Promienie słoneczne wpadały przez okna do pomieszczenia. Było ono średniej wielkości. Panował tam spory nieporządek. Na ciemnobrązowym stole leżało mnóstwo papierów ułożonych w stosy, podobnie było na ziemi. Na dużym łożu leżały rzeczy oraz jeszcze więcej papierów. Krzesło również odgrywało rolę garderoby, na którym leżała kolejna sterta ubrań, tym razem była to bielizna. Ściany przyozdobione były w kilka obrazów, większych i mniejszych. Na jednym z nich pokazany był szkielet ze złotą koroną na głowie oraz rozcięciem idącym przez cały prawy oczodół trzymający na swoich kolanach uśmiechającą się, brązowowłosą dziewczynkę. Obok nich było również kilku Adjuchasów, którzy wyraźnie toczyli walkę o to, który z nich znajdzie się na zdjęciu.
Kolejny, mniejszy,
obraz przedstawiał kobietę z maską zasłaniającą twarz. W
dłoniach dzierżyła dwa sztylety, a klatkę piersiową zakrywała
zbroja odsłaniająca jedynie fragment brzucha. Za nią znajdowały
się kamienne fragmenty do złudzenia przypominające fragmenty muru
oraz czerwone słońce chylące się ku zachodowi.
Nad obrazami
umiejscowiony był ogromny, czarny obosieczny topór z czerwonym
pulsującym kryształem na samym jego środku. Srebrne, świecące
ostrza wskazywały na to, że broń mogłaby być wykorzystana w
walce, jednak jego wielkość sprawiała, że mało kto byłby w
stanie sprawnie władać taką bronią. Na jego brązowej rękojeści
zaczepiona była bogato zdobiona korona.
Na szafce
umiejscowioną pod tą samą ścianą, znajdowały się dwa
sztylety, do złudzenia przypominające te z obrazu. Oprócz nich
znajdował się tam kubek oraz niedojedzone jabłko.
W pokoju panowała
dość wysoka temperatura, jednak nie przeszkadzała ona kompletnie
kobiecie opierającej się o ścianę i obserwującej pustynię. Mimo
gorąca miała ona na sobie maskę zasłaniającą twarz oraz
ściągnięty kaptur odsłaniający długie, sięgające za połowę
pleców włosy. Na dłoniach miała rękawice okute srebrem.
Zbroja starannie dopasowana ukazywała kształt piersi kobiety, które
były średniej wielkości. Odsłaniała ona jednak pępek kobiety, w
którym znajdował się kolczyk ze złocistym kryształkiem. Na
nogach spoczywały obcisłe brązowe spodnie oraz nakolanniki wraz ze
skórzanymi kozakami sięgającymi do połowy łydki. Prócz tego
plecy zakrywał długi ciemny płaszcz posiadający dwie skrzyżowane
szable, które pełniły rolę herbu. Kobieta przyglądała się
bezkresnej pustyni bawiąc się w międzyczasie opadającą na czoło
grzywką. W pewnym momencie drzwi wydały z siebie cichy skrzyp. Do
pomieszczenia wszedł mężczyzna. Po zmarszczonej twarzy można było
stwierdzić, że był on w podeszłym wieku. Miał białe włosy
ułożone w kształt lwiej grzywy. Przepaska na lewym oku mogła
świadczyć o tym, że stracił je. Jego kaptur również był
zsunięty, a na plecach jawiły się te same dwie szable co u
kobiety. Jednak miał on na sobie brązowy, skórzany pancerz, a lewe
ramię zakrywał pordzewiały naramiennik. Do nadgarstków
przymocowane były sztuczne pazury, na których dało się zauważyć
starą, zaschniętą krew. Do pasa przypięte były różnej
wielkości kły, odcięta ludzka dłoń oraz lekko postrzępiony
sztylet.
Rozejrzał się po
pokoju i westchnął widząc panujący tu nieporządek. Podszedł
powolnym krokiem do kobiety, która zdała sobie sprawę, że nie
jest w pokoju sama. Nie wykonała jednak żadnego ruchu.
- Akiko... –
zaczął mężczyzna stając obok kobiety. Był od niej niższy.
Prostując się lekko ciągnął dalej:
- Myślałem, że
okażesz temu miejscu nieco więcej szacunku. - Kobieta o imieniu
Akiko spojrzała na starca ściągając w międzyczasie maskę. Jej
brązowe oczy przyglądały się mężczyźnie, a blado czerwone
usta uśmiechnęły się.
- Przepraszam,
Raion – sama. Nie miałam...czasu. - mówiąc to machała wymownie
rękoma. - Poza tym nie jest tu tak źle. - po tych słowach sterta
papierów spadła na podłogę z hukiem. W powietrze wystrzelił
gęsty kurz. Akiko uśmiechnęła się do mężczyzny. Jego
niebieskie oko świdrowało brązowowłosą kobietę.
- Moja droga.
Przywiązuj większą uwagę do swoich obowiązków. Bycie władcą
to odpowiedzialna rola. - z twarzy Akiko zniknął uśmiech.
Skrzyżowała ręce pod piersiami co nie umknęło uwadze mężczyzny
o imieniu Raion.
- Nadal nie
wiem, dlaczego powierzyłeś to stanowisko mnie. To Ty byłeś,
jesteś i pozostaniesz jedynym prawdziwym władcą Gulf. To za Tobą
Łowc...rzucimy się w ogień...
- Jestem już
stary, moja droga. Chcę powierzyć stanowisko komuś, kto wprowadzi
w Gulf pewne zmiany. Kogoś, komu Bracia bezgranicznie zaufają.
Jesteś idealnym kandydatem na to stanowisko. Aczkolwiek... - wziął
głęboki oddech. - wybacz mi...aczkolwiek czeka Cię długa droga.
- kobieta przewróciła oczami. To nie był pierwszy raz, gdy
słyszała tą przemowę. Raion jest kimś kto trzyma się
ustalonych zasad, mimo że jest Arrancarem, choć sam nie ukrywa, że
woli określenie „Czempion Hueco Mundo” albo po prostu Vasto
Lorde. Zanim kobieta została wcielona w jego armię pamiętała
moment, w którym Raion stanął przed obliczem panującego wtedy
Baraggana Louisenbairn'a rzucając mu wyzwanie. Już wtedy Raion nie
przypominał w żaden sposób Vasto Lorde. Jedynie dwie dziury na
potężnej klatce piersiowej wskazywały na to, że był on Pustym.
Mimo swojego bojowego usposobienia był niezwykle rozważny i
rozsądny. Rzucając wyzwanie Królowi nie był przepełniony żądzą
zemsty czy nienawiści, lecz przemyślanym podejściem do walki.
Nigdy nie mogli rozstrzygnąć pojedynku kończącego się remisem.
Baraggan stwierdził, że Raion był jedynym Pustym, którego nie
chciałby widzieć w swoich szeregach. Jego moc duchowa była na
tyle potężna, a co za tym idzie Hierro, że nawet dotyk Króla nie
był w stanie go zranić.
Z zamyślenia
wyrwał ją głośny kaszel mężczyzny.
- Rozumiem.
Wszystko rozumiem Raion-sama. - odparła wymownie kobieta klepiąc
mężczyznę po ramieniu. Podeszła do sterty papierów, która
spadła parę minut wcześniej. Mężczyzna zmęczonym wzrokiem
podążył za Akiko. Kobieta pospiesznie zbierała wszystkie papiery
z podłogi, które od czasu do czas wylatywały jej z rąk. Raion
pokiwał głową. Jedna z kartek wylądowała starcowi pod nogami.
Na twarzy kobiety pojawił się ostry rumieniec oraz zakłopotanie.
Gubiąc pozostałe kartki pospiesznie podeszła do Raiona, który z
niesamowitym refleksem podniósł kawałek papieru. Uśmiechnął
się. Na kartce przedstawiona była czarnowłosa kobieta z maską na
połowie twarzy, zasłaniająca ręką swoje średniej wielkości
piersi. Na jej twarzy malował się chytry uśmiech. A na jednej z
piersi widniał napis „Dla Niej”. Akiko widząc to pokryła się
jeszcze większym rumieńcem. Rzucając pozostałe papiery szybkim
ruchem wyrwała Raionowi kartkę. Mężczyzna chrząknął po czym
ponownie odwrócił się do okna, a jego twarz przybrała ten sam
poważny wyraz.
- Słyszałaś,
że Hueco Mundo zostało zajęte. - Akiko podniosła głowę kiwając
nią przecząco. Wiedziała tylko, że po śmierci jej dziadka –
Baraggana, tron pozostał pusty. Nie przypuszczała jednak, że
znalazł się ktoś na tyle silny, by stać się nowym władcą. - …
szykują się do ostatecznego szturmu na Soul Society...
- Kto zajął
Hueco Mundo? - wtrąciła Akiko opierając się o stół i krzyżując
dłonie na piersiach. Mężczyzna westchnął lekko zirytowany.
- Wandenreich z
Yhwachem na czele. Potrzebowali jednego wieczoru by zająć całe
Hueco Mundo. Harribel nie miała...
- Ha-Harribel?
TA Harribel?! - Akiko otworzyła z niedowierzania usta. Mężczyzna
posłał kobiecie pytające spojrzenie. - To ona żyje? Myślałam...
myślałam, że podzieliła los dziadka.
- Została
ciężko ranna w walce w Karakurze, ale wyszła z tego. Wróciła do
Hueco Mundo i objęła władzę po Louisenbairn'ie. - Akiko
podniosła brwi. Otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, jednak z
jej krtani nie wydobył się żaden dźwięk. Widząc reakcje
kobiety Raion spytał:
- Jak dobrze
znałaś tą kobietę?
- Eeeee... cóż... tak naprawdę to wcale. - odparła po chwili
wahania – Pamiętam ją, gdy pierwszy raz pojawiła się na
audiencji dziadka...cóż...nie był to zbyt ciekawy początek naszej...znajomości...
======================================================================================================================================
- Harribel!
Dociera to do Ciebie?! – wrzasnął Adjuchas spoglądając z góry
na kobietę. Ta w odpowiedzi zmierzyła go lodowatym spojrzeniem.
Wyciągnął dłoń, przypominającą bardziej szczypce homara, w jej kierunku chcąc pochwycić w pasie.
- Trzymaj łapy
przy sobie – odparła obojętnie kobieta i szybkim ruchem
przecięła mężczyźnie maskę, z której obficie zaczęła
wylewać się krew. Mężczyzna padł na ziemię z przeraźliwym
krzykiem. Pozostali żołnierze zgromadzeni wokół Baraggana
zawtórowali jednym tonem wyrażając swoje zaskoczenie zaistniałą
sytuacją. Sam Król jednak nie odezwał się słowem. Nagle jeden z
Adjuchasów pojawił się niedaleko Tier przyjmując bojową
postawę. Vasto Lorde odpowiedział tym samym. Adjuchas prychnął
pogardliwie wystawiając swój długi jęzor i machając nim
prowokacyjnie. W pewnym momencie wzdrygnął się. Zza jego pleców
wyłoniła się kobieta wzrostem zbliżona do Harribel. Szła
powolnym, pełnym kobiecości krokiem przejeżdżając dłonią po
łydce Adjuchasa. Na twarzy miała maskę odsłaniającą część
czoła oraz wcięcia po obu stronach policzków. Sama maska była
idealnie dopasowana do twarzy. Złoto i czerwień gdzieniegdzie
przyozdobiona w różnego rodzaju wzorki i uwypuklenia oraz usta
koloru zielonego sprawiały wrażenie, że była to maska teatralna. Czarne oczy
uważnie obserwowały Vasto Lorde, który również przyglądał
się swojej potencjalnej przeciwniczce. Kobieta odrzuciła swoje
brązowe włosy uwiązane w długi warkocz i bez słowa dobyła
broń. Przyjmując bojową postawę przestąpiła kilka kroków w
bok. Harribel uczyniła podobnie. Obie kobiety zaczęły opisywać
krąg, który w pewnym momencie zaczął się pomniejszać. Tier
kątem oka zauważyła, że Adjuchas próbujący ją zaatakować
wrócił przed tron Baraggana. Zamaskowana kobieta wykonała ruch
sztyletem w powietrzu, by po chwili znaleźć się za Tier i
dokończyć swoje uderzenie. Harribel w ostatniej chwili
zablokowała atak. Na jej wbudowanym ostrzu pojawiło się lekkie
pęknięcie. Odskoczyła biorąc głęboki wdech. Cios był bardzo
mocny. Kobieta zaśmiała się ironicznie ponownie przystępując
do ataku, tym razem od frontu. Vasto Lorde ponownie musiał się
bronić. Tym razem nie był to jeden skoncentrowany atak, a fala
kilkunastu uderzeń, którymi zamaskowana zasypywała Tier. W
pewnym momencie ich ostrza spotkały się i obie kobiety starały
się wzajemnie przepchnąć. Harribel prychnęła wściekle nie
dając za wygraną, podobnie było z jej napastniczką
- To wszystko na
co Cię stać? - spytała dumnie kobieta napierając sztyletami
jeszcze mocniej. Tier postawiła kilka kroków w tył. - Potrafisz
się tylko bronić? - Harribel w odpowiedzi syknęła przykładając
dłoń do swojego ostrza chcąc odepchnąć silny nacisk. Nagle jej
napastniczka zerwała klincz i wykonując obrót kopnęła Tier w
brzuch. Kobieta poleciała na najbliższą ścianę. Potrzebowała
chwili, by dojść do siebie. Chwyciła się za obolałe miejsce
spoglądając w tym czasie przed siebie. Zauważyła jak jej
przyjaciółki próbowały pomóc swojej Pani.
- Nie ruszajcie
się! - krzyknęła unosząc dłoń. Napastniczka
spojrzała kątem oka na Sung- Sun, Mile Rose oraz Apache i
przewracając oczami ruszyła w kierunku Tier. Ich ostrza ponownie
spotkały się. Tym razem jednak Harribel była dociskana do ściany.
Zauważyła, że maska jej przeciwniczki zaczęła się powoli
kruszyć, psując tym samym symetrię wcięć na policzkach.
Harribel spojrzała prosto w czerń oczu swojej rywalki. Ich twarze
oddalone były od siebie zaledwie kilka centymetrów. Obie kobiety
czuły na sobie swoje przyspieszone oddechy. Kolejny kawałek maski
ukruszył się odsłaniając część podbródka. Harribel
podpierając się stopą o ścianę sama zaczęła dociskać swoje
ostrze do sztyletów kobiety, której maska ponownie się ukruszyła
odsłaniając tym razem częściowo prawy policzek. „Silna
jest...” pomyślała zamaskowana kobieta. Jej usta i oczy w
dalszym ciągu pozostawały zasłonięte,a oddech stał się bardzo
szybki mierzwiąc włosy Tier. Ta wykorzystując moment uderzyła
rywalkę kolanem w brzuch i celnym uderzeniem w twarz posłała rywalkę na ziemię.
- Cero! – po
tych słowach ostrze Tier zalśniło na żółto, by po chwili z
całym impetem uderzyć w podnoszącą się z ziemi napastniczkę.
Blondynka oddychała z trudem upadając na kolano. Ukradkiem
spojrzała na Baraggana oraz jego podwładnych. Żaden z nich nie
próbował jej teraz atakować, nawet w tym stanie. Była zdziwiona,
a zarazem zaskoczona tym, że żaden z zebranych Adjuchasów nie
próbował pomóc swojej towarzyszce. Trzymając się za brzuch
powoli uniosła się z ziemi chcąc opuścić to miejsce.
- Skończyłaś?
- stanęła jak wryta, gdy usłyszała ten sam kobiecy głos. Z dymu
wyłoniła się jej przeciwniczka. Nie miała na sobie nawet śladu
zadrapania po zabójczym Cero Vasto Lorde. Jej maska ukruszyła się
w taki sposób, że odsłoniła okolice prawego oka oraz nos.
Spojrzała na swoje zabrudzone ubranie i westchnęła – Myślisz,
że to tanie rzeczy?! Myślisz, że mój dziadek śpi na
pieniądzach?!
- Akiko! -
wrzasnął nagle Baraggan Lousiebairn unosząc się lekko ze swojego
tronu. Kobieta spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- No co? Taka
prawda. Przecież jesteś królem Pustych, a nie biznesmenem. - Król
westchnął chowając twarz w kościstej dłoni. - A Ty co?! -
zwróciła się do Tier, która sprawiała wrażenie
zdezorientowanej zaistniałą sytuacją - Czego się gapisz?
- Baraggan...Baraggan
to Twój... dziadek?- wykrztusiła po chwili.
- Dla Ciebie
Król, szumowino. Dla mnie to ktoś więcej. Rozumiesz...czy mam Ci
to przeliterować? - uniosła sztylet i uderzyła trzonem w środek maski. Tier jęknęła widząc jak maska kobiety o imieniu
Akiko pękała, by po chwili odpaść z twarzy. Oczy
kobiety zmieniły kolor na brązowy, a otoczka przebarwiła się na
biało. Przejeżdżając dłonią po twarzy zgarnęła pozostałości
po masce. Tier zaniemówiła widząc twarz swojej przeciwniczki.
Wystające kości policzkowe, blado czerwone usta oraz średnio
opalona skóra sprawiły, że Harribel nie mogła się przez moment
ruszyć. Nie potrafiła tego wyjaśnić.
- W końcu...mogę
walczyć na poważnie. - z zamyśleń wyrwał ją dopiero głos
Akiko, która poprawiając sobie opadającą grzywkę ruszyła
dumnie głową. - Ta maska... - przerwała otwierając szeroko oczy.
- TRIDENT! -
wrzasnęła Tier unosząc ostrze do góry i wykonując nim
zamaszysty ruch w powietrzu. W kierunku Akiko poleciał
skoncentrowany promień, który mógłby bez problemu rozpłatać
nawet największego Gilliana. Jednak nie w tym przypadku. Promień
przy kontakcie z ciałem kobiety wniknął w nią, jakby go
zaabsorbowała. W miejscu potencjalnego cięcia na ciele
przeciwniczki pojawił się miraż, który po chwili rozpłynął
się nie zostawiając po sobie śladu. Tier zaniemówiła. Akiko
westchnęła kiwając głową. W mgnieniu oka pojawiła się za
Vasto Lorde, tak że nie zdołał on nawet zareagować. Jednym
zamaszystym kopnięciem posłała Harribel na najbliższe skały, by
po chwili ponownie pojawić się przed nimi. Chwytając Tier za
twarz przycisnęła ją mocno do ziemi. Kobieta czuła, że zaczyna
powoli tracić oddech, a uścisk Akiko stawał się coraz
silniejszy.
- ...mnie tylko
osłabia. - dokończyła ze spokojem ponownie patrząc w oczy
Harribel. - Nawet nie wiesz jak upierdliwa potrafi być. Pojawia się
kiedy chce i robi co chce, podobnie jak Ty, starucho. - Tier syknęła
wściekle i unosząc ostrze próbowała zaatakować od boku. Akiko w
ostatniej chwili użyła Sonido. Dotknęła policzka, z którego
powoli wypływała jasnoczerwona krew. Spojrzała na swoją
przeciwniczkę, która z trudem podniosła się z ziemi. Harribel
miała mocno rozwalony łuk brwiowy. Przetarła go wolną ręką
rozmazując tym samym krew na całą maskę. „Niezła jest.”
pomyślała Akiko osuszając dłoń. Teraz miała chwilę, by móc
przyjrzeć się smukłej sylwetce Tier, która mimo zakrycia przez
pancerz idealnie podkreślała jej sporej wielkości biust oraz
szczupły brzuszek. Blondynka również przyglądała się
brązowowłosej. W końcu ich wzrok ponownie się spotkał. Nie
trwał on jednak zbyt długo, ponieważ krew zalała oko Vasto
Lorde.
- Podły
bachor...- zaklął Hollow. - Jeszcz...
- Wystarczy! -
oznajmił Baraggan wstając z tronu – Shiba...wracaj tu! A
Ty...Harribel...wynoś się...najlepiej jak najdalej stąd. Nie
będzie dziury, w której się przede mną ukryjesz Harribel,
rozumiesz? Żadnej!- Akiko spojrzała przez ramię na dziadka.
Westchnęła chowając sztylet i masując obolały brzuch
ruszyła w kierunku tronu. Gwałtownie odwróciła się, tym razem w
kierunku Harribel, która spuściła głowę wymownie
dotykając blond brew. Akiko uśmiechnęła się. I nie był to
uśmiech ani ironiczny, ani też pogardliwy. „Tier Harribel...Mam
wrażenie, że jeszcze się spotkamy.” ======================================================================================================================================
- I tyle? -
odparł starzec siadając na jednym z dębowych krzeseł. Dobywając
rdzewiejący sztylet i jeżdżąc po ostrzu palcem ciągnął dalej
– Myślałem, że powiesz mi coś o czym nie wiem. - Akiko
skrzyżowała dłonie na piersiach.
- A co miałam
Ci niby powiedzieć. Mówiłam, że jej nie znam. Pamiętam tyl... -
przerwała. W oczach momentalnie stanęły łzy. Tak, stare
wspomnienia wróciły i uderzyły prosto w czuły punkt Akiko.
Zawsze, za każdym razem, gdy przypominała sobie to co zrobiła, a
właściwie to czego nie zrobiła czuła się winna.
- Wszystko w
porządku, moja droga? - spytał łagodnym głosem Raion widząc
Akiko szukającą chusteczki.
- To ja...to
moja wina...To ja PRAWIE ją zabiłam. Gdyby nie to...gdybym tylko
jej powiedziała o tym przeklętym Aizenie. Raion -sama... to moja
wina. To ja skazałam Harribel na taki los. - mówiąc to delikatnym
ruchem wytarła spływającą kroplę łzy. - Wiedziałam, że
dziadek miał Arrancarów. Wiedziałam, że sam się nim stał.
Ale...ale wiedziałam też, że wuj...Adjuchas, którego zraniła
Harribel przełamał maskę. Jedyne czego pragnął to zabić ją,
upokorzyć. Tak jak ona upokorzyła jego. Aizen...cholerny Aizen.
Próbowałam ostrzec Harribel... - Akiko spuściła głowę –
próbowałam...ale tego nie zrobiłam... nie powiedziałam nic ani o
Arrancarach, ani o Aizenie. Cholerna duma... - po tych
słowach kobieta walnęła pięścią w stół. Rzadko się
denerwuje. Teraz jednak była zła, ale tylko i wyłącznie na
siebie i swoje błędne decyzje.
- Akki –
powiedział zdrobniale starzec podnosząc się powoli z krzesła.
Opierając ciężką, pomarszczoną dłoń na ramieniu kobiety – nie możesz obwiniać się za to co było dawno
temu. Byłaś wtedy nieodpowiedzialna, dumna. Myślisz, że
miałaby Ci to za złe, gdyby żyła? - po tych słowach Akiko
wzięła głęboki wdech.
- Nie... nie
wiem. Raion – sama...skąd pewność, że Harribel nie żyje?
Znaleźli jej ciało?
- Nie, ale z
tego co donieśli zwiadowcy to walkę stoczyła z niejakim Buntą z
Silbern...
- Quincy z
mocami Shinigami. - przerwała Akiko podchodząc w międzyczasie do
szafki, na której leżały sztylety. - Nie przegrał ani jednego
pojedynku prawda? - mężczyzna kiwnął twierdząco głową.
- Nie przegrał.
Obawiam się, że on i pozostali Wandenreichowie mogą zainteresować
się tymi terenami. Zwłaszcza, że jeden z naszych patroli został
zaatakowany przez Quincy.
- Jak to? To
niemożliwe, by tak szybko zajęli całą granicę.
- A jednak to
zrobili. Zaatakowali oddział Kadetów. Gdyby nie przebywający
Keiken Yutakana z oddziałem nie wiem czy Kadeci by przeżyli. Musimy zachować czujność i nie narażać się na
bezpośredni atak. Nie mamy szans w otwartym polu. Zwłaszcza, że
mamy na głowie problem z podziałem wśród Łowców. -
Akiko słysząc to westchnęła przeciągle. - Część z nich tylko
czeka na dogodny moment, by zaatakować. Zwłaszcza Koshaku Borupe.
- Koshaku Borupe
od dłuższego czasu nie wykazuje żadnego zainteresowania naszym
zamkiem – odparła Akiko chowając sztylet za pas.
- Moja droga.
Ten Shinigami nie ma w sobie za grosz przebaczenia, ani litości.
Nie mógł znieść porażki z moją osobą i przysiągł, że się
zemści. Jego zamek jest równie potężny jak nasz, a może i
jeszcze potężniejszy. Może połączyć siły z Wandenreich i
zaatakować Gulf. A wtedy...
- Do niczego
takiego nie dojdzie. Koshaku Borupe nie uzależnił od siebie
pomniejszych władców. Mogliby go zaatakować, gdyby opuścił
swoją fortecę...
-Nie musiałby
tego robić, moja droga. Borupe nigdy nie negocjował. Zna tylko
jeden sposób na wynegocjowanie warunków i tym sposobem jest pika
wbita w czaszkę każdego kto zechce mu się sprzeciwić. - Akiko
westchnęła zrezygnowana i wycierając zaschniętą dróżkę po
łzie odłożyła chusteczkę. Ze skrzyżowanymi rękoma podeszła
do Czempiona Hueco Mundo.
- Zatem co
możemy zrob... - przerwała gdy w korytarzu rozległ się hałas.
Odwróciła się w kierunku drzwi. Krzyki, obelgi, dźwięk metalu
zdawał się zbliżać. Aż w końcu drzwi otwarły się z wielką
siłą. Do środka weszło kilka zakapturzonych osób z dwoma
szablami na płaszczach.
- Emm...- zaczął
niepewnie damski głos – Akiko – sama... Raion – sama – po
tych słowach zakapturzona kobieta ukłoniła się.
- O co chodzi,
Haruhi? - odparła brązowowłosa kobieta uśmiechając się w
kierunku Łowczyni, która pospiesznie odwróciła wzrok.
- ZDEJMIJCIE MI
TO, PSY! - wrzasnął męski głos. Kobieta o imieniu Haruhi
podskoczyła. Odsuwając się odsłoniła siedzącego na ziemi
mężczyznę. Miał on na głowie worek, a jego dłonie
były zakute. Raion kiwnął głową w kierunku
grupy Łowców.
- Znam ten
parszywy zamek na pamięć. Darujcie sobie te śmieszne worki. - syknął
mężczyzna, gdy jeden z Łowców ściągnął mu worek. W jego
głosie dało się słyszeć nie tylko nienawiść i agresję, ale
też inny akcent. Miał na głowie pewnego rodzaju turban, a twarz
zasłaniała czerwona chusta. Pozostała część stroju nieznacznie
różniła się od uniformów Akiko oraz Łowców będących w
pomieszczeniu. Jednak jego porozdzierany płaszcz prezentował dwie
połamane szable, zwrócone ostrzami w dół.
- Saisho Galib
Zankokuna – oznajmiła Akiko podchodząc bliżej do siedzącego
mężczyzny i kładąc dłoń na ramieniu zamaskowanej kobiety,
która pomimo maski na twarzy była wyraźnie zawstydzona.
- Dobra robota. - dodała, bardziej do Łowczyni niż do pozostałych.
- Dobra robota. - dodała, bardziej do Łowczyni niż do pozostałych.
- Shiba Akiko –
wykorzystując moment mężczyzna o imieniu Galib próbował
gwałtownie poderwać się w kierunku młodej władczyni, jednak w
ułamku sekundy Raion pojawił się za nim i stojąc tyłem do niego
przyłożył mężczyźnie sztylet do gardła. - H-ha...Jak zwykle
kryjesz się za tym...robactwem. Nigdy nie klęknę przed kimś tak
marnym i słabym. Ty...władcą Gulf? Większą robotę zrobiłby
ślepy Gillian. - kobieta pokiwała głową. W ciszy zaczęła bawić
się kapturem Łowczyni stojącej obok. Przekrwione zielone oczy
Galiba płonęły nienawiścią bacznie obserwując młodą
władczynię.
- Saisho...Zankokuna
– powtórzyła – Tak lepiej brzmi. Właśnie dlatego ktoś tak
słaby i marny został władcą. Osoba słaba zyska na sile. Może
jutro...może za sto lat, ale zyska. I stanie się silna. A egoista,
pozostanie egoistą. Myślisz, że Łowcy, których zabrałeś ze
sobą będą Ci posłuszni z własnej woli? Nie...będą Ci
posłuszni, ponieważ się Ciebie boją. Kilka dni temu czterech
ludzi, w tym jeden Vasto Lorde z Twojego oddziału wrócili do Gulf.
Nadal uważasz, że utrzymasz przy sobie tych ludzi kierując się
tylko i wyłącznie własnym interesem? Jaki jest Twój interes?
Chcesz zostać władcą, królem czy może najpotężniejszym
człowiekiem w Hueco Mundo, Soul Society i cholera wie gdzie
jeszcze?
- To są
narzędzia do zabijania, nie ludz...- po tych słowach Akiko bez
zastanowienia uderzyła mężczyznę w twarz.
- Akiko –
szepnął poddenerwowany Raion spoglądając na Galiba. Jego głowa
była odwrócona obserwując nieistniejący punkt na przyciemnionej
ścianie. Milczał.
- Brak Ci wiary.
- odezwał się po dłuższej chwili przekręcając głowę z
nieprzyjemnym chrzęstem. - Niewiernych spotka surowy osąd i kara.
Zacznę od Ciebie, Shiba. Utnę Ci ramię...byś zrozumiała, że
podnoszenie ręki na mężczyznę jest niedozwolone.
Chociaż...chociaż nie wiem czy będzie okazja zrobić to przed
NIMI. - dodał Galib z szyderczym uśmiechem. Akiko masując obolałą
pięść ponownie spojrzała na mężczyznę, tym razem pytająco.
- Co chcesz
przez to powiedzieć? - spytał Raion – GADAJ! - mówiąc to
przycisnął mocniej sztylet do szyi mężczyzny, który mimowolnie
wydał z siebie jęk. W odpowiedzi zaśmiał się szyderczo. Jednak
jego śmiech nie trwał długo.
- Wan...Wandenreich...
- wydukał zamykając kurczowo oczy. - Idą...tu...tutaj.
Mnóstwo...kobiet...mnóstwo mę- mężczyzn. Białe...białe
mundury.
- Wystarczy. -
oznajmił Raion – Zabrać go stąd. - grupa Łowców posłusznie
podniosła Zankokuna'e z podłogi, by po chwili wyprowadzić go z
pokoju Akiko. Kobieta o imieniu Haruhi również podążyła za
grupą pozostałych towarzyszy, gdy w pewnym momencie poczuła na
ramieniu dłoń brązowowłosej, która uśmiechając się
powiedziała ściszonym głosem:
- Zobaczymy się później. - zamaskowana kobieta ponownie
odwróciła wzrok i nic nie mówiąc kiwnęła twierdząco głową,
by pospiesznie wyjść z pokoju. Gdy zamknęła za sobą drzwi Akiko
ponownie podeszła do okna wpatrując się w bezkresną pustynię.
- Znowu to
zrobiłaś, Shiba – odezwał się Czempion Hueco Mundo podchodząc
do kobiety. Zawsze zwracał się do niej po nazwisku, gdy tylko
wyprowadzała go z równowagi. Akiko przewracając oczami odparła
po chwili:
- Wiesz, że to
był jedyny sposób. Galib nic by nie powiedział...przecież wiesz.
- Uderzanie
spętanego więźnia również nie było mądrym posunięciem. Jako
władca nie możesz się tak łatwo prowokować.- kobieta syknęła.
Spodziewała się, że Raion, jako człowiek kierujący się głównie
honorem nie pochwali jej zachowania. Skrzyżowała dłonie w dalszym
ciągu obserwując to co działo się za oknem. Tym razem jej uwagę
przykuła grupa kilku osób, których czubki włóczni odbijały się
w słonecznych promieniach. To byli Łowcy z jej oddziału
patrolujący okolice zamku.
- Za Twoim
pozwoleniem – ciągnął dalej starzec - zbiorę oddział
najlepszych Senmonka i wyruszę w przeciągu godziny. Wandenreich
mogą być bardzo liczni. Wyczekamy ich i zaatakujemy od pleców. W
zamku przebywa oddział Adjuchasów – najemników, którzy
zaatakowaliby dla niepoznaki od frontu i wycofali się. Zmusimy ich do
walki na dwa fronty lub do pościgu za Adjuchasami wciągając ich w
ten sposób w ruchome piaski. Wykorzystamy przewagę w terenie.
- Odmawiam. -
odparła Akiko spoglądając prosto w oczy mężczyzny, który po
raz pierwszy wydawał się zaskoczony. - Doceniam Twoje umiejętności
taktyczne, jednak ktoś musi pełnić rolę władcy w Gulf. A Ty
masz największe doświadczenie, Raion – sama. – to ostatnie
dodała z lekkim uśmiechem na twarzy. Raionowi jednak nie było do
śmiechu.
- Nie...nie
rozumiem. Tytuł władcy? Dobrze usłyszałem?
- Dobrze
usłyszałeś. Ktoś musi ogarnąć ten bajzel pod moją nieobecność
tak? - mówiąc to nasunęła na twarz maskę i kaptur i odwracając
się wolnym krokiem ruszyła w kierunku drzwi.
- Nie...nie
zgadzam się, Akiko. Słyszysz? - zaprotestował mężczyzna szybkim
ruchem chwytając kobietę za rękę. Akiko stanęła spuszczając
głowę.
- Raion –
sama. - odezwała się po chwili milczenia nie spoglądając jednak
w kierunku Czempiona. - Oddając władzę w Gulf w moje ręce dałeś również możliwość podejmowania własnych decyzji. Zbierz
Senmonka, sprowadź oddział Vasto Lorde, koszta nie mają
znaczenia. Adjuchasi mogliby sobie nie poradzić.
Raion-sama...podczas mojej nieobecności stajesz się władcą Gulf.
- po tych słowach uwolniła rękę i podeszła do drzwi.
- Chodzi o tego
Arrancara, prawda? - kobieta zatrzymała się. Odwróciła głowę w
kierunku starca stojącego w tym samym miejscu. -
Dlaczego...dlaczego chcesz się poświęcić dla kogoś kto jest już
martwy. Chcesz wyprzeć tych Wandenreich czy raczej dokonać zemsty
na kimś kto może się pośród nich znaleźć?
- Zbierz ludzi, Raion-sama. - odparła kobieta niemalże szeptem i
opuściła pomieszczenie zostawiając Czempiona Hueco Mundo samego.
======================================================================================================================================
- Oddziały
Soldat zachować czujność! To nie są ćwiczenia! – krzyczał
donośny męski głos. - Nie wiemy co nas czeka! Jednak musimy
pokazać tym parszywcom, że kto atakuje naszych ludzi atakuje
samego Cesarza Wandenreich! - po tych słowach odezwała się
triumfalna salwa głosów gotujących się do walki. Mężczyzna ze
specyficzną odmianą hełmu ciągnął dalej swoją motywacyjną
mowę. Żołnierze wtórowali to głośniej, to ciszej. Jednak to
wszystko nie było w stanie dotrzeć do Bunty, który sprawiał
wrażenie nieobecnego. A to wszystko przez Nią, przez kobietę,
przy której stracił chwilowo panowanie. A teraz jest tutaj...jest
w Jego głowie. Cały czas przed oczami pojawiał się wzrok Tier,
jednak ten dobry, łagodny, a nie zimny i obojętny. Zacisnął
wściekle pięść. „To na nic”, pomyślał zrezygnowany sądząc,
że w ten sposób przestanie myśleć o Harribel i pocałunku z Nią.
Westchnął zrezygnowany.
- Bunta-sama!
Proszę uważać! - jeden z mężczyzn szybkim ruchem chwycił Buntę
za ramię przyciągając do siebie. Ogromna para gorącego powietrza
wystrzeliła w górę. Syn Cesarza wrócił do rzeczywistości,
jednak potrzebował na to dłuższej chwili.
- Dzięki. -
odparł krótko i jak gdyby nigdy nic znów pogrążył się w
myślach. „Nie mogę...Przepraszam Bunta” te słowa przez cały
czas szalały w głowie mężczyzny. Nie potrafił ich z niej
wyrzucić. Pragnął jedynie Jej pomóc, jednak nie przypuszczał,
że może to przybrać tak niespodziewany obrót. W pewnym momencie
zatrzymał się i bez słowa dobył zza pleców miecz. Pusty wydał
z siebie przeraźliwy ryk, by po chwili rzucić się w jego
kierunku. Mężczyzna używając Shunpo pojawił się za potworem,
którego rozpłatane ciało zaczęło powoli opadać na boki. Bunta
kątem oka spojrzał to na potwora, to na oddział, który zdawał
się być zaskoczony jego natychmiastową reakcją.
- Ruszać się.
– rzucił od niechcenia wskazując ruchem ręki przed siebie sam
nie wiedząc, gdzie dokładnie powinien się kierować. Poprawiając
maskę spojrzał w górę, na palące słońce, które wcale nie
ułatwiało sprawy. Bunta wraz z oddziałami Soldat i drugim
oddziałem Stern Ritter przemierzali bezkresną pustynię długimi
godzinami. W końcu ich uwagę przykuł dym oddalony od nich o
kilkanaście metrów. Przyspieszyli kroku mając nadzieję, że będą
mogli się tam zatrzymać i odpocząć. W końcu za piaszczystym
wzgórzem pojawiło się coś co przypominało drewniany mur, a zza
niego ta sama szara chmura dymu, którą widzieli wcześniej. Część
Soldatów odetchnęła z ulgą, a niektórzy zaczęli ściągać
swoje maski przeciwgazowe. Bunta jednak nie podzielał ich
entuzjazmu.
- Uważajcie. -
powiedział donośnym, aczkolwiek niegłośnym głosem Bunta –
zauważono nas. Zachować czujność. - w kierunku Wandenreich
zmierzała grupa osób, które w bardzo szybkim tempie przybliżała
się do nich. Nie byli oni jednak tak liczni jak oddział Bunty.
- Czego tu szukacie?! -
krzyknął kobiecy głos. Bunta uniósł dłoń na
znak, by jego ludzie zatrzymali się. Sam również stanął.
Kobiecie towarzyszyło kilka osób odzianych w kaptury i maski, oraz
długie brązowe płaszcze. Bunta oparł dłonie na biodrach.
Przypomniał sobie, że właśnie tacy ludzie zaatakowali Wandenreich. - Czego tu szukacie? - odezwała się ponownie ta sama
kobieta. Bunta od razu zauważył dziurę nad prawą piersią. „Jej
reiatsu...to bez wątpienia Vasto Lorde”. Ubiór kobiety jednak
znacznie odbiegał od tego, który nosili jej towarzysze. Jej twarz
zakrywała maska przypominająca wilczy pysk. Była przyodziana w
ten sam brązowy płaszcz, co pozostali. W lewą dłoń wbudowane
były długie pazury, mieniące się w palącym słońcu,a jej ciało
pokryte było w niektórych miejscach szarym futrem. Bunta zauważył,
że ramiona przyozdabiane były złotymi naramiennikami, które z
pewnością nie były jej naturalną ochroną, podobnie też było z
prawym kolanem.
- Szukam
odpoczynku dla moich ludzi. - odparł mężczyzna.
- Przy okazji miałbym kilka pytań. - kobieta wpatrywała się w
oczy Bunty z zauważalną pogardą.
- Może jeszcze
żarcia i dziwek dla tej hołoty? - odparła z ironią w
głosie, a pozostali jej towarzysze zawtórowali śmiechem. Bunta
pokiwał głową. Dobył miecza. W odpowiedzi kobieta wystawiła
pazury do przodu przyjmując postawę bojową. Podobnie uczynili jej
ludzie dobywając broni. Oddział Bunty w mgnieniu oka przywołał
swoje duchowe bronie napinając je w kierunku potencjalnego
przeciwnika.
- Nie ruszać
się. - rozkazał Bunta – Sam to rozstrzygnę. Słuchajcie –
zwrócił się w kierunku grupki osób. - Chciałem wiedzieć tylko jedną rzecz. Potem...kto wie...może puszczę Was wolno.
- Naprawdę
sądzisz, że w pojedynkę pokonasz Łowców Shinigami, hę? Sam
przypominasz jednego z nich, grubasie. - odwarknęła złowrogo
kobieta. Bunta uniósł ostrze wskazując na Vasto Lorde.
- Nie jestem
gruby...to wina zbroi. - po tych słowach w mgnieniu oka pojawił się
za kobietą odwrócony plecami. Hollow jęknął, gdy poczuła jak
ostrze dotyka jej pleców. Jej towarzysze również wydawali się
zszokowani ową sytuacją. - To jak będzie? Naprawdę nie lubię i
nie chce kończyć tego w ten sposób, rozumiesz, Łowco Shinigami?
- kobieta ponownie jęknęła nie mogąc się ruszyć.
- J-jak? -
wykrztusiła – Jakim...cudem...
- Lata praktyki.
A teraz powiedz dlaczego Twoi ludzie zaatakowali posterunek
Wandenreich?
- Jaki
posterunek...jacy...- przerwała gdy mężczyzna zabrał ostrze
sprzed jej pleców i pojawił się przed nią.
- Dobrze
słyszałaś. Twoi ludzie zaatakowali moich. - mówiąc to podszedł
do członka Stern Ritter i odebrał płaszcz, na którym widniały
dwie skrzyżowane szable.
- T-to Akiko. To
nie my! To ludzie Akiko – odparła szybko kobieta. - My mamy inny
znak. Hej Ty, odwróć się. - mówiąc to wskazała na najbliższego
towarzysza, który bez słowa odwrócił się pokazując swój herb,
na którym widniały dwie połamane szable skierowane w dół.
- Kim jest
Akiko? To też Łowca?
- Tak...i to
bardzo potężny. Akiko Shiba to władca Gulf. Darujcie sobie szturm.
Nic nie zdziałacie. Ich zamek jest nie do zdobycia.
Potrzebowalibyście czegoś więcej niż kilku oddziałów.
- Gdzie leży
ten cały zamek? - ciągnął dalej Bunta zastanawiając się na ile
takich obozów może jeszcze natrafić. Kobieta opisała dokładnie
gdzie leży siedziba Akiko.
- Ta... - mówiąc
to jej głos zadrżał – Ta dziwka pojmała naszego władcę,
mojego władcę. - Bunta spojrzał w jasnożółte oczy kobiety,
które zaczęły lśnić. - Dopilnuj by zdychała długo, baaaaardzo
długo. Weź tych ludzi ze sobą, proszę. -ciągnęła dalej- Znają
te tereny jak własną kieszeń. Przeprowadzą Was przez wszystkie
pułapki i ruchome piaski. Ta suka z pewnością wie o Waszym
pojawieniu się w Hueco Mundo. Przygotuje zasadzkę. Uważaj... jak
masz na imię, Panie?
- Bunta,
pochodzę z Silbern. - po słowach Wandenreicha Łowcy towarzyszący
kobiecie wymienili pomiędzy sobą spojrzenia i szepty zaskoczenia.
- B-Bunta –
powtórzyła z niedowierzaniem kobieta – Ten mistrz miecza? -
mężczyzna niechętnie kiwnął głową – To prawda, że
pokonałeś Harribel w kilku krokach?
- A Ty jak masz
na imię, Vasto Lorde? - spytał zmieniając temat.
- Umm... Kimiko Hono No
Yona. Wybacz mi moje zachowanie, Bunta-sama.
- Kimiko- san. -
odparł mężczyzna – Czy możemy zatrzymać się w Waszym obozie?
Moi ludzie potrzebują odpoczynku. - kobieta kiwnęła twierdząco
głową i idąc w milczeniu obok Bunty co chwilę spoglądała na
Niego ukradkiem.
- Jesteśmy na
miejscu – oznajmiła kobieta, gdy drewniane wrota rozwarły się.
Bunta wszedł powolnym krokiem do obozu, a za nim oddziały
Wandenreich. Znajdowało się tu mnóstwo szałasów, przy których
tliły się ogniska, wokół których siedzieli inni Łowcy zajęci
rozmową, grą w karty czy też kości. Kimiko zaprowadziła Buntę i jego
towarzyszy do większej, kamiennej chaty, której styl budowy
znacznie różnił się od tych występujących w obozie. Syn
Cesarza odetchnął.
Akiko siedziała
na kamieniu przepuszczając przez palce pustynny piasek. Nie miała
pojęcia ile czasu minęło. Spodziewała się, że Wandenreich
pojawią się w lada moment, jednak nic takiego nie miało miejsca.
Silny podmuch wiatru sprawił, że piasek uleciał z dłoni kobiety.
Podparła się na pięści obserwując niebo. Chmury leniwie
przemieszczały się od czasu do czasu zasłaniając palące słońce.
Nie trwało to jednak zbyt długo. „Mogłam zostać w zamku
ech...nieważne.” pomyślała ściągając kaptur i maskę.
Westchnęła zamykając oczy. „Nawet jeśli ON tam będzie to niby
jak go poznam? Mam się pytać każdego Wandenreich który to Bunta z
Silbern? ” skrzywiła się na samą myśl. Zawsze była bardzo
niecierpliwa i nieprzewidywalna w swoim działaniu. Rzadko kiedy
miała plan, nie mówiąc nic o sytuacji awaryjnej. Z jednej strony
wiedziała, że to zasługa Baraggana, jej dziadka, z drugiej jednak
opieka ze strony Raiona sprawiła, że zmieniła swoje podejście w
niektórych sprawach i wyciszyła w sobie kilka swoich negatywnych
cech, takich jak arogancja, duma czy pycha.
- A-Akiko-sama?
- kobieta drgnęła, słysząc za sobą głos. Odwróciła się i
uśmiechnęła na widok znajomej kobiety.
- Haruhi! -
odparła robiąc miejsce dla zamaskowanej kobiety, która usiadła
obok władczyni. Złączyła kolana i zaczęła nerwowo bawić się
palcami. - O co chodzi, moja droga? - Akiko wychyliła się
spoglądając prosto w niebieskie oczy Haruhi. Kobieta pospiesznie
odwróciła głowę w bok. Na co Akiko pokiwała głową i ujmując
podbródek kobiety zmusiła ją, by spojrzała jej w oczy.
- Ak-Akiko-sama
- zaczęła niepewnie Haruhi. -...ja...martwię się...naprawdę.
- Może być ich
wielu, Haruhi. Ale to są nasze tereny. Dlat...
- Ja..martwię
się o Ciebie, Akiko-sama. - władczyni przerwała. Tym razem to ona poczuła
onieśmielenie zaistniałą sytuacją. Haruhi spuściła głowę. Od
kiedy Akiko sięgała pamięcią kobieta ta zawsze była bardzo
nieśmiała i wycofana. Pomimo tego, że była doskonałym Łowcą,
to przy niej zawsze zmieniała się w cichą i rumieniącą się
dziewczynę. Teraz jednak władczyni ujęła dłonie Haruhi. Kobieta
posłała jej w odpowiedzi pytające spojrzenie. Akiko uśmiechnęła
się lekko. Drugą dłonią zsunęła kaptur z głowy Haruhi,
odsłaniając blond włosy sięgające za ramiona. Powolnym ruchem
zjechała na ciasno uwiązaną bandanę. Ściągnęła ją przy
pomocy palca. Od razu zauważyła silny rumieniec na twarzy Haruhi.
Dotknęła policzka kobiety, który wręcz pulsował z ciepła.
Władczyni poczuła jak dłonie Łowczyni zacisnęły się na jej
dłoni lekko drżąc. Uniosła twarz kobiety naprzeciw swojej. Była
to twarz typowej nastolatki, aniżeli dorosłej kobiety. Jednak nie
wyrażała nic więcej poza smutkiem i przygnębieniem. Jej usta i
oczy od razu to zdradzały. Akiko przejechała palcem po dolnej
wardze kobiety przybliżając się lekko do niej. Haruhi w
odpowiedzi uczyniła tak samo.
- Śmiało... I nie mów do mnie tak oficjalnie...Akiko-chan...chcę to usłyszeć z Twoich ust. –
szepnęła Akiko i uśmiechając się zjechała dłonią na pas. Nie
była pewna, czy dodała w ten sposób otuchy. Jednak Haruhi
przybliżyła się jeszcze bardziej zatrzymując się na moment, by
po chwili delikatnie wpić się w usta Akiko.
Akiko pozwoliła
kobiecie przejąć inicjatywę, wiedziała, że Haruhi czekała na
tą chwilę bardzo długo. Chwyciła dłońmi twarz Akiko
pogłębiając pocałunek. Władczyni starała się delikatnie na
nie odpowiadać. Drugą dłonią objęła kobietę w pasie. Poczuła
jak język Haruhi powoli i niepewnie wsuwa się w usta. Oddech
Łowczyni stał się szybszy i intensywniejszy, podczas gdy ich
pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Powoli traciły
nad sobą panowanie, zwłaszcza Haruhi, której dłonie zjechały na
uda Akiko. Kobieta jeździła dłonią po nodze władczyni od czasu
do czasu ją mocniej chwytając, jednak z każdą chwilą
przybliżając się do jej krocza. W pewnym momencie Akiko przerwała
pocałunek. Czując nadal smak Haruhi na swoich ustach zaczęła
całować jej ucho, od czasu do czasu zaczepnie przygryzając. W
odpowiedzi słyszała tylko jęki i przyspieszony oddech swojej
wybranki. Po omacku starała się rozpiąć górną część stroju
chcąc dostać się do szyi.
- Akiko-chan... – westchnęła Haruhi, gdy Akiko chwyciła ją za pierś i zaczęła
delikatnie zaciskać dłoń. Nie chciały przerywać tej chwili.
Obie kobiety zapomniały nawet o tym, że w każdej chwili mogą
pojawić się Wandenreich.
W oddali dało się
słyszeć silną eksplozję i zmierzającego pospiesznie Vasto Lorde
w kierunku całującej się pary. Akiko oderwała się od swojej
kochanki słysząc bieg jednego z najemników. Spojrzała na Haruhi,
która leniwie otworzyła oczy.
- Co..się...co
się dzieje? - spytała wciąż oszołomiona Akiko.
- Pani...zbliżają
się...Wandenreich atakują. Są liczni..bardzo liczni...Towarzyszą
im inni Łowcy Shinigami. - Akiko zaklęła pod nosem.
- Szlag...Pierwszy
Oddział Senmonka musi zaatakować możliwie szybko. To na pewno
ludzie Galiba, jestem pewna. Na nic ruchome piaski i pułapki. Niech najemnicy czekają. Jeśli podejdą wystarczająco blisko
użyjcie Cero. Celujcie w ludzi Galiba. Haruhi – zwróciła się
do w dalszym ciągu siedzącej Łowczyni. Kucając naprzeciwko niej
i łapiąc za dłonie oznajmiła:
- Dołącz
do Oddziału i każ im czekać. Gdy wejdą w potrzask zaatakujecie
ich od boku. - Haruhi poderwała się na równe nogi i kiwając
twierdząco głową naciągnęła kaptur. Twarz natomiast zasłoniła
Akiko. - Zobaczymy się jeszcze, obiecuję. - pocałowała
kobietę przez chustę, której dłonie spoczęły na biodrach
Akiko. - Uważaj na siebie. - Łowczyni używając Shunpo zniknęła
po chwili za niewielkim piaszczystym pagórkiem. Obserwowała
jeszcze przez dłuższą chwilę wzniesienie, za którym zniknęła
Haruhi.
- Najemniku... - zwróciła się do Vasto Lorde nasuwając w
międzyczasie maskę i kaptur.- Czy wśród Wandenreich...zauważyłeś
kogoś...nie wiem..kto w jakiś sposób wyróżniał się wśród
nich?
- Emmm...chodzi
o Łowców Galiba? - spytał zdziwiony Hollow. Kobieta kiwnęła
przecząco głową. Nie wiedziała w jaki sposób zapytać o Buntę.
Potężna
eksplozja przerwała ciszę. Akiko odwróciła głowę. Chmura dymu
unosiła się zza wzniesienia. - Haruhi. -
jęknęła władczyni bez namysłu rzucając się w kierunku
wzgórza. „Nie rozumiem” pomyślała używając Sonido. Chmura
dymu powiększała się z każdym użytym przez kobietę Sonido. Gdy
w końcu dotarła na wzgórze zobaczyła jak 3 Oddział Senmonka
walczy z Wandenreich. „Przecież szli prosto na nas...jakim cudem
znaleźli się tutaj? Chyba że...” Spojrzała raz jeszcze na pole
bitwy i dostrzegła jak niektórzy Wandenreich nie giną, a
zamieniają się w piasek i rozsypują. „Technika Pustynnych
Klonów, niech to szlag.”. W miejscu, w którym stała Akiko
wyłonił się Łowca Shinigami. Kobieta uchyliła się w ostatniej
chwili. Zakapturzony mężczyzna stał ze spuszczoną głową jakby
czekając na ruch Akiko.
- Gotuj broń,
Shiba. - odparł unosząc topór i celując nim w kobietę.
- Nie mam
zamiaru tracić czasu na walkę z klonem. - odpowiedziała mierząc
mężczyznę srogim spojrzeniem.
- Rozumiem. -
Łowca zatopił się w piasek, by ponownie wyskoczyć, tym razem za
Akiko. Kobieta dobyła sztyletu blokując uderzenie. Syknęła
czując przytłaczającą siłę.
- Czemu im
pomagacie? Dlaczego to robicie?
- Wróg naszego
wroga jest naszym przyjacielem. Powinnaś o tym wiedzieć, Shiba.
Nigdy nie wybaczę Ci porwania naszego króla. - mężczyzna znów
zatopił się w piasek, jednak tym razem się nie pokazał. Zamiast
niego zaczęła strzelać gorąca para, przypominająca gejzery.
Kobieta wybiła się w górę. W tym samym momencie para wystrzeliła
za nią. Gdy już miała jej sięgnąć za jej plecami pojawił się
ten sam Łowca.
- Mam Cię –
odparł ze spokojem unosząc topór do ostatecznego uderzenia.
- Jesteś tego
pewien? - spytała Akiko, gdy para przeszła przez jej ciało
pozostawiając na jej ciele ślady przypominające zwierciadło.
Mężczyzna wydawał się zaskoczony. Nim się zorientował Akiko
była już za nim. Delikatnym, szybkim ruchem przebiła plecy
mężczyzny.- Technika Pustynnych Klonów nie działa na tej
wysokości, sługo Galiba. Umrzesz nim wylądujesz na ziemi.
- P-przeklinam
Cię, Shiba. - wydukał mężczyzna dusząc się własną krwią –
Ciebie i..i całe Gulf. O-oby Bun-Buntaaaaa.... - nie zdołał
jednak dokończyć. Gdy Akiko wyjęła ostrze z ciała mężczyzna
opadł bezwładnie na ziemię.
- Bunta...jednak
przybyłeś. - powiedziała kobieta sama do siebie. Dobywając
drugiego sztyletu szybkim krokiem ruszyła na pole bitwy. Zauważyła,
że do walki włączyli się już najemnicy oraz Pierwszy Oddział
Senmonka. Nadal jednak nie wydawało się by Oddziały Akiko
dominowały w tej bitwie. Zauważyła jak kilku naraz Łowców
zostało przebitych przez ogromną strzałę przypominającą
oszczep. Jej uwagę zwrócił leżący w pobliżu Wandenreich, z
którego powoli uchodzi życie. Ściągnął zakrwawioną ręką
maskę przeciwgazową odsłaniając twarz. Była to młoda kobieta o
ciemnej cerze i czarnych długich włosach. Obserwowała
władczynię aż w końcu wyciągnęła w jej kierunku dłoń. Nie
trwało to jednak długo, ponieważ dłoń Soldata opadła po chwili
bezwładnie, a sama kobieta zmarła z otwartymi oczami. „Nie
odrodziła się...” pomyślała kucając obok ciała Wandenreich i
zamykając jej oczy. „Czyżby...” Uniosła głowę i zaczęła
obserwować najbliższe wzgórza. „Tak myślałam” pomyślała
widząc na nich sylwetki osób, nad którymi rozbłyskiwały się
czerwone promienie, by po chwili pojawili się Wandenreich, którzy
zamienili się przed momentem w piasek.
- Hej Wy! -
krzyknęła do stojącej grupki Vasto Lorde. - Widzicie tamtych na
wzgórzach? - najemnicy spojrzeli przed siebie mrużąc oczy i
kiwając twierdząco głowami. - Zajmijcie się nimi! - w tym
momencie jeden z Vasto Lorde padł otrzymując kilka strzał w
plecy.
- Biegnijcie!
Już! - wrzasnęła Akiko atakując Quincy, tym samym osłaniając
najemników zmierzających w kierunku ludzi na wzgórzach. Soldaci
zostali pokonani przez Akiko w ułamku sekundy. Zamieniając się w
piasek połączyli się z pustynią. W pewnym momencie zauważyła
Haruhi walczącą z kilkoma Wandenreich. Kobieta szybko rozprawiła
się z odzianymi w maski przeciwgazowe Quincy. W ostatniej chwili
odskoczyła unikając strzały mężczyzny odzianego w specyficzny
hełm. Mężczyzna pojawił się za Łowczynią chwytając ją za
rękę i rzucając na najbliższą ścianę. Akiko widząc to
zacisnęła dłonie na sztyletach chcąc pomóc swojej kochance.
Jednak drogę zastąpiło jej kilku Soldatów oraz Łowców Galiba.
Bunta wydobył
ostrze z klatki piersiowej przeciwnika. Spojrzał przed
siebie. Zwycięstwo zdawało
się być bliskie. Oddziały Wandenreich napierały na Oddziały
Łowców będące w kompletnej rozsypce, po tym jak Łowcy Galiba
wykorzystali technikę Pustynnych Klonów jako przynętę na
rozstawionych Łowców z Gulf wprowadzając tym samym w błąd.
- Za Matkę! – wrzasnął jeden z Łowców rzucając się na Buntę
i zasypując go gradem potężnych uderzeń. Bunta przyjął
wszystkie uderzenia na miecz, po czym wykorzystując moment uderzył
Łowcę w twarz odrzucając go na pewną odległość. W pewnym
momencie za plecami Łowcy wyłoniło się z przeraźliwym rykiem
stworzenie przypominające...Shinigami. W ułamku sekundy wgryzło
się w szyję mężczyzny, tym samym uśmiercając go.
- C-co to jest?
- Bunta cofnął się kilka kroków do tyłu. Stwór uniósł głowę
i spojrzał na zamaskowanego mężczyznę. Miał on na sobie
poszarpaną szatę Shinigami. Dziwnej odmiany miecz, wbudowany w
ramię oraz czarne oczy. Bunta nie wiedział czy owa istota jest
człowiekiem czy raczej tylko czymś zaklętym w ludzkie ciało.
Wydając przeciągły ryk potwór ruszył w kierunku Bunty machając
przez cały czas ostrzem. Bunta w ułamku sekundy użył Shunpo
pojawiając się za stworem. Potwór próbował się obejrzeć,
jednak zanim to uczynił upadł na plecy z rozpłataną głową. Nie
miał jednak czasu przyjrzeć się owej kreaturze. Uderzając
obydwoma mieczami o siebie ruszył przed siebie. Zatrzymał się
widząc Łowcę opierającego się o kamień. Mężczyzna nie miał
na głowie żadnego kaptura ani maski, a na twarzy malował się
grymas bólu. Trzymał się za udo, które mocno krwawiło. Bunta
podszedł do rannego Łowcy, którego twarz na jego widok przybrała
wrogi wyraz. Nie mógł jednak nic zrobić.
- Zrób to,
Wandenreichu, byle szybko. - odezwał się po chwili. Bunta jednak w
odpowiedzi schował jeden miecz i zanurzając dłoń w jedną z
kieszeni dobył bandaże, którymi zaczął opatrywać rannego.
Łowca zaniemówił.
- Jestem kiepski
w leczeniu. - szepnął Bunta wiążąc koniec bandaża w supeł. -
To powinno zatrzymać krwotok. Znajdź jakieś bezpieczniejsze
miejsce.
- D...Dlaczego?
- wykrztusił w końcu Łowca. - Dlaczego...dlaczego mi
po...pomogłeś?
- Jesteś ranny.
Rannym się pomaga, nie dobija. - podniósł się słysząc w
oddali swoje imię.
- Bunta-sensei!
- krzyczał Soldat, który utykając zmierzał w kierunku Syna
Yhwacha. - Niedobrze! Zabili Łowców na wzgórzu. Żaden z naszych
nie może się odradzać. - Bunta położył dłoń na ramieniu
Soldata, kiwając przy tym twierdząco głową. Wbiegł na wzgórze
rozbrajając i ogłuszając napotkanych Łowców. Zauważył członka
Stern Ritter, a właściwie jego głowę nabitą na włócznię.
„Barbarzyńcy” pomyślał mężczyzna wchodząc powolnym krokiem
na wzgórze. Zatrzymał się słysząc płacz. Rozejrzał się. Jego
uwagę przykuła osoba siedząca na ziemi. Była to Łowczyni.
Podszedł bliżej. Od razu dostrzegł na plecach dwie skrzyżowane
szable. Kobieta trzymała na kolanach inną Łowczynię. Głaskała
ją po policzku. Łzy od czasu do czasu kapały na twarz martwej
kobiety rozmywając krew i zabrudzenia.
- Nie jestem w
nastroju do walki. Odejdź! - Bunta stanął w miejscu. Nie sądził,
że ktokolwiek będzie w stanie go wyczuć, tym bardziej z tak dużej
odległości. Miał wrażenie, że ten przeciwnik może sprawić mu
nie lada kłopot.
Akiko wbiła dwa
sztylety w Łowcę. Ostatkiem sił próbował zaatakować kobietę włócznią. Ta jednak używając Sonido uniknęła uderzenia i w
mgnieniu oka rozbroiła i tak umierającego już przeciwnika.
Spojrzała na konających u jej stóp Quincy i Łowców. „Nie
odradzają się” pomyślała. W głębi serca poczuła ulgę.
Zdawała sobie sprawę, że Wandenreich i Łowcy Galiba są teraz
osłabieni. Z zamyśleń wyrwał ją ognisty pocisk, który wylądował
niedaleko za Nią. Zauważyła, że katana Haruhi zamieniła się w
żywy ogień. Kobieta zasypywała członka Stern Ritter potężnymi
atakami, których parowanie powodowało rozprysk iskier na każdą
stronę. Mężczyzna cofał się używając do obrony swojego
duchowego łuku. Nie był w stanie wyprowadzić żadnego kontrataku.
Ciosy Łowczyni były szybkie, jak i potężne. Zamaskowany mężczyzna
odskoczył do tyłu i napinając duchową strzałę próbował oddać
strzał w kierunku Haruhi, która używając Sonido znalazła się
pod mężczyzną kopiąc go w rękę. Strzała poszybowała w górę.
Wolną dłonią próbował chwycić Haruhi za kark, jednak kobieta
szybko odskoczyła w bok lądując tym samym na ziemi. Gdy się
wyprostowała poczuła jak ktoś chwyta ją za nogę. Nim spojrzała
w dół poczuła jak pazury mocno wbijają się w łydkę. Krzyknęła
z bólu i dźgając mieczem w rękę próbowała się oswobodzić.
„Cholerni Yosutebito” pomyślała Haruhi zaciskając zęby. W
którymś momencie złowroga dłoń puściła nogę kobiety
zostawiając po sobie poszarpane spodnie i paskudną ranę.
- Ostatnie
życzenie? - zamarła słysząc męski głos za swoimi plecami. Nim
zdążyła zareagować poczuła jak lśniąca strzała wbiła się w
plecy. Jęknęła widząc czubek strzały wychodzący środkiem
klatki piersiowej. Wypuściła z dłoni katanę, która wróciła
już do swojej pierwotnej formy. Spojrzała przed siebie widząc
Akiko zmierzającą w jej stronę. Haruhi nie miała siły już
krzyknąć. Mogła się jedynie uśmiechnąć.
„Akiko...proszę...nie bądź zła...na mnie...na siebie...pozostań silna...taka jak zawsze...Od kiedy...Cię zobaczyłam... pierwszy raz...wiedziałam...wiedziałam,że...muszę zrobić wszystko...żebyś...Akiko...tak bardzo...chciałabym Ci to wszystko teraz powiedzieć...Tak bardzo chciałabym to zrobić...Nie bądź smutna...Bądź sobą...Akiko...Akiko...Tak...Tak bardzo Cię kocham... Nie tylko...jako mój władca...jako...jako ktoś...więcej...”
Haruhi wygięła się w łuk i poleciała bezwładnie przed siebie, prosto w ramiona Akiko. Kobieta delikatnie odłożyła ją na ziemi. Zacisnęła dłoń w pięść. Spoglądając na mężczyznę, który przygotowywał się do oddania kolejnego strzału, rzuciła w niego sztyletem. Mężczyzna odbił ostrze, które poleciało w górę. Spojrzał ponownie w miejsce, w którym wcześniej stała Akiko. Nie było jej tam. Była natomiast za nim. Nim zdążył się odwrócić kobieta wbiła mu drugi sztylet w nogę, tym samym ją przebijając. Mężczyzna wrzasnął padając na kolano. Kobieta używając Sonido chwyciła w powietrzu wybity sztylet, by po chwili znaleźć się naprzeciwko niego. Akiko nadal miała spuszczoną głowę. W pewnym momencie nie wytrzymała i z jej krtani wydobył się szloch, który natychmiast usłyszał Wandenreich.
„Akiko...proszę...nie bądź zła...na mnie...na siebie...pozostań silna...taka jak zawsze...Od kiedy...Cię zobaczyłam... pierwszy raz...wiedziałam...wiedziałam,że...muszę zrobić wszystko...żebyś...Akiko...tak bardzo...chciałabym Ci to wszystko teraz powiedzieć...Tak bardzo chciałabym to zrobić...Nie bądź smutna...Bądź sobą...Akiko...Akiko...Tak...Tak bardzo Cię kocham... Nie tylko...jako mój władca...jako...jako ktoś...więcej...”
Haruhi wygięła się w łuk i poleciała bezwładnie przed siebie, prosto w ramiona Akiko. Kobieta delikatnie odłożyła ją na ziemi. Zacisnęła dłoń w pięść. Spoglądając na mężczyznę, który przygotowywał się do oddania kolejnego strzału, rzuciła w niego sztyletem. Mężczyzna odbił ostrze, które poleciało w górę. Spojrzał ponownie w miejsce, w którym wcześniej stała Akiko. Nie było jej tam. Była natomiast za nim. Nim zdążył się odwrócić kobieta wbiła mu drugi sztylet w nogę, tym samym ją przebijając. Mężczyzna wrzasnął padając na kolano. Kobieta używając Sonido chwyciła w powietrzu wybity sztylet, by po chwili znaleźć się naprzeciwko niego. Akiko nadal miała spuszczoną głowę. W pewnym momencie nie wytrzymała i z jej krtani wydobył się szloch, który natychmiast usłyszał Wandenreich.
- Dla-dlaczego...
- wykrztusił z siebie po dłuższej chwili milczenia. Władczyni
pociągnęła nosem i unosząc głowę spojrzała prosto w oczy
mężczyzny. Jej oczy były już zaczerwienione. Chwytając
mężczyznę za hełm odparła:
- Mogłabym...mogłabym
spytać o to samo. - przyłożyła mężczyźnie sztylet do gardła.
W odpowiedzi przełknął głośno ślinę.
- P-prosze...lit-litości...
- w oczach Akiko stanęły łzy, z których jedna popłynęła
kawałek po policzku, by po chwili wsiąknąć w maskę. Trzęsącą
dłonią zabrała sztylet sprzed gardła Wandenreicha i odwróciła
się od niego. Robiąc parę kroków w kierunku martwej Haruhi
gwałtownie obróciła się rzucając sztyletami w klęczącego
mężczyznę. Głowa wyleciała w powietrze, a Akiko chwytając
odciętą głowę w locie nabiła ją na włócznię, która
należała wcześniej do Łowcy służącemu Galibowi.
- Ty... -
powiedziała patrząc prosto w martwe oczy Wandenreicha – Ty
okazałeś jej litość, gdy była ranna? OKAZAŁEŚ JEJ LITOŚĆ?!
- wrzasnęła padając w tym samym momencie na kolana i chowając
głowę w dłoniach. Siedziała tak kilka minut, w całkowitej
ciszy. Nie była nawet pewna, czy bitwa się już skończyła, czy
nie. Nie obchodziło ją to. Wszystko straciło sens. Powoli
odwróciła się i spojrzała w miejsce, gdzie leżała martwa
kobieta. Do oczu Akiko ponownie napłynęła kolejna fala łez.
Wstając jednak z ziemi zrobiła kilka niezdarnych kroków w
kierunku Haruhi, której głowa zwrócona była w stronę Władczyni.
Ten widok dobijał kobietę jeszcze bardziej. Ponownie padła na
kolana. Trzęsącą dłonią dotknęła kaptura martwej Łowczyni,
by po chwili go zsunąć.
- M-mar...- nie
dokończyła dusząc się własnym szlochem. Gwałtownie
przyciągnęła do siebie Haruhi mocno się w nią wtulając. Łzy
same cisnęły się kobiecie do oczu. Nie potrafiła i nie chciała
tego powstrzymywać. Czuła to. Czuła straszliwy ból, straszliwą
pustkę.
- Najpierw... - szepnęła niewyraźnie – Najp...dziadek...ter.... - wzięła głęboki wdech – teraz...ter...NIE MOGĘ... - mocno zaszlochała chowając głowę w blond włosach. Zamknęła oczy. Nadal miała nadzieję, że to tylko zły sen. Zły sen, z którego szybko się wybudzi widząc ponownie Haruhi. Tą samą, z którą będzie mogła się droczyć, którą będzie mogła wprowadzać w zakłopotanie, która będzie się rumienić, a czasem nawet uśmiechając. Że spoglądając w głębie jej niebieskich oczu znów będzie mogła poczuć się szczęśliwa, że będzie mogła poczuć się jak ktoś więcej niż tylko Władca Gulf. Tytuł ten nie miał znaczenia, gdy mogła być dla jednej osoby cały światem, sensem życia.
Wiedziała, że podobała się kobiecie od dawna. Akiko jednak nie potrafiła tego dostrzec. Wolała zwodzić Haruhi, od czasu do czasu flirtując z nią, tylko po to, by potem na jej oczach robić to samo z inną kobietą, budząc tym samym zazdrość u nieśmiałej Łowczyni. Bawiąc się uczuciami nie zdawała sobie sprawy jak bardzo ją raniła. Haruhi jednak w dalszym ciągu czekała. Czekała na swoją wybrankę. Teraz to wszystko zaczęło docierać do Akiko. Zdała sobie sprawę, że miała Haruhi na wyciągnięcie ręki, którą w każdej chwili mogła złapać wprowadzając tym samym ciepło do zmarzniętego serca Łowczyni. „To nie musiało się tak skończyć...” pomyślała Akiko gładząc zimny policzek Haruhi. Łzy, kropla po kropli, spadały na jej twarz rozmywając skrzepniętą krew. Akiko spojrzała przed siebie.
- Najpierw... - szepnęła niewyraźnie – Najp...dziadek...ter.... - wzięła głęboki wdech – teraz...ter...NIE MOGĘ... - mocno zaszlochała chowając głowę w blond włosach. Zamknęła oczy. Nadal miała nadzieję, że to tylko zły sen. Zły sen, z którego szybko się wybudzi widząc ponownie Haruhi. Tą samą, z którą będzie mogła się droczyć, którą będzie mogła wprowadzać w zakłopotanie, która będzie się rumienić, a czasem nawet uśmiechając. Że spoglądając w głębie jej niebieskich oczu znów będzie mogła poczuć się szczęśliwa, że będzie mogła poczuć się jak ktoś więcej niż tylko Władca Gulf. Tytuł ten nie miał znaczenia, gdy mogła być dla jednej osoby cały światem, sensem życia.
Wiedziała, że podobała się kobiecie od dawna. Akiko jednak nie potrafiła tego dostrzec. Wolała zwodzić Haruhi, od czasu do czasu flirtując z nią, tylko po to, by potem na jej oczach robić to samo z inną kobietą, budząc tym samym zazdrość u nieśmiałej Łowczyni. Bawiąc się uczuciami nie zdawała sobie sprawy jak bardzo ją raniła. Haruhi jednak w dalszym ciągu czekała. Czekała na swoją wybrankę. Teraz to wszystko zaczęło docierać do Akiko. Zdała sobie sprawę, że miała Haruhi na wyciągnięcie ręki, którą w każdej chwili mogła złapać wprowadzając tym samym ciepło do zmarzniętego serca Łowczyni. „To nie musiało się tak skończyć...” pomyślała Akiko gładząc zimny policzek Haruhi. Łzy, kropla po kropli, spadały na jej twarz rozmywając skrzepniętą krew. Akiko spojrzała przed siebie.
- Nie jestem w
nastroju do walki. Odejdź! - odparła po chwili, a jej wzrok
ponownie utkwił na twarzy Haruhi. Odgarniając jej włosy z twarzy
uśmiechnęła się lekko pod maską.
- Również
wolę unikać walki. - dało się słyszeć odpowiedź. Był to
niski męski głos. Akiko odwróciła głowę. Jej oczom ukazał
się potężnej postury mężczyzna, ze stalową maską na twarzy.
W dłoni dzierżył miecz. Widząc reakcję Akiko stanął w
miejscu. Kobieta wzruszyła obojętnie ramionami.
- No i co z
tego? Chcesz medal? Wynoś się i mnie nie wkurwiaj! - warknęła
kobieta. Mężczyzna uniósł ostrze do góry obserwując jak blask
słonecznych promieni przechodzi przez nie.
- Chciałbym...-
odparł po chwili – Ale nie mogę... Szukam niejakiej Shiby
Akiko. - kobieta jęknęła cicho. Zsunęła powoli Haruhi
spoglądając ostatni raz na usta kobiety.
- A czego taka
kupa mięcha może od niej chcieć? - mówiąc to zrobiła kilka
kroków w kierunku mężczyzny. W tym momencie dwa sztylety
poleciały w stronę Akiko, która nie myślała nawet by robić
unik. Kątem oka spojrzała za siebie. Yosutebito padł z przebitą
klatką piersiową wydając z siebie ostatni jęk.
- Nieźle. -
odparła odgarniając swoje brązowe włosy do tyłu. - W nagrodę
możesz mi zdradzić swe imię. - mężczyzna zaśmiał się przez
moment.
- Zrobię to.
Pod warunkiem, że Ty powiesz mi gdzie znajdę Shibę.
- Skąd wiesz,
czy przed nią nie stoisz? - mówiąc to dobyła sztyletu. - CERO!
- wrzasnęła po chwili. Żółta fala wystrzeliła z dłoni
kobiety prosto w mężczyznę zalewając go żółtym, jaśniejącym
światłem, przypominającym laser.
- Rany rany...
- usłyszała mężczyznę stojącego na włóczni, na którą
Akiko wbiła niedawno głowę jednego z sojuszników zamaskowanego
wojownika. - Myślałem, że tylko rozmawiamy. - mężczyzna, mimo
swej postury zeskoczył i bezszelestnie wylądował na piasku
ponownie spoglądając na głowę swojego towarzysza. - Nie będę
nawet pytał czyja to sprawka, ale tamci Łowcy mieli
rację...uważacie się za wielkich Łowców Głów...czy tam
Łowców Shinigami, a dla mnie...zachowujecie się jak zwykłe
skurwysyny. - mężczyzna ocierając wolną dłonią zbroję w
ułamku sekundy pojawił się za Akiko, która w odpowiedzi
wykonała równie szybkie Sonido. Mężczyzna ponownie wykonał
Shunpo, tym razem dwukrotnie pojawiając się przed i za
Władczynią, która zdezorientowana wykonała szybki krok na
najbliższą skałę.
- Jesteś
całkiem irytujący Wandenreichu... - odparła zamykając oczy.
Mężczyzna stał tuż za nią. - Dlaczego mnie lekceważysz? -
odwróciła się w kierunku Wandenreicha krzyżując dłonie na
klatce piersiowej.
- Zadałem Ci
pytanie. Wiesz gdzie znajdę Akiko Shibę? - kobieta westchnęła.
Brązowe oczy Akiko spojrzały prosto w oczodoły maski.
- Nawet jeśli
ją znajdziesz. To...trzy...nie...dwie....
- Hmmm? -
mężczyzna przekręcił pytająco głowę.
- ...minuty...tyle
wytrzymałbyś Wandenreichu, zanim dotarłoby do Ciebie, że jesteś
już częścią historii. A Twoja cyrkowa maska odpadłaby z połową
twarzy.
- Bunta-sensei!
Bunta- sensei! – rozległ się krzyk. Zamaskowany mężczyzna
drgnął oglądając się w kierunku zbliżającego się głosu.
Nim jednak zdołał zareagować Akiko znalazła się za Soldatem i
szybkim ruchem ogłuszyła go wracając przed oblicze mężczyzny.
- A więc, to
Ty jesteś Bunta...Bunta z Silbern. - odparła po chwili Akiko, a w
jej oku pojawił się błysk.
- Poznałaś
moje imię, Łowco. Chce... - przerwał, gdy został zmuszony do
sparowania gwałtownego ataku od pleców ze strony Akiko.
- CERO! -
krzyknęła unosząc i wyginając dłoń. Żółta, narastająca
fala światła ponownie wystrzeliła w kierunku Bunty, który
ponownie wykonał unik. Wykonując Sonido pojawiła się nad nim
Akiko atakując go, tym razem nogą. Mężczyzna zablokował jej
kopnięcie ręką. Bunta wypchnął Akiko. Kobieta użyła Sonido
pojawiając się na ziemi. Bunta uczynił po chwili podobnie stając
naprzeciwko swojej rywalki.
- Zatem...-
spytał Wandenreich unosząc ostrze w kierunku Akiko. - powiesz mi
gdzie znajdę Akiko Shibę? Nie mam czasu...
- Nie masz dużo
czasu, to prawda. - przerwała kobieta – Zostało Ci półtorej
minuty.
- Półt...
rozumiem. - odparł Bunta poprawiając zapięcie maski – A więc
to Ty jesteś...Shiba Akiko. Od samego początku miałem dziwne
uczucie, że to właśnie Ty. Nie przypuszczałem, że sam Władca
stanie do walki.
- Wiesz
Bunta...zazdroszczę Ci sławy. Twoje imię dotarło aż tutaj, na
nasze pustynne zadupie, wiesz. - odparła Akiko opisując kilka
okręgów sztyletem.- Przyznam szczerze...nie chciało mi się tu
nawet do Ciebie fatygować. Równie dobrze Ty i ta Twoja ferajna
mogła połamać sobie kły na murach mojego zamku, ale...nie co
dzień spotyka się Królobójcę. Nie mogłam odmówić sobie
takiej okazji. Przyznam szczerze, że nieco inaczej wyobrażałam
sobie człowieka, który zamordował....Harribel. - Bunta syknął
zaciskając dłoń na rękojeści. Bez uprzedzenia zaatakował
Akiko od frontu. Kobieta w ostatniej chwili sparowała atak. Był
on na tyle potężny, że odrzucił kobietę na sporą odległość.
- No proszę... trafiłam w czuły punkt, he? Czy może zawsze
lubisz atakować bez ostrzeżenia?
- Hipokrytka...
- warknął mężczyzna opuszczając ostrze ku ziemi – Nigdy o
Was nie słyszałem, ale nic dziwnego, że zachowujecie się jak
najgorszy sort zwierząt – mówiąc to wskazał ostrzem na
odciętą głowę swego towarzysza – kiedy tacy jak Ty obejmują
władzę. Popełniłaś błąd, Shiba. Zaatakowanie moich ludzi
było najgorszym posunięciem jakie mogłaś wykonać. Ale...czego
mógłbym się spodziewać po kimś, kto potrafi wprowadzać chaos
w szeregi swoich ludzi, nastawiając ich przeciwko nim, mam rację?
- kobieta zamknęła oczy. Bez słowa wyciągnęła drugi sztylet,
gotując się tym samym do walki. Mimo tego, że zawsze lubiła się
wdawać w dyskusje ze swoimi przeciwnikami, to dziś nie miała na
to zwyczajnie ochoty. Chciała to szybko zakończyć, wrócić do
zamku i spokojnie wypłakać się w poduszkę.
- Jak bardzo
był Ci bliski? -spytała po chwili wskazując na głowę nabita na
włócznię. - Był Twoim przyjacielem?
- Co to ma do
rzeczy?
- A to, że
Twój przyjaciel zabił... - Akiko wzięła głęboki wdech –
zabił kogoś, kto był mi bardzo bliski... - Bunta przypomniał
sobie moment, w którym pierwszy raz ujrzał Akiko, która trzymała
na kolanach Łowczynię. - Zabił ją...jak tchórz...w
plecy...gdy...gdy nie mogła nic zrobić. Nie mogłam mu tego
darować... i Tobie też nie daruję...Nie daruję Ci tego, że
wtargnąłeś na moje ziemie i zrobiłeś tu burdel. - Kobieta bez
zastanowienia ruszyła w kierunku Bunty zasypując go serią
szybkich ciosów. Mężczyzna jednak ze spokojem odbijał każde
uderzenie napastniczki.
- CERO! -
krzyknęła kobieta wypuszczając żółtą kulę skierowaną
prosto w Buntę. Tym razem mężczyzna jednak nie starał się
uciekać z żółtej fali światła. Wykonując zamach skierował
ostrze prosto w laserową poświatę przecinając ją wpół.
Kobieta syknęła.
- No proszę –
oznajmiła i wykonując w tym samym czasie Sonido pojawiła się za
Buntą. Mężczyzna bez trudu sparował jej uderzenie, nawet się
nie odwracając. - Więc Twoje Zanpakuto posiada taką moc, hmm? -
mówiąc to zerwała kontakt i pojawiając się przed mężczyzną
próbowała przebić go na wylot. Bunta chwycił jedną dłoń
kobiety, a drugą zablokował jej cios. Nie odpowiedział na
pytanie Władczyni. Nie słyszał go...w jego głowie pojawił się
obraz walki z Tier, a konkretniej moment w którym jego ostrze
zetknęło się z ciemną skórą Arrancara. Moment, w którym
kobieta mogła zginąć i zginęłaby, gdyby nie pomoc Fumio. „Ta
kobieta...Akiko...nawet nie wie...” pomyślał Bunta odbijając
kolejne uderzenie swojej przeciwniczki. Nawet nie zwrócił uwagi
na to, że przez całą konfrontację nie wyprowadził ani jednego
ciosu. Znów przypomniał sobie moment, w którym doszło do
pocałunku między nimi. Moment, w którym Tier ujrzała jego
twarz...twarz, której wyglądu nawet on sam już nie pamięta. Nie
chciał jej pamiętać. „Przepraszam Bunta...nie mogę” te
słowa znów wryły się w głowę mężczyzny. „Nie mogę...”
powtórzył w myślach. Wrócił na moment do rzeczywistości, by
wykonać unik przed nadchodzącym uderzeniem. „To nie tak, że
Tier mi się podoba...” próbował jakby usprawiedliwić się sam
przed sobą. „Słabość? Zauroczenie? Może litość? Nie
wiem...po prostu...musiałem to zrobić...Tier
Harribel...Tier...Widocznie ma kogoś innego, kogoś na kim jej
zależy...”
- HEJ TY! -
wrzasnęła Akiko tym samym wyrywając Buntę z zamyślenia –
Może przestałbyś mnie lekceważyć i zaczął walczyć? W końcu
tak bardzo tego chciałeś!
- Czekałem...
- odparł mężczyzna atakując kobietę wolnym, aczkolwiek
potężnym ciosem.- czekałem i się nie doczekałem. Dwie minuty
już minęły, Shiba. A może nie jesteś nią?
- Draniu –
syknęła wściekle kobieta odskakując do tyłu. Schowała sztylet
za plecy, by po chwili wykonać szybki ruch ręką z ostrzem
skierowanym w dół. - Odbijaj wszystko, Kijutsu-shi. - dało się
zauważyć jak sztylety Akiko stają się przeźroczyste i
samoczynnie otaczają się reiatsu.
- Kijutsu-shi,
Złudne miraże – oznajmiła przyjmując postawę bojową. - Jak
bardzo był Ci bliski? - powtórzyła pytanie, w międzyczasie
tworząc obok siebie zwierciadło. Bunta spojrzał na kobietę.
- Bliski –
odparł po chwili spoglądając na lustro, w którym nie było
żadnego odbicia, tylko intensywny blask. - Życie bym za niego
oddał. - kobieta zaśmiała się.
- Nie będzie
takiej potrzeby – mówiąc to uderzyła trzonkiem sztyletu w
lustro rozbijając je na drobne kawałki. Nie opadły one jednak na
ziemię tylko zaczęły przemieszczać się w kierunku
Wandenreicha. - Wkrótce się z nim spotkasz. BAKUHATSU! -
wrzasnęła, gdy kawałeczki lustra znalazły się w pobliżu
Bunty. Ogromny wybuch i kłąb dymu otulił mężczyznę, który
nie był w stanie zareagować. Akiko będąc pewna, że Bunta
został pokonany dumnie odrzuciła bujnie włosy do tyłu. - Nawet
nie minuta. Daj znać, czy dogadałeś się ze swoim towarzyszem.
- Obawiam się,
że to musi poczekać – dało się słyszeć głos w chmurze
dymu. Mężczyzna wykonał potężny zamach rozpędzając
otaczający go dym. Robiąc kilka kroków naprzód oznajmił:
- Zastanawiałem
się czym jesteś. Pustym? Nie. Może Arrancar? Też nie... Jesteś
kim znacznie gorszym i podlejszym niż możesz sobie wyobrazić.
Twoja bezczelność i pycha przekracza wszelkie granice. Jesteś
zwyczajnym potworem, nie mającym uczuć...- Akiko zacisnęła
zęby. Była wściekła. Bardzo wściekła.
- T-traktowałam
Cię ulgowo. - warknęła – Jednak obserwowałam Cię
wystarczająco długo. To koniec. Kyogi no Shinkiro – po tych
słowach wycelowała sztyletem w zamaskowanego mężczyznę, który
ustawił swoje ostrze obok nogi, wysuwając lewą dłoń do przodu.
W pewnym momencie przed jego oczami ukazało się olbrzymie
zwierciadło, które w odróżnieniu od poprzedniego, pokazywało
odbicie Wandenreicha. Mężczyzna przyjrzał się przez moment
własnemu odbiciu. Wykonując powolny ruch ręką chciał upewnić
się, czy aby na pewno to co jest po drugiej stronie to jego
odbicie. To samo uczynił z mieczem. Bunta w lustrze wykonywał ten
sam ruch dłonią, mieczem, ciałem.
- Co to jest? -
szepnął sam do siebie zbliżając twarz i palce do zwierciadła.
Gdy palce mężczyzny już miały dotknąć zwierciadła nagle
ostrze Bunty z odbicia wbiło się w bark mężczyzny zmuszając go
do użycia Shunpo. Spojrzał na ramię, z którego powoli zaczęła
płynąć krew. Bunta ze zwierciadła chwycił dłonią ramy
zwierciadła i powoli unosząc nogę wystawił ją poza lustro. To
samo uczynił z drugą, aż w końcu cały klon mężczyzny stał
na tej pustyni Hueco Mundo spoglądając na swój oryginał.
Zwierciadło za Buntą rozpękło się, by po chwili zapaść się
w piasek. Odbicie zamaskowanego uważnie przyglądało się swojej
oryginalnej wersji. W ułamku sekundy wykonał Shunpo pojawiając
się za Buntą i atakując powolnym, potężnym atakiem. Mężczyzna
zablokował uderzenie, jednak cios był na tyle potężny, że
zmusił go do wykonania Shunpo. Klon również tak uczynił
pojawiając się niedaleko oryginału. Ponownie zaatakował Buntę,
tym razem jednak wykonał zamaszysty wymach w powietrzu, by po
chwili używając Shunpo znaleźć się za mężczyzną kończąc
atak. Cios był na tyle potężny, że odrzucił go. Bunta upadł
na ziemię. Podniósł się z niej w mgnieniu oka, ponieważ klon
wykonując serię szybkich Shunpo zmierzał w jego kierunku.
- Jak długo
zamierasz się bronić? - usłyszał kobiecy głos. Akiko uważnie
obserwowała Buntę. - Klony mają to do siebie, że posiadają
nieskończone pokłady energii. - Chwytając miecz w obie dłonie
Bunta sparował uderzenie swojego odbicia i zrywając szybko
kontakt, pojawił się za nim by wyprowadzić kontrę. Klon jednak
sparował jego cios, nawet nie odwracając się do Bunty. Mężczyzna
jęknął. Znał ten sposób obrony bardzo dobrze. „Skąd on zna
ten krok?” pomyślał mężczyzna ponownie atakując swojego
klona. Używając Shunpo próbował wypracować sobie pewną
przewagę w terenie. Odbicie niestety w dalszym ciągu dotrzymywało
mu kroku. Stanął odwracając się w kierunku swojego klona, który
ponownie wyprowadził powolny, potężny atak. Tym razem jednak
Bunta wykonał unik, by po chwili użyć Shunpo i pojawiając się
za swoim odbiciem, próbował mu zadać przebijający cios. Klon
jednak również wykonał unik. „ Tak jak myślałem. Robi uniki,
gdy nie potrafi zablokować takich uderzeń.” mężczyzna
obserwował sposób poruszania się i ataków swojego odbicia.
„Shiba...no tak. Obserwowałam Cię.” Mężczyzna sparował
uderzenie swojego klona i chwytając je za nadgarstek użył Shunpo
by przenieść się w pobliże Akiko. Uderzając klon łokciem
spowodował, że był on na moment zdezorientowany. W ułamku
sekundy dobył zza pleców drugie ostrze i szybkim ruchem zatopił
ostrza w klatce piersiowej swojego klona. Wyciągając ostrza
szybko chwycił nimi broń swojego klona i z potężną siła
posłał je w kierunku Akiko, która zaskoczona ledwo zdołała
wykonać unik. Klon Bunty w tym czasie zaczął rozpadać się
niczym kawałki szkła, aż w końcu całkiem zniknął. Mężczyzna
dzierżył dwa miecze skierowane na Akiko, której oczy nie kryły
zaskoczenia. Zauważyła jednak, że oddech Bunty był
przyspieszony.
- Walka z samym
sobą bywa najtrudniejsza. To dopiero początek.
- Dość tego
pieprzenia! - oznajmił wściekłym tonem Bunta. - Gadaj czemu
zaatakowałaś moich ludzi. - mówiąc to rzucił jednym ze swoich
ostrzy w kierunku Akiko, by w ostatniej chwili chwycić je i z
większą siłą zaatakować kobietę. Mimo otaczającego jej broń
reiatsu kobieta z trudem zablokowała uderzenie mężczyzny, które
było o wiele potężniejsze niż poprzednio. Syknęła wściekle i
używając Sonido znalazła się nad mężczyzną. Wymachując
sztyletem krzyknęła:
- Menimienai
girochin! - mężczyzna w ostatniej chwili usłyszał narastający
świst i wyskakując w powietrze zauważył, że coś z potężnym
impetem wryło się w ziemię. Walka zaczynała przybierać coraz
to poważniejszy charakter. - CERO!
- To nic nie
da! - używając Shunpo pojawił się za Akiko i celnym kopnięciem
posłał kobietę ponownie na ziemię, a Cero które zdołała
uformować poleciało na pole bitwy. Schodząc coraz niżej
zauważył jak jego rana zaczyna coraz bardziej krwawić. Wiedział,
że nie ma wyboru. Zrezygnowany wyrzucił jedno z ostrzy w górę:
„Wyrywaj serca-Sonshitsu” Zielona para zasłoniła Bunte. Akiko
podniosła się z ziemi zbierając sztylet i spoglądając z
niepokojem na złowrogi obłok.
- Jestem dużo
silniejszy! - odezwał się Bunta, jednak jego głos nie brzmiał
tak samo jak przedtem. Akiko chciała wykonać atak, jednak
zauważyła, że jej ciało w niektórych miejscach zaczyna coś
absorbować. „Trucizna” pomyślała. Bunta użył Shunpo, by
znaleźć się naprzeciwko kobiety. Spojrzał w prawo i uśmiechnął
się, gdy zauważył zbliżającą się do nich trąbę powietrzną.
- Idealnie – odparł, już normalnym głosem.
- Podbijaj-
Sonshitsu! - wokół mężczyzny pojawiły się trzy średniej
wielkości, zielone tornada, które zaczynały powoli wirować i
mimowolnie zbliżać się do Akiko. Jej ciało zaczynało coraz
częściej emanować lustrzaną powłoką. Absorbowała coraz to
większe dawki trucizny Bunty, która zdawać by się mogło, że
roznosiła się po całej okolicy. Jedno z tornad połączyło się
właśnie z pustynną trąbą powietrzną, by zwiększyć swój
zasięg rażenia i roznoszenia trucizny. Bunta nie czekając
dotknął ostrzem ziemi i powiedział:
- Zatruj –
Sonshitsu – w tym momencie pustynia wokół niego zamieniła się
w trujące bagno, które rozszerzało się gdy Bunta zbliżał się
do Akiko. Kobieta powoli wycofywała się, gdy jedno z tornad
pojawiło się za nią. Kobieta w ostatniej chwili użyła Sonido.
Poczuła jak z nosa zaczyna jej płynąc krew. „Co...co się
dzieje?” pomyślała przerażona. Zdawała sobie sprawę, że
tornada, jak i to bagno są technikami, a żadna z technik nie może
jej zranić. Widząc zbliżające się tornado machnęła ostrzem
krzycząc ponownie: „Menimienai girochin!” Niewidzialne
zwierciadło przeleciało jednak przez trąbę nie czyniąc mu
żadnych szkód.
- To tak nie
działa, Shiba! - oznajmił mężczyzna opierając swój wydłużony
miecz na ramieniu, które wcześniej krwawiło. Teraz jednak
zdawało się nie być na nim ani jednego zadrapania. Używając
Shunpo pojawił się Akiko i chwytając kobietę za ramię sprawił,
że zaczęło ono zamieniać się w absorbujące moc mężczyzny
zwierciadło. - Mieli rację...Naprawdę możesz wchłonąć każdą
technikę. Podziwiam. - kobieta zauważyła, że ton mężczyzny
zmienił się. Stał się bardziej arogancki i pogardliwy. Uścisk
mężczyzny stał się bardziej bolesny. Akiko syknęła z bólu. -
Pytam po raz ostatni. Czego chcieliście od Quincy? I dlaczego ich
zabiliście?
- CERO! -
krzyknęła celując dłonią w Buntę, z której wystrzeliła
żółta fala światła. Wiedziała, że chybiła, chciała jednak
w ten sposób uwolnić się z uścisku.
- Sądziłam,
że jesteś bardziej domyślnym człowiekiem. - odparła masując
obolałe ramię. - Moi ludzie nie zaatakowali tamtych Wandenreich.
Jesteśmy Łowcami Shinigami. Trudnimy się w chwytaniu Shinigami,
którzy załamali prawo. Nie mamy żadnego interesu do Wandenreich.
Doniesiono mi, że tamci Quincy zaatakowali posterunek moich
Łowców. Nie zwróciłeś uwagi na to, że na wieży wisiała
chorągiew z naszym znakiem? Moi ludzie uciekli. Bali się odwetu. - teraz
Bunta zdał sobie sprawę, że na jednej z wież faktycznie
powiewała flaga z herbem dwóch skrzyżowanych szabli. Spodziewał
się raczej tego, że miało to oznaczać zdobycie posterunku, ale
na miejscu nie spotkał ani jednego Łowcy. Nie był pewien czy
kobieta mówi prawdę. Wiedział jednak, że nie ma też podstaw,
by kłamać. - Dość gadania, Bunta. Zaczynasz naprawdę działać
mi na nerwy. Bankai! - Bunta widząc, że kobieta zaczyna
lewitować, a wokół niej pojawiają się kolejne ostrza szybkim
ruchem przeciął sobie dłoń mówiąc: „Kształtuj –
Sonshitsu”. Spływające krople krwi zaczęły przemieniać się
w żrącą substancję wgryzającą się w ziemię. Spojrzał w
górę i zauważył jak duża ilość sztyletów mknie w jego
kierunku niczym strzały. W ostatniej chwili zdołał użyć
Shunpo. Jeden ze sztyletów utkwił w udzie Bunty. Mężczyzna
wyciągnął je szybko. Zauważył, że Władczyni Gulf w dalszym
ciągu lewituje. Przeźroczyste oczy oraz lewitujące wokół niej
sztylety sprawiały, że wyglądała ona teraz niczym bogini.
Kolejne ostrza pomknęły w kierunku Bunty. I kolejne. Mężczyzna
był zmuszony do robienia uników. Zauważył, że ilość
sztyletów nie maleje. Używając Shunpo znalazł się nieopodal
kobiety celując w nią dłuższym mieczem. Akiko spojrzała na
przeciwnika swoimi przeźroczystymi oczami. Ruchem reki skierowała
kolejną falę ostrzy w kierunku mężczyzny. W pewnym momencie z
ziemi wyleciała humanoidalna istota kopiąca Akiko w szczękę.
Kobieta poleciała na najbliższe skały. Mężczyzna trzymał
ostrze przed sobą, gdzie pojawiła się jego marionetka. Była to
kształtem przypominająca małą dziewczynkę zielona substancja,
pokryta w niektórych miejscach ziemią. „To koniec?” pomyślał
Bunta rozglądając się wokół siebie. Para sztyletów poleciała
w jego stronę, jakby dając odpowiedź. Marionetka zablokowała im
drogę wchłaniając je w siebie. Bunta w pewnym momencie zauważył,
że podłoże zamieniło się w lustro, w którym widział swoje
odbicie. Nie widział nawet odbicia własnej marionetki.
Spostrzegł, że nie ma przed nim żadnej marionetki. Wokół niego
pojawiły się kolejne zwierciadła, które odbijały jego
sylwetkę, a niektóre lekko zniekształcały ją. Mężczyzna
dostrzegł, że nie jego ostrze nie jest w uwolnionej formie
Shikai. Usłyszał kroki. Zauważył, że w jego stronę zmierza
Akiko, której oczy i ostrza również wskazywały na to, że nie
są uwolnione. Kobieta zaśmiała się lekko. Po chwili chwyciła
się za głowę i z impetem zaczęła ją ciągnąć, jakby chciała
ją urwać. Bunta cofnął się gwałtownie i poczuł jak uderza o
coś za sobą. Obejrzał się za siebie, a za nim stała... Tier
Harribel. Miała na sobie swoją białą kurtkę zasłaniającą
połowę twarzy i odsłaniającą do połowy piersi i brzuszek. Na
plecach miała umiejscowiony swój miecz. Stała ze skrzyżowanymi
rękoma na klatce piersiowej. W pewnym momencie otworzyła swoje
zielone oczy i spojrzała na Buntę, który zaniemówił. Wyciągnął
dłoń w kierunku kobiety, by dotknąć jej policzka. Zielone oczy
obserwowały zamaskowanego mężczyznę, którego dłoń wylądowała
delikatnie na policzku kobiety, a właściwie na jej masce. Kobieta
zrobiła krok w stronę mężczyzny, jakby chciała powiedzieć
„TAK”.
- Tier –
wyszeptał mężczyzna – Odezwij się proszę.
- Dlaczego
chciałeś mnie zabić? - odezwała się Tier opierając się o
plecy Bunty, który teraz zorientował się, że nikogo nie dotyka.
- Dla swojego ojca? Dla własnej sławy? A może masz obsesję na
tym punkcie? - Bunta otworzył usta, jednak nie wydobył się z
nich żaden dźwięk. - Jak bardzo trzeba być ślepym, żeby to...
- nie dokończyła, gdy Bunta chwycił gwałtownie blondynkę za
gardło i zaczął je ściskać.
- Milcz. Wiem,
że jesteś tylko złudzeniem. - Tier w odpowiedzi zaczęła się
śmiać. Jej śmiech jednak był bardzo maniakalny. Wręcz do niej
niepodobny.
- Podobnie jak
pakowanie mi języka w usta...to była Twoja iluzja, wizja. Powiem
Ci coś... - kobieta położyła Buncie dłoń na ramieniu dając
mu tym samym do zrozumienia, że jego dłonie nikogo nie duszą. -
Wolałabym sobie wsadzić miecz w pizdę, niż robić to z Tobą.
Przynajmniej bym coś poczuła. Bunta spojrzał z obrzydzeniem na
Arrancara, który znów zaczął się śmiać wniebogłosy.
- Może
chcesz sobie popatrzeć? - po tych słowach chwyciła się za
spodnie chcąc je opuścić. Mężczyzna zauważył, że wzrok
kobiety również nie jest taki jak wzrok Tier, którą zdążył
poznać. - Co ja pierdolę...przecież już mnie widziałeś...i co
zrobiłeś? Gówno! Lepiej, żeby tamten mnie zerżnął! - mówiąc
to wskazała głową na mężczyznę średniego wzrostu, stojącego
w cieniu. Bunta obejrzał się i zauważył, że stoi tam Quincy,
którego zabił, w dość brutalny sposób broniąc Tier.
Wandenreich podszedł z szyderczym uśmiechem mijając Buntę bez
słowa i podchodząc do Harribel, która dotykała się po
piersiach wykręcając przy tym głowę. Mężczyzna chwycił
kurtkę Tier, by gwałtownie ją rozerwać i wyrzucić. Kobieta
zaśmiała się spoglądając w tym czasie na Buntę, który był
zdezorientowany.
- Będziesz tu
tak stać? - spytała Harribel zsuwając powoli spodnie i
pozwalając, by Quincy zaczął rozwalać jej maskę odsłaniając
w ten sposób jej duże piersi. Bunta dobył ostrza i bez namysłu
przebił Tier i Quincy'ego. Zauważył, że przebił tylko
powietrze. Miał jednak nadzieję, że w ten sposób pozbędzie się
tych obrazów.
- Wiem, co w
takiej główce siedzi. - usłyszał za sobą głos Tier, która
stała całkiem goła. Na jej twarzy jawił się szyderczy uśmiech,
a palce dłoni zapraszały do siebie mężczyznę. Bunta ruszył w
kierunku Tier przecinając ją. Harribel rozpłynęła się w
powietrzu. Podniósł głowę, a przed nim stała cała horda
nagich Tier. Bunta z rykiem ruszył na nie, tnąc na oślep
wszystko co się da. Śmiechy, przemieszane z docinkami przewijały
się przez głowę mężczyzny, który czuł, że powoli zaczyna
popadać w obłęd. Jego oddech stawał się z minuty na minutę
szybszy, a jego miecz ciął coraz wolniej. Aż w końcu nie
wytrzymał. Padł na kolana chowając twarz w dłoniach. W
najgorszych snach nie przypuszczał, że zostanie pokonany w ten
sposób. Uniósł głowę. Był otoczony przez swoich ludzi. Stali tu. W zakrwawionych mundurach, z rozwalonymi maskami, z bliznami na twarzach.
- Tak szybko
się poddajesz? - usłyszał kobiecy głos. Tym razem była to
Akiko. - Mówiłam, że walka z samym sobą bywa najtrudniejsza. - mężczyzna chwycił
miecz i cisnął nim w kierunku kobiety, która również
rozpłynęła się. Położył się zaciskając dłonie na głowie.
Czuł się jakby był w piekle, w jego najgorszym odmęcie. W życiu
nie czuł się bardziej bezradny. Co do jednego Akiko miała rację:
jego własne myśli, emocje wzięły nad nim górę. Stłumiły go.
Teraz zrozumiał. Nie pokonała go Akiko i jej technika. Pokonały
go własne koszmary, demony.
- Jesteś
żałosny Bunta. - usłyszał kolejny kobiecy głos. Tego głosu
jednak nie chciał słyszeć. - Niczego nie potrafisz zrobić sam.
- uniósł się, jednak kobieca stopa przycisnęła go do podłoża.
- S...Sonshitsu...
- wydukał. Kobieta uśmiechnęła się pogardliwie. Była to
średniego wzrostu osoba, o zielonkawym zabawieniu skóry.
Pozbawiona odzienia. Miała bardzo długie kruczoczarne włosy i
oczy zielonego koloru, łącznie z białkiem. Spoglądała na
mężczyznę, a jej stopa coraz mocniej naciskała na jego potężną
klatkę piersiową. - Cz-czego chcesz...
- Wypowiedz je!
Wypowiedz moje imię, jeśli nie chcesz tu zgnić. Nie pokonasz tej
techniki sam! - odparła i po chwili zabrała stopę i trzymając
miecze Bunty za ostrza podała mu je. Mężczyzna z trudem wstając
dobył mieczy i wykonując zamach wrzasnął „Sonshitsu!” W tym
też momencie przez pomieszczenie, którym znajdował się
mężczyzna przeszła potężna fala zielonego kwasu, który zaczął
powoli wyniszczać wszystkie zwierciadła. Lustra zaczynały powoli
pękać i załamywać się, a z wielkiego lustrzanego podłoża
zaczynała wydobywać się para. Grunt pod nogami Bunty zaczął
robić się bardzo niestabilny i gdy lustro pod nim pękło
mężczyzna, zdawać by się mogło, że zaczął spadać.
Ocknął się i
zauważył, że jest na pustyni. Na tej samej, na której toczył
walkę z Akiko, która jak
gdyby nigdy nic siedziała przy ciele tej samej Łowczyni, którą,
jak się dowiedział, zabił Stern Ritter. Akiko Shiba odwróciła
się i westchnęła widząc, że mężczyźnie udało się złamać
jej iluzję. Bunta zauważył, że nie ma już na głowie maski.
Zaniemówiła jednak, gdy zauważyła, że obok niego stoi...
czarnowłosa, piękna kobieta, zbliżona do niej wzrostem. Powoli
uniosła się z ziemi przyglądając się w dalszym ciągu Zanpakuto
Bunty.
- Nawet o tym
nie myśl, lesbo – przewróciła oczami Sonshitsu sprawiając, że
Akiko mocno zarumieniła się. - Interesują mnie
mężczyźni...dojrzali mężczyźni...tacy jak...Kijutsu-shi. -
Akiko spojrzała na swoje sztylety, by po chwili spojrzeć na
Sonshitsu. - Wyłaź słyszysz? WYŁAŹ!
- Sonshitsu...–
odezwał się Bunta, jednak w tym momencie kobieta jednym celnym
kopnięciem posłała mężczyznę na skały. Akiko otworzyła usta
z niedowierzania, że ta kobieta była w stanie z taką łatwością
posłać Buntę na ziemię.
- Jak...jak masz
na imię? - spytała wskazując palcem na czarnowłosą kobietę. W
mgnieniu oka pojawiła się przy Akiko chwytając ją boleśnie za
nadgarstek i wykręcając go.
- Czy pozwoliłam
Ci się do mnie odezwać, lesbo? - mówiąc to skręciła rękę
Akiko jeszcze bardziej, powodując że kobieta krzyknęła. - Wezwij
go tu. Nie będę dwa razy powtarzać. - Akiko mimo narastającego
bólu zamknęła oczy. Chwilę później zaczęła się przed nią
kłębić chmura dymu formująca się w lustro, z którego wyłonił
się średniego wzrostu mężczyzna, z długimi srebrnymi włosami
sięgającymi do połowy pleców. Tak samo jak Akiko, miał
przeźroczyste oczy. Jego szata sięgała aż samej ziemi,
przyozdobiona w dużą ilość luster. Widząc przed sobą Zanpakuto
Bunty westchnął przeciągle.
- Myślałem...
- odparł – myślałem, że nie będę musiał już oglądać tej
zakazanej twarzy.
- Iluzjonista...
kope lat, przyjacielu. - w głosie Sonshitsu dało się słyszeć
ironiczny ton wypowiedzi. - Dobrze wyglądasz. - mężczyzna nie
odpowiedział, na co kobieta tylko syknęła.
- Elokwentny jak
zawsze... - dodała po chwili ciszy spoglądając jak jej właściciel
pojawił się niedaleko niej. - To co? Ta Twoja lesbo-właściecielka
jest mną bardziej zainteresowana, a Ty nie? - to ostatnie dodała z
uśmieszkiem.
- Z-Zamknij się.
- warknęła zarumieniona Akiko.
- Ciii....Shiba.
- odezwał się jej Zanpakuto kładąc kobiecie dłoń na ramieniu.
- Sonshitsu o to chodzi. Karmi się negatywnymi emocjami. Nie ulegaj
jej prowokacjom. Nie umiała powstrzymywać swoich morderczych żądz.
Umiała tylko zab...
- Bla bla bla
...– odparła zirytowana brunetka bawiąc się lokiem. -
Zabijać...powtarzasz się, wiesz? Tak ciężko zrozumieć mnie i moją sztukę? Ale czego miałabym oczekiwać, po kimś kto uważa
się za jakiegoś marnego arystokratkę. Bunta... - mówiąc to
podeszła i położyła dłoń na klatce piersiowej mężczyzny,
który wydał z siebie cichy jęk, na moment zamierając w lekko
wygiętej postawie. Z jego ciała zaczęła emanować zielona para,
podobnie jak z oczodołów maski. Dało się zauważyć święcące
wręcz na zielono oczy spoglądające z niej. - Zabij tą lesbe. Nie chce oglądać pomarszczonej mordy Iluzjonisty. -
posyłając złowrogi uśmiech w kierunku Zanpakuto Akiko kobieta
zamieniła się w gęsty, zielony obłok.
- Dobrze, moje
dziecko...-zwrócił się ze spokojem do Władczyni Kijutsu-shi. -
Nie daj się dotknąć, nawet Twoja naturalna powłoka zbyt długo
nie oprze się tej zabójczej truciźnie. Bądź ostrożna. - po
tych słowach wszedł do zwierciadła, w którym początkowo się
pojawił. Lustro ponownie otoczyło się parą, by po chwili
zniknęło.
- Bankai –
oczy kobiety ponownie zalśniły. Zauważyła jednak, że Bunty
nigdzie nie było. Pojawiając się za kobietą ugodził ją w
plecy. Zorientowała się, że nie był to zwykły atak, lecz
technika, ponieważ czuła jak jej ciało zaczyna absorbować
technikę, Bunty, który używając Shunpo wrócił do miejsca, w
którym wcześniej się znajdował. Akiko zauważyła, że całe jej
ciało zaczyna stopniowo pokrywać się zwierciadłem, jakby
technika Bunty próbowała rozejść się po całym ciele kobiety.
Aż w końcu to poczuła. Nie chciała tego...ale wiedziała, że
nie może tego uniknąć. Padła na kolana i momentalnie
zwymiotowała. Chwyciła się za brzuch. Czuła jak na jej twarzy
zaczyna rozrastać się maska, rozchodząca się powoli na szyję,
prawą rękę, częściowo zakrywająca brzuszek oraz lewą nogę, w
której wyrosły również długie pazury, jak u Hollowa. Jej oczy
zmieniły kolor na czarny, z żółtymi przebarwieniami. Spojrzała
na prawą dłoń, która zamieniła się w łuskowatą, potężną
łapę, która była wręcz nieproporcjonalna do jej lewej ręki.
Spojrzała na Buntę, który pierwszy raz podczas walki wydawał się
być bardzo zaskoczony. Pierwszy raz widział coś takiego. Pierwszy
raz dane było mu widzieć częściowy proces Hollofikacji. Kobieta
używając Sonido pojawiła się za Buntą. Było to tak szybkie, że
Bunta mógł użyć jedynie swojego Shunpo. Nie był w stanie
zablokować tego ataku. Kobieta była o wiele szybsza. Wykonał
kolejne Shunpo pojawiając się w powietrzu. Kobieta w mgnieniu oka
pojawiła się za nim i potężnym zamachem prawej reki posłała
mężczyznę na ziemię. Bunta jednak w ostatniej chwili odbił się
od podłoża i wykonując Shunpo zaatakował Akiko od boku próbując
zranić ją w zmutowaną rękę. Jego uderzenie nie przyniosło
jednak żadnego efektu, gdy ostrze jedynie uderzyło w łuskę
Akiko, nie zostawiając po sobie śladu. Akiko szybkim ruchem
próbowała wbić sztylet w bark Bunty, jednak tym razem mężczyzna
zdołała zablokować to uderzenie. Czuł jednak, że cios ten jest
o wiele mocniejszy. Był pewien, że obecna forma ma na to wpływ.
Mężczyzna zrywając kontakt ponownie przystąpił do ataku, tym
razem od lewej strony. On i Akiko wzięli w tym samym momencie
potężny wymach i...
Kawałki stali
rozsypały się po okolicy. Akiko i Bunta byli tak samo zaskoczeni,
gdy w dłoniach dzierżyli zaledwie fragmenty swoich ostrzy.
- Jak
to...możliwe? - wyjąkała Akiko przyglądając się złamanemu
sztyletowi. - Przecież...
- Mówi się –
wtrącił Bunta ze spokojem – że gdy dwa Zanpakuto mają do
siebie urazę i ostrza właścicieli spotkają się ze sobą, mogą
się rozłamać. - Akiko spojrzała na mężczyznę. Odrzucając bez
słowa złamany sztylet dobyła kolejnego i rzuciła się na Buntę.
Jej ataki, mimo że były o wiele silniejsze i szybsze niż
poprzednio, stawały się coraz bardziej chaotyczne. Bunta wyszedł
z formy bankai, widząc że ataki Akiko są nieprzemyślane. Widział
jej wzrok, który mimo wrogiego koloru i spojrzenia, pokazywał, że
nie ma ona już ochoty na dalsza walkę. Jej wola walki złamała
się, podobnie jak ostrze, które dzierżyła. Mężczyzna parował
jej ciosy z coraz większym trudem. On również nie miał już
ochoty na walkę. Wiedział, że powinna się skończyć dawno temu.
Akiko i jej ludzie byli niewinni.
- Chcesz dalej
to ciągnąć? - spytał wypychając kobietę nieco do tyłu chcąc
tym samym złapać oddech. Kobieta ruszyła z krzykiem na mężczyznę,
tym razem atakując go prawą ręką. Mężczyzna zablokował cios
mieczem, podczas gdy kobieta wykonała wokół własnej osi obrót...
Sztylet Akiko przylegał do gardła Bunty, który nie mając w dłoni
swojego Zanpakuto uniósł dłonie do góry na znak poddania się.
Kobieta dyszała ciężko, w dalszym ciągu będąc w przemianie.
- Moje
gratulacje. Wygrałaś. - oznajmił Bunta. - Sławetny mistrz miecza, następca tronu Wandenreich, Bunta z Silbern został pokonany.Zanim jednak mnie
zabijesz, chciałbym żebyś mnie wysłuchała. Jako skazaniec mam
chyba prawo do ostatniego życzenia, prawda?
- Mów... -
odparła krótko Akiko dociskając sztylet do krtani mężczyzny.
- Chciałbym
żebyś... - zaczął niepewnie mężczyzna – .... udała się do
posterunku Wandenreich. Znajduje się on w świecie ludzi, na jednej
z niewielkich wysp...Spróbuj wyczuć reiatsu pewnej osoby... Osoby,
która nie zasługuje, by gnić w lochu. Osobie, której dałem
słowo, że ją stamtąd wyciągnę. Proszę Cię... Shiba Akiko...
uratuj... Harribel...Tier. - po tych słowach Akiko poczuła, jakby
ktoś ją uderzył. Zabrała sztylet spod gardła mężczyzny, a jej
maska zaczynała powoli się kruszyć. Nie było to jednak
spowodowane ustępującym procesem Hollofikacji.
- Ha-Harribel...żyje?
Przecież słyszałam...
- Żyje.
Zabraliśmy ją stamtąd, to prawda. Ale w dalszym ciągu żyje.
- Kłamiesz! -
warknęła Akiko odrywając ostatni kawałek maski z twarzy.
- Czemu miałbym
to robić? Zwłaszcza przed śmiercią? Mój ojciec nie chciał jej
zabijać. Od początku to nie było jego planem. Prócz zawładnięcia
całym światem mój ojciec ma jeszcze jedno marzenie...Chce, aby w
jego szeregach pojawili się Quincy z mocami Pustych...To dlatego
pojmał Tier żywą. I chciał... i chciał, żebym to ja był ojcem
jej dzieci...- po tych słowach Bunta spuścił głowę. - Mój
ojciec uważa, że moce Quincy są we mnie, tylko są ukryte. Nigdy
nie potrafiłem przywołać duchowej broni Quincy. Nie czuję jej w
sobie...
- Matko! Matko!
- dało się słyszeć zbliżające głosy. Byli to Łowcy
Shinigami. - Wygraliśmy, moja Pani! Wygraliśmy! Łowcy Galiba
uciekli, podobnie jak Wandenreich. - kobieta skinęła głową.
Jeden z Łowców stanął obok Bunty i przykładając mu ostrze do
pleców spytał:
- Co mamy z nim
zrob...
- Z całym
szacunkiem Pani – odezwał się jeden z obecnych Łowców robiąc
pokłon w kierunku Akiko - Ten Wandenreich mi pomógł. - mówiąc
to wskazał na swoją zabandażowaną nogę – Gdyby nie on...
- Nie mamy o
czym rozmawiać. - odezwał się Bunta – Rannym się pomoga, nie
dobija.
- Zabieramy go
do zamku... – odparła Akiko. - Schowaj miecz, Takashi.
- A..ale...Pani...
- Z dniem
dzisiejszym pragnę ogłosić, że w nasze szeregi wstąpił nowy
Łowca Shinigami, Bunta z Silbern. - mówiąc to odwróciła się w
kierunku mężczyzny, którego zaskoczenie dało się zauważyć
mimo maski. - Na razie zostanie poddany jednej próbie... Jeśli ją
przejdzie...stanie się oficjalnie jednym z nas...jeśli nie...to
zginie próbując ją wykonać. Mam rację, Bunta? - mówiąc to
kobieta puściła oczko w kierunku mężczyzny.
- Nie mam innego
wyjścia.
- Doskonale.
Pokażmy, więc naszemu nowicjuszowi jak gościnne potrafi być
Gulf. - odparła Akiko z uśmiechem. Bunta wiedział jednak, że
uśmiech ten jest wymuszony. Nie chodziło tu nawet o drwienie z
jego osoby, lecz o tamtą Łowczynię. Wchodząc na wzgórze
mężczyzna zauważył istne pobojowisko. Mnóstwo Łowców,
Wandenreich, Yosutebito i Pustych leżało w jednym miejscu.
- Nie myśl, że
nie wiem – szepnęła Akiko nie patrząc na Buntę, który w
odpowiedzi posłał jej tylko pytające spojrzenie. - Celowo
upuściłeś ten miecz...Celowo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz