieszkiem.
- Z-Zamknij się. - warknęła zarumieniona Akiko.
- Ciii....Shiba. - odezwał się jej Zanpakuto kładąc kobiecie dłoń na ramieniu. - Sonshitsu o to chodzi. Karmi się negatywnymi emocjami. Nie ulegaj jej prowokacjom. Nie umiała powstrzymywać swoich morderczych żądz. Umiała tylko zab...
- Bla bla bla ...– odparła zirytowana brunetka bawiąc się lokiem. - Zabijać...powtarzasz się, wiesz? Tak ciężko zrozumieć mnie i  moją sztukę? Ale czego miałabym oczekiwać, po kimś kto uważa się za jakiegoś marnego arystokratkę. Bunta... - mówiąc to podeszła i położyła dłoń na klatce piersiowej mężczyzny, który wydał z siebie cichy jęk, na moment zamierając w lekko wygiętej postawie. Z jego ciała zaczęła emanować zielona para, podobnie jak z oczodołów maski. Dało się zauważyć święcące wręcz na zielono oczy spoglądające z niej. - Zabij tą lesbe. Nie chce oglądać pomarszczonej mordy Iluzjonisty. - posyłając złowrogi uśmiech w kierunku Zanpakuto Akiko kobieta zamieniła się w gęsty, zielony obłok.
- Dobrze, moje dziecko...-zwrócił się ze spokojem do Władczyni Kijutsu-shi. - Nie daj się dotknąć, nawet Twoja naturalna powłoka zbyt długo nie oprze się tej zabójczej truciźnie. Bądź ostrożna. - po tych słowach wszedł do zwierciadła, w którym początkowo się pojawił. Lustro ponownie otoczyło się parą, by po chwili zniknęło.
- Bankai – oczy kobiety ponownie zalśniły. Zauważyła jednak, że Bunty nigdzie nie było. Pojawiając się za kobietą ugodził ją w plecy. Zorientowała się, że nie był to zwykły atak, lecz technika, ponieważ czuła jak jej ciało zaczyna absorbować technikę, Bunty, który używając Shunpo wrócił do miejsca, w którym wcześniej się znajdował. Akiko zauważyła, że całe jej ciało zaczyna stopniowo pokrywać się zwierciadłem, jakby technika Bunty próbowała rozejść się po całym ciele kobiety. Aż w końcu to poczuła. Nie chciała tego...ale wiedziała, że nie może tego uniknąć. Padła na kolana i momentalnie zwymiotowała. Chwyciła się za brzuch. Czuła jak na jej twarzy zaczyna rozrastać się maska, rozchodząca się powoli na szyję, prawą rękę, częściowo zakrywająca brzuszek oraz lewą nogę, w której wyrosły również długie pazury, jak u Hollowa. Jej oczy zmieniły kolor na czarny, z żółtymi przebarwieniami. Spojrzała na prawą dłoń, która zamieniła się w łuskowatą, potężną łapę, która była wręcz nieproporcjonalna do jej lewej ręki. Spojrzała na Buntę, który pierwszy raz podczas walki wydawał się być bardzo zaskoczony. Pierwszy raz widział coś takiego. Pierwszy raz dane było mu widzieć częściowy proces Hollofikacji. Kobieta używając Sonido pojawiła się za Buntą. Było to tak szybkie, że Bunta mógł użyć jedynie swojego Shunpo. Nie był w stanie zablokować tego ataku. Kobieta była o wiele szybsza. Wykonał kolejne Shunpo pojawiając się w powietrzu. Kobieta w mgnieniu oka pojawiła się za nim i potężnym zamachem prawej reki posłała mężczyznę na ziemię. Bunta jednak w ostatniej chwili odbił się od podłoża i wykonując Shunpo zaatakował Akiko od boku próbując zranić ją w zmutowaną rękę. Jego uderzenie nie przyniosło jednak żadnego efektu, gdy ostrze jedynie uderzyło w łuskę Akiko, nie zostawiając po sobie śladu. Akiko szybkim ruchem próbowała wbić sztylet w bark Bunty, jednak tym razem mężczyzna zdołała zablokować to uderzenie. Czuł jednak, że cios ten jest o wiele mocniejszy. Był pewien, że obecna forma ma na to wpływ. Mężczyzna zrywając kontakt ponownie przystąpił do ataku, tym razem od lewej strony. On i Akiko wzięli w tym samym momencie potężny wymach i...
Kawałki stali rozsypały się po okolicy. Akiko i Bunta byli tak samo zaskoczeni, gdy w dłoniach dzierżyli zaledwie fragmenty swoich ostrzy.
- Jak to...możliwe? - wyjąkała Akiko przyglądając się złamanemu sztyletowi. - Przecież...
- Mówi się – wtrącił Bunta ze spokojem – że gdy dwa Zanpakuto mają do siebie urazę i ostrza właścicieli spotkają się ze sobą, mogą się rozłamać. - Akiko spojrzała na mężczyznę. Odrzucając bez słowa złamany sztylet dobyła kolejnego i rzuciła się na Buntę. Jej ataki, mimo że były o wiele silniejsze i szybsze niż poprzednio, stawały się coraz bardziej chaotyczne. Bunta wyszedł z formy bankai, widząc że ataki Akiko są nieprzemyślane. Widział jej wzrok, który mimo wrogiego koloru i spojrzenia, pokazywał, że nie ma ona już ochoty na dalsza walkę. Jej wola walki złamała się, podobnie jak ostrze, które dzierżyła. Mężczyzna parował jej ciosy z coraz większym trudem. On również nie miał już ochoty na walkę. Wiedział, że powinna się skończyć dawno temu. Akiko i jej ludzie byli niewinni.
- Chcesz dalej to ciągnąć? - spytał wypychając kobietę nieco do tyłu chcąc tym samym złapać oddech. Kobieta ruszyła z krzykiem na mężczyznę, tym razem atakując go prawą ręką. Mężczyzna zablokował cios mieczem, podczas gdy kobieta wykonała wokół własnej osi obrót...
Sztylet Akiko przylegał do gardła Bunty, który nie mając w dłoni swojego Zanpakuto uniósł dłonie do góry na znak poddania się. Kobieta dyszała ciężko, w dalszym ciągu będąc w przemianie.
- Moje gratulacje. Wygrałaś. - oznajmił Bunta. - Sławetny mistrz miecza, następca tronu Wandenreich, Bunta z Silbern został pokonany.Zanim jednak mnie zabijesz, chciałbym żebyś mnie wysłuchała. Jako skazaniec mam chyba prawo do ostatniego życzenia, prawda?
- Mów... - odparła krótko Akiko dociskając sztylet do krtani mężczyzny.
- Chciałbym żebyś... - zaczął niepewnie mężczyzna – .... udała się do posterunku Wandenreich. Znajduje się on w świecie ludzi, na jednej z niewielkich wysp...Spróbuj wyczuć reiatsu pewnej osoby... Osoby, która nie zasługuje, by gnić w lochu. Osobie, której dałem słowo, że ją stamtąd wyciągnę. Proszę Cię... Shiba Akiko... uratuj... Harribel...Tier. - po tych słowach Akiko poczuła, jakby ktoś ją uderzył. Zabrała sztylet spod gardła mężczyzny, a jej maska zaczynała powoli się kruszyć. Nie było to jednak spowodowane ustępującym procesem Hollofikacji.
- Ha-Harribel...żyje? Przecież słyszałam...
- Żyje. Zabraliśmy ją stamtąd, to prawda. Ale w dalszym ciągu żyje.
- Kłamiesz! - warknęła Akiko odrywając ostatni kawałek maski z twarzy.
- Czemu miałbym to robić? Zwłaszcza przed śmiercią? Mój ojciec nie chciał jej zabijać. Od początku to nie było jego planem. Prócz zawładnięcia całym światem mój ojciec ma jeszcze jedno marzenie...Chce, aby w jego szeregach pojawili się Quincy z mocami Pustych...To dlatego pojmał Tier żywą. I chciał... i chciał, żebym to ja był ojcem jej dzieci...- po tych słowach Bunta spuścił głowę. - Mój ojciec uważa, że moce Quincy są we mnie, tylko są ukryte. Nigdy nie potrafiłem przywołać duchowej broni Quincy. Nie czuję jej w sobie...
- Matko! Matko! - dało się słyszeć zbliżające głosy. Byli to Łowcy Shinigami. - Wygraliśmy, moja Pani! Wygraliśmy! Łowcy Galiba uciekli, podobnie jak Wandenreich. - kobieta skinęła głową. Jeden z Łowców stanął obok Bunty i przykładając mu ostrze do pleców spytał:
- Co mamy z nim zrob...
- Z całym szacunkiem Pani – odezwał się jeden z obecnych Łowców robiąc pokłon w kierunku Akiko - Ten Wandenreich mi pomógł. - mówiąc to wskazał na swoją zabandażowaną nogę – Gdyby nie on...
- Nie mamy o czym rozmawiać. - odezwał się Bunta – Rannym się pomoga, nie dobija.
- Zabieramy go do zamku... – odparła Akiko. - Schowaj miecz, Takashi.
- A..ale...Pani...
- Z dniem dzisiejszym pragnę ogłosić, że w nasze szeregi wstąpił nowy Łowca Shinigami, Bunta z Silbern. - mówiąc to odwróciła się w kierunku mężczyzny, którego zaskoczenie dało się zauważyć mimo maski. - Na razie zostanie poddany jednej próbie... Jeśli ją przejdzie...stanie się oficjalnie jednym z nas...jeśli nie...to zginie próbując ją wykonać. Mam rację, Bunta? - mówiąc to kobieta puściła oczko w kierunku mężczyzny.
- Nie mam innego wyjścia.
- Doskonale. Pokażmy, więc naszemu nowicjuszowi jak gościnne potrafi być Gulf. - odparła Akiko z uśmiechem. Bunta wiedział jednak, że uśmiech ten jest wymuszony. Nie chodziło tu nawet o drwienie z jego osoby, lecz o tamtą Łowczynię. Wchodząc na wzgórze mężczyzna zauważył istne pobojowisko. Mnóstwo Łowców, Wandenreich, Yosutebito i Pustych leżało w jednym miejscu.
- Nie myśl, że nie wiem – szepnęła Akiko nie patrząc na Buntę, który w odpowiedzi posłał jej tylko pytające spojrzenie. - Celowo upuściłeś ten miecz...Celowo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz